Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
roślinawędrowna
Wieczne Pióro
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:56, 03 Lut 2011 Temat postu: Przez świat cały [NZ] |
|
|
Minęło dobre trzy miesiące, nim wzięłam się właśnie teraz za realizację pewnego pomysłu, długa przerwa w pisaniu.
Część I rozdziału I
Piraci już nie tylko legendą
"Spokój, wielki spokój, przestrzeń między łzami w oku."
Tekst piosenki zespołu Akurat
Pora, gdy śnieg sypie jak szalony, żeby naprawić swoje stanowisko w sprawie, jaka powinna być prawdziwa zima, a nikt się tym nie martwi, absolutnie każdy wyraża zgodę. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, rodziny dotąd rozdzielone usilnie starają się spotkać przy kilkudaniowej kolacji. Ostatnie produkty wędrują do kuchni, prezenty można zastać nieoczekiwanie, bawiąc się w przeglądanie dawno zapomnianych kątów. I gdy wprost wypada choć na chwilę zapomnieć o swoich troskach i zastanowić się, jakie marzenia można spełnić przynajmniej w tak metaforyczny sposób jak wypowiedzenie ich głośno podczas składania życzeń z magicznym słowem abyś.
Tak, rok rocznie, gdy pogoda dopisywała wszystko okrywało się krystalicznym blaskiem milionów płatków śniegu zebranych w zaspy, a ty i każdy znajomy mógł poznać życie od innej strony, gdy zachodziła odmiana wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Nawet wcześniej już zaczynała kumulować się atmosfera przy wspólnej gorączce przygotowań do tak jakże wielkiego wydarzenia.
Istnieją jednak osoby, którym wszechobecny mróz tylko konserwuje skute lodem serca. Nie potrafią się odnaleźć w uderzającej ich ze wszystkich sił aurze dobra, siłą bezwładności, nie bacząc na czas, popełniają straszne czyny i nie znają zmiłuj się. Niszczą tym święta sobie, a jeszcze bardziej unieszczęśliwiają ofiary, ale zło idzie dalej również w kierunku najbliższych, którzy nie są w stanie zapomnieć zaznanych krzywd.
Ci, co mają dużo intuicji, zwykle szybko przewidują, dokąd ich zaprowadzi każdy gest, dlatego nie ma wśród nich tylu niegodziwców. Życie jednak nie jest proste, wiele rzeczy można dowieść tylko w teorii.
Ubrana w sweter powstały własnymi manipulacjami przy drutach, Marianna ugniatała ciasto i z pogodą ducha już radowała się, że zobaczy ojca, który na pewno coś przywiezie ze swojej wyprawy, może coś ładnego, czym można nacieszyć oczy. Rzadko go widywała, zresztą rola oczekującego czekała i na całą rodzinę, i na każdego przyjaciela marynarza. Jej mama nie raz głośno powiadała przy wszelkich możliwych okazjach: ciekawe, jakie przygody teraz spotykają naszego podróżnika, kiedy u nas też nie lada hece. Na co Marianna zwykle odpowiadała - święta prawda, nie trzeba daleko się wypuszczać, by zaznać nie jednego. Teraz już lada moment pan Kapitan (nie był nim, ale i tak wszyscy niezaangażowani w ów fach takie składali mu pieszczotliwe wyrazy uznania) przypomni sobie czym jest stabilny grunt, gdzie nie trzeba martwić się o równowagę. Dłużyły jej się ostatnie chwile wypatrywania przez okno, a wciąż nikt nie nadchodził.
W końcu zniecierpliwiona wybrała się na przystań, żeby zaraz po wyjściu taty z pokładu od razu go przywitać. Statku jednak wciąż nie było, a i wzrok nie sięgał go jeszcze nawet na linii horyzontu. Lekko się zmartwiła, ale nie myślała, że jest sens na pochopne wnioski. Nawet jeśli faktycznie obowiązki wzywały go na razie w inne strony, nie mogła się teraz tego obawiać, póki nic pewnego. Jeszcze mógł ze sporym opóźnieniem się zjawić, najzwyczajniej świecie mógł wchodzić w grę chwilowy kaprys Posejdona. Przecież to zupełnie niewykluczone, znała tyle opowieści o nagłych sztormach, z którymi jednak można sobie, mając doświadczenie, spokojnie poradzić, że po prostu są wyczerpujące, wstrzymują podróż, ale jaka duma gdy się stawiło im czoła i wygrało.
Przykucnęła na drewnianym molu, otuliła się szczelniej szalikiem. Dołączało do niej coraz więcej żon marynarzy i ich dzieci. Gwar między nimi na razie brzmiał całkiem pogodnie, jednak piasek nieubłaganie przesypywał się we wszystkich nastawionych klepsydrach i ciężar jego ziarenek coraz bardziej zaczynał ciążyć w duszach całego zgromadzenia. Powoli Marianna razem z innymi przestawała się cieszyć zbliżającym się świętem, czuła, że w najlepszym wypadku ojciec nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, że czekało go jeszcze zadanie, ale jakie, któż to wie. Miała też znacznie gorsze koncepcje, które odbijała jak piłeczkę, a nawet gwałtownie uchylała się przed nimi jak przed żarzącymi kulami.
Niepotrzebnie jednak się obawiali, gdyż nagle przed nimi wyłonił się punkcik, który wprost rósł w oczach. Nie jeden westchnął z ulgą. Niektórzy już machali energicznie ku cierpliwie wyczekiwanemu obiektowi. Kiedy już był blisko, ukazał się okręt, który jednak nie wyglądał jak zwykle, nie tylko widać było, że jest poniszczony, nie błyszczał, nie zdawał się potężny i dumny, lecz sprawiał bardzo przykre wrażenie, które tylko podkreślało jego nienormalną marność. Nie tak dawne westchnienie się powtórzyło, już nie ulgi, lecz dając ujście zgryzocie.
- Ktoś tam musi być, ktoś musiał przeżyć! - krzyczała kobieta stojąca tuż koło Marianny. - Nie podoba mi się to, ale kto tam jest?
- Nie ważne kto, przynajmniej komuś się udało! - Głos się załamał drugiej sąsiadce Marianny. - Chociaż to werdykt, czy was, czy nas czeka gorycz.
Statek już przybijał, wyszedł z niego mężczyzna, kolega ojca Marianny, z potwornie krwawiącym ramieniem.
- Otarła się o mnie kula - rzekł z jękiem, po czym machnął ręką. - Ale nie to ma znaczenie! Cudem uniknąłem porwania, zaatakowali nas jacyś dziwni ludzie, nie chodziło im o towar, ani o pieniądze, tylko o załogę. Skrępowali mnie, a potem oswobodzili, mówili, że mam farta, bo zostałem wybrany na tego, co ocaleje. To było okropne i najgorsze, że to pewnie dla moich przyjaciół trwa nadal. Powinienem coś zrobić, ale nie wiem co, sam nic nie zdziałam.
W Mariannie narastał teraz tak wielki gniew, wiedziała, że mężczyzna sam na pewno sobie nie poradzi, ale na Boga, ona też tak tego nie zostawi, o nie! Poza tym istniała olbrzymia szansa, że ojciec żyje. Na pewno żyje, skoro podłym bandziorom chodziło o załogę! Szczęście w nieszczęściu, nie ma co.
- Nie martw się, jeśli ludzie byli celem napadu, są cenni, włos im z głowy pewnie na razie nie spadnie - pokrzepiła marynarza. - A my jakoś zadziałamy, zaradzimy, tu mnóstwo znajdzie się dzielnych śmiałków, którzy wezmą sprawy w swoje ręce, a piraci popamiętają! W końcu nasi marynarze to ciężka strata dla nas. Nie zostawimy ich na łaskę lub niełaskę tych drani!
Wściekłość z niej aż kipiała, gdy przemawiała w imieniu połowy miasta, której członkowie rodzin mieli aż za dużo wspólnego z morzem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lill
Autokrata Pomniejszy
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:14, 03 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Mało!
Cytat: | Tak, rok rocznie, gdy pogoda dopisywała wszystko okrywało się krystalicznym blaskiem milionów płatków śniegu zebranych w zaspy, a ty i każdy znajomy mógł poznać życie od innej strony, gdy zachodziła odmiana wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki. |
rokrocznie, przecinek po "dopisywała", "mogliście" zamiast "mógł".
I gdzieś tam było "na molu". Ale mól to takie zwierzątko, a molo się nie odmienia
Trudno mi się na temat takiego strzępka wypowiedzieć, kochana Roślino. Zalążek akcji jest, styl masz zacny i urzekłaś mnie tymi świętami. Acz brakuje mi jakiegoś konkretnego tła, mam poczucie, że to jakaś Marianna, jakiś statek, jakieś święta, ale bez konkretu. Tego mi trochę osobiście brakuje, ale nie mówię, że podobny sposób opisywania jest błędem.
No mało, mało, mało, ale będę czytać dalej, bo mimo mikrej akcji zdołałaś mnie zainteresować. Przede wszystkim stylem - lekkim, trochę podobnym do języka mówionego, kwiecistym i rozplecionym, co straszliwie lubię. Jak dasz następną część, zanim zapomnę o tej, na pewno przeczytam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
roślinawędrowna
Wieczne Pióro
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 18:07, 04 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
W takim razie kończę rozdział. I dziękuję bardzo za opinię.
***
Jedynie nadzieja sprawiała, że było znośnie, w innym przypadku te święta okazałyby się najgorszymi z możliwych. Miasteczko pogrążyło się w niepełnej żałobie, zachowywano się ze stosowną powagą, ale nie przesadzano ze smutkiem na wyrost. Sytuacja jednak wydawała się kompletnie idiotyczna, nagle ni z tego ni z owego legendy nabierają wagi, w dodatku wszystko przypomina przygodę, a nikt z niej nie jest zadowolony. Przydałby się ktoś na wzór książkowego bohatera, ale trwoga opanowała całe otoczenie. Jedna wariatka Marianna, która nie zna nawet życia, a myśli, że sobie ze wszystkim poradzi, to zdecydowanie za mało. A tu potrzeba jednostki z charyzmą, która potrafi przywodzić, nakłaniać ludzi, żeby zachowali odwagę i postępowali dzielnie. Tacy kiedyś tu mieszkali, ale, jak na złość, to właśnie ich należy ratować.
W pobliżu serca mieściny zagnieździł się człowiek, którego mało kto znał, bo wydawał się trochę dziwakiem, ale Marianna bardzo go lubiła. Niestety on za nią zbytnio nie przepadał, ponieważ uważał ją za zwykłą, pospolitą dziewuchę. Miał jednak wiele oleju w głowie, był oczytany, że nawet wzgardzone przez realistów historie niekoniecznie prawdziwe, bo pełne fantastyki i nieistniejących zjawisk, znał na wylot. Interesował się całym światem, ale czasem drażniło go, że na nic mu się to nie zdaje, że każdy z pobłażaniem traktuje jego wiedzę, bo miał pomysły głównie nie z tej ziemi i widać było po nim, że wierzy, iż wszystko może stać się możliwe.
Jako jedyny zachowywał się teraz zupełnie spokojnie, uśmiechał się, mrugał do zmartwionych, kiwał głową i w ogóle mimikę miał prawdziwego szaleńca. Omijali go szerokim łukiem, bo doszli do wniosku, że z nim jeszcze gorzej. Zwykle zainteresowanej nim Mariannie, co innego tym razem chodziło po głowie, niż próby przypodobania mu się, przeszła na tryb awaryjny. Kiedy spotkała go pewnego ranka w tydzień po zdarzeniu, znajdowali się jako jedyni na jeszcze pogrążonej w mroku uliczce. Podbiegła, chwyciła w garść jego kurtkę i niemal brutalnie zmusiła Waleriana, żeby wysłuchał, co ma do powiedzenia.
- Nie sądzę, żebyś serio tak zlekceważył naszą tragedię, bo wiem, że już coś wymyśliłeś. Znamy cię właśnie od strony faceta, który krzewi śmieszne pomysły, ale jednak coś w nich jest i co prawda sama tylko to doceniam, ale masz mi teraz zdradzić, co w tobie siedzi - powiedziała tak dużo na jednym wydechu, wszystkie sformułowanie dłuższy czas sobie przygotowywała. I teraz nie czekając aż stchórzy, postanowiła dopiąć swego.
- Dziwne, że nikt sam na to nie wpadł. - Nie krył poczucia wyższości, bo sam nie mógł pojąć, dlaczego nikt tego nie zrobił. - Czy naprawdę nie szanujesz swojego ojca? Jaka z ciebie córka? - Świadomie zrobił mętną aluzję, bo zamierzał sprawdzić, czy Marianna posiada zdolność ruszenia głową, gdy tylko uczyni jej się tę sposobność.
- Ależ go w żaden sposób... - Zawahała się. - Przecież go pojmali, musieli być sprytniejsi od niego.
- Działali z zaskoczenia, ale nie łatwo ustrzec się dania komuś sposobnej okazji do puszczenia cię kantem. - Już odechciało mu się grać kogoś, z kim nie sposób się dogadać, po raz pierwszy postanowił okazać się pomocnym kolegą, ponieważ ujrzał sam dla siebie sposobność na poprawę losu. - Wybierzemy się razem, aby to sprawdzić. - Poza tym coś korciło, go by jeszcze coś dodać i się nie powstrzymał. - Wiem, że mi nie odmówisz.
- Okej... - Zaczerwieniła się. - To zróbmy to już wieczorem może? Mam dość siedzenia w bezczynności.
***
Po tej rozmowie sam na sam zastanawiała się, czy warto lubić nadal tego typka, ale skoro spędzą ze sobą dłuższy czas, więc po powrocie wyda najtrafniejszy osąd. Wybrała wieczór, żeby nie widział jej zaniepokojenia, w końcu taki wyczyn po raz pierwszy się przydarza. A wiedziała, że postępują jak straceńcy, w końcu jej towarzysz też nienawykł do takich akcji. Nakupiła sporo sucharków, bo wiedziała, że się przydadzą i wiele nie ważą, a poza tym niech Walerian zobaczy, że też zna trochę opowieści przygodowych i wie, jak się zaopatrzyć. Poza tym tak się garnęła do czynu, chyba jeszcze nigdy tak bardzo nie chciała czegoś dokonać, że nie zajmowała się tylko marzeniami, lecz rwała do przodu jak niespokojna rzeka.
Jestem dumna z siebie, bo zabrałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, a i to głównie jedzenie - cieszyła się tą myślą. Jakie było jej zdziwienie, gdy zobaczyła, że Walerian naściągał nad wybrzeże tyle różniastego sprzętu, że wprost zatrzęsienie. I o broni nie zapomniał, a także o całych kłębach sznurów.
- Chyba nie zamierzasz ich przeznaczyć na skrępowanie całej armii piratów - zaśmiała się prostodusznie.
- Ależ skąd! - Oburzyło go to. - Przyda się na przykład na nową linę do zarzucania kotwicy, a poza tym... - Zmarszczył brwi i się zachmurzył. - ...nigdy nie wiadomo, co może się przydać. - Gdy to obwieścił wydał się taki męski, że Marianna miała jeszcze większą uciechę.
- Może faktycznie jeszcze okaże się, kto się śmiał ostatni, absolutnie niewykluczone. Na ten czas skończmy z dogryzaniem sobie, bo wiele będzie zależeć od solidarności. - Wyciągnęła rękę na zgodę, a ten pieczołowicie ją uścisnął.
- Jeszcze chwila i powiem: witam na pokładzie.
- Wcale nie, równie dobrze ja tak mogę powiedzieć, a poza tym miała być zgoda. Przystałeś na to i teraz już możesz tylko żałować. - Wyszczerzyła zęby, co miało być odpowiednikiem okrutnej miny w wykonaniu żartobliwym.
Przejęci swoją nową rolą, kompletnie zapomnieli, dokąd się wybierają, a raczej na czyje poszukiwania. Gdy wypływali podziwiali noc, krzątali się na pokładzie, z rozrzewnieniem wsłuchiwali się w szum morza. Energicznie wiosłowali, najbardziej zmordowało ich wciąganie żagli, które plątały się we wszystkie strony, gdy już chwytali płótno w odpowiednim miejscu trafiała się wyższa fala przez co fikali kozły i wypuszczali materiał. Niby podstawa dla żeglarza, a w istocie karkołomne zadanie. W każdym razie dzięki swojemu zacięciu wypływali na głębokie, szerokie wody morskie. Gdy mogli trochę odzipnąć, Walerian stanął na dziobie i bawił się busolą. Kierowali się na północ. Najpierw na spoczynek miała się udać Marianna, a później planowali się wymienić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:49, 04 Lut 2011 Temat postu: |
|
|
Pierwsze zdanie nas przestraszyło. Strasznie zamotane. I zdania nie do końca... polskie, chociaż może to hienie zeszwabienie się odzywa.
roślinawędrowna napisał: | Ubrana w sweter powstały własnymi manipulacjami przy drutach, Marianna ugniatała ciasto i z pogodą ducha już radowała się, że zobaczy ojca | powstały własnymi manipulacjami? Nie brzmi po polsku, ni. Poza tym zawirowało coś w czasie - raz teraźniejszy, raz przeszły.
roślinawędrowna napisał: | Na co Marianna zwykle odpowiadała - święta prawda, nie trzeba daleko się wypuszczać, by zaznać nie jednego | niejednego
Zawirowanie z czasami jest - później czas się stabilizuje na przeszłym. Sporo jest przekombinowanych zdań, ale chociaż są zamotane, to raczej użyte w nich struktury zdają się proste. Niewiele imiesłowów, same orzeczenia, a naszym zdaniem dobry imiesłów nie jest zły. Brakuje czasem przecinków między tymi prostymi zdaniami składowymi - a czasowniki i bezpośrednio ich dotyczące słowa powinny być oddzielone. Imiesłowy przysłówkowe też, ale skoro ich właściwie nie ma, to i tak im nie szkodzi. Sporo też kolokwializmów w narracji - to raczej nie wygląda za dobrze, aczkolwiek jak styl się wyszlifuje, utwardzi i nieco uporządkuje, to nie będzie razić, a zacznie wyglądać jak ważna część stylu. Swoją drogą - w twoim opowiadaniu, roślino, spodziewałabym się więcej kolorów. Opisów nie ma, a szkoda - żebyś ty widziała, co zmajstrowała Mad tylko przy pomocy wymieniania kolorów przy każdym opisie - toż tak można stworzyć niezwykle barwny, wręcz psychodeliczny świat. A tak wypada on - mam wrażenie - trochę szaro. Pod względem fabularnym zaczyna się zrozumialej, ale zabrakło też trochę formy, jakbyś skupiona na fabule, zapomniała o reszcie. Niemniej jednak wrażenie jest dość pozytywne, a z pewnością może być lepsze z twoimi możliwościami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
roślinawędrowna
Wieczne Pióro
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:59, 27 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Już prawie umieszczam tło czasowe i umiejscawiam akcję jak mówiła Lill, że tego brakuje, a na razie nie mogłam się zdecydować. Języka na razie nie urozmaiciłam i znowu poszybowałam z akcją, ale na wszystko przyjdzie czas. Dziękuję bardzo za wcześniejsze opinię, które wskazały mi główne wady tego, co piszę.
ROZDZIAŁ II
Szaleństwo w całej potędze majestatu
Zniknięcie Marianny i Waleriana stało się wydarzeniem nie dnia, nie tygodnia, a miesiąca i miało szansę nawet na roku ze względu na okoliczności. Kto się przyjaźnił z dziewczyną, która rzuciła wszystko, by móc zaznać swojej zagłady, bo pewien miejski prześmiewca zaraz tak się wyraził, sporo oczekiwał w najśmielszych snach. Wyobrażał sobie, że nowa para wyjechawszy, zabrawszy zdobycz piratów i wróciwszy niedowiarkom pomiesza w głowach. A Walerian dopnie swego, ukaże wszystkim, że nie bez kozery wmawiał im, że warto rozwijać skrzydła, by tylko osiągnąć niby niemożliwe, które zawsze było w zasięgu ręki. Ogólnie śmiałkowie pobudzili wyobraźnię nawet najbardziej szarego człowieka. Znaleźli się na ustach plotkujących sąsiadek, pijaczków wlewających w siebie ogniste napoje, a już największym dowodem na sensacyjność decyzji, stało się opiewanie odwagi w zmaganiach poetyckich.
Działo się, oj działo, śpiewali nawet oni sami, gdy pruli fale. Czuli swą rodzącą się wielkość, można by pochopnie stwierdzić, lecz zaraz, zaraz... zaczyna im się dłużyć. Ciało powoli coraz bardziej niedomaga, marzy im się równowaga, kanapa, ciepła strawa.
- Wszyscy tak mają, droga Marianno. Droga, bo jesteś jedyną kobietą na tym statku, nie powiem, że jedynym człowiekiem, bo jest nas dwoje. - Nie omieszkał oddać sprawiedliwości również sobie. Okazało się, że Walerian wielką wagę przykłada do płci swojego towarzysza.
- Mamy na szczęście wolność, otwarte przestrzenie, do woli jodu i smak przygody jako niezastąpioną przyprawą dla sucharów, które inaczej dawno by nam zbrzydły. - Chrupała głośno.
Męska część załogi lunetą śledziła mewy, bo to zawsze jakiś inny element krajobrazu w otaczającej topieli. Miałby teraz wiele do powiedzenia o tych ptaszkach, jak układają skrzydła na wietrze, jak zagłębiają dzioby w wodzie, z jaką gracją znów się unoszą. Sięgnął po notes, gdyż, nawet bardziej od wszelkich wygód, tęsknił ku słowu pisanemu, czemuś co by mogło go pochłonąć, oderwać od wyczekiwania. Zaczął pisać o rozterkach, marzeniach, aż tu nagle cały długi akapit zapełniła tylko Marianna. Utyskiwał na nią, ale i chwalił, nie mógł się ustosunkować odpowiednio, ale w podsumowaniu zawarł, że jednak jest ciekawszą osobą niż mu się dotąd wydawało. Wsadził powiernika myśli do kieszeni i stwierdził, że bez walki nie pozwoli nikomu poznać się na nie swoich najskrytszych myślach. W końcu pokładane w Mariannie nadzieje mogłyby okazać się ułudą. I znowu by się przyganił za to, że myśli w sposób typowy, a to jego najdokuczliwsza wada, której nie potrafił ścierpieć.
- Wyglądasz tajemniczo, spokojnie, bo jak nadejdzie właściwy czas, sam zdecydujesz, żebym poznała twoją wizję zdarzeń - powiedziała chytrze. Minę miał wyrażającą, że niedoczekanie twoje.
Czasami jednak nieświadomie wpajali sobie przekonanie, że już wiecznie będę tak płynąć, bo świat nie zna końca.
- Zawsze już będziemy razem, tylko ja i ty! Ha ha! W życiu bym tego nie wyśniła, chociaż i może to całe życie jest jednym wielkim szaleństwem, które każdego dnia nas zaskakuje - mówiła z energią, a szczęście wręcz było słyszalne.
- Masz farta, inaczej nigdy nie postanowiłbym cię poznać. To zdumiewające! Masz na podeszwach podkowy? Jakieś wytłumaczenie na pewno istnieje! - Łatwo się porozumiewali, oboje byli identycznie stuknięci.
- Podkradam króliczkom koniczynkę! - Śmiała się radośnie.
Brakowało tylko rumu! Z początku płynęli niemrawo, aż tu robił się coraz większy gwar, byli dwuosobową imprezą, ale nie na kółkach a z rozpostartymi żaglami.
Potrafili łatwo się wyluzować, nie spinali się, nie drżeli przed potęgą piratów, pochłonięci sobą zyskiwali wciąż na dziarskości. Beztroska, aż tu nagle wtoczyli się na mieliznę. Prawie by nie zauważyli, że zaszła jakaś zmiana, ale jak zwykle Walerian bawił się nieodłączną mu lunetą i wypatrzył ląd.
- Musimy odbić w bok! - W zasadzie nie wiedział, jak się zachować, co właściwie robić.
- Zwiedzimy. Byłeś kiedyś tak daleko? - Zaklaskała w dłonie.
- Słusznie! - Przybił piątkę za dobry pomysł.
Wysiedli, a w zasadzie wyskoczyli i ogarniali krajobraz.
Nie oszukujmy się - trudno jest płynąć jak należy bez specjalnego przygotowania. Zmierzali na północ, tak przynajmniej mówił kompas, w tę stronę dziób łodzi został skierowany. Nie potrafili jednak ominąć zakrętu czasoprzestrzeni, o którym wszyscy wiedzieli, a mianowicie nagle porwał ich mocny nurt, tak więc właśnie natrafili na wyspę Wolin. Zresztą ostatnimi czasy głównie podróżni zajmowali się sobą. Stała się rzecz niesłychana, cały czas dryfowali w pobliżu brzegu i odrobinę posuwając się tam gdzie chcieli, ale głównie tracili kontrolę nad statkiem.
Dość owijania w bawełnę. Piraci byli dużo groźniejsi niż przypuszczali, nikt ich w ciemię nigdy nie uderzył, a nawet jeśli to ślad się po tym nie odbił. Twardzi, nieugięci, nie liczyli się z małymi uszczerbkami na zdrowiu. Mieli energię i pomysłowość stosowną, by chwilowo pożyczyć sobie okręt podwodny, który to okręcił sobie za pomocą żeliwnego łańcucha stateczek, na który to pewnego razu natrafili. Potrzebowali ludzi, mnóstwa ludzi do roboty, bo chcieli później poznać cały świat, na co należało zdobyć fundusze. Nowy łup ciągle tylko ględził o uczciwej pracy, o tym że najemników należy opłacać, że powinno powstać przedsiębiorstwo. Później jednak im przeszło i wyluzowani zaczęli opowiadać bajdy, którzy to rzekomi Wikingowie wręcz uwielbiali. Ci cali Słowianie też sporo swoich opowiastek posiadali, które co prawda nie równały się z tymi opiewanymi w sagach skandynawskich. Zresztą nie odnajdywali wspólnego języka poganie z chrześcijanami.
Wszystko zaczęło się od internetu, od spotkań na forum historycznym, a następnie powstał fan klub piratów, który to wiele chciał znowu wprowadzić w życie na pamiątkę minionej epoki rozbójników o wysokiej kulturze materialnej i duchowej. Przy okazji pozwoliłoby to zrealizować marzenia. Zdobyć majątek przez stworzenie nowej atrakcji turystycznej i wyruszyć w świat, poznać miejsca, które podbili onegdaj Wikingowie.
Para żeglarzy wyskoczyła właśnie z łódki, aby, wysoko unosząc kończyny, przebiec przez porośnięty porostami kawałek od brzegu. Ujrzeli las, w którym znajdował się park narodowy, i czuli, że wygląda on dość znajomo, te wszystkie sosny i gdzieniegdzie dęby i brzozy, to nic specjalnie nowego dla nich. W tę ujrzeli potwora, olbrzymiego wieloryba zapewne, który wydobywał się na powierzchnię, jednak szybko zmiarkowali, że i w dziką knieję pewnie zawędrowała technika, której zdecydowanie za wiele teraz się panoszy. Ich samych uważano za zacofanych. Marianna przecież własnoręcznie dziergała sobie stroje i funkcjonowała niekiedy jak wiejska średniowieczna dziewczyna, a Walerian duchem przebywał w dawnych odległych czasach. A tu coś tak imponującego skupiło na sobie uwagę. Już z kadłuba wychodzili ciekawi podróżni, część z nich zaliczała się jeszcze do młodzieży, ale i pojawiły się starsze, prawdziwe wilki morskie. Nosili na sobie tuniki obwiązane pasami, które zdobiły całokształt, dość imponujący, pełen klimatu. Zmierzali w ich kierunku, a w zasadzie rzucili się w pościg za spłoszonymi żeglarzami, cały czas śpiewając w nieznanym języku.
- Nie musicie uciekać, bo tutaj pełno naszych swojaków, którzy się wami zajmą - postraszył jeden z tych wyrostków.
- Spokojnie - uciszył go mężczyzna z siwą brodą. - Opowiemy wam wszystko.
- To oni! - wrzasnął odkrywczo Walerian. Chwycił Mariannę w pół i rozglądał się za schronem, aż w końcu ujrzał kamyki i zaczął nimi rzucać w przybyszów.
- To wy jedziecie walczyć z piratami tak fatalnie przygotowani? - zdumiał się rudzielec, który zapewne miał około dwudziestki.
- Chcemy tylko zwiedzić wysepkę. A o jakich piratach mówicie? Jeśli macie na myśli siebie, to poproszę o autograf. - Marianna najwidoczniej próbowała grać na zwłokę.
- Dajcie spokój, zabierzmy ich do chaty i tam się pośmiejemy - rzekł bardzo przystojny brunet.
Dłonie Marianny i Waleriana zostały tak ściśnięte w kleszcze mocarnych łapsk bandziorów, że aż na twarze wpełzł wyraz szczególnego zniechęcania, bo czuli się tu tacy bezbronni i niewinni. Ujrzeli wioskę, składającą się rzeczywiście z chat, zbudowanych z bali, przykrytych okapem z trzciny. Wokół kręciło się parę ludzi, którzy, i tu ścięło ich jeszcze bardziej chłodem, jakby przygotowywali się do bitwy, ostrzyli miecze, a niektórzy rzucali toporkami do celu, a na rogu osady za płot wylatywał strumień strzał.
- Imponujące, czyż nie? - spytał brodacz w samozachwycie. - Mamy dla was dobrą wiadomość, wy też możecie mieć wkład w nasze dalsze losy. Zostańmy przyjaciółmi. Wspólna sprawa nas łączy.
- Jestem ciekaw szczegółów. - Walerian minę miał nadal nietęgą. Mimo to liczył na choć cień nadziei.
- Chwilowo działamy, jak to nawet sami nazywamy, jako lipni Wikingowie. - Rudy po koleżeńsku zdradził, że nie zajmują się niczym do końca poważnym.
- Czyli Wikingów jak nie było, tak nie ma, a robicie za przebierańców? - Może Walerian nie miał szkolenia wojskowego, jednak myśleć umiał bystro.
- Tak, musicie dla nas pracować. To taka gra historyczna i jesteśmy otwarci na nowych ludzi. - Brodacz nagle przestał wydawać się straszny, nagle pojawił się u niego sympatyczny uśmiech.
- Budzimy ogólnie sensację. Mam nadzieję, że w porę znajdziemy dobrego adwokata. - Brunet też uchylił rąbka tajemnicy.
Marianna i Walerian patrzyli na nich w niemym podziwie, kopary opadły.
- Ależ to szaleństwo! Ja chyba śnię! - Marianna nigdy nie znała nikogo, kto by zwariował do tego stopnia, a tu nagle tłum ludzi, który dogaduje się w tym obłędzie, bo jak to inaczej określić.
- Trzeba być pozytywnie zakręconym, nic zgoła skończenie złego przecież nie robimy. Co innego, gdyby napady były naprawdę krwawe i byśmy nie wiem, ile grabili.
- Gdzie mój ojciec?! - Marianna się wreszcie wściekła, gdy uznała, że zagrożenie znikło i teraz łatwiej przyjdzie jej się rozprawić z tymi całymi piratami.
- Świetnie się bawi. Tryumfuje! - z entuzjazmem zagłuszył ją Rudy.
- Sam jako dziecko bawił się w piratów, a tu trafiła mu się podobna rozrywka dla nieco starszych. - Brunet na pewno świetnie go rozumiał. - Musimy planować odważnie, podejmować się kolejnych działań. Turystyka zakwitnie pełną mocą, gdyż najlepsi w podróżach zawsze okazywali się wikingowie. To oni powinni stać się patronami globtroterów. Może założymy własne biuro, z którego będziemy wysyłać zwykłych ludzi w rejsy po całym świecie, nie zapominając o Grenlandii, bo i do niej zawędrowali nasi bohaterowie.
Mariannie pociemniało przed oczami, następnie nie rozróżniała dźwięków, aż w końcu ciało utraciło pion i runęło na udeptaną murawę, mało nie tłukąc sobie czaszki.
- Kobiety nie rozumieją zapędów mężczyzn - przepraszająco rzekł Walerian.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 8:42, 29 Kwi 2011 Temat postu: |
|
|
Informujemy, że przeczytaliśmy. Zdania wydają się już bardziej zrozumiałe, chociaż niektóre też nieźle poplątane. Nie na tyle jednak, by były niezrozumiałe, a we wcześniejszych rozdziałach się zdarzały takie, że trzeba było nad nimi pogłówkować.
Dialogi sprawiają wrażenie celowo nienaturalnych i skonstruowanych, by przypominały naturalność rozmowy z filmów kategorii D - mam nadzieję, że jest to właściwe wrażenie. Zdarzenia trochę chaotyczne, bez przejścia od jednego do drugiego, logiki się nie trzymają, bo i po co - w sumie cecha roślinnego pisania, że nie należy się przejmować logiką zanadto. Ale jakieś przejścia można byłoby zrobić między scenami. Przy okazji można byłoby nadać trochę klimatu, bo poza głupawkowym nastrojem jakoś nie czuć tego morza, wszystko wyskakuje z nicości. Mi osobiście brakuje czegoś takiego jak konkretny opis czy zapychacz międzyscenowy, bo tak się gubię.
Trochę w sumie szkoda, że to nie jest żaden inny, wymyślony świat, bo z pewnością byłby mocno trzepnięty. Historia z względnie poważnej robi się raczej groteskowa, chyba że prawnicy się do niej wmieszają. Przygodówki z tego chyba jednak raczej nie będzie, a już się nastawiłom, no...
Poza tym skąd ci piraci wiedzieli, kto akurat jest ojcem Marianny... ale ostatnie zdanie jest mocarne. Jak widać Walerian już się wkręcił w akcję.
A właśnie, skoro o Walerianie mowa. Wypadałoby postacie jakoś opisać. O ile Mariannę można sobie jakoś wyobrazić jako dziewczynę względnie młodą, o tyle Walerian pozostał tak kompletnie nieopisany, że nawet nie wiadomo, do jakiego wieku go przyporządkować. Rozumiem oszczędność i w sumie jest to typowa cecha roślinnego stylu, ale minimalne informacje można byłoby rzucić.
roślinawędrowna napisał: | Zresztą ostatnimi czasy głównie podróżni zajmowali się sobą. | Zawirowało się coś. To głównie przeniosłabym na miejsce przed sobą. Ponadto zaraz potem powtórzenie.
roślinawędrowna napisał: | W tę ujrzeli potwora, olbrzymiego wieloryba zapewne, który wydobywał się na powierzchnię | wtem. Poza tym... wieloryb się wydobywał? Wydobywać można węgiel z kopalni, sam wydobywać się może gaz, ale wieloryb?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Pią 8:42, 29 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
roślinawędrowna
Wieczne Pióro
Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 11:27, 02 Wrz 2011 Temat postu: |
|
|
Uparłam się to skończyć już jestem dużo dalej co prawda, ale ciągle zastanawiam, czy za słabo wstępu nie ujęłam. Wrzucam jednak kolejny kawałek.
ROZDZIAŁ III
Walerian uderzał omdlałą po policzkach, rudzielec pobiegł napełnić wiadro, brunet uniósł dziewczynie nogi, a brodacz wyciągnął piersiówkę, bo trunek mu zawsze we wszystkim pomagał. Każdy miał swoje metody, więc kiedy się ocknęła, wystraszyła się, gdy ujrzała pochylonych i wpatrzonych w jej oczy. Przybyło sporo kolejnych Wikingów, którzy tylko wypytywali jak to się stało.
- Idźcie już, sam się nią zajmę! - zaoponował Walerian, a po głowie chodziło mu coś innego.
- Chyba nie zamierzacie uciekać? Mówiliśmy już, że nic wam nie grozi. - Zdumiał się brodacz. - Przecież to tylko gra!
- Jednak był to dla nas wstrząs. Zanim zaadaptujemy się do sytuacji, musimy chwilę pobyć sami. - Głos miał wyjątkowo spokojny, jakby próbował być przekonujący. Gdyby kiedykolwiek grał na scenie! Wybrał nieadekwatny ton do tak zwanego wstrząsu.
- Chodźcie z nami, pogawędzimy sobie. - Brzmiało to po przyjacielsku. - Nie wiadomo, co wam samym do głowy przyjdzie - podzielił się wątpliwościami brunet.
- Musimy pogadać między sobą, a poza tym boję się, że weźmiecie nas za czubków, dopóki nie poukłada nam się w głowach. - Walerian postawił na szczerość, gdyż już wiedział, że zagrożenia nie ma ze strony lipnych Wikingów, ale można się spodziewać od czegoś znacznie gorszego.
- Nie rozumiemy co prawda, bo my jesteśmy raczej zdrowi na umyśle, ale wasza sprawa skoro odcinacie się od towrzystwa - rzekł brodacz i ruchem ręki wskazał reszcie by pomaszerowała za nim.
Walerian złapał się za głowę, bo absolutnie nic tu się nie zgadzało, poza tym zauważył, że za bardzo zaczął się zmieniać, stawał się inny niż dotychczas. Jak tu wydać się wiarygodnym? Cóż może Marianna też jest zdumiona niektórymi faktami.
- Za łatwo do nich trafiliśmy, o wiele za łatwo! I w dodatku nas śledzili. Jestem pewien! Ale nie o tym chciałem mówić. - Nie wiedział do tej pory o łańcuchu żeliwnym.
- Może to jacyś czarodzieje? - Marianna wierzyła w różne rzeczy, choć często się do tego nie przyznawała.
- Czy nie uważasz, że trochę za dużo tu sytuacji, których nie da się racjonalnie wyjaśnić? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Wszystko się da, jeśli zechcą mówić, chyba że to źli czarodzieje i coś knują. - Mina Marianny nic nie wyrażała, może tylko fantazjowała.
- Mam mętlik w głowie, czuję się jak degenerat umysłowy w tej sytuacji, który nie może uchwycić sensownej myśli. U ciebie ten stan sięgnął apogeum, więc uważaj, sam się tym zajmę. - Walerian chciał mieć pewność, że logika powróci, więc trzeba było zdecydowanie skreślić hipotezę o czarodziejskich mocach.
- Oni chcą zdobyć cały świat we władanie, próbują ogarnąć go siecią - mówiła teraz już naprawdę z przejęciem.
- Życie to nie literatura i w dodatku nie tak kiepskiej jakości. - Machnął ręką i poklepał Mariannę po plecach, aby dodać jej otuchy. - To muszą być wybitnie zdolni ludzie, ambitni, przedsiębiorczy, realizujący każdą szaleńczą myśl.
- Tak, to są maniacy historii. Może weźmiemy z nich przykład i stworzymy fantastyczny świat, w jakim będziemy najlepiej się czuli - zaproponowała, biorąc przykład.
- Guzik z pętelką, sznurów nabrałem, a ta zagwozdka była mi niczym mózgożerca, zgłupiałem prawie. Trzymajmy się tego, co jest! Oni są niewątpliwie dzielni, mimo że wydają się wariatami, co robią ma sens, mimo że niezmiernie mętne to wszystko. - Przemógł się w sobie, gadał z taką werwą, niczym prawdziwy rock'n'rollowiec.
- Wydajesz się taki, że bym chętnie zatańczyła. - Sama też pomyślała o tej muzyce, każdy by miał skojarzenie.
Nie zrozumiał do czego to miało się w ogóle odnosić. Jednak tuman!
- Może faktycznie to dobra metoda, aby mieć coś życia, a nie tylko ślęczeć nad książkami, zamykać się w sobie, dusić się swoim szaleństwem, kiedy tą topiel można odkorkować jak wannę. - Teraz zalewała go raczej werwa, niczym siła, która zabrania się bać.
Marianna olała olewanie jej skojarzeń i sama zaczęła tańczyć. On przyjrzał się badawczo, bo dotychczas myślał, że tylko udają razem nienormalnych, ale sam tylko kiwnął, bo chyba tak od teraz należy się zachowywać.
Wiking, czyli Norman pochodzący z zatok, który się wyrwał ze swoimi ziomkami, aby dać się zainspirować ludom z innych stron świata i przy okazji dać czadu. Prawdziwi niewiele różnili się od lipnych! Nie należy jednak zapomnieć, że wyrządzali sporo zła i stąd te kolizje z prawem.
Jeden z nich właśnie szedł po wodę. Nosił zieloną tunikę i wydawał się jakiś specyficzny, w dłoniach trzymał garść chwastów.
- Nic wam nie dolega?! - przekrzyczał się przez kawałek pola (ani wokoło nie było dworu, ani w nich nie mieszkali xD). - Jak by co, to zagotuję tą wodę i zrobię wywar. Znam się na tym. Jestem po ogrodnictwie, a tutaj mogę działać jako zielarz. Oni dobrze znali naturę, nie sięgali w jej trzewia, ale wiedzieli, co jaki ma na nich wpływ. Doświadczeni byli przez los, doświadczenie to ważna sprawa. - Tu jakoś zaśmiał się ze swoich słów, bo jak wszyscy, co zajmują się roślinami, miał wzgląd na ważne potrzeby i żołądka i innych części ciała, typowy biolog, zoologowie chyba nie lepsi.
- Rozumiem, że chcesz pomóc, ale podziękujemy raczej. - Rzekł Walerian, bo jakoś domyślił się, że ten jest pochłonięty kontekstami nieodpowiednimi dla, no właśnie, chyba sam się czuł niedojrzały.
- Może już pójdę - rzekł tamten zbity z pantałyku, bo i Marianna spojrzała na niego tak, że się onieśmielił.
- Czekaj! - Nagle zatrzymał go Walerian. Po czy z zaciekawieniem zapytał: - Jaki będzie twój udział w tym wszystkim? Szukamy dla siebie też roli i potrzebujemy rozeznania.
- A jak oni by sobie poradzili bez zielarza? Zdrowie to podstawa, ono jest najważniejsze, bez niego nie ma życia, wszystko marnieje, a tym ludziom wręcz potrzeba nie lada krzepy. Muszę dbać, by mieli energię realizować nieobliczalne pomysły! Pełnię niejako funkcję psychologa i medyka, niekiedy trenera. Oi! - Zaimponował parze szalonych i odważnych gap.
- A inni?
- Oni jeszcze bardziej się przeceniają! - Beztroska szczerość, zaśmiali się we troje na raz. - Jedni z nich trafią do pieśni skaldów, staną się bohaterami.
Walerian i Marianna zareagowali na to chciwym błyskiem w oku.
- O widzę, że mają więcej konkurentów! Ale pamiętajcie, że w drużynie siła! - I sobie poszedł. Ale jeszcze się odwrócił. - Cenne wskazówki znajdziecie w Eddzie, wszyscy się w niej zaczytują po uszy i starają się upodabniać, stawać ideałami.
- A co to za kobita? - spytała Marianna.
- To zbiór wspomnianych już pieśni, druga część o bohaterach, pierwsza o bogach, którzy są jacyś tacy mało ogarnięci w porównaniu z pierwszymi i zrozumieć tu tych artystów, pf.
- Wiem! Jednak nie wyrażaj takiej pogardy, bo to coś zupełnie innego niż monoteizm. - Zachwycony wręcz zastrzegł, wreszcie na coś okazała się potrzebna ta cała wiedza, wreszcie coś się zaczęło dziać. Pomysł rewelacja - lipni Wikingowie!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez roślinawędrowna dnia Pią 12:00, 02 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|