Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Laj-Laj
Wieczne Pióro
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:07, 11 Sty 2010 Temat postu: Mańkut [M] |
|
|
Pisarz siedział przed laptopem opatrzonym w logo nadgryzionego jabłka już od kilku ładnych godzin. Świadczył o tym ścienny zegar z myszką Miki, podkrążone oczy pisarza, zapadający za oknem zmrok i do połowy pusta karafka z whisky stojąca tuż pod ręką. Lewą. Bo pisarz leworęcznym był stworzeniem.
- Mańkut! – zdarzało się, że ktoś krzyknął za nim na ulicy.
- Gej! – i taki okrzyk też się zdarzało pisarzowi usłyszeć pod swoim adresem, choć zdecydowanie preferował kobiety. Rodzicom pisarza w zamierzchłych czasach też się nie podobało, że mały pisarz jadł lewą ręką, pisał lewą ręką i tą samą lewą ręką się żegnał w kościele. Próbowali oni oduczyć małego pisarza tego szatańskiego nawyku poprzez namawianie metodą kija i marchewki, a później już samego kija, że pisanie lewą ręką to zły pomysł. Jednak miało się później okazać, że naprawdę złym pomysłem jest nawracanie mańkuta na działania praworęczne, bo potem taka ofiara domowych prześladowań ma problemy z orientacją w terenie i bazgrze jak kura pazurem.
Pisarz w tych właśnie powodów nie zdobył jeszcze prawa jazdy, więc korzystał z tramwaju i pisał na laptopie. Z ulgą powitał w swoim domu taki osprzęt, bo w rodzinnym domu kosze na śmieci uginały się od kartek wyrwanych przez matkę małego pisarza z jego zeszytów.
- Bazgrolisz! – krzyczała matka. A mały pisarz płakał i wierzgał, ale na niewiele to się zdało. Musiał przepisywać lekcje, aż matka małego pisarza była w miarę zadowolona.
Zatem gdy już nabyła laptopa to poczuł ulgę, bo miał uraz do zeszytów pisarz. I do matki także. Dlatego nigdy do niej nie dzwonił. To ona dzwoniła do niego, co zdecydowanie bardziej mu odpowiadało. Odczuwał swego rodzaju błogą satysfakcję, bo oto został pisarzem, a kto by pomyślał, bo wszak zdawać by się mogło, że jak ktoś bazgroli, to co jak co, ale do pisania to raczej niechętnie taki ktoś by się odnosił. Może by inżynierem został, albo elektrykiem albo politykiem. A jednak pisarzem.
- Hoho – dziwił się sam sobie pisarz niejednokrotnie, kiedy zdarzało mu się spoglądać na półkę z książkami, gdzie wyeksponowane stały dwie jego książki wydane. W miękkiej oprawie. Udane, dobrze się sprzedały, chociaż z gatunku kryminał. Ale dobry kryminał. Rozpoznawalny był czasem na ulicy, co czasem było bardziej przyjemne („Mam pana obie książki! Niech pan nie przestaje pisać!”), a czasem mniej („Mańkut! Gej! I do tego kryminały pisze! Tfu!”). Ostatnimi czasy pisarz częściej zerkał na osławioną półkę ze swoimi dziełami, bo tak je pieszczotliwie nazywał, wspominając jak to kiedyś miał wenę, a teraz od dwóch tygodni nic.
A whisky coraz mniej.
Laptop z nadgryzionym jabłuszkiem w logo coraz bardziej zapełniał się jakimiś projektami powieści, które zostały zarzucone, lub też zawieszone na czas nieokreślony. Pisarz miał zaledwie trzydzieści lat, a już dwie dobre książki napisał. No i co, że kryminały.
„Kiedyś napiszę przełomowe dzieło”, myślał sobie pisarz, „Epokowe! Krytycy piać będą z zachwytu, książka sprzeda się w setkach milionów egzemplarzy, przetłumaczona będzie na sto dwadzieścia języków, producenci będą zabiegać o prawa do ekranizacji, półka będzie się uginać od nagród literackich, a honorowe miejsce zajmie Oscar za scenariusz oryginalny. Ludzie będą płakać czytając tą książkę, zrozumieją to i owo i odmienią swoje nędzne życia. Stanę się klasykiem, zarobię miliony i wyjadę na jakąś ciepłą wyspę byczyć się, żyć z tantiem i może coś jeszcze kiedyś napiszę, a może nie napiszę. Jak mi się tam będzie chciało”, perorował pisarz pociągając kolejny łyk z wysłużonej szklanicy, a jednocześnie patrzył na pustą białą ścianę zastanawiając się, gdzie by tu można przybić półki na nagrody literackie i filmowe za swoje doskonałe pisanie.
A pisać musiał, bo po sukcesie pierwszej książki wydawnictwo podpisało z nim umowę na trzy kolejne, które zobowiązał się podpisać w ciągu trzech kolejnych lat. Z pierwszą nie było problemu, ale teraz…
- Hoho – zafrasował się i popadł w kolejną zadumę nad ciężkim pisarskim chlebem.
- Najgorsze jest, że sam się zaszufladkowałem – mówił do swojej rybki, która wpatrywała się w niego swoimi rybimi oczami, które nigdy się nie zamykały, co dawało wrażenie, jakby była niesamowicie zainteresowana. Albo naćpana. – Na początku kryminał miał być tylko dla zabawy, ot taka zabawa, jakaś przemyślna intryga – kontynuował dosypując rybie jej rybią karmę, na co ta przystała ochoczo, jednocześnie nie mrużąc swoich rybich oczu nawet na ułamek sekundy. – Potem już chciałem jakoś inaczej, zupełnie co innego, w innym stylu, żeby pokazać jaki to ja wszechstronny jestem, ale pomyślałem o czytelnikach, że sukces, że poczytne, że pójdą do księgarni, że nazwisko zobaczą, że skojarzą, że kryminał, że fajny, więc kupią na prezent, na gwiazdę, albo sobie po prostu do poczytania w domu, w tramwaju, w metrze, w parku, no to jak mogłem co innego niż kryminał, no to jak mogłem skoro wydawnictwo jeszcze poprosiło, ja podpisałem, że to kryminał będzie i te kolejne dwie też kryminał. No to będzie kryminał. Ale mówię ci Oskar, moja rybo wierna, napiszę jeszcze te dwie i mówię ci, och, skończę z tym. Odpocznę, a potem napiszę! Ale jak już napiszę… Och! Kłaniajcie się narody przed moim Opus Magnum! Wtedy wszyscy zobaczą, kupią, bo pomyślą, że kryminał, że to ten pisarz-mańkut, że znowu ciekawa historia, intryga, znów mordercą okazuje się ktoś zupełnie niepodejrzewany, a tu nagle ciach! Nie-kryminał! Nowy gatunek, nowe horyzonty. I sukces! I nagroda literacka Nike, a potem już się posypie. Tytuły, nagrody, hoho… I się wtedy Dorota Masłowska schowa, zabijać się o mnie wydawnictwa będą. Świat mnie jeszcze popamięta. – Odgrażał się, a ryba skończywszy posiłek wpatrywała się w swego właściciela-pisarza-mańkuta szeroko rozwartymi oczami, co chwilę otwierając pyszczek w niemym, rybim zachwycie. Jakby co chwilę mówiła „Hoho”. Jakby zdawała sobie sprawę kto przed nią stoi. Jakby już myślała o ciepłych wodach jakiejś tropikalnej wyspy, gdzie będą się z pisarzem taplać, jak już się pisarz zdecyduje swoje Opus Magnum napisać.
O ile ryba dożyje.
Pisarz jeszcze raz usiadł przed laptopem, profilaktycznie uzupełnił szklankę ciepłą whisky, ale postanowił sobie, że na razie pił nie będzie. Że czas się do roboty wziąć, napisać wreszcie chociaż kilka stron, jakąś intrygę nakreślić i sobie w głowie ułożyć kim ma być bohater, co go spotka no i – przede wszystkim – kto zabije tym razem. Ale ilekroć coś próbował napisać, nakreślić, to zaraz wydawało mu to się banalne, głupie, naiwne, oczywiste lub wtórne.
Na dworze zapadł zmrok.
A biała, pusta kartka o złowieszczym tytule „Dokument1.doc” raziła zmęczone oczy pisarza swą nieskazitelnością.
- Muszę się napić – rzekł usprawiedliwiająco do ryby sięgając lewą ręką (a jakże) po szklanicę. – I co się durna rybo gapisz? – zapytał rozdrażniony, ale nie uzyskał żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi. Nikt inny nie przyszedł mu z pomocą, bo pisarz mieszkał w swoim małym domku sam. Miał kiedyś dziewczynę, ale uznał z czasem, że jest po prostu durna, więc ją odprawił. Czasami wychodził do pobliskiego baru zwanego „Blady Świt”, żeby sobie usiąść, wypić, powspominać, pogadać, czasem ktoś się przysiądzie, postawi drinka albo dwa. Podyskutuje na temat sztuki, polityki i ach-tej-dzisiejszej-młodzieży. Ale też bywało, że przyszedł ten lub inny, mówił, że coś napisał, mówił, że może by pisarz rzucił na to okiem, mówił, żeby może ocenił, osądził, opinię wydał. Takich ludzi pisarz nie znosił najbardziej.
- Mańkut!
- Gej!
Czasem się zdarzy, że i tak ktoś powie, jak pisarza zobaczy, ale pisarz już przestał na to reagować. Na początku pokazywał takiej osobie środkowym palcem lewej ręki (a jakże!), co o takim delikwencie sądzi, ale potem na forum internetowym przeczytał o sobie, że nie dość, że mańkut i gej, to jeszcze burak, prostak i arogant.
I teraz pisarz też miał nieodpartą ochotę chwycić płaszcz i udać się do „Bladego Świtu”, ale coś w środku trzymało jego tyłek na krześle i mówiło „Siedź i pisz!”. Więc tak oto siedział pisarz, ale nie pisał, bo nie wiedział co ma pisać. Nie wiedział kto ma zabić kogo. A to kluczowa kwestia, jeśli się rozchodzi o gatunek zwany kryminałem.
- Kto zabił? – spytał pisarz ryby, ale napotkał na mur milczenia. W takich chwilach pisarzowi wydawało się, że papuga byłaby stworzeniem bardziej stymulującym. Że o papudze trzeba będzie poważnie pomyśleć. Zwłaszcza jak brak weny się znów przyczepi. Odchylił się pisarz na swoim wygodnym fotelu obrotowym, przymknął pisarz oczy i oddał się rozważaniom na poważnie. Kto, w jego trzeciej powieści, okaże się zabójcą.
- Ogrodnik – podsunęła wena.
- Dupa – odpowiedział pisarz zniesmaczony. A niesmak ów postanowił pisarz zwalczyć małym łykiem whisky. Otworzył więc oczy i zamarł. Przed pisarzem stała oto postać widmowa, o kobiecych kształtach, całkiem niebrzydka, okalana w zieloną szatę przepasaną brązowym sznurem. Na głowie miała zielony kaptur. A nad nią latał motylek. A przed nią bieżył baranek. No i dodatkowo w ręku zielony badylek miała ta postać widmowa cokolwiek.
Pisarz wybałuszył oczy.
Ryba wybałuszyła oczy.
- Hoho – zaczął nieśmiało pisarz, bo nieśmiały był do pięknych kobiet. Zwłaszcza tych widmowych.
- Witaj pisarzu – powiedziała piękna widmowa kobieta, a motylek przysiadł na krawędzi laptopa z logo nadgryzionego jabłuszka. Pisarz nagle poczuł się głodny.
- Może zaproponuję kanapkę – zaproponował delikatnie. Kobieta lekkim ruchem głowy odmówiła, ale baranek nie odmówił, zabierając się za paprotkę pisarza stojącą nieopatrznie na podłodze. Przykro się pisarzowi zrobiło, bo to jego ulubiona roślinka była. I jedyna na dodatek. Nie wiedział jednakowoż jak się zachować przy nieznajomej, więc udawał, że incydent nie zaszedł. A incydent zachodził dalej. Z każdym kolejnym listkiem, który znikał w barankowej gardzieli.
- Ładny – powiedział pisarz wskazując wymownie na baranka.
- Baranek – stwierdziła kobieta-widmo, co nie wniosło zbyt wiele do anemicznej w formie i treści konwersacji. – Jestem Wena – przedstawiła się kładąc na biurku obok laptopa swoją wizytówkę.
- Hoho – zadziwił się pisarz – w samą porę. W samą porę.
Wena zdjęła kaptur.
- No tak, teraz poznaję – zażartował nerwowo pisarz, ale nie wywołał on pożądanego uśmiechu na licu kobiety-widmo, która kazała się nazywać Weną. I nawet wizytówki miała. „Tak to już teraz w tych czasach jest”, pomyślał sobie pisarz. – A baranek i motylek w jakim celu? – zainteresował się, mając jednocześnie nadzieję, że pani Wena skarci baranka za podjadanie paprotki jakimś ostrzegawczym strzałem w ucho. Nic takiego nie nastąpiło. Pomyślał pisarz, że może to normalna procedura, że może każdego pisarza taka wena prędzej czy później odwiedza. Pomyślał, że może paprotka jest jakimś rodzajem ofiary może, którą na poczet baranka i weny trzeba złożyć, żeby wena coś pomóc mogła.
- Pomóc? – wydawało się jakoby Wena czytała w jego myślach, co trochę śmieszne i straszne zarazem się pisarzowi wydało. Nie czekając na odpowiedź Wena zasiadła za ekranem laptopa, pociągnęła łyk whisky prosto z karafki, odłożyła zielony badylek na biurko, wytarła rękawem usta i zaczęła pisać.
A pisanie to jej szło szybko, bez przerw, bez zbędnych ceregieli. Pisarz nie mógł wyjść z podziwu. Patrzył, obserwował, czytał na bieżąco i nie mógł się nadziwić, że to właściwie on tak pisze, bo to jego styl pisania był, jego nieprzeciętny czarny humor. I podchodził pisarz raz z jednej, raz z drugiej strony. I nalewał pisarz whisky raz sobie, raz Wenie do drugiej szklanki, którą pośpieszenie z barku wyjął. Motylek dalej siedział niewzruszony na laptopie, a baranek wciąż powoli ogołacał paprotkę. Ale pisarzowi to nie przeszkadzało. Nic a nic. Godziny leciały jak szalone, a Wena pisała i pisała, czasem popijając ze swojej szklanki. Motylek wciąż siedział, baranek podjadał powolutku, a pisarz zacierał ręce.
- Hoho – komentował co bardziej zgrabne zdanie, co ciekawszy opis, co bardziej interesującą postać. Intryga wciągała, wodziła za nos, naprowadzała na coraz to nowe tropy, które okazywały się fałszywe, bohater był mistrzem ironii i ciętej riposty, a czytało się to wszystko jednym tchem, bez mrugnięcia okiem. Wena się nie męczyła, nie była nawet spocona. Wszystko działo się tak niezwykle szybko.
„Cała książka w jedną noc”, zachwycał się pisarz, snując już śmiałe wizje, jak to zaintrygowani czytelnicy będą się wypytywać o kulisy powstania książki, o pomysł, a pisarz się tajemniczo uśmiechnie i powie równie tajemniczo: „Ot, wena”. I tyle. Ludzie nie będą mogli wyjść z zachwytu, zachwyt nie będzie mógł wyjść z ludzi. Znów pisarz będzie popularny, znów mu będą stawiać kolejkę za kolejką w „Bladym Świcie”, znów będzie mógł stawić czoła swojej rybie w konkursie „Kto pierwszy mrugnie ten przegrywa”. Pisarz poczuł przypływ mocy, siły, pewności siebie i…
…Weny…
Spojrzał pisarz na zegar ścienny, który wskazywał, że słońce już zaraz, już za chwilę wychynie zza horyzontu, a jego dzieło będzie już gotowe. Już będzie można wysłać do wydawnictwa i czekać na szum medialny, zaproszenia do programów telewizyjnych, radiowych, a recenzenci zachłysną się w zachwycie i dobrze tylko o pisarzu pisać będą. Może już mu nikt nie przygada, że jest mańkutem, że gejem jest, a przecież odżegnywał się od bycia gejem. Stanowczo się odżegnywał. Ale nikt pisarzowi nie wierzył, bo się wszak pisarz lewą ręką (a jakże!) odżegnywał.
Spojrzał po raz kolejny pisarz na monitor, który ciągle się zapełniał kolejnymi słowami. Ale jakie to były słowa! Trafiały w sedno, napędzały akcję, rozrywały czasoprzestrzeń! Już pisarz nad tytułem myślał, jak mogłoby to wiekopomne dzieło brzmieć, ten fantastyczny kryminał. „Tajemnica medalionu z October Street”, rozważał, „Mroczna dzielnica”, myślał, „Spust prawdy”, kombinował.
Wena pisała coraz szybciej i szybciej, następne butelki whisky stały opróżnione na biurku, a pisarz się zachwycał. Czytał i nie mógł uwierzyć, że to przecież on tak pisze. Rękami Weny, ale jednak to jego Wena, jego prywatne epifaniom, może jakieś poalkoholowe delirium, a może, zastanawiał się mistrz, to tylko pijacka wizja, a ja leżę w kałuży własnych wymiocin na podłodze, a ryba przygląda mi się karcąco w moją zapijaczoną mordę, oślepioną przez zawstydzająco pustą kartkę „Dokument1.doc”?, przestraszył się pisarz. Nie zniósłby tego, więc szybko uszczypnął się w twarz, a gdy nic się nie zmieniło, to uderzył się pięścią w szczękę. Gdy otrząsnął się z bólu, Wena stanęła przed nim. A baranek zjadł już całą paprotkę. A motylek, wraz z ostatnim napisanym zdaniem, osunął się bezwładnie na klawiaturę, leżąc teraz gdzieś w pobliżach przycisku „Delete”.
- Przeczytaj – powiedziała Wena, więc pisarz na te słowa zasiadł przed laptopem, tym z logo nadgryzionego jabłuszka i zaczął czytać ostatnie dwanaście stron, bo tyle właśnie go ominęło. Akcja zawiązywała się coraz bardziej wyraziście, wątki zaczynały się splatać i już, już pisarz miał poznać nazwisko zabójcy, już był tylko kilkanaście zdań od tej wzniosłej chwili, na którą czeka się od pierwszej strony. „Może to faktycznie ogrodnik”, zastanawiał się pisarz, który właśnie przypomniał sobie pierwsze słowa wypowiedziane przez Wenę po nagłym najściu jego mieszkania. Ale w powieści żaden ogrodnik nie występował. Pisarz znał przecież strukturę swych intryg, a jednak nie potrafił odszyfrować tożsamości mordercy, nie potrafił, aż do ostatniego zdania napisanego przez Wenę, które brzmiał: „Mordercą tym okazał się być…”. Po tym zdaniu nie było już nic.
- Przecież to nie jest skończone – rzekł pisarz zlany zimnym potem, bo był już tak blisko, już się miał dowiedzieć, a zakończenie było otwarte, tuż przed rozwikłaniem intrygi stulecia. – Kto zabił? Musisz mi powiedzieć! – zażądał od Weny, która podeszła do pisarza na odległość, którą podręczniki do psychologii społecznej uważają za intymną.
Pisarz się wzdrygnął.
- Kto zabił? – spytał raz jeszcze.
A kobieta-widmo wyjęła z kieszeni swojego zielonego płaszcza strunę od fortepianu i przystąpiła do duszenia pisarza, który zaskoczony takim obrotem spraw, zaczął się dość niezgrabnie bronić.
- Wena – rzekła Wena – Wena zabiła – syknęła widmowa pani zaciskając strunę mocniej i mocniej.
- Genialne – wychrypiał pisarz w autentycznym zachwycie swym słabnącym głosem – Opus… Magnum! – dodał, a były to jego ostatnie słowa, nim martwy osunął się na podłogę. I leżał tak tuż obok swojej ogołoconej paprotki.
Wena schowała strunę z powrotem do kieszeni, podniosła z biurka zielony badylek i wraz z barankiem zniknęła z pokoju pisarza.
Ryba patrzyła na dziwaczną scenę oniemiała.
Napisali później w gazetach, że słynny pisarz umarł, że przyczyny śmierci bada policja, że zostawił rybkę samą. Nie wiadomo, czy pisarz umarł z przepicia, czy może ktoś go zabił, a może też zatruł się na śmierć paprotką. Napisali w gazetach, że pisarz zostawił nieskończoną powieść.
Ludzie na forach w wynalazku zwanym Internetem pisali, że mańkut i gej, że się o śmierć sam prosił, że pewno na śmierć się wziął i zapił, bo przecież bohen_89 widział go od czasu do czasu w knajpie, jak to pisarz ten przesiadywał i lubił sobie whisky popić, że z różnymi ludźmi pił i nie szkoda go, bo to cham i arogant był.
A powieść pisarza będzie wydana pośmiertnie, tak zadecydowało wydawnictwo. Ale będzie ona skończona owszem. Przez innego pisarza, który zgodził się zakończenie dopisać. Wydawnictwo liczy, że pośmiertne dzieło pisarza dobrze im się sprzeda. A powieść ma dokończyć Masłowska.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Laj-Laj dnia Pon 14:16, 11 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mała_mi
Gęsie Pióro
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:45, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Ojoj sama nie wiem co napisać.
Laj–laj, do tej pory jedyne co potrafiłam robić, to rozpływać się nad twoimi opowiadaniami. Niestety, w tym przypadku jest inaczej. Przykro mi to pisać, ale uważam, że jest to najgorszy z twoich dotychczasowych, zamieszczonych tutaj tworów.
Nie chodzi mi o treść, bo sam pomysł miałeś ciekawy i bardzo oryginalny. Czepiam się raczej sposobu w jaki to zostało napisane.
Nie wiem, być może to opowiadanie wcale nie jest gorsze od poprzednich, a ja mam po prostu zły dzień i nic mi nie pasuje.
Nie podoba mi się nadużywanie słowa "pisarz" i nie podoba mi się wszechobecny szyk przestawny.
W moim odczuciu wszystko brzmiałoby o wiele lepiej, gdyby zredukować ilość słowa "pisarz" co najmniej o połowę. W ogóle strasznie dużo jest tych powtórzeń wyrazowych. Wiem, że one są zamierzone, ale po prostu nie podobają mi się. Sprawiają, że tekst traci na płynności.
Poza tym, o ile w poprzednich twoich tekstach nie zauważyłam żadnych błędów, o tyle w tym wyłapałam ich całkiem sporo.
'Mańkut! – zdarzało się, że ktoś krzyknął za nim na ulicy.'
Wydaje mi się, że tutaj jest błąd. Można powiedzieć albo : ' Zdarzało się, że ktoś krzyczał za nim na ulicy' albo ' Zdarzyło się, że ktoś krzyknął za nim na ulicy'
'Pisarz w tych właśnie powodów nie zdobył jeszcze prawa jazdy, więc korzystał z tramwaju i pisał na laptopie.'
Literówka. ' w tych powodów',
'Zatem gdy już nabyła laptopa to poczuł ulgę, bo miał uraz do zeszytów pisarz.'
To jest właśnie przykład zdania, w którym jakoś wszystko mi zgrzyta.
'. Odczuwał swego rodzaju błogą satysfakcję, bo oto został pisarzem, a kto by pomyślał, bo wszak zdawać by się mogło, że jak ktoś bazgroli, to co jak co, ale do pisania to raczej niechętnie taki ktoś by się odnosił. Może by inżynierem został, albo elektrykiem albo politykiem. A jednak pisarzem.'
Tutaj też jakoś tak... no nie wiem, dziwnie.
'A biała, pusta kartka o złowieszczym tytule „Dokument1.doc” raziła zmęczone oczy pisarza swą nieskazitelnością. '
Chyba nie kartka, skoro pisał to na laptopie. Strona w wordzie raczej :p
'- Kto zabił? – spytał pisarz ryby, ale napotkał na mur milczenia.'
Napotkał mur milczenia. Można ' napotkać coś', ale nie można 'napotkać na coś.'
'W takich chwilach pisarzowi wydawało się, że papuga byłaby stworzeniem bardziej stymulującym. Że o papudze trzeba będzie poważnie pomyśleć.'
Dziwnie brzmi to drugie zdanie. Oba zdania powinny być chyba jednym.
'Pomyślał, że może paprotka jest jakimś rodzajem ofiary może, którą na poczet baranka i weny trzeba złożyć, żeby wena coś pomóc mogła.'
Co tam robi to drugie 'może'?
Tak jak mówiłam wcześniej. Temat ciekawy, ale sam tekst sprawia wrażenie niedopracowanego. Zupełnie jakbyś go napisał i od razu wkleił, wczesniej nie czytając.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laj-Laj
Wieczne Pióro
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:01, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Mała_mi napisał: | Przykro mi to pisać, ale uważam, że jest to najgorszy z twoich dotychczasowych, zamieszczonych tutaj tworów.
|
Masz pełne prawo do takiej opinii:) Nie obrażam się, bo nie ma na co. Mi osobiście ten eksperyment stylistyczny się podoba, ale to oczywiste, że większość pewnie będzie wolała formy bardziej klasyczne.
Cytat: | Nie podoba mi się nadużywanie słowa "pisarz" i nie podoba mi się wszechobecny szyk przestawny. |
Oba wymienione przez Ciebie zabiegi są jak najbardziej zamierzone. Oczywiście poza drobnymi literówkami. Tak sobie wymyśliłem, że będę ograniczał zaimki dzierżawcze i synonimy do minimum. Język prosty, szyk przestawny, jakby bardziej mówiony niż pisany. I to mówiony swobodnie.
Cytat: | W ogóle strasznie dużo jest tych powtórzeń wyrazowych. Wiem, że one są zamierzone, ale po prostu nie podobają mi się. Sprawiają, że tekst traci na płynności. |
Czy tracą na płynności? Nie wiem. Jak dla mnie jest to taki "strumień świadomości", który się po prostu czyta, nie ma żadnych wyrw w fabule ani w logice.
Cytat: | 'A biała, pusta kartka o złowieszczym tytule „Dokument1.doc” raziła zmęczone oczy pisarza swą nieskazitelnością. '
Chyba nie kartka, skoro pisał to na laptopie. Strona w wordzie raczej :p
|
No niby tak, ale jest to wszak imitacja kartki, więc tego słowa pozwoliłem sobie użyć.
Cytat: | 'W takich chwilach pisarzowi wydawało się, że papuga byłaby stworzeniem bardziej stymulującym. Że o papudze trzeba będzie poważnie pomyśleć.'
Dziwnie brzmi to drugie zdanie. Oba zdania powinny być chyba jednym. |
Nie powinny. Bo to nie jest klasyczna stylistyka. Jednych może razić, innym się podoba
Cytat: | 'Pomyślał, że może paprotka jest jakimś rodzajem ofiary może, którą na poczet baranka i weny trzeba złożyć, żeby wena coś pomóc mogła.'
Co tam robi to drugie 'może'?
|
To jedno z moich powtórzeń, które jest jak najbardziej celowe
Cytat: | Tak jak mówiłam wcześniej. Temat ciekawy, ale sam tekst sprawia wrażenie niedopracowanego. Zupełnie jakbyś go napisał i od razu wkleił, wczesniej nie czytając. |
Narracja może rzeczywiście sprawiać takie wrażenie, bo - jak już mówiłem - jest jakby mówiona, trochę bełkotliwa, w pewnych momentach zbyt prosta, w innych zbyt wydumana. Ale taki sobie postawiłem cel. Właśnie tak to miało wyglądać.
Wiesz, to dopiero moje czwarte opowiadanie w życiu, a ja ciągle sprawdzam w czym czuję się najlepiej. Uważam, że sam pomysł to nie wszystko. Czasem trzeba go okrasić czymś innym, bo nie zawsze taki narrator, przez którego widać jak przez szybę, jest ciekawy. A właściwie w ogóle nie jest, bo on tylko opisuje. A jeśli zmieni się szybę, trochę pokoloruje, trochę podrapie, to wtedy od razu inaczej wygląda też historia.
Zdaję sobie sprawę, że każdy to inaczej będzie odbierał, ale to takie ryzyko zawodowe
Bardzo dziękuję, że spędziłaś przy tym swój czas i pochyliłaś się nad tekstem, podzieliłaś się przemyśleniami...
Ale nie martw się. Moje następne opowiadanie na pewno będzie inne [/quote]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kamil2109
Stalówka
Dołączył: 15 Gru 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Podkarpacie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:26, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Laj-Laj napisał: | Zatem gdy już nabyła laptopa to poczuł ulgę, bo miał uraz do zeszytów pisarz. |
może nabył? nie za bardzo rozumiem sens tego zdania.... ponieważ w tekście pisze że bazgrolił w zeszytach i poczuł ulgę gdy nabył laptopa... chociaż z drugiej strony podkreślasz mały pisarz co może się wiązać z tym że jest nie pełnoletni i to mama nabyła mu laptopa....... chociaż dalej pisze iż już został pisarzem więc raczej powinno w tym zdaniu znaleźć się nabył zamiast nabyła.....
Laj-Laj napisał: | zainteresowana. Albo naćpana. |
raczej tutaj postawiłbym przecinek i zaczął od małej litery ale to też zależy od tego pod jakim kątem ktoś na to spojrzy......
poza tym to chyba tyle twoje teksty nawet mi się podobają i w przeciwieństwie do małej_mi ten tekst również mi się podoba mimo kilku literówek.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laj-Laj
Wieczne Pióro
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:46, 11 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Rzeczywiście tam powinno być "nabył". Czasem gdzieś się jakaś literka niepotrzebna przypałęta:)
Natomiast w drugim przytaczanym przez Ciebie cytacie jest jak jest i inaczej nie będzie, bo tak ma być Czasem króciutkie, wojskowe wręcz, zdania lepiej oddają sens niż wielokrotnie złożone
Dzięki, że przebrnąłeś to opowiadanie i cieszę się, że się spodobało, bo w sumie skoro komentarz małej_mi był tylko jeden, to mnie strach obleciał. No bo może nikomu więcej się nie będzie chciało komentować, a ja zostanę z jedną negatywną opinią
A w tej sytuacji mamy remis
Co oznacza, że do kogoś jednak trafił ten styl.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 21:20, 19 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Na błędach się nie skupiałam. Nie mam totalnie głowy do tego, nie wtedy, jak czytam z wydruku w autobusie. Inni się tym zajmą. O ile.
Tzn wiem, że widziałam parę niezbyt zręcznych sformułowań, ale cholera, nie pomnę, które to były.
Więc skupmy się na treści
Rozterki twojego bohatera są jakby mi znajome. Z autopsji. Oczywiście, przerysowane - ale taka konwencja. Ale kto poważnie myślący o pisaniu nie ma marzeń o wielkim sukcesie komercyjnym, a równocześnie artystycznym, o świecie na kolanach i odcinaniu kuponów? Cóż, ja na pewno to znam
Z drugiej strony - przykra rzeczywistość, kontrakt z wydawcą (oj, aż mi się przypomina świeżutka zupełnie sprawa Jakuba Ćwieka), alkoholizm...
No i brak weny. To też znam z autopsji, choć u mnie zamiast pani z wiankiem, barankiem, motylkiem i badylkiem występują mhroczne zębate hordy XD I nawet jestem skłonna uwierzyć, że wena może zabić - metaforycznie czy dosłownie, cholera wie.
W sumie to mi się w tym tekście podoba - możliwość różnych interpretacji. Albo to się stało naprawdę, albo pisarz naprawdę uchlał się, zjadł paprotkę i miał zwidy
Natomiast nie rozumiem o co chodzi z mańkutem. Tzn, przypuszczam, że ta leworęczność miała jakoś podkreślać inność bohatera - może w dość absurdalny sposób, nie wiem. Ale chyba za absurdalny dla mnie. Może dlatego, że nigdy nie spotkałam się ani z pogardzaniem leworęcznymi, ani z próbami nauczenia ich pisania "właściwą" prawą ręką (a żeby nie było - mój brat jest mańkutem).
Coby nie pisać krótkich, nic niewnoszących postów, pozwolę wtrącić. Mnie przez całą zerówkę głupie krowy-opiekunki katowały nakładkami i próbami "nawrócenia" na praworęczność. Mojemu wujkowi wmawiano, że leworęczność to choroba psychiczna. Nie wiem, jak jest teraz, ale kilka lat temu mańkut był w naszym społeczeństwie zjawiskiem niemile widzianym, przynajmniej z moich doświadczeń tak wynika.
Lill
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laj-Laj
Wieczne Pióro
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:29, 19 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Bardzo bliska mi osoba jest leworęczna i była nawracana na praworęczność, przez co ma teraz problemy z odróżnianiem jednej strony od drugiej. A jest już dorosła, co tylko świadczy o tym, że nawet pod koniec XX wieku takie rzeczy się zdarzały (to pewnie teraz też ).
Poza tym jego "mańkuctwo" to po prostu cecha, która ma go wyróżnić z tłumu. Może nadanie temu opowiadaniu takiego, a nie innego tytułu może sugerować, że jest to bardziej istotne, albo nawet kluczowe. Ale tak nie jest:P To po prostu tytuł
Chciałbym kiedyś spotkać w autobusie kogoś czytającego moje opowiadanie Chyba nie mógłbym dojść do siebie przez tydzień
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:31, 19 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Lol, wynika z tego, że jednak Kraków nie jest aż tak konserwatywnym miastem, jak się uważa, bo absolutnie nigdy nie słyszałam tu takich twierdzeń i sądziłam, że to się skończyło tak w latach 70-80 (skoro w 90 nikt się mojego brata nie czepiał...)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez An-Nah dnia Wto 22:32, 19 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Laj-Laj
Wieczne Pióro
Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:33, 19 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
An-Nah napisał: | Lol, wynika z tego, że jednak Kraków nie jest aż tak konserwatywnym miastem, jak się uważa, bo absolutnie nigdy nie słyszałam tu takich twierdzeń i sądziłam, że to się skończyło tak w latach 70-80 (skoro w 90 nikt się mojego brata nie czepiał...) |
Wiesz, w tym konkretnym przypadku, to nie było nawet miasto... 3000 mieszkańców jeno
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
kamil2109
Stalówka
Dołączył: 15 Gru 2009
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: Podkarpacie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:28, 20 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
Ja także mam nie miłe wspomnienia ponieważ byłem przestawiany z lewej ręki na prawą. W konsekwencji teraz piszę prawą ręką, piłkę kopię prawą nogą, ale np. wycinać coś nożyczkami lewa ręka prawą zawsze postrzępię albo wręcz wyrwę kartkę zamiast ją przeciąć. Tak samo z nożem. Ogólnie wniosek się nasuwa że teraz jestem pół na pół.....
Hej moderatorka wtrąciła się w post An-Nah by nie pisać jak to ujęła "nic nie wnoszących postów" a ostatnie cztery komentarze są właśnie takiej budowy, nie pomijając mojego własnego. Chociaż żeby nikogo nie obrazić że jego komentarz jest nic nie wnoszący do tekstu, mając na myśli wskazówki dla autora, raczej zapoczątkowaliśmy trochę nie potrzebną dyskusję... ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lill
Autokrata Pomniejszy
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:37, 20 Sty 2010 Temat postu: |
|
|
W sumie dyskusja trochę OT, ale czy taka znowuż niepotrzebna? Tekstu w pewnym sensie się tyczy, w końcu rozmawiamy o tym, na ile realne jest "prześladowanie" przedstawione w utworze. Swoją drogą, wcięłam się An, bo nie myślałam, że zrobi się z tego dyskusja.
Zresztą - jako zaangażowana w sprawę mańkutka nie powinnam chyba zabierać głosu, czy to offtop, czy nie ; )
Już. Dosyć *wcina się kolejny mańkut w kolejny post.* Wystarczy dyskusji na tematy mańkutów, to już przestało dotyczyć tematu.
Schluss.
Mal. Mod Różowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|