Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Konie narowiste [M]

Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:52, 25 Kwi 2011    Temat postu: Konie narowiste [M]

Wtręt odautorski: ekranizacja "Koni" w produkcji.


Pamiętasz, jak szliśmy tam pierwszy raz?
Myślisz pewnie, że świeciło wtedy słońce. Dla ciebie świat zawsze wyglądał prześlicznie. Pogoda była cudowna – deszcz, skwar czy śnieg. Wszystko ci się podobało. Zachwycałaś się szlaczkami na muszlach ślimaków, a w niebo potrafiłaś się wpatrywać godzinami. Nieraz leżeliśmy na łące za miastem i wymyślaliśmy, co kształtem przypominają chmury. Złościłaś się na mnie, gdy po godzinie uciekałem stamtąd, wymawiając się byle czym. Przerażało mnie twoje marzycielstwo. Bałem się, że gdybym uległ wypadkowi, nie udźwignęłabyś odpowiedzialności za nasze życie..
Ale ja pamiętam, że lało. Żartowałem, iż to niebo płacze nad nami. Nad moim niepokojem i twoim śmiechem. Zachowywaliśmy się jak dwoje bezrozumnych dzieciaków, które nie zdają sobie sprawy, dokąd tak naprawdę idą i po co. Tylko... czy my wtedy pomyśleliśmy, czym to wszystko się skończy?
On miał srebrne oczy. Widzę je, ilekroć kładę się spać. Zapominam godziny i daty, gdyby nie porozrzucane po pustym domu zdjęcia, zapomniałbym i twoją twarz. Lecz tych oczu nie wymażę z pamięci do końca życia. Teraz wydaje mi się, iż od początku dostrzegałem w nich coś niebezpiecznego. Obojętność. Pływała w tym spojrzeniu jak w morskiej wodzie. I ten głos. Zawsze mówił spokojnie. Nie okazał żadnych emocji również wtedy, gdy darłem się na niego bez opamiętania. Krzyczałem, że mi ciebie odebrał, a on mówił: „Tak musiało być, mister Kosov”. Nienawidziłem go za to. Ciebie też nienawidziłem – ale tylko przez tę chwilę, kiedy ból przesłonił wszystko inne.
Pamiętasz kolor ścian w twoim pokoju?
Och, powiesz zapewne, że miały barwę nieba nad Coventry w słoneczny dzień. Ciebie nie zadowalały zwykłe słowa. Dla mnie te ściany były po prostu niebieskie. Są nadal, za każdym razem, gdy zdobywam się na odwagę, by nacisnąć zakurzoną klamkę. Wchodzę do pustego pokoju, patrzę na te przeklęte ściany i myślę o wszystkich rzeczach, które posprzedawałem albo wyrzuciłem, nie mogąc dłużej znieść ich widoku.
A mój motocykl pamiętasz, Marinoczko? Chorobliwie go nie znosiłaś. Powtarzałaś, że kiedyś się zabiję, a ty nigdy więcej nie spojrzysz w lustro. Mówiłaś, że wzgardziłabyś samą sobą i do końca życia się obwiniała o to, iż mnie nie powstrzymałaś. Przed każdym meczem słyszałem: „żadnych szaleństw”. Koledzy się śmiali. Największy zabijaka żużlowych torów pojawiał się na zawodach z balastem, który strofował go jak małego dzieciaka. Kładłem uszy po sobie na znak pokory, chociaż wiedziałem, że tego czy owego zwyczajnie należało wywieźć w bandę. Ale twoje połajanki znaczyły dla mnie więcej niż kazania pastora. Dla ciebie stałbym się potulny niczym baranek – gdybym tylko potrafił.
Zawsze jeździłem tak samo. Mimo to przychodziłaś na każdy mecz. Nieważne, czy walczyliśmy z mistrzem kraju, czy z ostatnimi w tabeli – zawsze wyławiałem twój badawczy wzrok. Prześwietlałaś mnie na wylot dziwnymi oczami, do których nigdy w pełni nie przywykłem. Były niezmiernie jasne, niemal przezroczyste. Czasem odnosiłem wrażenie, że ty tak naprawdę nie widzisz – ale udajesz przed całym światem, iż nic ci nie dolega. Gdybyś którejś nocy straciła wzrok, pewnie byś tak uczyniła. Nie chciałaś zawracać światu głowy swoimi kłopotami.
Na badania też nie zamierzałaś iść. Przez kilka miesięcy słyszałem tę samą śpiewkę – „Grisza, ludzie mają prawdziwe problemy, prawdziwe choroby”. Czy kiedykolwiek do ciebie dotarło, jak prawdziwie TY chorowałaś? Czy powiedziały ci coś puste, srebrne oczy lekarza i brutalna szczerość wydruku, który od niego dostałaś?
Potem nic się nie zmieniło. Dalej jeździliśmy za miasto, gdy tylko udawało mi się znaleźć wolny dzień między meczami. Leżeliśmy na trawie i gapiliśmy się na chmury. Ale w którymś momencie pachnącą łąkę zastąpiło szpitalne łóżko, a niebo dostrzegałaś już tylko poprzez brudną okienną szybę.
W twojej sali zawsze leżały staruszki. Jedne żartowały, inne jęczały i nie dawały spać po nocach. Podtrzymywałaś je wszystkie na duchu, niczym jakaś pielęgniarka, siostra miłosierdzia, a nie zwyczajna pacjentka. Nigdy nie słyszałem, żebyś narzekała na ich towarzystwo.
Dopiero pod koniec, na tydzień przed tym, jak miałaś wrócić do domu, jedna z babć umarła. Nie ta jęcząca – ona została wypisana i do dziś widuję ją na ulicy. Odeszła ta cicha, pokorna, od której nigdy nie usłyszeliśmy słowa skargi. Nawet nie wiem, czy cierpiała.
Pamiętasz, jak za nią płakałaś? Szlochałaś mi w ramię bez opamiętania i powtarzałaś, że to niesprawiedliwe – los zabrał babcię siedmiorga wnucząt, którą wszyscy kochali, a zostawił przy życiu bezrobotną sierotę. Potem przepraszałaś mnie tysiąc razy. Tak, siostrzyczko, ja cię kochałem bardziej niż siedmioro wnucząt swoją babcię.
Potem na oddział przysłali kilkuletnią dziewczynkę i depresja przeszła ci jak ręką odjął. Jej rodzice pracowali na wysokich stanowiskach do późnej nocy, więc wzięłaś na siebie ciężar opieki nad małą. Coraz słabszym głosem czytałaś jej bajki na dobranoc. Zmuszałaś, żebym kupował dla niej słodycze i zdobywał owoce, których znalezienie o tej porze roku graniczyło z cudem. Cała oddałaś się obcemu dziecku, jakbyś uważała je za własne. To było w pewnym sensie chore. Wręcz cieszyłaś się, kiedy lekarze powiedzieli, że musisz zostać jeszcze w szpitalu – dzięki temu odwlekłaś w czasie rozłąkę z ośmiolatką, dla której na zawsze zostałaś ciocią Mariną.
Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jest z tobą źle? Kiedy twój uśmiech stał się wymuszony? Kiedy zaczęłaś płakać nocami w poduszkę, myśląc, że ja nie wiem?
Któregoś razu zobaczyłem łzy w twoich oczach. Dziewczynka już spała, utulona do snu rosyjską baśnią, tą samą, którą co wieczór musiała nam opowiadać mama tuż po tym, jak wyemigrowaliśmy do Anglii. Było późno, a my snuliśmy się po szpitalnym korytarzu niczym duchy. Ledwie trzymałaś się na nogach. Stale opierałaś się o moje ramię, niby to chcąc się przytulić. Nagle wzięłaś mnie za rękę i pociągnęłaś do okna.
– Grisza, patrz na te chmury…
Mówiłaś bardzo cicho. Ledwie cię słyszałem. W nikłym świetle księżyca wyglądałaś jak zjawa – chuda, w za dużej piżamie i z rękami pokłutymi tysiącem kroplówek.
Nie rozumiałem, co masz na myśli. Chmury wyglądały dla mnie jak zwykle. Nigdy nie umiałem z nich odczytać tyle, co ty.
– Konie narowiste…
Wtedy je zobaczyłem. Galopowały po niebie w rytm padającego deszczu. To przesłaniały księżyc, to znów ukazywały okrągłą tarczę w pełnej krasie. Składały się z ciemnych, gorejących na tle nocy chmur. I pewnie zapatrzyłbym się na nie tak jak ty – lecz wtedy się zachwiałaś. Omal nie upadłaś, złapałem cię w ostatniej chwili. Zaniosłem do łóżka, wezwałem lekarza…
Czasem myślę, że może zdołałbym cię uratować, gdybym zrobił coś więcej. Oddawać części siebie – i to dosłownie – było jedynym, na co się zdobyłem. A gdybym wcześniej zaprowadził cię na badania, nie ignorował tego, że raz po raz kładłaś się do łóżka, spocona i osłabiona... Skupiłem całą uwagę na żużlu, a ciebie w tym czasie choroba trawiła kawałek po kawałeczku. Dlaczego tego w porę nie dostrzegłem? Może bym zdążył…
Teraz to już tylko gdybanie. Nie chciałabyś przecież, żebym obwiniał się przez całą wieczność. A ja nie chcę być taki jak ty – próbując zbawić świat, stracić to, co dla człowieka najcenniejsze.
Po tamtym omdleniu przenieśli cię na inny oddział. Skończyły się nasze nocne wędrówki po szpitalu; zresztą, byłaś zbyt słaba, żeby choć wstać z łóżka. Kiedy przychodziłem, z reguły spałaś. Miałaś podkrążone oczy i zapadnięte policzki. Przypominałaś podziurawiony szkielet – a mimo to wydawałaś mi się wtedy piękniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Siedziałem przy tobie w milczeniu, słuchałem cięższego z każdą chwilą oddechu. Gdy zaś łzy nieuchronnie pchały się pod powieki, uciekałem do dziewczynki i czytałem jej bajki, obiecując po stokroć, że ciocia Marina niedługo wróci.
Ale ty nie wróciłaś.
Siódmego dnia od tamtej nocy, gdy pokazałaś narowiste konie na niebie, wezwali mnie do gabinetu lekarza o obojętnych oczach. Perorował długo, a ja siedziałem i czułem, że coraz mniej rozumiem. Jego nienaganny angielski stał się najzupełniej obcy. Mówił z chłodnym spokojem, jak tuner oznajmiający, że ma zbyt wielu klientów. Albo niezadowolony promotor. Patrzyłem przez okno, kiwając głową w takt jego monologu. Byłem jak w transie, gdy podszedł i współczująco poklepał mnie po ramieniu.
– Tak mi przykro, mister Kosov.
Nie wiedziałem, dlaczego mu jest przykro. Śniąc nadal, udałem się do ciebie.
Nie spałaś. Siedziałaś na łóżku, a pielęgniarka robiła zastrzyk, podtrzymując drugą ręką twoje wiotkie ciało. Kaszlałaś. Ona spojrzała na ciebie przelotnie – i wtedy zrozumiałem, że już wie. Że wiedzą wszyscy. Ty też.
– Grisza, zostaniesz tutaj? – spytałaś cicho, kiedy tylko wyszła. Chrypiałaś niewyraźnie. – Nie musisz na to patrzeć, jeśli nie chcesz…
– Chcę.
Za nic bym cię nie zostawił.
– Ja się nie boję śmierci. – Mówiłaś powoli, co chwilę zanosząc się kaszlem. Położyłem się na skraju łóżka i przytuliłem cię, ale nie ucichłaś. – Boję się tego, co po drodze. Chciałabym, żebyś tu ze mną był… do końca. Griszeńka, ja się tak strasznie boję, że zapragnę… zostać.
Ostatniego słowa musiałem się domyślić. Każde otwarcie ust powodowało kolejny atak kaszlu, więc umilkłaś. Długo, długo leżeliśmy w milczeniu, a narowiste konie mknęły po niebie niczym błyskawice. Patrzyłem to na nie, to na ciebie. Drżałaś na całym ciele. Coraz częściej się krztusiłaś. Wołałem pielęgniarki, błagałem, żeby jakoś zmniejszyły twoje cierpienia… Aż wreszcie za którymś razem usłyszałem:
– Nie ma już czego zmniejszać. Przykro mi.
Nie chcę wracać do domu. Odwlekam ten moment w nieskończoność, snuję się po ulicach, szukam ukojenia. Czasem spotykam Dziewczynkę, ale ona już nigdy nie pyta o ciocię Marinę. Czasem w sklepie wpadam na zrzędliwą babcię – szybko wtedy odwracam wzrok. W jej twarzy jest zbyt wiele współczucia, bym mógł je znieść.
Kiedy wsiadam na motor, to tylko dla ciebie. Przymuszam się do jazdy – pomimo wszystkiego, co powiedziałaś, nie chciałabyś, żebym skończył z żużlem. Lecz trybuny zawsze zieją dla mnie pustką. Gdy nie ma tam ciebie, to tak, jakby nie istniała cała rozkrzyczana, zbyt głośna i zbyt wesoła publika.
Ostatni raz spoglądam na zegarek na łańcuszku, który niczym dziewiętnastowieczny medalion skrywa twoje zdjęcie. Zakładam kask. Robi się cicho, tak cicho…

Toruń, 24 maja 2010


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:25, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Niechętnie zabieram się do czytania dzieł zasłużonych i wybitnych, gdyż wiem, że ciężko w takim miejscu biernie znosić przed oczami ideał. Użytkowniczka Lill już od kilkunastu miesięcy jest wyznacznikiem poziomu forum. Ta niepozorna twórczyni literatury żużlowej i tej głębszej pozwala na forum na rzecz trudną: na interpretację treści utworów. Zarzucamy tym samym żmudne przyglądanie się, czasem powierzchowne, czasem czepialskie wytykanie błędów stylistycznych, bo ich po prostu nie ma. Od czasów "On zawsze wstaje" na forum doskonałość stylu (oryginalność też, ale nie w takim stopniu) ma swojego patrona.
Twórcę najlepiej zrozumie inny twórca. Natomiast z bohaterem najlepiej utożsamia się ten, który dzieli z nim problemy. Najlepiej, aby te problemy były te same, trochę gorzej, gdy są one podobne. Jeśli jednak tematyką jest pożegnanie, kto wie, czy wieczne, które już zostało zadecydowane i postanowione, które już się wydarzyło - komentator (czytelnik) nie może być obojętny. Zwłaszcza, że ma przed sobą podobny problem. Dlatego dywagacje moje skończę w tym miejscu, bo wstrząsnął mną opis powyższy, dała do myślenia i powaliła na kolana ta bliskość i prawdziwość. Człowiek stający twarzą w twarz z nadchodzącym pewnym końcem, z wyrzutami sumienia, że nie zrobił nic, aby czemuś zapobiec. Nie przeszkadza mi naiwna dwubarwność opowiadania, to idealistyczne i banalne wyodrębnienie realizmu i optymizmu. Bo w literaturze, jak w życiu, liczy się vraisemblable. I nawet w surrealizmie nie bez powodu jest cząstka "realizm", gra pewną rolę. Neguje samą siebie, ale dzięki temu jej egzystencja jest potwierdzona.
Pozwoliłem sobie na komentarz czysto emocjonalny, który autorce do niczego nie posłuży. Niestety, trafiła ona w mój czuły punkt, i ja odwdzięczam się jałową pisaniną, którą wynagradzam komplementem: styl doskonały, acz nieoryginalny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:54, 26 Kwi 2011    Temat postu:

*mina w stylu "O-matko-kochana-godzi-się-tak-ja-nie-zasłużyłam*
Zastygłam z jamą ustną na widoku i przy tym pozostańmy. I poproszę o rozwinięcie ostatniego zdania, albowiem szczególnie mi do gustu przypadło.

Generalnie, Pierre, dziękuję za to, żeś w mych oczach oddał "Koniom" należny im patos i ogólnie nastrój raczej smutny niż śmieszny, gdyżli ostatnimi czasy nie mogłam na nie patrzeć inaczej jak przez pryzmat "making of" wersji audiowizualnej, które to making of obdarło utwór powyższy całkowicie z tegoż patosu.

Milknę, by nie wchodzić w język osoby poturbowanej życiem/twórczością (niepotrzebne skreślić)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:53, 26 Kwi 2011    Temat postu:

Przepraszam za moje roztargnienie i rozemocjonowanie.
Ostatnie zdanie, chodzi zapewne o ten styl: grzechem byłoby stwierdzić, że jesteś bezbłędnym rzemieślnikiem, ponieważ daleko wykraczasz poza rzemieślnictwo. Błysk geniuszu w tym jest, ale wynika z czynników zewnętrznych: dbałości o szczegóły, młodego wieku, a w konsekwencji szacunek do czytelnika. Geniuszu natomiast nie widać w samym języku: bez sztuczek, bez zabaw słownych, bez ironii, bez przesadzonych figur stylu, bez tego "czegoś", co wyróżnia jednych autorów nad innych. Bez gwiazdorstwa. Bez magii: pozytywizm szkolny zwycięża uczelniany romantyzm i barok. Posługując się parabolą piłkarską wiedz jednak, że drużyna jedenastu Xavi'ch pokona drużynę jedenastu Messich, bo będzie liczyła się całość, a nie zlepek poszczególnych umiejętności. Które to umiejętności nabędziesz lub wyćwiczysz (lub nie) po maturze, po studiach, w przyszłości. I wtedy zbliżysz się do geniuszu Zidane'a.
To są oczywiście uwagi wymyślone na poczekaniu w wielkich emocjach, bez dogłębnego wgryzania się w treść, po jednokrotnym przeczytaniu. I nie chodzi tu o śmierć Mariny, ale o sam moment nieuchronnego rozstania i budującą świadomość bliskości tych, co odeszli, w przedmiotach, w świadomości, w tęsknocie chociażby. Ta ironia losu, bo przecież ten budulec, zetknąwszy się z nieprzyjaznym gruntem człowieczej rozpaczy nie przyjmie się w sposób tradycyjny. A jeśli się przyjmie, przyjmie również i warunki większości. Stanie się uciążliwy.
Oszczędzę mojego przeżycia osobistego, bo nie o to przecież chodzi, jednak tekst ma (przynajmniej dla mojej osoby) moc. I mimo, że ruskie, pomimo żużlu i tej powtarzalności odautorskiej, wywiera wrażenie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Śro 10:11, 27 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:45, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Ciągle giną mi myśli teraz. Historia piękna, smutna, opowiedziana z uczuciem, szczerze przez Kosova. Wzbudza żal, że to odejście musiało nastąpić. Zostały dobre wspomnienia, brakuje goryczy, bohaterowie wszystko bardzo dzielnie znieśli, przez jakiś czas postępowali jakby nigdy nic, wciąż interesowali i zajmowali ich inni ludzie. Para wydaje się taka idealna, wręcz nieprawdopodobna, ale niektórzy jednak trafiają na prawdziwą miłość. Opowiadanie trochę odbiera człowiekowi władzę nad językiem, niektórych wrażeń nie da się uchwycić, tak samo lepiej niekiedy zamilknąć, aby później móc lepiej doceniać te chwile, które na razie pozostały każdemu z żywych. Piękne. Język taki prosty, ale pokazuje, że to wszystko ma pokrycie z prawdą i dodatkowe wymysły nie są potrzebne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:47, 28 Kwi 2011    Temat postu:

Nie chcę się przyczepiać,roślino, czy nie popełniasz błędu rzeczowego w swoim komentarzu?
Cytat:
Tak, siostrzyczko, ja cię kochałem bardziej niż siedmioro wnucząt swoją babcię.

Jaka jest właściwie relacja Mariny i Kosova? Chciałbym po prostu wyjaśnić Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

roślinawędrowna
Wieczne Pióro


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:18, 28 Kwi 2011    Temat postu:

A to siostrzyczko padło więcej razy? Raz mogłam przeoczyć, a więcej minąć, dlatego że się zasugerowałam czymś. To w takim razie to było świetne rodzeństwo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

KarolinaBas
Stalówka


Dołączył: 24 Maj 2011
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:51, 29 Maj 2011    Temat postu:

Lill, z pewnościa potrafisz wzbudzać w czytelniku emocje. I choc smutne... silnie odziaływujesz napisanymi zdaniami. Ta - że sie wyrażę - przemowa, to niemalże litania wspomnień. I ten żal...który zaciska gardło. Ładnie ujete, prostym językiem, bez upiekszeń,ale bardzo, bardzo zrozumiałe przesłanie. Skłaniające do zadumy i refleksji.Pozdrawiam serdecznie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:33, 14 Cze 2011    Temat postu:

Lill napisał:
Bałem się, że gdybym uległ wypadkowi, nie udźwignęłabyś odpowiedzialności za nasze życie..
a te dwie kropy to tam po co?

Jeśli inne błędy były - nie uchwyciliśmy, wciągło nas. Poprzednio mówiliśmy, że jest niezłe, ale nie wybitne jak na twoje możliwości. Teraz, po dwóch kieliszkach, z podniesioną wrażliwością, zrozumieliśmy mniej więcej to opowiadanie. (Cóż, żebyśmy musieli się napić, by zrozumieć emocje, to dziwne i przykre.)
W spokojnym toku narracji widać wszystkie emocje Kosy. To dobrze, tym razem nas wciągnęły. Sama historia nie jest specjalna - ile to młodych kobiet umiera na różne choroby? Ilu braci się tym potem gryzie? Dużo. Bardzo dużo. Ale mimo wszystko ta historia jakoś wciąga - Kosa ze swoim pesymizmem, i Marina ze swoim optymizmem i ucieczką od własnych emocji. Bo nie wierzym, że Marina zawsze była szczęśliwa i optymistycznie nastawiona, każdego dręczą jakieś pustki, jakieś koszmary, jakieś niespełnione pragnienia. Pokazuje ona te emocje dopiero pod sam koniec, ni?
Ogólnie - zadowoleni my, chociaż sama fabuła nie jest specjalna. W kontekście dłuższej historii z Kosą w roli głównego bohatera - z pewnością. Jako osobna miniatura traci na fabule.

Lillchen, wy mówicie, że od Wysockiego jest tylko tytuł. Ale my widzimy podobieństwa, wszak pieśń o koniach narowistych opowiada o szaleńczej jeździe, podobnie jak i Horyzont, a tak przecież jeździł po torze Kosa. Wydaje się on być również niespokojnym duchem, o skali emocji odpowiadającej pieśniom Wysockiego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Cedalia
Pawie Pióro


Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:29, 15 Cze 2011    Temat postu:

No to lecimy Wink

Cytat:
Tak, siostrzyczko, ja cię kochałem bardziej niż siedmioro wnucząt swoją babcię.


Nie podoba mi się to zdanie. Są różne rodzaje miłości np: miłość kobiety do mężczyzny, wnuczków i dziadków, rodziców i dzieci, rodzeństwa, do ojczyzny.
Każda ma inny wymiar, barwę i nie da się według mnie tego porównywać.
Tak więc narrator, nie miał prawa twierdzić, że jego miłość była większa. Po za tym nikt nie ma miarki by zważyć miłość Wink


No cóż, ja jestem na pewno pod wpływem opowiadania, ale nie czułabym się dobrze jakbym napisała, że do końca mnie to wszystko przekonuje.
Akceptuję i lubię postać Marinoczki, ale wydaje mi się ona taka nieprawdopodobna. Co mimo według mnie jest atutem, wielu chorych, nie może się ze sobą pogodzić, miało by pretensje do świata. Z czystej frustracji i choć zachowanie Mariny może wydawać się naciągane, to ma wciąż w sobie wiele wyrafinowania.
A ona była taka ciepła, taka naiwna. Według mnie jej wciąż brakowało miłości i szukała jej wszędzie, choćby w tej dziewczynce którą traktowała jak swoją.
Natomiast młody żużlista nie potrzebuje szukać miłości w innych, jest oddany siostrze i stara się robić wszystko ze względu na nią.
Mi się podoba ta historia, bo sama mam dwóch braci, co prawda nasze relacje nie są aż takie, bo znacznie się różnimy. Jednak no wiem, że oni mają w sobie cis podobnego do Kosy.

Co jeszcze mnie przekonuje? klimat, tak zdecydowanie tutaj jest go sporo. Wyobraźnia się otwiera i z łatwością człowiek przeniósł się do szpitala. Ładnie zarysowane emocje, choć one mnie do końca nie przekonują. To mój indywidualny odbiór i ten brat wydawał mi się tak zbyt przewidywalny.

Absolutnie nie zgadzam się, że tekst będąc miniaturką traci na fabule. Ja sobie nie wyobrażam tego w dłuższej odsłonie! To właśnie ma swój urok, że tu jest tyle wątków w tak małej formie, to jest ten smak, nastrój.

Właśnie bo pojawia się tu nie tylko miłość rodzeństwa (choć ona dominuje)
Pokazana jest siła kobiety, bo Marina, będąc taką kruchą, niby słabą i dobroduszną, jest cholernie mocna! Kryje się ze swoimi problemami, ale nie z emocjami, mówi śmiało bratu co myśli i jest przy tym spokojna.
Lęk, też przeplata się przez całe opowiadanie i podoba mi się iż jest on taki uśpiony. Bo, jakoś bardzo go nie czuć.
Pustka, wieczny brak i poszukiwanie szczęścia nawet w szpitalu przez Marinę.
No i oczywiście nienawiść brata do lekarza, a nawet przez chwilę do siostry. W to akurat uwierzyłam, bo z facetami to tak jest, że jak zależy im na takiej istotce, to nikt nie może jej skrzywdzić. Grisza czuł się dobrze na motocyklu, pewnie i silnie, więc skoro go nie zrzucił na ziemie żużel, to był pewny, że nie może nic. A szczególnie jakiś taki niewiadomo jaki typesik co zwą go śmierć i nie ma nawet okazji dać mu po mordzie.
Najbardziej właśnie boli bezsilność.
Ładnie pokazana siła w kruchości.

Mi się ogółem podobało, cieszy mnie, że tekst dopracowany i nie traci na barwie, ma urok i łatwo się przez niego płynie. No i co najważniejsze w pamięci pewno zostanie.

Poza tym Malaria pisała o tym iż to historia jakich wiele, właśnie dlatego wbrew pozorom trudno ją dorze napisać. A dlaczego? Bo dużo wyamagamy od sytuacji, z którymi się spotykami, jesteśmy ich świadkami, bądź zwyczajnie spoglądamy. A w coś nowego jesteśmy w stanie zbyt łatwo uwierzyć.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cedalia dnia Śro 20:49, 15 Cze 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lill
Autokrata Pomniejszy


Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:27, 17 Cze 2011    Temat postu:

Ojej, dzięki za tyle komentarzy. Robię się popularna, łał xD

Nie będę odpowiadać wszystkim z osobna, na większość komentarzy zresztą nie ma potrzeby odpowiadać, bo nikt mi nie dał prawa polemizować z prywatnym odbiorem. Cieszy mnie, że Konie wywołały tyle emocji.

No i pozwólcie, że jeszcze odniosę się do ostatniego akapitu komentarza Mal - wszelkie odwołania do Wysockiego niecelowe. Chociaż... kurczę mać, że tak zacytuję, masz, Malchen rację. Pamiętam, jak ustalałam Kosie personalia - i został Grigorijem Siemionowiczem. Ten Siemionowicz wiele tłumaczy chyba Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Kometa
Stalówka


Dołączył: 19 Lip 2011
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Kosmosu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:28, 25 Lip 2011    Temat postu:

Po pierwsze chciałam tylko spytać mimochodem: co wy macie z tymi iż'ami? Iż i iż, jak pragnę zdrowia, może to ja jestem jakaś dziwna? Dla mnie użycie tego spójnika jest jakieś nienaturalne, brzmi mi wydumanie, i nadęcie i jakoś nie mogę się z nim pogodzić. Bo już się zatapiam w narracji, już frunę z tym tekstem, lecę na skrzydłach i nagle bach! Wpadam na tego iż'a i rozkwaszam sobie o niego ryjek. Rzeknijcie mi proszę, w zaufaniu, nikomu nie wygadam, jakąż to sekretną moc kryje w sobie to małe ledwie-słówko?

Lill, z jednej strony chcę cię wycałować i czcić, z drugiej zbić.

Czcić cię będę za piękny styl, za łatwość operowania słowem, za czarowanie i uwodzenie pięknie skomponowaną treścią. Bardzo mi leży, że się tak kolokwialnie wyrażę. Potrafisz oddać odczucia bohatera, darzy się go empatią, bardzo plastycznie opisujesz sytuacjie. Poza tym odniesienia, porównania, wszystko ładnie, zgrabnie i powabnie. ALE...

Teraz cię będę bić.

Powiedz dlaczego tak banalny temat? Dlaczego takie oklepane, proste, do ulania dobre i anielskie jest to dziewczę? Sama słodycz i ulepek. Nie wierzę takim postaciom. Nie ufam im, nie przekonują mnie i nie trafiają do mnie. Wydają mi się nieludzkie i nierealne ze swoją naiwną dobrocią i niewinnością. Przez to ten tekst traci na dramatyzmie, bo mi nie jest ani trochę szkoda tej dziewczyny. Dlatego, bo w nią nie wierzę. Nie wierzę, że kiedykolwiek taka istniała. Rozumiem, że tu chodzi o bohatera, o jego utratę najdroższego skarbu, odebranie kogoś bliskiego sercu, ale przesada. Rozumiem, że on może ją sobie idealizować, zwłaszcza kiedy umarła, ale nie zmienia to faktu że mi się ulało. Na dodatek to znane i grane już w kinach i na organach po tysiąc razy - ona kona, a on nie może z tym nic zrobić. Wiem, że tego typu bezradność jest jedną z najgorszych, ale w zestawieniu z tym aniołem co postanowił stąpać po ziemi, coś mi się w środku robi. I to nie jest nic dobrego.

Pewnie żeby nie twój świetny styl ta historia ani trochę by mnie nie zainteresowała ani nie wzruszyła. Uratowałaś go bezbłędnie mi pasującym sposobem formowania myśli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hermi
Pawie Pióro


Dołączył: 27 Lis 2012
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Między Niebem a Piekłem
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:24, 11 Sty 2013    Temat postu:

Cytat:
Tak, siostrzyczko, ja cię kochałem bardziej niż siedmioro wnucząt swoją babcię.
Podoba mi się to zdanie. Zwykle uważamy, że nasza miłość jest największa. Wink

Marina jest jednocześnie krucha i silna. Nie zgadzam się, że jest idealizowana, bo tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego nie poszła wcześniej na badania, mamy tylko opinię narratora - brata, który ją kochał. Równie dobrze mógł to być strach przed prawdą. Marina jest też bezrobotna, czuje się niepotrzebna światu.

Jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, miniaturka podobała mi się, chociaż wolę lżejsze teksty. Żadne błędy nie rzuciły mi się w oczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Nolla
Ołówek


Dołączył: 09 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 16:04, 09 Kwi 2016    Temat postu:

Bardzo ciekawy tekst! Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Marlenka
Ołówek


Dołączył: 10 Kwi 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:40, 10 Kwi 2016    Temat postu:

Ciekawe:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin