Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Jasnowidz [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Helena03
Ołówek


Dołączył: 31 Lip 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:30, 17 Sie 2010    Temat postu: Jasnowidz [M]

Po krótkim namyśle postanowiłam wstawić całkiem nie dawno zakończone "coś". Trudno to nazwać jakimś dłuższym opowiadaniem, dlatego postanowiłam ochrzcić "Jasnowidza" miniaturą, ponieważ akcja jest zakończona i kontynuacji nie będzie. Jedynie te 8 stron z kawałeczkiem w wordzie nie za bardzo dostosowują się do terminu "miniatura".

Zapraszam do lektury i komentowania.

* W niektórych miejscach występują wulgaryzmy!

**

Jasnowidz

Marcowe słońce przebijało się nieśmiało przez chmury, ogrzewając zmarzniętą ziemię. Samotna sarna wychyliła łebek zza drzew, obserwując świat wielkimi czarnymi oczami. Powoli, z wygórowaną ostrożnością ruszyła przed siebie, przekraczając granicę lasu i schodząc na wyłożoną kocimi łbami, wąską ścieżkę. Była prawie bezpieczna. Żaden świst kuli, ani ciężki zapach ołowiu nie zakłóciły codziennej przeprawy na drugi skraj boru. Wystarczyło jedynie pokonać tę cholerną ścieżynkę i będzie w domu.
- Mamo, mamo, zobacz! Sarenka!
Mały chłopczyk z rozwianymi, płowymi włosami biegł ku zwierzęciu z zawrotną prędkością. Rozłożył ramiona w geście dziecięcej miłości, rozciągając usta w szczerbatym uśmiechu. Opluł przy tym wełnianą bluzę, siejąc wokół kropelki śliny.
Jazgot wydobywający się z chłopca podziałał na sarnę niczym bicz. Wystrzeliła do przodu, jakby rażona prądem i po niespełna sekundzie zniknęła pośród sosen. Dzieciak zatrzymał się gwałtownie, opuścił ręce i ściągnął brwi. Na jego twarzy zaczęła malować się irytacja.
- Jebana sarna! – wrzasnął nagle, tupiąc nóżkami.
- Krystian, jak ty się wyrażasz!
Wysoka kobieta odziana w brązowy skórzany płaszcz, porwała urwisa w górę, jednocześnie wypluwając tlącego się ostatkiem peta. Zmierzyła syna jadowitym spojrzeniem zielonych oczu. Krystian zmarszczył nos, czując papierosowy dym wydobywający się z karminowych ust rodzicielki. Niezadowolony z takiego obrotu sprawy, zaczął płakać.
- Puszczaj mnie! Słyszysz! Puszczaj. – wył ile sił w płucach.
- Jeżeli jeszcze raz usłyszę jakieś przekleństwo, będziesz miał szlaban przez miesiąc! – zagroziła kobieta, stawiając chłopca z powrotem na ziemię.
Przyczajona pośród gęstwiny sarna, obserwowała odchodzących ludzi. Zwiesiła główkę, uderzając kopytem o pokrytą szronem ściółkę. Wiedziała.
Znów się zaczęło.
**
- Mój zaginął jakieś dwa lata temu. Szukało go całe miasteczko, nawet u cyganki byłam…
- To jeszcze nic! Mój wyszedł w kapciach wyrzucić śmieci i nie wrócił. Rozumie pani? Śmieci też przepadły…
- … jak kamień w wodę…
- A mój zwiał z tą dziwką spod piątki! Pragnę go odnaleźć i jaja urwać! Skurwielowi nie może ujść płazem…
Cała polana wrzała. Ogonek ustawiony do niepozornej, drewnianej chatki gęstniał z godziny na godzinę. Okute w chusty baby przekrzykiwały się wzajemnie, gestykulując żywo i rozprawiając tylko o jednym: zaginięciu. Męża, syna, zięcia, podłej siostry, ukochanego psa lub kota, pokaźnej sumki trzymanej w skarpecie (przecież tylko połowa wsi o tym wiedziała!) Wśród tłumu manewrowali również wciśnięci w eleganckie garnitury biznesmeni i znudzone czekaniem, miastowe kobiety w przeciwsłonecznych okularach. Byli również prawnicy, lekarze, nawet ksiądz. Wszyscy obrali ten sam cel: dostanie się do chatki i rozmowę z jasnowidzem. Dla pięciu minut pobytu u szamana byli w stanie zapłacić każdą kwotę. Gotówka, przelew, złoto, drogocenne cacuszka, obligacje. Ponieważ każdemu z oczekujących ktoś, lub coś przepadło. Gdy policja i wojsko załamywały ręce, datki na mszę nie pomagały, a okoliczna ludność nabierała wody w usta, pozostawało ostateczne rozwiązanie. Zaczerpnięcie rady u guślarza. Porzucenie racjonalnego myślenia i naukowych bzdetów.
Nina Tarnowska stała w kolejce już piątą godzinę. Mroźny poranek zdążył zmienić się w przyjemne popołudnie, tchnięte wiosennym oddechem. Obracała w dłoniach srebrną papierośnicę, otwierając ją i przeglądając zawartość. Trzy kubańskie cygara. Żadne nie ubyło od tamtego pamiętnego wieczoru. Straciły jedynie woń świeżości i zwilgotniały z lekka. Tak samo jak jego krawat, spoczywający w zamszowej torebce Niny.
Zerknęła ukradkiem na stojącego spokojnie Krystiana. Mały zmęczony wielogodzinnym czekaniem, usnął uwieszony płaszcza matki. Z zamkniętymi oczami i łagodnym wyrazem twarzy wyglądał zupełnie jak On. Byli tacy do siebie podobni. Kropka w kropkę. Te same jasne włosy, delikatne piegi zdobiące nos i pieprzyk skryty za kołnierzem.
„Teraz musi się udać”, pomyślała Nina, zadzierając wysoko brodę. „Cholera, musi i już!”
- A pani kto zaginął?
Przycupnięta obok, niepozornie wyglądająca babuleńka wbiła pytające spojrzenie w kobietę z dzieckiem. Miętoliła w palcach żałośnie wyglądającą, flanelową koszulę. Wokół niej unosiła się woń parzonych ziół i naftaliny. Owinięta pstrokatą chustą głowa przywodziła na myśl wysuszoną śliwkę.
- Mąż.
Stara zamrugała ze zrozumieniem.
- Mi syn. Jestem tutaj dziesiąty raz. Ale zawsze pan Jemioła nie jest w stanie go zlokalizować . Powiada, że Wacuś jest bardzo daleko i nie może wrócić. Ale skoro nie może, to ja go odnajdę.
Nina mocniej przycisnęła do siebie Krystiana.
- Ile lat temu zaginął pani syn?
- Trzydzieści.
Nadzieja zawsze umiera ostatnia a wokół było pełno ludzi, którzy jeszcze reanimowali te naiwne uczucie. Przecież zdarzały się przypadki, że zguby stawały w progach swych domów. Zapomniane i dawno pogrzebane z walizką wspomnień i barwnych opowieści. Zazwyczaj spłukani do cna, poszukujący dawnej oazy. Synowie marnotrawni. Wymodleni, wyczekani, utęsknieni, aż w końcu z wystawioną tablicą na cmentarzu.
Drzwi chatki otworzyły się gwałtownie, wypuszczając ciężki aromat kadzidełek. Na ganek wybiegła niziutka kobitka. Rude włosy podążały za nią niczym strumień ognia. Stanęła nagle, omiotła zebrany tłum wzrokiem pełnym obłędu, poczym wzniosła ramiona ku górze.
- Cudotwórca! Zbawiciel! Znalazł, znalazł ją! Wskazał miejsce co do metra! Słodki Jezusie, wiem gdzie jest moja siostra!
Na polanę spłynęła fala szeptów. Jedni z narastającą euforią zaczęli cicho wiwatować, drudzy dotychczas pełni rezerwy, odetchnęli. Ktoś zapłakał cicho, inny złożył dłonie w modlitewnym geście. Zdawało się, że cały las za plecami zaszumiał na potwierdzenie proroczych słów jasnowidza.
Wspólne poruszenie obudziło Krystiana. Zaspany przetarł powieki, rozejrzał się uważnie z powątpiewaniem. Dopiero po chwili zorientował się, gdzie obecnie przebywa, i że jest z nim mama.
Nina ścisnęła mocniej papierośnicę. Cóż za paranoja! A jeśli to prawda? Jeśli faktycznie pan Jemioła wskazał dokładne miejsce przebywania którejś z poszukiwanych osób? Przecież po to przybyła. By ostatecznie odkryć los męża, bez względu na finał.
Babuleńka westchnęła, przytulając do piersi koszulę.
- Takie rzeczy mają miejsce często. Niektórym Najświętsza Panienka jest przychylna. Trzeba wierzyć, dziecko. Wiara przenosi góry.
Krystian zauważył staruszkę i czmychną za plecy mamy. Stamtąd obserwował z niepokojem dziwnie wyglądającą postać, przypominającą mu kukłę wiedźmy z sklepowej wystawy.
- Czy później coś wiadomo? Policja, władze, rodzina potwierdzają odnalezienie? – dopytywała Nina.
- Urzędy są zbyt przyziemne, by mieszać je w takie sprawy. Oni nie rozumieją.
Jasne, to akurat wiadomo. Tarnowska odnosiła wrażenie, że mundurowi wcale nie mieli ochoty odnaleźć jej męża. Ot, kolejny leszcz, który postanowił opuścić upierdliwą żoneczkę i wrzeszczącego bachora. Nie ma się, kurna, co dziwić! Nie on pierwszy i ostatni. Co dzień komisariaty w całej Polsce odbierają podobne zgłoszenia. Czasami poszukiwani są znajdowani. Na Majorce przykładowo. Lub w Chorwacji, grzejąc beztrosko tyłki, podczas gdy rodzina odchodzi od zmysłów.
Ale Sławek był inny.
Wierny, ułożony, kochający. Całe serce oddał Ninie i Krystianowi. Byli dla niego największym skarbem. Lubił swoją pracę i zabiegał o awanse. Piął się po drabinie kariery, pokonując kolejne szczeble z łatwością. Posiadał jakieś zmartwienia? Kredyt mieszkaniowy, ale przecież spłacali go razem. Ojciec mu stosunkowo nie dawno zmarł, lecz Sławek przyjął to spokojnie, nie popadając w depresję. Nie chorował, pomijając usuniętą dawno migdałki. Więc co mogło skłonić go do ucieczki? Nawet nie zabrał ze sobą najpotrzebniejszych rzeczy. Szczoteczka do zębów i golarka nadal spoczywały na łazienkowej półce. Po prostu wyszedł do pracy, jak zwykle uzbrojony w skórzaną aktówkę. Z pogodnym uśmiechem. Pocałował na pożegnanie żonę, obiecał synowi wypad do kina. Standardowe gesty powtarzane każdego ranka.
Zapomniał tylko papierośnicy.
Ach, jak uwielbiał cygara! Odziedziczył to po dziadku, który podróżując po świecie przywoził wnukowi przeróżne pamiątki. Raz, gdy Sławek ukończył osiemnaście lat, otrzymał w prezencie kubańskie cygaro. Później nie mógł już bez nich żyć. Sprowadzał je z zagranicy, czasami kupował w najlepszych polskich sklepach. Wtedy, kiedy Nina widziała męża ostatni raz, nie wiedziała, że papierośnica posłuży jej jako znak rozpoznawczy dla jasnowidza. Na wszelki wypadek wzięła jeszcze ulubiony krawat, który dostał od niej pod choinkę.
Przed chatę wyszedł chudy mężczyzna odziany w kolorowe palto. Z poważną miną, zlustrował Ninę od stóp do głów, po czym oznajmił:
- Jasnowidz Jemioła zaprasza kolejną osobę.
Tarnowska wzięła synka na ręce i ruszyła do środka, czując jak bardzo trzęsą jej się kolana.
Już nie miała wątpliwości, że zmierza w stronę ostatecznej prawdy. Teraz, albo nigdy.
**
Ryszard Jemioła rozsiadł się wygodnie w fotelu, przymykając powieki. Zmęczenie spływało po nim z wolna, siejąc nostalgię w umyśle. Słodki dym kadzidełek wżerał się w nozdrza, przyprawiając wieszcza o mdłości. Miał dosyć. Codziennych lamentów zdradzonych żon, spazmów skrzywdzonych matek. Setki pojękiwań wibrowały mu w głowie niczym wyjątkowo uciążliwy rój pszczół. Każdy klient wykładał karty na stół, zanim zdążył zasiąść naprzeciw. Następnie klecił listę zażaleń, adresowaną do Boga i wszystkich świętych, jakby poczciwy staruszek i jego świta nie mieli bardziej interesujących zajęć.
„Ten dar to przekleństwo”, pomyślał Jemioła, masując z wolna skronie. Bardzo opłacalne przekleństwo. Postanowił pewnego dnia, że gdy zdoła uzbierać pokaźną sumkę, wyemigruje z kraju. Najlepiej do północnej Francji, albo Szkocji. Wszystko jedno, byleby uciec od armii spragnionych informacji Polaków. Czasami zdarzały się totalnie beznadziejne przypadki, jak choćby zdesperowany facet po czterdziestce pragnący poznać przyszłe numery totka. Albo samotna, starzejąca się dziewica gotowa zastawić dom za strzęp wiadomości o jej przyszłym kochanku. Ryszard znał ludzkie pragnienia. Chore fantazje i nocne mary nawiedzające szarych obywateli. Nie wszystkim był w stanie pomóc. Zdarzało się, że szepczące duchy nie okazywały łaski. Selekcjonowały starannie osoby, które w ich mniemaniu zasłużyły na szansę. Reszta odchodziła z kwitkiem. Ale tacy zazwyczaj powracali, pełni pretensji i nasilonej frustracji, żądając rzeczy, które nie były im dane. Wykrzykiwali swoje racje, rzucając wokół zielonymi banknotami. Przecież jasnowidz pomógł ich sąsiadce! Odnalazł tę smarkule, odkopał czyjś bezimienny grób. Dlaczego właśnie im została odmówiona posługa?
Duchy w takich przypadkach milczały.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Proszę! – zawołał Jemioła, przyjmując godną pozycję.
W chwili gdy przekroczyła próg, coś uległo zmianie. Ryszard o mało się nie zachłysnął, machinalnie podnosząc dłoń do gardła. Cóż za moc! Nieskazitelne pokłady energii uderzyły go prosto w twarz, otulając ją gorącem. Poczuł jak powietrze zgęstniało, a aura otaczająca domek zaczęła niezdrowo emanować.
Zamrugał szybko, odganiając wirujące przed oczami plamki. Ujrzał wysoką kobietę z góra sześcioletnim dzieckiem na rękach. Wyglądała zwyczajnie, jeżeli nie pospolicie. Ładna buzia o delikatnych rysach, mahoniowe, proste włosy ścięte na wysokości szczęki. Zielone tęczówki przysłonięte częściowo czarnymi rzęsami. Widywał takie babki praktycznie codziennie, no może ta była ciut piękniejsza.
Szybkim ruchem wskazał jej krzesło, zapominając całkowicie o powitaniu.
- Dzień dobry. – odezwała się pierwsza. – Nina Tarnowska, miło mi.
Ledwo musnął wyciągnięte w jego stronę palce, a prąd przegalopował przez ciało, elektryzując najmniejszy włosek. Niemal widział strzelające wokół iskry, gotowe wywołać pożar nie do ujarzmienia.
- Witam. – zdołał wydukać Jemioła, ostatkiem sił powstrzymując drżenie głosu. – W czym mogę pomóc?
Po tych słowach duchy rozkrzyczały się jak nigdy dotąd. Jasnowidz o mało nie ogłuchł od przeraźliwej symfonii, bombardującej każdą komórkę ucha. Stanowiło to jasny znak. Czeka go bardzo wyczerpująca robota. O ile zdoła przetrzymać spotkanie z Niną Tarnowską i nie padnie trupem. A tego był bliski.
Ścierając ukradkiem pot z czoła, wbił nerwowe spojrzenie w klientkę. Ta delikatnie położyła na środek biurka srebrną papierośnicę. Fachowa robota mistrza, ocenił Ryszard. Idealnie wygrawerowany herb rodu Tarnowskich, z pawimi piórami u nasady, oraz księżycem i gwiazdą na tarczy. Cholernie stara pamiątka, stanowiąca wartość bezcenną. Jemioła powoli sięgnął po papierośnicę, obserwując kątem reakcję Niny. Kobieta głaskała drzemiącego chłopca, starając się ukryć napięcie. Ryszard już był upity mocą, która przenikała każdy zakamarek chatki. Jeżeli wyjdzie bez szwanku, dopadnie go gigantyczny kac, poprzedzony kilkugodzinnym otępieniem.
- W jakiej sprawie pani przybyła? – zapytał wieszcz, gładząc opuszkami biegnące wzdłuż papierośnicy linie. Cofnął pośpiesznie rękę, czując jak srebro pali mu skórę. Ściągnął brwi, zapominając na sekundę o Tarnowskiej. Jakim cudem przedmiot działa bezpośrednio na ciało? Przecież to martwa materia, nie mająca prawa sama z siebie czynić szkody. Duchy zanuciły słodko, wyraźnie uspokojone.
„Do licha. Może chodzi o to cacko? Nie! Po grzyba cieniom zmarłych jakieś przyziemne gówienko? To na niej musi im zależeć.”
- Przybyłam, aby prosić pana o pomoc w sprawie mojego męża. - szepnęła Nina. - Zaginął rok temu. Szukała go policja, wyznaczyłam nawet nagrodę za znalezienie Sławka. Nic. Cisza. Nikt go nie widział, nikt nie słyszał. A przecież wyszedł tylko do pracy!
Jemioła odłożył papierośnicę i rozmasował obolałe opuszki. Dokładnie przeanalizował zdawkową wypowiedź kobiety. Więc szuka męża. Nie przybyła do niego w celach czysto dotyczących sacrum. Załamana niepowodzeniami zwykłych metod, postanowiła zaryzykować i zaczerpnąć rady u wesołego pustelnika, koczującego w lesie. Wcale nie jest wysłanniczką demona, ani innej istoty. Za moment wyciągnie z zamszowej torebki pokaźną sumkę i ciśnie nią o stół, żądając natychmiastowych rezultatów.
A może warto zaryzykować?
- Ma pani jego zdjęcie? Proszę międzyczasie opowiedzieć o małżonku. Czym się zajmował… to znaczy zajmuje, czy miał jakieś pasje, nałogi. Wie pani, takie tam podstawowe informacje.
Nina kiwnęła głową, sięgając po portfel. Ostrożnie wyjęła małą, legitymacyjną fotografię i wręczyła ją Ryszardowi.
- Nazywa się Sławomir Tarnowski. Z zawodu jest ekonomistą. Przed zaginięciem objął funkcję zastępcy wiceprezesa firmy ubezpieczeniowej. Nałogów praktycznie nie ma, no, prócz obsesji na punkcie cygar. Uwielbia wszystkie, szczególnie kubańskie. W środku są trzy. – wskazała papierośnicę. – Zawsze pasjonowało go strzelectwo. Uczęszczał nawet do klubu dla miłośników wiatrówek. Oddziedziczył to małe szaleństwo po ojcu, który był myśliwym…
Przerwała wyraźnie zmieszana. Jeszcze nigdy nie zdawała tak krótkiego i rzeczowego raportu o ukochanym, jakby siedziała przed generałem, nie jasnowidzem. Jemioła słuchał relacji uważnie, wpatrując się w pogodną twarz młodego mężczyzny o niemalże mlecznych włosach. Standardowy biznesmen z bystrymi, niebieskimi oczami i zawiązanym starannie krawatem. Teraz takich na pęczki, ale Ryszard czuł, że duchy są przychylne. Jasny gwint! Odnajdzie go prędzej niż jakąkolwiek osobę, czy zwierze wcześniej. Zanosi się na fenomenalny popis proroczych talentów.
- Proszę mówić dalej. – zachęcił, nie odrywając wzroku od zdjęcia.
- Mąż jest bardzo odpowiedzialnym człowiekiem. Nigdy by nas nie opuścił, nie zdradził. Dlatego sądzę, że został uprowadzony i jest przetrzymywany wbrew własnej woli. Policja nie była w stanie namierzyć tego miejsca, dlatego nie pozostało mi nic innego. Czy coś da się zrobić?
Uprowadzony, albo martwy. Tak czy inaczej Jemioła nie miał wyjścia. Musiał wziąć sprawę Niny Tarnowskiej, maksymalnie się skupić i przestać wariować. Inaczej duchy gotowe były zrobić paćkę z jego mózgu. Odłożył fotografię i ściągnął z szyi apaszkę. Owinął nią papierośnicę, tak by nie czuć bólu. Nawet przez materiał przedmiot grzał skórę niemiłosiernie. Zamknął oczy, skupiając się na postaci Sławomira. Gdy zobaczył ją w miarę wyraźnie, zbliżył zawiniątko do twarzy. Nie dotknął rzeczy czołem. Nie tym razem.
Wizja nadciągnęła natychmiast. Ryszard z wolna odpływał, pozostawiając rzeczywistość daleko za sobą. Rozwinął żagle i popłynął w głąb krainy przodków. Jak zwykle powitały go przepełnione magią śpiewy i plemienne bębny. Pośród nieskończonej przestrzeni, gdzie linia wody wtapia się w nieboskłon, balansowały cienie. Jedne wyraźne, prawie rozpoznawalne z pustymi oczodołami, inne rozmazane, schowane za mgłą. Wszystkie zgodnie szemrały, przejęte obecnością wieszcza. Jemioła wzdrygnął się, gdy jeden z duchów przeleciał tuż przed nosem, zawodząc tęsknie. Mimo tego, że dawno opuściły ciała, wciąż łaknęły powrócić do materii, przeżywać kolejny raz ekstazy i smutki. Niczego tak nie kochały jak tamtych żałośnie krótkich lat, stanowiących zaledwie ziarenko rzucone do studni bez dna. Jasnowidz czym prędzej otrząsnął się z pierwszego wrażenia. Odetchnął głęboko, poczym zawołał doniośle:
- Dajecie, czy odpuszczacie?
Zabrzmiało to co najmniej idiotycznie, lecz nic innego nie przyszło mu do głowy. Zdał sobie sprawę, że musi jak najszybciej wrócić, inaczej skutki transu będą tragiczne. Za silna moc, za silna.
Cienie nagle zatrzymały się. Wraz z tym ucichły również pieśni. Ryszard zadrżał, kiedy doszła do niego powalająca świadomość. Wszystkie zgodnie runęły w jego stronę niczym wulkaniczna chmura. Nagle nastała ciemność, zastępowana z wolna jaskrawym obrazem. Każdy najmniejszy element otoczenia stanowił pojedynczy puzzel, który dołączał do pozostałych.
„Tkają wizję”, szepnął wieszcz, walcząc z narastającą euforią.
Później już wszystko wiedział.
**
Nina rozglądała się po wnętrzu chaty coraz bardziej zaniepokojona. Jasnowidz tkwił nieruchomo w zasłanym skórami fotelu, mamrocząc co chwilę. Odniosła wrażenie, że minęły wieki. Czas przestał istnieć, liczył się tylko ten abstrakcyjny stan w który powoli wpadała. Przed kompletnym zatraceniem zmysłów chroniła ją jedna myśl: musi odnaleźć Sławka. A gdy już będzie z nią i Krystianem, wszystko powróci do normy. Dawna rutyna wedrze się w codzienność, kreśląc spokojnie kolejne rozdziały życia. Znów rodzina zasiądzie do stołu w komplecie, może nawet zdecydują się na drugie dziecko. Przecież są jeszcze młodzi! Tyle mogą zdziałać, osiągnąć. Wspólnymi siłami dotrwają spokojnej starości otoczeni kochającymi wnukami w górskim domku. On tak kochał Tatry! Co roku jeździli do Zakopanego, spacerowali ulicami Krupówek, by później kochać się szalenie w hotelowym pokoju z widokiem na Giewont. Może być tak cudownie!
Jemioła otworzył nagle oczy i stęknął cicho, dygocząc na całym ciele. Tarnowska już rozchyliła usta by zapytać się czy wszystko w porządku, lecz wieszcz machnął ręką. Oddychał wolno i ostrożnie, jakby każdy wdech rozrywał mu klatkę piersiową. Odłożył papierośnicę, spoglądając na Ninę ze smutkiem. Ta wyczuwając, że szykuje się coś niedobrego, zacisnęła mocno wargi by w razie czego powstrzymać szloch.
On już wie.
- Co jest gotowa pani zrobić, aby odzyskać męża? – zapytał Ryszard spokojnie, powoli dochodząc do siebie.
Nina rozluźniła mięśnie szczęki, dumnie prostując się w krześle. Niech Jemioła wie, że ma do czynienia ze zranioną kobietą, która potrafi walczyć do samego końca. Za wszelką cenę.
- Wszystko. – odpowiedziała szybko, a wyznanie to zabrzmiało niczym wystrzał z karabinu. – Do jasnej cholery, wszystko! Pieniądze nie grają roli! Mogę sprzedać mieszkanie i samochód. Po co mi one, skoro nie mogę się cieszyć wspólnie ze Sławkiem? Mój syn potrzebuje ojca, męskiej podpory i twardej ręki, która poprowadzi go do dorosłego, godnego życia. Jestem w stanie wyzbyć się honoru… nawet oddać własną duszę!
Wieszcz wypuścił ze świstem powietrze. Tak, bez wątpienia duchy się nie pomyliły. Nareszcie odzyskają to, co utraciły wiele stuleci temu. Prawdziwa zguba powróci do źródła, a on będzie mógł zwinąć interes.
Usłyszał zwycięski chichot, odbijający się echem w wieczności. Ujrzał zebrane w kręgu cienie, czekające na odpowiedni moment. Teraz były wyraźne. Każde z nich o innej twarzy i historii, stojące w poza granicą chwały. Ponieważ szepty nawiedzające wybrańców od wieków należą do osamotnionych dusz, nie zależnych od żadnego z pozaziemskich światów. Ingerując w życie ludzi, zaspakajają swą jedyną potrzebę, jaką jest obcowanie z minionym stanem. Pałają tak chorobliwą obsesją, że nawet sam Szatan odrzucił ich ofertę.
W końcu odnajdą spokój.
- Dusza. – szepnął Jemioła, wbijając wzrok w papierośnicę. – Wie pani co? To rzeczywiście godna zapłata.
**
Chłopic ściskał rękę ojca, maszerując przez pogrążony w mroku las. Noc była wyjątkowo pogodna. Z firmamentu mrugały tysiące gwiazd, które wydawały się bliższe niż kiedykolwiek przedtem. Jakby wystarczyło wyciągnąć dłoń i dotknąć jednej z nich.
Samotna sarna skryta w gęstwinie, patrzyła w górę, podziwiając boskie dzieło szklanymi oczami. Czekała aż przejdą ludzie, by móc spokojnie wrócić do domu.
Krystian przystanął nagle i spojrzał na tatę z obawą. Przełknąwszy ślinę, zapytał odważnie:
- Gdzie byłeś?
Mężczyzna podrapał się po głowie, po czym wzruszył ramionami.
- W zasadzie to nie mam zielonego pojęcia.
Niebo przecięła pojedyncza, spadająca gwiazda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Hien
Różowy Dyktator Hieni


Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:10, 18 Sie 2010    Temat postu:

Pierwsze, co mnie uderzyło w tym opowiadaniu, to wstęp - niespójny. Ładny opis sarny przerywa ni z tego ni z owego kolokwializm. Umiar w kolokwializmach lepiej zachować, sarna nie była ani zła na nikogo, więc nie ma potrzeby używać choler i innych takich. Nie ma też potrzeby personifikować jej, bo raczej wątpię, by sarny miały domy.
Do tego błędy w dialogach - można zajrzeć do podforum, są tam zasady. Naprawdę, nie są trudne do zrozumienia.

Helena03 napisał:
Przyczajona pośród gęstwiny sarna<bez przecinka> obserwowała odchodzących ludzi
Przecinek zbędny, podmiotu od orzeczenia się przecinkami nie oddziela.
Helena03 napisał:
Wszyscy obrali ten sam cel: dostanie się do chatki i rozmowę z jasnowidzem. Dla pięciu minut pobytu u szamana byli w stanie zapłacić każdą kwotę
A ma waćpani świadomość, że szaman i jasnowidz to sprawy kompletnie różne? Ignorancją się pani popisuje, że ho ho.
Helena03 napisał:
Mały<przecinek> zmęczony wielogodzinnym czekaniem, usnął uwieszony płaszcza matki.
Jak już oddziela waćpani wtrącenie przecinkami, to konsekwentnie, a nie rzucać przecinki w tekst na chybił trafił...
Helena03 napisał:
Nadzieja zawsze umiera ostatnia<przecinek> a wokół było pełno ludzi, którzy jeszcze reanimowali te naiwne uczucie.
A poza tym "to uczucie". "Te" odnosi się tylko do trzeciej osoby liczby mnogiej.
Helena03 napisał:
Nie chorował, pomijając usuniętą dawno migdałki
Bo migdałki to oczywiście rodzaj żeński i liczba pojedyncza.
Helena03 napisał:
Już nie miała wątpliwości, że zmierza w stronę ostatecznej prawdy. Teraz<bez przecinka> albo nigdy.
Ogólnie "albo", "ani" oraz "lub" nie potrzebują przecinków, chyba że występują po raz kolejny w zdaniu. Błąd się powtarza.
Helena03 napisał:
Czas przestał istnieć, liczył się tylko ten abstrakcyjny stan<przecinek> w który powoli wpadała
"Który" zawsze należy poprzedzić przecinkiem.

Na koniec ogólne wrażenia - to miała być fantastyka? Na to wygląda, bo mylenie jasnowidza z szamanem, kreślenie takiego portretu psychologicznego jasnowidza...
Opowiadanie niczym, kompletnie niczym nie zainteresowało. Styl nijaki, w zasadzie nie spisujący się dobrze przy opisach, przy akcji zresztą też by chyba średnio wypadł. Całość zawieszona w próżni, bo chociaż niby jakieś opisy są, to postaci nie widać i brak im cech szczególnych. Sam świat przedstawiony wydaje się naciągany i sklecony z różnych zasłyszanych mitów i wyobrażeń o jasnowidzach tudzież szamanach (jakby nie było między nimi żadnej różnicy...) i właściwie nie zaciekawia niczym. Ot, po prostu historyjka o sprzedaniu duszy, bez nawet takich zalet jak realistyczne postacie. One są po prostu płaskie, stanowią kilka cech i nic więcej. Zapisane kartki, ale nie czujący ludzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Jenny
Kałamarz


Dołączył: 04 Sie 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:40, 03 Wrz 2010    Temat postu:

mnie osobiście podobał się tekst tylko zdanie "- w zasadzie to nie mam pojęcia" troche mnie to irytowało gdybym chociaż wiedziała co się stało z matką (nie lubie nie dopowiedzeń) to jakoś bym to odpuściła ,ale strasznie mnie teraz trapi co sie z nią stało? Duchy ja porwały? Zabito ją? No i skąd się wziął do diabła ten facet?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Alice
Orle Pióro


Dołączył: 20 Sty 2010
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Początku
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:06, 12 Wrz 2010    Temat postu:

Cytat:
Ojciec mu stosunkowo nie dawno zmarł, lecz Sławek przyjął to spokojnie, nie popadając w depresję.

"Niedawno" pisze się razem.
Cytat:
Jasny gwint! Odnajdzie go prędzej niż jakąkolwiek osobę, czy zwierze wcześniej.

Zwierzę.
Cytat:
Przed kompletnym zatraceniem zmysłów chroniła ją jedna myśl: musi odnaleźć Sławka. A gdy już będzie z nią i Krystianem, wszystko powróci do normy. Dawna rutyna wedrze się w codzienność, kreśląc spokojnie kolejne rozdziały życia. Znów rodzina zasiądzie do stołu w komplecie, może nawet zdecydują się na drugie dziecko.

Nie musisz tego zaklasyfikować jako powtórzenia, mi jednak zgrzytnęło.
Sam tekst naprawdę mi się podobał. Ciekawy pomysł, ładne opisy (zwłaszcza ludzi stojących w kolejce) i przyjemny styl. Raziły mnie jednak wulgaryzmy, uważam, że gdyby zostały zredukowane tylko do tych w wypowiedziach szamana vel jasnowidza to byłoby lepiej.
Mam też dziwne wrażenie, jakby niektóre fragmenty były robione nieco na odwał. Na twoim miejscu posiedziałabym jeszcze trochę nad tym tekstem, poprawiła błędy, zastosowała się do rad uważnych czytelników i przerobiła go odrobinę, pozbywając się niekonsekwencji (szaman alias jasnowidz itd ^^).
I weny na przyszłość życzę Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin