Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Lilith
Kałamarz
Dołączył: 19 Sie 2012
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 16:09, 20 Sie 2012 Temat postu: If they hurt you, they hurt me too... [NZ] |
|
|
Prolog
Przerzucił kolejną stronę czytanej książki, wzdychając ciężko. Panująca cisza w mieszkaniu była jak cisza przed burzą. Czuł, że coś się stanie. Coś złego, coś co nie powinno mieć miejsca. Tylko nie umiał, a może nie chciał, uświadomić sobie co to będzie.
I nagle to usłyszał. Głośne bluzgi dochodzące z korytarza i szczęk klucza w zamku. Znów był tak pijany, że nie mógł nawet otworzyć drzwi. Zacisnął zęby, przerzucając kolejną stronę i z całych sił starając skupić się na czytanej książce. To był jego jedyny ratunek, odskocznia od tego co działo się za drzwiami jego pokoju. Głośny huk, jakie rozległ się gdy otworzone w brutalne spośób drzwi uderzyły o ścianę, uświadomił mu, że jest gorzej niż myślał. Odłożył książkę i powoli wyszedł ruszył do wyjścia z pokoju, zatrzymując się w progu. Z pogardą obserwował swojego ojczyma, ledwo podnoszącego się z ziemi. Cuchnęło od niego wódką z kilometra, a na ramieniu dostrzegł świeże ślady po wkłuciach.
Na codzień szanowany biznesmen lecz gdy tylko miał wolną chwilę, nie wiedział co ze sobą zrobić to sięgał po kolejną butelkę wódki albo po kolejną dawkę jakiś używek sporwadzonych od podejrzanych typów i zamieniał się w bestię. Niejednokrotnie bił i gwałcił jego matkę, a Dixon dostawał szału, nienawidząc bezradności jaka go ogarniała gdy słyszał jej wrzaski z drugiego pokoju lecz nie szedł pomóc bo wiedział, że tylko by im zaszkodził. Nie raz przychodziła do niego gdy zasnął i przytulała, szeptem zapewniając, że uciekną w końcu. Nie uciekli. Nigdy.
- Znowu brałeś – mruknął, opierając się o framugę i zakładając dłonie na piersi. Nienawidził tego człowieka bardziej niż kogokolwiek innego. Nienawidził go bardziej niż swojego ojca, który zostawił ich dwa lata temu i nieumyślnie skazał ich na to bydle – I piłeś. Gratuluję. Z utęsknieniem czekam na dzień,w którym te używki cię wykończą.
- Coś ty gnoju powiedział?! - wrzasnął, zrywając się z podłogi i przygwożdżając go do ściany w korytarzu, brudnymi łapskami trzymając go za bluzę.
- Życzę ci abyś zdechł – wysyczał przez zaciśnięte zęby, patrząc mu prosto w oczy, a juz w następnej chwili niesamowity ból w szczęce zaczął promieniować po całe twarzy. Opuszkami palców chciał dotknąć wargi lecz nie zdążył nawet unieść dłoni gdy ojczym wymierzył mu kopniaka w brzuch. Dixon zachłysnął się gwałtownie powietrzem, przełykając ślinę i starając się zignorować promieniujący w kolejne części ciała ból.
- To prędzej ty zdechniesz, gnojku – wysyczał jego ojczym, spluwając na niego i wchodząc do pokoju. Dixon czuł się tak jakby faktycznie miał umrzeć. Ledwo doszedł do siebie po ostatniej bójce między nimi, a teraz znów go skopał. Znów bolały go żebra, które ledwo zdążyły się zrosnąć po tym jak skopał go kilka miesięcy temu, a teraz miał wrażenie jakby zaraz coś miało rozsadzić mu nerki. Zacisnął zęby, powoli podnosząc się z ziemi. Każda komórka jego ciała krzyczała z bólu, a każdy pokonany metr sprawiał, że czuł się tak jakby miało go coś rozerwać od środka. A on był jak w amoku. Nie myślał rozsądnie, kierował się uczuciami. Wściekłośc, nienawiść, żal. Chciał zrobić tylko jedno. I wiedział, że to zrobi. Właśnie teraz. W tym momencie pozbędzie się człowieka, który zrujnował mu życie.
Gdy dopadł do szuflady w komodzie, w głowie dźwięcząły mu słowa kuzyna gdy mu ją wręczał. "Użyj tylko wtedy gdy sytuacja wymknie się spod kontroli". I to była taka sytuacja. Pociągnął mocniej za uchwyt szuflady, ignorując niesamowity ból w barku i wyciągnął małą skrzyneczkę.
- Zabiję cię, gnoju – wyszeptał, wyciągając broń i, niewiele myśląc, ruszył w stronę ich pokoju.
Ojczym siedział przy stole, oglądając telewizję i pijąc kolejne piwo. Nie słyszał go jak wszedł. Zegarek na telewizorze wskazywał, że do powrotu jego matki zostało piętnaście minut. Podniósł dłoń i wycelował, odbezpieczając. Na ten dźwięk, ojczym obrócił się gwałtownie a na widok wycelowanej w jego stronę lufy, na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Dixon, no bez jaj... - wyszeptał, robiąc dwa kroki w stronę pasierba.
- Z jajami – odparł pewnie Dixon, a następnie głos prezentera wiadomości zagłuszył huk z pistoletu.
*
Siedział pod wiaduktem, wpatrując sie w pływające po rzece gęsi i kaczki. Po jego policzkach spływały łzy, a w dłoni ściskał buteleczkę z tabletkami nasennymi. Weźmie wszystkie na raz, a to, że go ktokolwiek znajdzie na tyle wcześnie aby uratować było równe zeru. Zabił człowieka. Pójdzie do więzienia.
- Kurwa mać! - wrzasnął, zrywając się z ziemi i wyrzucając gdzieś daleko przed siebie leżący na ziemi kamień. Czuł się bezradny, beznadziejny i nic nie warty. Nie było sensy aby ciągnął swoją dalszą egzystencję na świecie gdzie nikt go nie będzie chciał. Matka, gdy dowie sie, że to on go zabił, znienawidzi swojego własnego syna z całego serca. Bo tak naprawdę kochała tego gnoja z całego serca, mimo tych wszystkich krzywd jakie jej wyrządził. Szlochając głośno, opadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach.
- Dixon... - delikatny, cichy kobiecy głos, który wypowiedział jego imię, sprawił, że poderwał się i rozejrzał z przerażeniem. Dopiero po chwili dostrzegł idąca w jego stronę młodą kobietę – Nie bój się.
- Kim jesteś? - wydukał, wpatrując się w nią z niepewnością, zaciskając pięść na buteleczce z lekami. Dziewczyna zaśmiała się delikatnie, przyglądając mu ze współczuciem.
Miała delikatne rysy twarzy, duże niebieskie oczy i krótkie blond włosy, których końcówki odstawały. Nie wiedział czemu ale jej strój skojarzył mu się z czarodziejkami z gier i fantastycznych filmów. Skórzane spodnie, wysokie buty, flanelowa biała koszula i skórzana kamizelka i wisiorek zwisający jej na szyji. Skojarzyła mu się z małym chochlikiem chociaż nie wiedział czemu.
- Pomogę ci – wyszeptała, wyciągając w jego stronę rękę a jej głos sprawił, że poczuł, że może jej zaufać.
- Jak? - odparł, a cichy głosik w głowie podpowiedział mu żeby wypuścił z dłoni buteleczkę z tabletkami.
- Pomogę ci, tylko mi zaufaj – wyszeptała, wciąż usmiechając się, i podeszła do niego. Ten, niewiele myśląc, złapał jej wyciągniętą dłoń i w następnej chwili poczuł przyjemne ciepło rozchodzącę się po całym jego ciele. - Jesteś gotów?
- Na co? - zapytał, jakby wyrwany z letargu.
- Na nowe życie – odparła, łapiąc go za drugą rękę, a w następnej sekundzie jedyną rzeczą jaka wskazywała na to, że ktos tam był była leżąca na ziemi buteleczka tabletek.
______
Śmiało, krytykować. Wezmę sobie wszystko do serca
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:02, 20 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Hm, a właściwie dlaczego tytuł po angielsku? To dość popularne na blogach i przyznaję, że właśnie z blogami zawsze mi się kojarzyło. Polacy nie gęsi;p
Podstawowy problem - warsztat. Brak ci wprawy. Zdarzają się niezgrabne zdania, szalejące przecinki i garść błędów. Na przykład:
Cytat: |
Znów był tak pijany, że nie mógł nawet otworzyć drzwi. Zacisnął zęby, przerzucając kolejną stronę i z całych sił starając skupić się na czytanej książce. |
Niejasny podmiot. Wynika z tego, że ta osoba osoba, która była tak pijana, że nie mogła otworzyć drzwi, z całych sił próbowała się skupić na czytanej książce.
Albo:
Cytat: | Odłożył książkę i powoli wyszedł ruszył do wyjścia z pokoju |
Wyszedł lub ruszył do wyjścia:)
Cytat: | Dixon dostawał szału, nienawidząc bezradności jaka go ogarniała gdy słyszał jej wrzaski z drugiego pokoju lecz nie szedł pomóc bo wiedział, że tylko by im zaszkodził |
Przecinki przed gdy, lecz i bo. Jeśli w zdaniu podrzędnym jest czasownik ( słyszał, szedł, wiedział), to powinno być oddzielone od zdania zawierającego inny czasownik przecinkiem (chyba, że łączy je spójnik, przed którym przecinka się nie stawia - na przykład i. Przed "bo" i "lecz" zazwyczaj te przecinki są).
Było tego więcej, ale nie będę wypisywać wszystkiego. O samym pomyśle natomiast trudno coś powiedzieć, bo to dopiero kawałek - może się rozwinąć w ciekawą stronę, choć realizacja trochę psuję scenkę, która mogłaby wypaść całkiem malowniczo (syn doprowadzony do ostateczności wędruje zabić ojczyma). Póki co mogę doradzić tylko dalsze pisanie i uważne czytanie przed dodaniem, aby wyszukać ewentualne błędy:)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mad Len dnia Pon 17:03, 20 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Skarbonka Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:18, 20 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
A czemuż to opowiadania nie zaryzykowałaś w języku angielskim? To dozwolone u nas.
Nie podoba mi się: stylistycznie i treściowo. Nie będę czepiał się szczegółów, ale literaci powinni mieć choć trochę pojęcia o interpunkcji. Natomiast zwróciło moją uwagę zdanie
Cytat: | Gdy dopadł do szuflady w komodzie, w głowie dźwięcząły mu słowa kuzyna gdy mu ją wręczał |
Bardzo nieładne, trzeba zmienić.
Cytat: | Cuchnęło od niego wódką z kilometra |
Tu... nie wiem, do czego to służy, ale narrator powinien się trochę wstrzymać od podobnych wypowiedzi. One należą do postaci.
Co do treści: za dużo tu buteleczek, tabletek i flakoników, zbyt brutalny początek. Za bardzo moralizatorsko, temat trochę jak nudzący slogan. No i wybawiciel: któż nie marzy, by być wybawionym przez osobę rodzaju pięknego? Czy nie za wiele tego?
Jedyny plus jest taki, że, mimo wszystko, jestem ciekaw części dalszych. Ach, zapomniałbym: imię Dixon jest na miejscu jak nigdy. Dick's son... pasuje, pasuje... szkoda, że to tylko ojczym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mimi
Kałamarz
Dołączył: 26 Lip 2012
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Śląsk Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 13:14, 21 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Witam.
Hm, widzę, że Ty też zdecydowałaś się poruszyć temat alkoholizmu, ale w znacznie mniejszym stopniu niż ja. Widzę tu małe podobieństwo do mojego opowiadania. To znaczy, główny bohater chce się zabić, a wtedy ktoś się zjawia i ofiaruje mu swoją pomoc. U Ciebie jest to kobieta, a u mnie Vlad Tepes (Dracula).
Czemu tytuł jest napisany po angielsku, a cały tekst po polsku?
Stylistyka kuleje... Masz sporo rzeczy do poprawki. Zamieszczam tylko część tego, co udało mi się sprawdzić.
Przerzucił kolejną stronę czytanej książki, wzdychając ciężko. Panująca cisza w mieszkaniu była jak cisza przed burzą. Czuł, że coś się stanie. Coś złego, coś (bez „coś”) co nie powinno mieć miejsca. Tylko nie umiał (chyba powinno być: „Nie umiał tylko”), a może nie chciał, uświadomić sobie (przecinek) co to będzie.
I nagle to usłyszał. Głośne bluzgi dochodzące z korytarza i szczęk klucza w zamku. Znów był tak pijany, że nie mógł nawet otworzyć drzwi. Zacisnął zęby, przerzucając kolejną stronę i z całych sił starając skupić się na czytanej książce. (Pomieszane podmioty - tutaj nie wiadomo, czy bohater mówi o sobie, czy o ojczymie)
To był jego jedyny ratunek, odskocznia od tego (przecinek) co działo się za drzwiami jego (bez „jego”) pokoju.
Głośny huk, jakie rozległ się gdy otworzone w brutalne spośób drzwi uderzyły o ścianę, uświadomił mu, że jest gorzej niż myślał. (przebuduj to zdanie, bo się pogubiłam)
Odłożył książkę i powoli wyszedł ruszył (wyszedł albo ruszył, nie trzeba o tym dwa razy pisać) do wyjścia z pokoju, zatrzymując się w progu. Z pogardą obserwował swojego (bez „swojego”) ojczyma, ledwo podnoszącego się z ziemi. Cuchnęło od niego wódką z kilometra (bez „z kilometra”), a na ramieniu dostrzegł świeże ślady po wkłuciach. (kto dostrzegł te ślady? Bo wychodzi na to, że ojczym)
Na co (dać spację) dzień szanowany biznesmen lecz gdy tylko miał wolną chwilę, nie wiedział co ze sobą zrobić to sięgał po kolejną butelkę wódki albo po kolejną dawkę jakiś używek sporwadzonych od podejrzanych typów i zamieniał się w bestię. (za długie to zdanie, do poprawki)
Niejednokrotnie bił i gwałcił jego matkę, a Dixon dostawał szału, nienawidząc bezradności (przecinek) jaka go ogarniała (przecinek) gdy słyszał jej wrzaski z drugiego pokoju (przecinek) lecz nie szedł pomóc (przecinek) bo wiedział, że tylko by im (im? Chyba „jej”) zaszkodził. Nie raz przychodziła do niego (przecinek) gdy zasnął i przytulała, szeptem zapewniając, że uciekną w końcu (ma być: „w końcu uciekną”). Nie uciekli (powtarza się, może warto dać: „Nie robili tego.”) . Nigdy.
- Znowu brałeś – mruknął, opierając się o framugę i zakładając dłonie na piersi. Nienawidził tego człowieka bardziej niż kogokolwiek innego. Nienawidził go bardziej niż swojego ojca, który zostawił ich dwa lata temu i nieumyślnie skazał ich (bez „ich”) na to bydle (kropka) – I piłeś. Gratuluję. Z utęsknieniem czekam na dzień, (dać spację) w którym te używki cię wykończą.
- Coś ty gnoju powiedział?! - wrzasnął, zrywając się z podłogi i przygwożdżając go do ściany w korytarzu, brudnymi łapskami trzymając go za bluzę.
Pozdrawiam, Mimi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|