Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:49, 16 Wrz 2009 Temat postu: Bajkopisarz&Pierre de Ronsard |
|
|
Kajam się moi drodzy. Ten pojedynek powinien zostać zamieszczony już dawno temu, ale ostatnio nie miałam kompletnie czasu na wpadanie na forum i na śmierć o nim zapomniałam. Jeszcze raz przepraszam - opóźnienie jest tylko i wyłącznie moją winą, obaj autorzy nadesłali prace w terminie.
Pojedynkujący się: Pierre de Ronsard&Bajkopisarz
Fandom: twórczość własna (?)
Temat: cztery pory roku
Gatunek: do wyboru
Warunki dodatkowe: może się pojawić wątek miłosny
Długość: do 2 stron Worda; wyjustowane i z interlinią 1,5 mogą być 2,5 lub 3 strony
Data: 10 września
Opiekun: Mad Len
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:50, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Tekst A
Sztuka rządzenia
Król Stefan przechadzał się po korytarzach pałacu głowiąc się, jak spędzić kolejne godziny swojego wolnego czasu. Dół jego szaty sunął z niezwykłą godnością po podłodze zbierając cały kurz i różne odpadki. W tym sensie działał dużo sprawniej niż armia sprzątaczek, jeden taki spacer i wszystkie mogły wziąć tygodniowy urlop.
W pewnym momencie król wielce się zadumał. Zdał sobie sprawę, że przeżywa właśnie trzecie życie kurczaka, kiedy ten jest polerowany detergentami na dziale mięsnym w supermarkecie, aby utrzymać świeżość. Jednym słowem, dopuścił do siebie myśl, że więcej za nim, niż przed nim i czas w końcu pomyśleć o następcy. Nie żeby trzeba było zabierać się za randkowanie i te sprawy, synalek już był na tym ziemskim padole, chodziło o to żeby się nim trochę zająć i może czegoś nauczyć. Przez ostatnie lata jakoś nie było na to czasu.
Stefan zapukał trzykrotnie w drzwi komnaty po czym wszedł do środka. Jego oczom ukazał się obraz, który napawał go niezwykłą dumą - młody chłopak, chudy jak patyczak z obfitym młodzieńczym meszkiem na twarzy. Z tak wypielęgnowanym zarostem wyglądał niczym mąż stanu, marszałek Piłsudski w latach swej świetności. „Moja krew, wdał się w ojca” – pomyślał Stefan.
- Słuchaj no… - inteligentnie zagaił król, a warto wspomnieć, że był on świetnym mówcą. Jego wypowiedzi miały tyle sensu, ile procent cukru zawiera cola zero.
- …Na wszystko przychodzi pora, tak w życiu, jak w polityce. Co jak co, ale w naszym państwie związani jesteśmy bardzo z przyrodą i poddajemy się jej cyklom. Dobrym przykładem jest uprawa bocianów i hodowla pszenicy, bo te można uprawiać i hodować na wiosnę i trochę w lecie. A pod koniec lata to już bocianokosy, a pszenica odlatuje do ciepłych krajów. Na jesieni zazwyczaj pada deszcz i w naszych lasach rosną różne grzyby, najczęściej papierzaki. Zimą jest mroźno i musisz nosić czapkę.
W ten oto prosty sposób Stefan przekazał młodzieńcowi bardzo ważne, chociaż trochę nieaktualne informacje. Bocianów obecnie już się prawie nie uprawia.
Mimo wszystko król, gdy wychodził, miał poczucie dobrze spełnionego, ojcowskiego obowiązku. Czuł, że synalek łyka wiedzę jak młody pelikan i już niedługo wyrośnie z niego charyzmatyczny przywódca. „Moja krew, wdał się w ojca” – pomyślał Stefan.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 9:50, 16 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Tekst B
"Nowa Delie"
W raju najpiękniejsze są wody. Długo nad tym myślałem, ale gdyby nie one, Delia byłaby tylko krainą geograficzną, zwykłym wyodrębnionym gdzieś tam miejscem, które człowiek może ominąć i nigdy więcej o nim nie myśleć. Ale zmierzamy do niego i jest naszym najstaranniej ukrytym pragnieniem. Jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, siedzi on i tak głęboko w podświadomości, i wiemy o nim przynajmniej tyle, że chcielibyśmy tam być. Choć nie uznaję podświadomości, bo nie ma rzeczy ani cechy, strachu ani obawy, uczucia ani przeczucia, o których bym nie wiedział, że są we mnie, poznawszy się na dobrym smaku Boga mogę uczynić ten jeden wyjątek. Zsubiektywizowaliśmy nasz wspólny raj i przez to każde najnędzniejsze istnienie ma dokąd się udać. Dodajemy i odejmujemy wartości, dobieramy kolor i odcień, zmyślamy i hiperbolizujemy na temat tego, co prawdziwe lub urojone. Obieramy sobie świętość, miejsca tabu i przymusu, dostosowujemy marzenia, myśli i wzrok do obrazów, jednak w ostatecznym rozrachunku wszystkie wymysły i prawdy nałożą się na siebie, a raj ulegnie samookaleczeniu i samopozbawieniu się pewnego elementu boskości. To naturalna kolej rzeczy i na nią, w całym procesie tworzenia niedostępnego edenu, nie mamy wpływu.
Ja mam Delię. Mój, i na pewno kogoś jeszcze, kto podziela taką osobliwą, podobną wrażliwość na piękno. Zimą tafle lodu prawie zupełnie zatracają się w indyferencji na wszystko. To metamorfoza, która za patrona ma płatki śniegu, najbardziej niepozorne i cyniczne istotki, jakie widział świat. Bóg chyba też do końca nie określił im ich zadania. W większej grupie czynią mi przykrość, zasłaniając wodę, przemieniając ją w kawał lodowatego materiału, który można wyrwać, wyrzucić, a i tak wrócą sprzymierzone z mroźnym wiatrem. Takie ekwilibrystyczne, fikuśne foremki, jakby najstaranniej oszlifowany diament… żadne słowa nie zaradzą temu, ani tym bardziej nie usprawiedliwią tego, co czynią przeciwko rajskim wodom każdej zimy. Całe szczęście, że istnieją prawa natury i kierują wszelkie kaprysy na właściwe dla nich miejsce. Na przykład okrutna pora roku, pod naporem której wszystko naraz krzepnie, i słyszę tedy krótsze charknięcie lub dłuższe charczenie, zanika po jakimś czasie. Albo to, że wody płynące: rzeki, potoki, wodospady są na tyle sprytne, aby przechytrzyć wroga i posuwać się naprzód szumarszem, zaś za przełożonego, który poprosi ich do przerwania tego, co nieubłagane, mają wszelką tamę. Bałbym się wejść zimą do takich zimnych potoków, bo nie jestem żadną większą przeszkodą, ani wspomnianą już tamą, aby móc mieć cokolwiek do powiedzenia. Na lodzie obawiałbym się poślizgnięcia, a wszędzie indziej zimna i przemokniętych stóp.
Kiedyś nie wiedziałem, że kolor wody, taki jak go postrzegam, pochodzi od koloru firmamentu. Barwa wody morskiej z daleka była inna od barwy wody, którą miałem na co dzień. Albo raczej od tego mdłego bezbarwia, które pozwalało mi żyć. Teraz już wiem, że to prosty proces związany z fizyką, podczas którego bierne oczy, uległszy wszelkim akomodacjom i adaptacjom, dostrzegają coś więcej ponad przeźroczystość. Taka woda, jak z dzieciństwa, znajduje się w Delii. Odcieni niebieskiego jest tu bowiem tyle, że pogubiliby się w tym najznamienitsi artyści. Ruchome pieniste wody są łaskawsze, a stojące jeziora i oczka wodne połyskują, migocą i leciutko drgają. Taka wesoła melancholia, można tak powiedzieć, choć brzmi to dosyć nielogicznie. Ale czy to tak naprawdę ważne? Wiosną myślę tu o lustrach, których niejako postać i zadanie przyjmuje na siebie para maluteńkich stawików, powstałych gdzieś w górnych partiach moich Pól Elizejskich. Trzeba się sporo natrudzić, aby się tam dostać i spojrzeć na samego siebie lub w głąb. Skupiony obserwator za pierwszym podejściem wychwyci oba składniki „wejrzenia doskonałego”, a wystarczy się skupić, by wyrobić w swoich oczach spostrzegawczość. Ujrzy siebie, a pod spodem życie lub jego chwilowy brak, w zależności od dnia i pogody. Ja lubiłem oglądać dno i czekać na pierwszą złotą rybkę, która często plątała się w nielicznych wodorostach, a potem – zniechęcona tym nieoczekiwanym trudem – wracała do siebie. Dopiero później widziałem twarz człowieka zmęczonego i zrezygnowanego, który nie czuł, kiedy jego spadające łzy mieszały się często z powierzchnią lustra, i nie widział, czy przez nie ta drga, czy też pozostaje niewzruszona.
Lato tak naprawdę nie różni się od wiosny niczym szczególnym, jedynie temperaturą. W gorące dni schładzam swoje ciało w wodach Delii, delektuję się wówczas każdą kropelką, staram się nie zanurzać, ale doprowadzić do tego, by ta najprostsza płynna substancja spływała od włosów, po pas i tak w ciągłym obiegu. Wkładam ręce pod powierzchnię i wynoszę przeświętą wodę Delii w górę, niczym do błogosławieństwa, następnie wypuszczam ją i pozwalam mojej skórze jej skosztować. Wydaje mi się wtedy, że wszędzie mam sensory, które czują jej delikatność i smak. Jej wdzięk. Jej postać i jej przyleganie. Dopiero osiągnąwszy usta i język, woda zdradzi mi swój smak: coś jak porzeczka, maleńka czerwona drobinka, do zdobycia w ogrodach i, co bardziej wprawiające w radość, po drugiej stronie ich ogrodzenia. Delia pozwala mi pić z jej kryształowych źródeł, a ja bezgranicznie ufam, że się nie zatruję i nie popadnę w konsekwencje łakomstwa. Czasami skaczę, pływam, bawię się, pluskam, wykorzystuję każdą nadarzającą się okazję, żeby chociaż spróbować. Delia nie pozwoli mi się utopić, choćbym walił w nią rękami na skutek chwilowej utraty równowagi. Wiosną podziwiam ją, a latem praktykuję. Dlatego tak uwielbiam Delię, a w niej najbardziej wodę.
Gdy nadchodzi przedsmak chłodu i mrozu, jesień, moim życzeniem jest przetrwać ten ciągnący się delijski letarg. Owszem, da się zauważyć pozostałe resztki wiosennego rozkwitu i letniej świetności, ale zbiorniki wodne stają się szare i mętne. Analogicznie, tak jak do otrzymania pełnego wykształcenia człowiekowi potrzebne są dziedziny nie pasujące do tej obranej przezeń, tak i w raju potrzebna widocznie jest nutka troski i smutku. Prawdziwego smutku, którego nawet namiastki tak naprawdę powinny być tutaj nieznane. Delia jest miejscem, z którego chcę wyjść. Jak się w brutalny sposób okazało, nawet wyobrażenie może zostać zrównane z ziemią. I nie pomogą tu żadne wody. Ich nieprzejrzystość odpycha, aby potem zaczekać na zimę i pod nieosiągalną postacią wywołać u mnie uczucie tęsknoty. Są zimne tak jak powietrze, a życie w nich znikome. Te pełniące funkcję luster pozują teraz jako krzywe zwierciadła w jakimś strasznym pomieszczeniu. Spróchniałe fragmenty natury taplają się w jeziorach na podobieństwo świniąt dających upust swemu niechlujstwu w błocie. Jest chłodno i ponuro, jak to zwykle bywa jesienią. Szczególnie dobijające wydaje się to w tym miejscu, w Arkadii, gdzie poziom szczęśliwości powinien być nieprzekraczalny. A może to moje fantazje są tak beznadziejne, że pozwalam im na degrengoladę i zeświecczenie? Czy to miejsce o tej porze roku ma jakiekolwiek dobre strony? Ci, którzy powiedzą, że nie, będą w błędzie. Tak wygląda mój raj, moja Delia, łaskawa i kapryśna, której ucieleśnienie znajduje się w wodzie. Chcę wyjść, ale przecież nie na zawsze, tylko na chwilę, aż się ocknie i powróci dawny czar, wieczny blichtr. Wiem, że tak się stanie.
Czy Delia to tylko chwilowy stan i złudzenie? Nie, nigdy! Ona jest wieczna. Prawdziwa i namacalna, mokra, chłodna, orzeźwiająca, wielobarwna i dająca schronienie. Mój parasol, który się jednak czasem zacina. Na zawsze razem, ja i ona, w szczęśliwości, pogodni. Darzę ją uczuciami, o jakich ludzkość dawno zapomniała. Moja, MOJA i tylko moja Delia! Ideał, który nie jest w stanie być ideałem, bo nie dorósł jeszcze do takiej odpowiedzialności. Czysta, skromna, ludzka.
Delia to raj nigdy nie osiągnięty, a utracony. Zgubiony jak ja w jej spojrzeniu na zawsze. Moglibyśmy trwać przez cztery pory roku, cyklicznie bojąc się siebie i podziwiając, ale czy to możliwe? Odkąd odeszła, nie mam złudzeń co do formy raju. A ideał, który sięgnął bruku, sięgnął czegoś jeszcze. Stał się regułą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Craig Liath
Chybotliwy Bard
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wypełzło spod dywanu
|
Wysłany: Śro 19:55, 30 Wrz 2009 Temat postu: |
|
|
Krótko, zwięźle i na temat:
Pomysł i oryginalność:
A: 2
B: 1
Hm, muszę przyznać, że co do pomysłu to tekst A zaskoczył mnie zupełnie.
Styl:
A: 1
B: 2
Okej, w B były błędy i od groma skomplikowanych wyrazów, jednak styl i tak był o niebo lepszy niż w A. Czemu? A no, w drugim tekście autor próbował rozśmieszać na siłę i ni w ząb mu to nie wychodziło. Dodatkowo strasznie nie podobała mi się budowa zdań w tekście A.
Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Ogólne wrażenie:
A: 1
B: 2
Obydwa teksty nie wnoszą tak naprawdę nic konkretnego. Jednak tekst B przynajmniej nadrabia językiem i starannością pomysłu.
W tekście A nie znalazłam większego sensu, mimo iż dosyć długo szukałam. W dodatku wydaje się on napisany w pośpiechu na ostatnią chwilę. Może gdyby miał głębsze przesłanie, były uroczy.
Ach, jeszcze jedno. W B urzekła mnie końcówka.
Razem:
A:4,5
B: 5,5
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Craig Liath dnia Śro 19:58, 30 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zebra
Stalówka
Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 17:30, 05 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Pomysł i oryginalność
A;2
B;1
Styl:
A;1,5
B;1,5
Realizacja tematu:
A;0,5
B;0,5
Ogólne wrażenie:
A;1,5
B;1.5
Dwa teksty były niezłe... w tekscie B było duzo błedów. Co do tekstu A pomysł podobał mi bardzo choc nie ukrywam ze w B tez mi sie podobał ..
Nie lubie prac zmieniac na cyferki no ale cóż musiałam ...
Suma :
A;5,5
B;4,5
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:05, 15 Paź 2009 Temat postu: |
|
|
Tekst A - Bajkopisarz - 10
Tekst B - Pierre de Ronsard - 10
To oznacza, że mamy REMIS.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|