Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Mer
Kapłanka Momenta
Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:53, 29 Lis 2008 Temat postu: Aylya&Sano |
|
|
Pojedynkujący się: Aylya&Sano
Fandom: brak - twórczość własna
Temat: wpływ długotrwałego deszczu na psychikę ludzkości, czyli kilka osób, znających się wyłącznie przez Internet, które z zależnych od autora przyczyn muszą... tadadadam... uratować świat. Który to jest zagrożony z powodu deszczu, mieszającego ludziom w głowach. Tak, oszalałam. Tak, mówiłam że to będzie straszne. I tak, przemokłam dziś do suchej nitki.
Tytuł: wedle uznania. Mój przeciwnik, z tego co zauważyłam, nie zaprząta sobie nimi głowy.
Gatunek: co się komu uroi, to będzie. Absurd mile widziany.
Warunki dodatkowe: kilka fikcyjnych postów z równie fikcyjnego forum i/lub fragment fikcyjnej rozmowy prowadzonej przez Internet. Psychiatra (może być domorosły) i okultysta.
Data: 29 listopad.
Opiekun: Mer
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mer
Kapłanka Momenta
Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:54, 29 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
TEKST A
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…
Staffowi chyba w uszach dzwoniło jak to pisał, myślę, słuchając jednostajnego, donośnego huku.
Trzeci dzień tej cholernej ulewy, trzeci dzień bezproduktywnego siedzenia.
Szybki przegląd biurka: pusty kubek po kawie jeszcze nie spogląda oskarżycielsko, ale niewiele mu brakuje. Pety wystają z popielniczki jak działa na pancerniku. I na cholerę mi ta zmywarka, skoro i tak większość talerzy jest tutaj?
Przydałoby się wstać. Przydałoby się posprzątać, pomyć naczynia… a, dupa tam. Nigdzie nie idę.
Jeśli zapalę następnego papierosa, chyba się porzygam. Zapalam następnego papierosa. Jak na zawołanie w rogu ekranu pojawia się ikona w kształcie komiksowego dymka. Klik.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:45:00] Znowu palisz przy kompie?
[Ja 19:45: 28] Masz u mnie w pokoju kamery czy czytasz mi w myślach?
[Ta Upierdliwa Cholera 19:45:37] Wybierz sobie ;p
Chcecie wiedzieć w jaki sposób normalni ludzie stają się seryjnymi mordercami? No właśnie.
Otwieram okno z Wordem – pusta kartka patrzy na mnie równie oskarżycielsko co kubek po kawie. Gaiman miał rację – tak wygląda piekło pisarza.
Piszę dwa zdania. Wywalam. Piszę nowe dwa zdania. Wywalam. Spłukać, czynność powtórzyć. Posyłam okno do paska ze zrezygnowanym westchnieniem.
I, oczywiście, dokładnie w tym momencie kawałek niebieskiego paska zaczyna mi migać na pomarańczowo.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:47:03] Jakieś postępy w tekście?
[Ja 19:47:22] Jak w bitwie pod Verdun.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:47: 59] ???
[Ja 19:48:05] Dwadzieścia trupów na krok do przodu.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:48:15] <lol>
Nie wiem jaki będzie następny krok, ale wiem, kto będzie trupem dwudziestym pierwszym.
W razie gdybyście nabrali mylnego wrażenia, jestem naprawdę miłym gościem. Ma to tą zasadniczą wadę, że kiedy jakaś zabłąkana dusza napadnie mnie na gadu, zaczynam z nią konwersować, zamiast kazać jej iść do diabła. Z reguły po jednym razie nie widuję ich więcej. Cholera okazała się wyjątkiem. Dość upierdliwym, nawiasem mówiąc.
Tak gwoli ścisłości.
[Ja 19:50:00] Mam taki plan. Na dobry początek zrzucę bombę atomową na cały ten grajdoł, a ci co przeżyją, pozabijają się o ostatnią konserwę. Podoba Ci się?
Zdanie w przód, zdanie w tył, zdanie w przód, zdanie w tył… raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy… Biała kartka kontra niedoszły autor – 1:0.
Pomarańczowy na niebieskim wygląda dość głupio.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:50:09] Myślę, że przez ten deszcz nachodzą Cię depresyjne myśli…
[Ja 19:50:23] Bez kitu?
Zanim znowu widzę to schizofreniczne połączenie kolorów, udaje mi się napisać w miarę zgrabny akapit. Jest postęp.
Miganie.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:55:34] Aha, poza tym masz silne skłonności destrukcyjne i autodestrukcyjne, wahania nastrojów i brak Ci pewności siebie.
[Ja 19:55:59] Freud kazał się kłaniać, mówił, że chce swoją psychoanalizę z powrotem.
[Ta Upierdliwa Cholera 19:56:10] O właśnie o tym mówię. Sarkazm to najczęstszy sposób maskowania braku pewności siebie.
Wdech, wydech, liczenie do dziesięciu… opcja ”Zablokuj” jeszcze nigdy nie wydawała się taka piękna.
[Ja 19:56:58] Sam to wszystko wymyśliłeś czy musiałeś pisać z tego kolosa?
[Ta Upierdliwa Cholera 19:57:04] Sama
Znak czasów, panie i panowie. Możesz z kimś przegadać trzy miesiące i nie wiedzieć jak wygląda, ile ma lat ani nawet jakiej jest płci. Rasę i religię taktownie pomijam; żyjemy w oświeconych czasach. Podobno.
Przekopuję się przez paczkę. Trzy zostały. Aj… dzień jutrzejszy może być ciężki do przeżycia.
Raz kozie śmierć.
Zapalam.
[Ja 20:00:00] Jesteś demonem?
[Ta Upierdliwa Cholera 20:00:09] Pro-szę?
[Ja 20:00:25] Demonem z kręgu piekła zarezerwowanego dla pisarzy, poetów i innych patafianów wyrywających gęsiom pióra z kuprów, zesłanym na ziemię żeby dręczyć biednego autora, który w pysze swojej mniemał, że wieszczom równy?
[Ta Upierdliwa Cholera 20:00:30] …
[Ta Upierdliwa Cholera 20:00:45] To ja może sobie pójdę…
I otworzyły się niebiosa, a anioł zwiastował…
[Ja 20:01:02] Ależ zostań, ta rozmowa jest niezwykle inspirująca!
[Ta Upierdliwa Cholera 20:01:07] Tak, teraz od zera stworzysz całkiem nową demonologię.
[Ja 20:01:23] Zawsze coś.
[Ja 20:01:28] Będę sławny, jak Aleister Crowley.
[Ta Upierdliwa Cholera 20:01:30] Kto?
[Ja 20:01:32] Nieważne.
[Ta Upierdliwa Cholera 20:01:55] To na razie…
Krzyż na drogę.
Deszcz przestał padać. Idę wywalić fusy, opróżniam popielniczkę, przeciągam się i wracam do pisania.
Zrzucać tę bombę, czy nie zrzucać?
Dopiero teraz zauważyłem, że deszcz ustał.
A, niech mi tam.
Happy end jeszcze nikogo nie zabił.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mer
Kapłanka Momenta
Dołączył: 04 Lip 2007
Posty: 95
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:55, 29 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
TEKST B
TAK BYWA W LISTOPADZIE
Z dokładnością atomowej sekudny globalnej wyruszyliśmy ratować świat.
[Coma „Ocalenie”]
Na początek
(seria wypadków przesiąkniętych wodą)
Padało.
Są różne rodzaje deszczu. Jest deszcz, który zamienia zaspy śniegu w paskudną, brudnoszarą pluchę – to zmora amatorów narciarstwa. Jest deszcz, który bębni delikatnie o szyby, kiedy zasypiasz. Jest letni deszcz, przed którym chowasz się pod drzewami, gdy niebo nieoczekiwanie zasnuwa się grubą warstwą chmur. Jest deszcz, który przepełnia rzeki, i którego krople tworzą pęcherzyki powietrza na powierzchniach kałuż. Jest deszcz, z którego nie masz prawa wyjść w dobrym zdrowiu i bez kataru.
Ten deszcz wydawał się całkiem zwyczajny. Należał do każdej i zarazem żadnej kategorii. Był skutkiem ubocznym listopada, który dla większości ludzi jest z definicji najpaskudniejszym miesiącem roku.
Dwójka wyrośniętych gimnazjalistów, chłopak w okularach i ruda dziewczyna we własnoręcznie zdobionej koszulce, stało w półmroku pozbawionego okien pokoju nauczycielskiego. Mierzyli groźnym spojrzeniem dwóch uczniów podstawówki, odpowiadających im równie krnąbrną miną.
Awantura wisiała w powietrzu. I na wiszeniu zapewne by się nie skończyło, gdyby nie to, że pomiędzy skłóconymi duetami stał nauczyciel. Był blady, miał podkrążone oczy i zaczerwieniony nos – albo lubił zaglądać do kieliszka, albo deszcz zwyczajnie mu nie służył.
– Zadałem wam pytanie! – warknął, dla lepszego efektu uderzając ręką w stół. – No, co to za awantury? Kacper! Julka!
Odwrócił się w stronę gimnazjalistów, niemal dorównujących mu wzrostem.
– No co! Proszę pana, to oni zaczęli…
– Wcale że nie! – oponował jasnowłosy chłopiec, stojący po drugiej stronie stołu.
– Nie pytam kto zaczął! – wrzasnął nauczyciel. – Nie pytam kto zaczął, ważne jak to się skończyło! I co macie na swoje usprawiedliwienie. Proszę bardzo, mówcie, ja słucham.
– Sprowokowali nas – mruknęła Julka. Na przedzie jej koszulki pysznił się jadowicie zielony napis o treści: „Atomowa sekunda globalna”. Nikt nie pytał o jego znaczenie – wiadomo było, że dziewczyna nie udzieli odpowiedzi.
Nauczyciel prychnął.
– Sprowokowali. Tak, uczniowie drugiej klasy podstawówki sprowokowali dwóch uczniów trzeciej klasy gimnazjum. I co niby zrobili? Krzyczeli, że jesteście głupi? Och, karygodne!
– Nie tylko głupi – powiedział z naciskiem Kacper, towarzysz Julki. – Używali też słów, których nie zacytujemy.
– I wykonywali gesty, których nie powtórzymy.
– Właśnie.
Nauczyciel skrzywił się pod nosem.
– Podziwu godna kultura, moi drodzy. Szkoda, że nie myśleliście o dobrych manierach, kiedy tarzaliście ich w błocie.
Julka i Kacper wymienili szybkie spojrzenia. Chłopcy zza stołu uśmiechnęli się z triumfem, a nauczyciel kontynuował tyradę:
– Skontaktuję się z waszą wychowawczynią jak tylko przyjdzie do szkoły. Możecie iść poczekać na karę, nie chciałbym was zatrzymywać… przypuszczam, że wasi rodzice nie będą zachwyceni. Za to na pewno zdziwieni.
Julka zezowała na nauczyciela ponuro. Kacper zacisnął mocno zęby.
– Mam rację? – zapytał nauczyciel. – Biorąc pod uwagę, że nigdy nie sprawialiście żadnych problemów wychowawczych, uczycie się wzorowo i… Julka, w ilu to olimpiadach przeszłaś do drugiego etapu? Pięciu? Dobrze kojarzę?
Kacper i Julia wyszli, pospiesznie zamykając za sobą drzwi. Korytarz również był ciemny, mimo że po obu jego stronach znajdowały się duże okna, pod którymi zwykli przesiadywać uczniowie. Po szybach spływały krople deszczu.
Padało.
Tak bywa w listopadzie.
*
Padało już od trzech dni.
Niewielki tłum zebrał się w wybielonej, cmentarnej kaplicy, patrząc apatycznie na trumnę z jasnego drewna. U jej stóp złożono kwiaty – „Dla mamusi”, „Dla babci”, „Od przyjaciół”, głosiły napisy na wstążkach. W chłodnym powietrzu unosił się duszący zapach kadzidła, ksiądz odmawiał modlitwy, a kościelny zbierał monety do wyłożonego materiałem koszyka. Żałobnicy klękali, wstawali i siadali na ławach, instynktownie i bez angażowania świadomości wyczuwając, czego się od nich w danej chwili oczekuje.
Msza pożegnalna trwała dostatecznie długo, by wszystkie ewentualne chusteczki zostały schowane do torebek i kieszeni. Nikt już nie płakał, ale też nikt się nie niecierpliwił; każdy popadł w odrętwienie, mające równie wiele wspólnego z samą ceremonią, co i pogodą. Typowo listopadowa szarość nieba, marszczące się kałuże, nadmiar błota na ulicach i gnijące na trawnikach liście. W miejscach publicznych gromadziły się przeziębione chóry, kichające i kaszlące razem, unisono.
Kilka minut później kondukt żałobny ruszył w głąb cmentarza, ślizgając się i potykając. Zachrypnięte głosy usiłowały śpiewać.
Garść błota na wieku trumny zakończyła ceremonię. Ksiądz dyskretnie otarł dłoń o sutannę i nie mniej dyskretnie sięgnął po paczkę jednorazowych chusteczek. Pachniały miętą, papierem i wnętrzem kieszeni.
Uczestnicy mszy zaczęli się pomału rozchodzić do samochodów. Co poniektórzy witali się nad grobem, ignorując wysiłki zziębniętego grabarza, jeszcze inni wypytywali o szczegóły dojazdu do miejsca, w którym zorganizowano stypę.
Filip lawirował między tymi członkami rodziny, którzy postawili sobie za punkt honoru uściskać go na powitanie. Podeszwy jego butów (czarnych) zostawiały błotniste (i czarne) ślady na podmokłej ścieżce cmentarza. Chłopak podszedł do toyoty (czarnej) i przystanął, czekając, aż posiadacz kluczyków, jego ojciec, otworzy drzwi.
Naciągnął na głowę czarny kaptur i – marszcząc czarne brwi – spojrzał w niebo, które… no, może nie było czarne, ale niewiele mu brakowało.
Z zamyślenia wyrwał go niski, tęgawy jegomość w kurtce przeciwdeszczowej i lakierkach. Filip spojrzał na niego parą oczu, których jasny kolor doprowadzał do skrajnej rozpaczy jego czarną oraz pretensjonalną duszę domorosłego zginacza łyżeczek – i powiedział:
– Ładna pogoda. Przy takiej szarudze każdą aurę widać jak na dłoni… zaiste, szykuje się dobry czas dla Białego Smoka.
Niski jegomość wyglądał, jakby chciał go uderzyć. Prawdopodobnie tak jak uderza się histerycznych świadków wypadku. Przeszkodził mu w tym nagły atak kichania. Filip uprzejmie podał mu zmiętą chusteczkę i czekał.
– Filipek, podrzucicie? Jechałem z Gajeckimi, ale oni się na stypę nie wybierają.
Filip skrzywił się teatralnie.
– Filip, wujku. Nazywam się Filip.
– Mówię przecież…
Filip utkwił spojrzenie w lewej źrenicy oka wuja. Tandetna sztuczka, ale zwykle działa – ludzie po kilku sekundach spuszczają wzrok, nagle wyjątkowo zafascynowani intymnym życiem mrówek. Czy raczej owadzim konaniem pod podeszwami ich butów.
Wuj nie spuścił wzroku. Przeciwnie, przybrał cierpliwy wyraz twarzy i powtórzył swoje pytanie – wolno, przeciągając sylaby i gestykulując.
Filip westchnął. Niektórzy są po prostu niereformowalni. I nie poznaliby się na Mocy choćby podrąbała im portfel na przejściu dla pieszych.
– Tak, możesz, pewnie. Miejsce jest. Widzisz, tata już idzie.
Chciał jeszcze powiedzieć coś o tym, że gdyby wuj interesował się aurami, nie musiałby zadawać takich niedorzecznych pytań – po prostu znałby odpowiedzi. Zrezygnował, kątem oka oceniając nastrój ojca.
Po wyrazie twarzy, nie aurze. Filip lubił powtarzać, że Mocy nie należy wykorzystywać do błahych celów. O jaką Moc chodzi, nigdy nie precyzował – za to zawsze podkreślał ją wielką literą i uśmiechał się z politowaniem w odpowiedzi na prychania sceptyków.
Droga była śliska. Kałuże w koleinach mieniły się tęczowo. Ktoś zahamował z piskiem, ktoś zatrąbił. Ojciec Filipa mamrotał coś o bezmózgim, nieociosanym kołku za kierownicą czerwonej skody, kiedy nagle (to zwykle dzieje się nagle) nastąpiło zderzenie.
– Kierowcy, zwolnijcie. Jest ślisko! Przy Estakadzie utworzył się korek, polecamy więc drogę okrężną i, oczywiście, wzmożoną ostrożność… – mamrotało radio.
– Trochę poniewczasie – burknął Kotecki, ojciec Filipa.
Wuj wychylił się do przodu, mrużąc krótkowzroczne oczy.
– Adam, ten samochód to jest chyba Tomka… – powiedział.
Milczeli, ignorując trąbienie, bębnienie deszczu o szyby i szum radia, przeskakującego na jakąś katolicką stację. Czekali, aż pechowi kierowcy wydostaną się z resztek swoich samochodów.
I czekali.
– Myślicie, że jeśli szybko zawrócimy, to zdążymy jeszcze złapać księdza? – zapytał Filip.
Zawsze wiedział, co w danej chwili powiedzieć. W końcu widział aury.
A deszcz padał już od trzech dni i nic nie zapowiadało poprawy.
*
Lało jak jasna cholera.
Maciej Gawron, niezrażony narodową histerią i przepowiadaną klęską powodziową, postanowił wyprowadzić psa na spacer. Telewizor ględził monotonnie gdzieś w tle. Maciek, zapinając ucieszonemu terierowi obrożę, obrzucił pilota przelotnym spojrzeniem, zdecydował jednak nie wyłączać ani telewizji, ani światła w salonie – nie lubił zostawiać swoich małych przyjaciół w ciszy i egipskich ciemnościach. Zwłaszcza, że niektórzy z nich bali się grzmotów.
Ludzie tłumaczyli mu niejednokrotnie, że papudze, szynszyli, chomikowi i iguanie obojętne jest, czy oglądają teleturniej, czy czeski melodramat. Tylko że on jakoś nigdy w to nie uwierzył. Jego na ogół racjonalny i dociekliwy umysł zbuntował się, kiedy kazano mu uznać zwierzęcą niższość.
Otworzył drzwi i wraz z psem wyszedł na ponurą, ciemną klatkę schodową. Wymacał na ścianie włącznik – lampa zamrugała i zgasła z odgłosem, który żywo skojarzył mu się ze skwierczeniem ćmy, trafiającej na rozgrzaną żarówkę. Maciej wzruszył ramionami i powoli zszedł na dół, do drzwi wyjściowych.
Uchylił je, przez chwilę siłując się z wiatrem. Pies poniuchał w powietrzu, po czym ofuknął go z urazą, cofając się o krok. Popatrzył na swego właściciela z wyraźnym politowaniem.
Faktycznie, nie wyglądało to dobrze. Deszcz uderzał o asfalt z siłą pocisków artyleryjskich, a nieliczni szaleńcy, którzy wyszli z domów bez parasoli, krzywili się, jakby każda kolejna kropla nabijała im solidnego siniaka.
– Nie wyjdziemy? – spytał Maciek, bez większej nadziei na odpowiedź ze strony czworonoga. Do Wigilii zostało jeszcze trochę czasu. – To co, idziemy nad Odrę, kłaść wory z piachem na brzegu? Nie, mnie też ta opcja nie wydaje się kusząca. No, nie szczekaj już. Masz rację, wracamy. Zgadzam się z tobą w stu procentach.
Odwrócili się – Maciej z miną przegranego, pies jeżąc sierść z irytacją.
Stanęli twarzą w twarz z sąsiadem z parteru.
– Dzień dobry – powiedział Maciek, uśmiechając się z wysiłkiem. – Marnie to wygląda, marnie. Wygląda na to, że w telewizji wyjątkowo nie przesadzają i że to wszystko kiepsko się skończy. Jeśli w ogóle.
Sąsiad milczał. Wpatrywał się w poszarzałe niebo, widoczne w porysowanym oknie klatki schodowej.
Maciej odchrząknął, a pies warknął głucho.
– Dobrze się pan czuje? – zapytał Gawron.
Sąsiad nie odrywał wzroku od nieba. Po chwili jednak odpowiedział mu cicho:
– Wie pan, nie lubię deszczu. Kości mnie od niego łamią.
– No tak – Maciej z ulgą podchwycił temat. – I grypsko można złapać, i cholera wie co jeszcze…
– Można. Rożne rzeczy można złapać na deszczu.
Patrzył w niebo.
I patrzył nadal, kiedy Maciej i pies szli po schodach na górę.
Krople deszczu ścigały się, tocząc w dół po szybie.
***
Nieco później
(irytujące bębnienie)
Współcześni pisarze, na przekór swoim poprzednikom, umiłowali sobie zdanie: „Dzień był całkiem zwyczajny”. W następnym akapicie możemy przeczytać, że próżno by szukać dwugłowych koźląt, lelków kozodojów na cmentarzu i błyskawic, raz po raz uderzających w ziemię. Nawet wilki zbuntowały się i nie wyją.
Nic nie poradzę, że piętnastego listopada, w dniu, kiedy zaczyna się ta historia, nic nie było zwyczajne, a warunki atmosferyczne tak oddaliły się od typowych, jak to tylko możliwe poza powieściami fantasy.
Deszcz nie bębnił o szyby – to określenie przestało być adekwatne kilka dni wcześniej. Od czasu do czasu wyglądałam na dwór, upewniając się, czy na dachu samochodu nie pojawiają się wgniecenia od ciężkich kropli. W tamtej chwili nie wydawało mi się to absurdalne.
Wyłączyłam radio i telewizor – na zewnątrz szalała burza. Moja przezorność nie objęła tylko laptopa, który pozostał włączony – chociaż sama nie wiem czemu. Listopad działał na mnie nie tyle depresyjnie, co raczej znacząco pogłębił moją mizantropię.
Znacie to uczucie, kiedy patrzycie na listę gadu-gadu i waszą jedyną reakcją na dostępnych znajomych jest wyszczerzenie zębów i nagła, niespodziewana potrzeba odgryzienia któremuś z nich głowy dla czystej rozrywki?
No właśnie. Często tak mam.
Nie zrozumcie mnie źle – to wspaniali ludzie, oczywiście, ale jednak ludzie. Przypuszczam, że nic na to nie poradzą.
Dziwna rzecz, ale większość z nich zajmuje się pisaniem. Amatorskim, rzecz jasna. I, wiecie, kiedy popadam w ten szczególny nastrój (warczenie wydobywające się z gardła i tak dalej), dochodzę do wniosku, że zaprzyjaźniony pisarz to ciężki kawałek chleba.
Pisarze prawie zawsze wydają się być czymś odurzeni. Czasami odnoszę wrażenie, że rzeczywistość miesza im się z ich literackimi wypocinami – bo jak można mówić o wymyślonych ludziach tak, jakby byli prawdziwi, jakby potrafili się zbuntować i sami tworzyć swoją historię? Wolne żarty.
Poza tym, pisarze wiecznie przesyłają mi fragmenty swojej twórczości do oceny. Wymówka, że jestem tylko skromną studentką fizyki, jakoś do nich nie dociera – chcą znać moją opinię i już. Dużo mówią o konstruktywnej krytyce, ale próba wytknięcia im jakiegoś błędu prawie zawsze kończy się fiaskiem.
Jest jeszcze coś. Ich odwieczne pytanie: „Natalia, a czemu ty nie piszesz?”.
Bo uważają, że mam ku temu predyspozycje.
Naiwni.
„Natalia, a czemu ty nie piszesz?”, pytają.
A ja im na to, że nie umiem.
A oni, że nieprawda.
A ja, że a właśnie że tak.
A oni, że coś kręcę.
A ja, że studiuję fizykę i jestem z natury ścisłowcem.
A oni, że nie widzą związku.
To może trwać bardzo długo, wierzcie mi.
Jakby się tak zastanowić, to – z ludzi poznanych w Internecie – tylko trójka nie interesuje się pisaniem, ani opowiadań, ani wierszy, od których mózg wywraca mi się na lewą stronę.
Jeden z nich właśnie raczył się odezwać. Spojrzałam z westchnieniem na jego zwyczajowe powitanie:
[Okultysta 17:22:09] Pochwalony! xD
Namierzyłam tego gościa na portalu nasza-klasa już jakiś czas temu. Filip Kotecki, osiemnaście lat, Katowice. Zakręcony jak ruski termos. Gdyby był dziewczyną albo gwiazdą rocka, nosiłby okultystyczną biżuterię i malował paznokcie na czarno; skoro nie jest, ogranicza się do opowiadania o ludzkich aurach i Dzieciach Indygo, które zbawią świat i pokażą nam, ludziom, drogę światłości. Czy jakoś tak.
Usiadłam na kanapie, położyłam laptopa na kolanach i – nucąc, aby zagłuszyć deszcz – odpisałam.
[Natalia 17:22:53] Ile razy mam Ci powtarzać, że my, w Częstochowie, nie witamy się w ten sposób?
[Okultysta 17:23:10] …Szczęść Boże?
Nie znoszę tego dzieciaka.
[Natalia 17:23:19] Próbuj dalej.
[Okultysta 17:23:46] Nie chce mi się. Poza tym, nie wiem czy wiesz, ale jestem dziś poszkodowany. Obserwowałem wypadek i byłem na pogrzebie ;P
Oto fenomen na skalę państwową: człowiek, który nie tylko nie przejmuje się pogrzebami, ale też uważa je za nudne – a przynajmniej wtedy, kiedy nie wydają mu się zabawne.
[Natalia 17:24:02] Nagrodą za zgłębianie okultyzmu jest, jak widzę, wieczne życie w wirtualnym Królestwie Niebieskim. Gratulacje ;P
[Okultysta 17:24:07] …
[Okultysta 17:24:14] E, nie xD Ale to bardzo częstochowski sposób myślenia.
[Natalia 17:24:20] Grrrrrr!
A wszystko dlatego, że napisałam mu kiedyś, że od czasu do czasu słucham Nieszporów Ludźmierskich. Dzieciak dodał dwa do dwóch, nieszpory do Częstochowy, obejrzał parę fotek z jasnogórskich pielgrzymek i, jak nietrudno się domyślić, wyszło mu dwadzieścia cztery. Co niedzielę pyta mnie, o czym było kazanie, a ja nigdy nie mam pewności, czy aby na pewno tylko żartuje.
Moja mizantropia osiągnęła górny pułap, a rozmowa z Filipem alias Okultystą umarła śmiercią naturalną. No i świetnie, wreszcie trochę spokoju. Wystukałam adres pierwszego lepszego portalu informacyjnego i ze znudzoną miną zaczęłam szukać czegoś, co nie traktowałoby o ziemnych wałach nad rzekami i stopniowo zalewanym Wrocławiu.
Pudel zagranicznej gwiazdy muzyki pop…? Nie, chyba jednak mnie to nie interesuje. Anorektyczki na wybiegu…? Też nieszczególnie.
Na ekranie monitora pojawiło się nowe okno rozmowy.
[Psycholog 17:33:17] Ave.
[Natalia 17:33:21] Tak, cześć. Miło że wpadłeś, potrzebuję psychoanalizy.
[Psycholog 17:33:29] O? A co się dzieje, chandra jesienna?
[Natalia 17:33:40] Nie do końca. Jakby Ci to… po prostu Cię nie cierpię ^^
[Psycholog 17:34:03] …
[Natalia 17:34:10] Ale nie przejmuj się, rzecz w tym, że nie cierpię wszystkich
[Psycholog 17:34:22] …yyy.
Jak na świeżo upieczonego psychologa, mój rozmówca (Maciej Gawron, lat 27, Kraków – niech żyje nam! Nasza-klasa!) był stanowczo za mało domyślny. Zresztą, zawsze, odkąd go poznałam, bardziej pasował mi na weterynarza, czy raczej właściciela psiego hotelu, tudzież salonu fryzjerskiego. Bo obawiam się, że nie byłby w stanie zrobić zastrzyku żadnemu zwierzęciu.
[Natalia 17:35:04] Mizantropia, mój drogi, mizantropia. Dopada mnie w listopadzie, łachudra jedna xD
Cisza, żadnego irytującego mrugania. Jak widać, mam nieprzeciętny talent do odstraszania znajomych, także tych, którzy nigdy nie widzieli mnie na oczy, a to już coś. Poszukam sobie pracy jako etatowy wkurzator z wieloletnim stażem.
Wróćmy do informacji ze świata. Żadnych nowych broni masowej zagłady? Trzeba szybko to nadrobić… A tak w ogóle, wiedzieliście, że pudel wielkiej gwiazdy popu umie robić salto?
[Psycholog 17:53:17] Sorry, pies mi się pochorował.
Zasada numer jeden: nigdy nie zakładaj, że ludzie, którzy nie piszą do ciebie przez ponad kwadrans, są obrażeni. To prawie zawsze bzdura, a szkoda.
[Natalia 17:53:39] Podręcznikowy psycholog. Pacjent ma problemy ze sobą, a on leci głaskać swojego psa. Nieładnie xD
[Psycholog 17:53:58] A daj spokój. Mam paskudny dzień.
[Natalia 17:54:34] Psycholog chce się wygadać mizantropce. Czasem nawet świat ma czkawkę. No dobra, mów.
Długa chwila milczenia. Zdałam sobie sprawę, że słyszę ulewę, tykanie zegara i monotonny szum laptopa. Zabawne, jak człowiek potrafi się wyłączyć na odgłosy domu. Jeśli w którymś momencie oprze głowę o rękę i usłyszy tyknięcie zegarka, to dostanie palpitacji serca i będzie się rozglądał, szukając źródła hałasu.
[Psycholog 17:58:00] Najpierw użerałem się z ofiarami chandry listopadowej, potem obejrzałem wiadomości, potem stwierdziłem, że Gripex nie pomaga…
[Natalia 17:58:16] Pewno, rób mu antyreklamę…
[Psycholog 17:58:31] …potem musiałem doczłapać się do apteki i było zupełnie tak, jakbym spacerował po wodzie…
[Natalia 17:58:58] Alleluja! Kolejnemu się udało! A mówili, że to cud! xD
Może rzeczywiście w tym, co mówi Okultysta, jest ziarno prawdy. Myślę po częstochowsku. A kiedy się nudzę, układam wyjątkowo mało ambitne rymowanki – mama mówi, że w ramach patriotyzmu lokalnego. Albo starczej demencji.
[Psycholog 18:01:45] Potem chciałem wyprowadzić Reksa, ale okazało się, że leje jak jasna cholera, więc postaliśmy tylko chwilę na klatce. I spotkaliśmy sąsiada, który gapił się w niebo i mówił, że na deszczu można złapać różne rzeczy. Jakoś mnie to dobiło, a pies zachorował.
[Natalia 18:04:12] Patrzył w niebo, stał nieruchomo i mówił takim tonem jak aktorzy w filmach klasy C, kiedy próbują być tajemniczy?
[Psycholog 18:05:43] Tak! Skąd wiesz? O.o
[Natalia 18:07:16] A bo to tak jak mój. Z parteru.
[Psycholog 18:07:51] …
[Natalia 18:08:03] No co? Widać taka moda.
[Psycholog 18:10:14] Przypuszczam, że długotrwały deszcz może mieszać niektórym, bardziej podatnym ludziom w głowach. Na przykład Juki pobiła dziś dwóch ośmioletnich chłopców.
Patrzyłam na okienko rozmowy z niedowierzaniem. Juki, czy raczej Julkę, poznałam na tym samym forum dyskusyjnym, co Okultystę i Psychologa – obecnie miała piętnaście lat i była geniuszem. A przynajmniej ja tak uważałam – miałam do tego prawo, jako osoba, która, będąc w jej wieku, zajmowała się głównie czytaniem pisemek dla nastolatek. Średnia ocen 5,0 zawsze brzmiała dla mnie jak bredzenie szaleńca.
[Natalia 18:10:46] Ta sama Juki, o której myślę? Wysoka, ruda, uczennica gimnazjum, laureatka konkursów, protestowała w Dolinie Rospudy?
[Psycholog 18:11:33] Nie wiem czy ruda i wysoka, ale reszta się zgadza :>
[Natalia 18:12:25] O rany. I co jeszcze, ludzie nauczyli się chodzić na rzęsach?
– Natalka! – Głos ojca przywołał mnie do rzeczywistości. Odłożyłam laptopa na kanapę, podniosłam się i wyjrzałam ze swojego pokoju.
– Co tam? – spytałam, modląc się, aby nikt nie oczekiwał ode mnie wyrzucania śmieci. Nie w taką pogodę!
– Chodź no tu na chwilę – odpowiedział ojciec. Zdaje się, że jego głos dobiegał z kuchni. – Potrzebuję asekuracji!
Słowo daję, zwariuję.
– Jakiej asekuracji, tato?!
– Normalnej, chodźże tutaj! – zirytował się mój rodziciel. – Sam nie dam rady nauczyć się stawać na rzęsach.
Bardzo chciałabym powiedzieć: to taki rodzinny żart.
Albo: mój ojciec jest niezrównoważony psychicznie. Ja i mama wczoraj przywiozłyśmy go z Lublińca.
Niestety, to nieprawda.
*
Obudziłam się z potwornym bólem głowy i czym prędzej przystąpiłam do analizowania możliwych przyczyn takiego stanu rzeczy.
Kac? Odpada. Ani kropelki, choć przyznaję, że abstynencja bywa frustrująca. Zwłaszcza w listopadzie.
Silne uderzenie w głowę? Pomyślmy… Nie, raczej nie. Nie pamiętam niczego takiego. Oczywiście, istnieje szansa, że uderzenie było dość mocne, żebym nabawiła się amnezji, ale po starannym obmacaniu czaszki doszłam do uspokajającego wniosku, że nie nabiłam sobie żadnego guza.
Nie jestem wrażliwa na skoki ciśnienia, także spoglądanie na barometr nie miało większego sensu. Zresztą, zepsuł się dobre pół roku temu i nikomu jakoś nie chciało się go zdjąć ze ściany.
Spojrzałam w okno. Jak nietrudno się domyślić – padało.
Ból głowy prawie na pewno był spowodowany ciągłym – z braku lepszego określenia – bębnieniem. A żeby to szlag.
Podźwignęłam się z pościeli i na oślep, bez okularów, ruszyłam w stronę kuchni. Wzięłam tabletkę, popiłam wodą… i zamarłam.
Przez chwilę byłam pewna, że ojciec stoi na rzęsach. Ale nie, to była głowa. Chyba.
Wycofałam się niezauważona.
Świat oszalał. Albo nie świat, tylko ludzie. Właściwie, to chyba powinnam coś z tym zrobić… znaczy, jakoś im pomóc.
Mimo że ich nie lubię. A może zwłaszcza dlatego.
***
Dostatecznie wcześnie, żeby uratować świat
(krople na twarzach)
Konferencja GG – Okultysta; Juki
[Psycholog 20:11:03] Raz, dwa, raz, dwa, próba mikrofonu. Jesteście tam?
[Juki 20:11:36] Ui. Jestem. Co jest grane? xD
[Okultysta 20:12:19] Prawdopodobnie Armagedon. Moi Bracia są co do tego zgodni.
[Juki 20:12:55] Jacy znowu Bracia, jesteś jedynakiem!
[Okultysta 20:13:23] Mam na myśli członków Bractwa Białego Smoka, młotku xD
[Juki 20:14:08] Pierwsze słyszę.
[Okultysta 20:14:39] No bo, bez obrazy, ale Ty jesteś Juki. Nic dziwnego, że nie słyszałaś.
[Juki 20:16:00] Głupek.
[Psycholog 20:16:37] CISZA! Sprawa jest poważna! Nie bez powodu zrobiłem konferencję!
[Juki 20:18:01] Przecież codziennie ją robisz…
[Psycholog 20:18:44] Tak, ale wczoraj powiedziałem, że już nie będę.
[Okultysta 20:19:13] Codziennie mówisz, że już nie będziesz xD
[Psycholog 20:19:52] Później będziemy to roztrząsać. Póki co, musimy pogadać. Poważnie. Otóż, pisałem dziś z Natką, wpadła na chwilę na niewidoczny. Wydaje mi się, że ona chce zniszczyć świat.
[Juki 20:20:33] …
[Okultysta 20:20:35] …
[Juki 20:20:39] (pad, pad, pad, pad, pad)
[Okultysta 20:21:08] Wiemy, że zbliża się koniec świata, ale litości. Nie Natka. Ona hańbi nawet mizantropię, nie pasuje mi na okaz maniakalnego Zła xD
[Juki 20:22:23] Mówimy o osobie, która wyrzuca muchy przez okno, zamiast je tłuc kapciem.
[Psycholog 20:23:01] Wiem, niedorzeczne. Ale, jakby nie było, studiuje fizykę.
[Juki 20:23:49] Taa, skonstruuje bombę jądrową i nie zawaha się jej użyć.
[Psycholog 20:24:30] Nie wiem CO zrobi, ale wiem że to nie żarty! Ten deszcz naprawdę pomieszał ludziom w głowach!
[Okultysta 20:25:17] No pomieszał, pomieszał, ale nie do tego stopnia. Natka, a imię jej Legion! A pfff!
[Juki 20:26:38] Zresztą, moim zdaniem przesadzasz z tym pomieszaniem. Ciągle leje, szaro, buro, powodzie, wypadki, nic dziwnego że ludzie chodzą rozdrażnieni.
[Psycholog 20:28:05] A jak wytłumaczysz to, że niektórzy nie chodzą, a lewitują?
[Juki 20:29:00] …yyy?
[Okultysta 20:29:32] Takie rzeczy się zdarzają.
[Psycholog 20:29:54] Może w tych Twoich okultystycznych artykułach.
[Juki 20:30:26] Jak już tak mówicie… w zasadzie mnóstwo ludzi zachowuje się jakoś inaczej niż zwykle.
[Okultysta 20:30:57] To znaczy?
[Juki 20:31:34] Inne zainteresowania, dziwne stroje, dziwny sposób mówienia. Jak tak z wami piszę, to czuję się jak w bastionie normalności.
[Psycholog 20:31:55] To mi schlebia.
[Okultysta 20:32:19] A mnie nie xD
[Psycholog 20:33:48] Skoro przyjęliśmy, że z ludźmi dzieje się coś dziwnego i cała sprawa wygląda poważnie, to teraz ustalmy, co zrobić.
[Juki 20:34:18] Yyy, chcesz powiedzieć, że mamy ratować świat?^^
[Okultysta 20:34:59] Jesteśmy Wybrańcami! Wybrańcy zawsze mają jakieś moce albo tragiczną przeszłość. Albo pochodzą z innego świata xD
[Juki 20:35:42] No, do nas nie pasuje. A skoro nie, to czemu jesteśmy Wybrańcami?
[Psycholog 20:36:33] Złamiemy konwencję i zostaniemy nimi bez żadnej przyczyny. Pasuje?
[Okultysta 20:37:20] Oprócz mnie. Ja mam Moc.
[Juki 20:38:45] Jasne. Ale wiecie, ja nie rozumiem, czemu Natka miałaby zniszczyć świat.
[Psycholog 20:39:09] Tragiczny przypadek mizantropii. Ot i wszystko.
[Juki 20:39:37] To czemu dziś z Tobą rozmawiała? ^^”
[Psycholog 20:39:59] Uważała że jestem kanarkiem.
[Okultysta 20:40:02] KWIK! xDDDD
[Psycholog 20:42:11] Poważnie. Możemy opracować wreszcie jakiś plan działania? Nie chciałbym się skarżyć, ale czas ucieka.
[Juki 20:43:43] Możemy do niej zadzwonić. Albo ją odwiedzić, no wiecie, wycieczka krajoznawcza… i odwołać się do lepszej strony jej natury.
[Psycholog 20:44:17] Nie wiadomo co wymyśli przez ten czas.
[Okultysta 20:45:36] Zajmijmy ją czymś.
[Juki 20:46:12] Mógłbyś się jej oświadczyć, na przykład.
[Okultysta 20:46:54] I co, złagodnieje?
[Juki 20:48:00] Nie, będzie chciała Cię zabić w okrutny sposób. Kiedy będzie Cię torturować, nasza dwójka uratuje świat. Dzwoniąc po ludzi w białych kitlach, na przykład.
[Okultysta 20:48:39] Małe to i podłe…
[Psycholog 20:49:10] Czyli jedziemy. Niezła myśl. Do jaskini lwa na trzy cztery!
[Okultysta 20:50:00] Tak! Świecie, nadciągamy! Jesteśmy niezastąpieni! Jesteśmy Wybrańcami! Z dokładnością atomowej sekundy globalnej wyruszymy ratować świat! Juki, nie płacz. Otrzyj łzy i bądź dzielna, albowiem nasza Sprawa jest Wielka! xD
[Juki 20:50:27] To nie łzy.
[Okultysta 20:50:48] A co?
[Juki 20:51:04] Deszcz, a cóżby innego?
*
Padało.
Tak bywa w listopadzie.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Miya
Jawny Koszmar
Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze światów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 23:46, 01 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Tyrpali, to komentnę... ;P
Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5
Pomysł jaki był, każdy widzi. Jedno ujęło go krótko a skutecznie, a drugie długo a skutecznie. Czego się mam czepiać?
Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Bez zarzutów, co jest u obojga autorów normalne, a zresztą zawsze byłam w stosunku do nich subiektywna :P
Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
O!
Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 1,5
Mówiłam, że będę miała trudno, nyo! Tekst A ma Tę Upierdliwą Cholerę i piekło pisarza (bardzo prawdziwe), a tekst B moją ulubioną piosenkę i fazowe postacie - jak zwykle :> Poradziliście sobie z tematem każde na swój sposób, a w ogóle to Was kocham, robaczki :P
Sumując:
A: 5
B: 5
I niech sobie ktoś inny przychodzi i przeprowadza dogłębną analizę. Ja pochłonęłam, oblizałam się, dobrze mi...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Miya dnia Wto 9:49, 02 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Airel
Bezskrzydła Diablica
Dołączył: 05 Lis 2007
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Faerie Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:23, 02 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Kocham cię Miyuś, ale wiesz, że trochę upodobniasz się do Burzy na widok jogurtu?
Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5
Szczerze, chciałabym skupić się na oryginalności - wtedy więcej zarobiłby punkt A. Ale uwzględniając pomysł... W tym także pomysł konstrukcji, musiałam docenić B.
Nie znoszę przymusu ;P
Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Nie zauważyłam większych niedociągnięć, które by uraziły moją jakże wrażliwą świadomość...
Chociaż bardzo podobają mi się niektóre zwroty w A. Są takie moje ;P
Realizacja tematu:
A: 0,4
B: 0,6
A się zapytam - gdzie zagrożony świat? Chyba że bohater A żyje w "swym maum świecie schizo", to z pewnością.
Ogólne wrażenie:
A: 2
B: 1
W pewnym momencie w B się zmęczyłam. No po prostu. Pomyślałam - nie, dalej nie mogę, muszę odpocząć. Potem mnie wciągnęło i końcówka mnie wciągnęła, ale początek? Nie baldzo. Może pomyślałam sobie "znowu szkoła", albo (co gorsza) "znowu pogrzeb"? Nie wiem. W każdym razie fakt, że się zmęczyłam i musiałam zrobić przerwę - której później już robić nie musiałam absolutnie, bo wszystko było ładnie fajnie - spowodowało taki, a nie inny rozkład punktów.
A A... Hm, podoba mi się. Jest w moim guście najwyraźniej.
Suma:
A: 5,4
B: 4,6
Powiedzmy, że to powyżej to analiza była...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lill
Autokrata Pomniejszy
Dołączył: 04 Sie 2006
Posty: 813
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: moja jedyna i ukochana Wieś Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 15:42, 02 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Pomysł i oryginalność:
A: 1,5
B: 1,5
Nic dodać, nic ująć. Oba teksty na swój własny sposób oryginalne, w obu pomysł wyraźnie zarysowany. I oba mnie zachwyciły, nic na to nie poradzę.
Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Upodabniam się do poprzedniczek, ale nic na to nie poradzę. Styl w obu zupełnie odmienny, ale i A, i B przypadły mi do gustu. A - za to "coś", a B za standardowo nietypowe sformułowania i celny, lekki żart.
Realizacja tematu:
A: 0,4
B: 0,6
Tak jak Air. Bo gdzie ten zagrożony świat, no gdzie?
Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 1,5
Inaczej nie umiem. I nie potrafię też napisać nic więcej, bo mam blokadę umysłowo-głosowo-klawiaturową, gdy coś najzwyczajniej w świecie mi się podoba.
Suma:
A: 4,9
B:5,1
Jak zwykle w okolicach remisu, ale do tego już się chyba wszyscy przyzwyczailiśmy, prawda? I, też jak zwykle, wyraźnie widać, który tekst jest czyj. Co absolutnie nie wpływa na ocenę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 11:14, 13 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Hm. Nie powiem, że teksty mi się nie podobały, ale chyba liczyłam na trochę więcej. To teraz przechodzimy do punktacji.
Pomysł i oryginalność:
A: 1,2
B: 1,8
Tak, czepię się tekstu A. Może mam zły humor, i niepotrzebnie się czepiam, ale w tekście A trudno mi się doszukać tego pomysłu i oryginalności. Siedzi sobie ktoś przy komputerze i rozmawia na gg... nie, do mnie to nie przemawia. Tyle, a nie mniej za piekło pisarza i Upierdliwą Cholerę.
Styl:
A: 1,5
B: 1,5
Powiedzmy, że tekst B był bardziej dopracowany, ale z drugiej strony A także sprawnie napisany i miał to "coś"
Realizacja tematu:
A: 0,1
B: 0,9
Tekst A ma coś w rodzaju okultysty, pojawia się ten domorosły psycholog, deszcz też jest i fragment rozmowy - ale nie widzę jakoś tych kilku osób, co się znają przez Internet (dwie chyba trudno nazwać kilkoma), nie widzę świata zagrożonego z powodu deszczu, nie widzę nawet, żeby ten deszcz specjalnie mieszał ludziom w głowach, nie widzę postanowienia jego uratowania... a okulary na nosie mam.
Ogólne wrażenie:
A: 1,5
B: 1,5
A za niektóre stwierdzenia Cholery. B za stanie na rzęsach i humor.
Suma:
A: 4,3
B: 5,7
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mad Len dnia Sob 11:15, 13 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:17, 13 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
Uff.
Pomysł i oryginalność:
A: 1
B: 2
Powiem tak. W pierwszym pomysłu specjalnie nie zauważyłam, nie mówiąc już o oryginalności. Ot sobie wycinek z życia, dla którego mi by nie chciało się otwierać Worda.
Styl:
A: 1
B: 2
Przez oba teksty jestem ekstremalnie w nastroju typowo listopadowym. Do tego mam depresję, bo za długo śniegu nie ma i jestem zła, bo jest łikend i miałabym ochotę dopuścić się mordu na matce, gdybym się nie brzydziła. A oba teksty tylko mnie jeszcze bardziej spuściły na dno.
Nie podobają mi się krótkie akapity. W ogóle ten tekst mi się nie podoba, dobrze, że jest krótki. Drugi przynajmniej jest płynny i dobrze skonstruowany.
Realizacja tematu:
A: 0,1
B: 0,9
W pierwszym zauważyłam tylko deszcz. W drugim wszystko jest, ale mam wrażenie, że można byłoby lepiej to wszystko zrealizować, bo wydaje mi się trochę za słabe, za mało piorunujące.
Ogólne wrażenie:
A: 0,5
B: 2,5
Nic nie poradzę. Na pierwszy dostałam alergii. W drugim jest za dużo tej chandry jesiennej, ale przynajmniej czytałam chętnie i chciałam doczytać. Humor, pomysł, ciekawie było. No.
Razem:
A: 2,6
B: 7,4
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aylya
Uczciwa Łachudra
Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zza granicy absurdu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 20:21, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Z przyczyn ode mnie niezależnych, a spowodowanych ogólną niedobrością Mer, zamykam nasz pojedynek.
Tadadam.
Kalkulator twierdzi, że punktacja wygląda następująco:
Tekst "A": 22,2 pkt.
Tekst "B" ("Tak bywa w listopadzie"): 27,8 pkt.
...co oznacza, że przewagą iluś tam punktów (wiem, to było bardzo fachowe) wygrał tekst autorstwa Aylyi.
Przeciwnikowi gratuluję udanego kontrtekstu.
*szczęk przekręcanego klucza*
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aylya dnia Czw 20:23, 05 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|