Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:16, 09 Maj 2007 Temat postu: Brygidka |
|
|
to oficjalny początek kontrofensywy przeciw brygidkom Tekst mój, parę rzeczy zawdzięczam uwagom Meadager Szalonej. Jeśli ktoś ma obiekcje - kopać
A więc postanowiłeś pisać. Wybrałeś konwencję, obmyśliłeś zarys fabuły, napisałeś może nawet pierwsze zdanie. Co najważniejsze – stworzyłeś głównego bohatera. I tu zaczynają się schody, zaczynasz bowiem głowić się, czy postać, która narodziła się w twoim umyśle nie roznosi koszmarnej zarazy, jaką jest marysuizm. Robisz kolejne testy, radzisz się internatutów – a że każdy z nich inne cechy postrzega jako marysuistyczne, pomału pozbywasz się każdej z nich. Złociste kręcone włosy zmieniasz we włosy burego koloru, szafirowe oczy stają się brązowe, wiadomo przecież, niebieskoocy blondyni są nienaturalni i nie istnieją w rzeczywistości. Pozbawiasz bohatera mocy, przeznaczenia, wielkiej miłości, wszystko w imię walki z marysuizmem. Brawo, nie stworzyłeś szanownej Marianny Zet! Właśnie udało ci się stworzyć coś o wiele gorszego – brygidkę.
Kim właściwie jest owa brygidka, z małej litery pisana? To pani, która rozpanoszyła się w polskim internecie w tym samym dniu, gdy ktoś podniósł larum krzycząc „Mary Sue! Mary Sue!”. Dobrze, to nie stało się tak szybko, bo ja sama o marysuiźmie wiedziałam wiele, nim uświadomiono mi, jak „wielką zbrodnią” jest choćby jego cień. Jeszcze kilka lat temu mało kto o szanownej Maryśce słyszał, choć po prawdzie nie jest ona wynalazkiem ani współczesnym ani polskim, ani, jak wierzą niektórzy potterystycznym (Polecam w tym względzie angielską Wikipedię). Ostatnimi czasy jednakże za marysuizm zaczęto uważać już nie tylko brak wyważenia i zbytnią identyfikację autora z jego własnym udoskonalonym alter-ego – zaczęto piętnować każde odstępstwo postaci od tak zwanej „przeciętnej”. A że wszelka nieprzeciętność okazała się być zła, fanowską twórczość zalały postaci z niej ograbione – brygidki.
Brygidka, której imię wywodzi się ni mniej ni więcej tylko od samej Bridget Jones jest ucieleśnieniem wszelkiej przeciętności i nijakości. Jeśli Mary Sue będzie reprezentowała wszelkie marzenia autora, to brygidka reprezentuje jego szarą codzienność – drobne wady, drobne wpadki, życie, w którym, jak wiadomo, nie ma żadnej zauważalnej fabuły, wątku głównego, że o magii już nie wspomnę. Jeśli pierwsza Mary Sue była najmłodszym porucznikiem w historii Gwiezdnej Floty, to jej brygidkowy odpowiednik do końca życia nie wyszedł poza stopień chorążego. Przekładając na język fandomu HP, który młodemu polskiemu fanfictioniście jest bliższy niż fandom „Star Treka”: Jeśli Mary Sue na piątym roku nauki podbiła serce Syriusza Blacka, a dorosła heroicznie ocaliła go przed zasłoną, to brygidka przez cały ten czas siedziała grzecznie w domu/nudnej pracy na zapleczu jakiegoś magicznego sklepu, nie wychylając nosa za drzwi.
Rozumiem, zwykli oficerowie Floty istnieją, podobnie jak zwykli uczniowie Hogwartu. W maszynie Federacji czy magicznego świata ktoś musi pełnić funkcję trybika, za kogoś muszą walczyć Bohaterowie. Ale czy na pewno warto o takich trybikach pisać? Jeśli wzięliśmy na warsztat świat fantastyczny, czemu nie napiszemy o kimś, kto śmiało zdąża tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek? Zamykanie się w domu, gdy czeka na nas cała galaktyka jest marnotrawstwem.
Brygidka jest tym hobbitem, który przesiedział w norze całą Wojnę o Pierścień i nie próbował nawet sprzeciwić się Sarumanowi, gdy ten opanował Shire. Brygidka to ta pomywaczka z kuchni zamku Camelot, której nigdy nie zamarzyło się zostanie dwórką królowej Ginevry. Brygidka to sprzedawczyni, która zamyka swój sklep w Mos Eisley, nie zauważając nawet zmierzającego w stronę kantyny Luke’a Skywalkera. Wszystkie wielkie wydarzenia omijają ją szerokim łukiem – z wzajemnością, bo brygidka nie wykazuje nawet cienia zainteresowania wielkimi wojnami i tragediami. Nawet, jeśli jej przyjaciele myślą inaczej, brygidka nie zrezygnuje ze swojej postawy – w kokonie własnej nijakości ukryła się przed odpowiedzialnością za świat i innych. Może się boi? Może boi się, że jeśli zacznie aspirować do bycia czymś więcej, zostanie wyśmiana? Na pewno jednak boi się tego jej twórca.
Brygidka jest nijaka poczynając od wyglądu. Absolutnie przeciętna figura, której jedynymi cechami charakterystycznymi może być lekka niedowaga lub lekka nadwaga, bure włosy, najlepiej proste i oczy, oddające melancholijną introwertyczną duszę naszej bohaterki. Brygidka chroni wszelkie ślady własnej fizycznej atrakcyjności powyciąganymi swetrami, możemy też być pewni, że nigdy nie zhańbiła się założeniem bielizny innej, niż bawełniana.
Jeśli chodzi o zachowanie, wykazuje brygidka skłonności ku „drobnym przyjemnościom” – nigdy jednak nie podejmie decyzji uszczęśliwienia innych, wierząc, że byłaby to ingerencja, której świat sobie nie życzy. Gdy jej znajomym dzieje się krzywda, ona wychodzi na hogwarckie błonia podziwiać chmury. Ze świadomością własnej bezsilności pogodziła się już dawno, w zasadzie nigdy nie była z nią skłócona. Jest w tym jakaś metoda, bo gdy świat się skończy poza karaluchami ocaleje też brygidka – nikt bowiem nie uzna jej za dość ważną, by pozbawić ją życia.
Brygidka jest istotą inteligentną i skłonną do filozofowania. Często rozważa złożoną naturę braku zainteresowania świata jej osobą. Ten problem staje się często drugim dnem rozmów brygidki ze znajomymi. Znamiennym jednakże jest, że mimo, iż brygidka odczuwa świat jako zdecydowanie jej niechętnym, nigdy nad tym nie rozpacza. Nie może bowiem pozwolić sobie na groźbę stania się folenendżelem. Przez wszystkie spadające na nią przeciwności losu brygidka idzie z obojętną miną robota, bojąc się popaść w jakiekolwiek skrajne reakcje. Taka też, nijaka i pozbawiona silnych emocji, jest w stosunkach międzyludzkich. Znajomi traktują ją z dystansem, jej stosunki z rodziną są do tego stopnia chłodne, że brygidka nie próbuje nawet działać, gdy jej własne rodzeństwo popada w tarapaty. Prawdziwych przyjaciół brygidka miewa rzadko – a jeśli już ma, to prędzej czy później stanie się im krzywda, którą brygidka przyjmie jedynie głębszą refleksją na temat dotychczasowego ich życia. O dziwo, brygidka posiada ukochanego – osobnika, którego przyciągnęło do niej owo niesprecyzowane i nieuchwytne „coś”, które czyni ją ponoć wyjątkową. Ich wzajemne stosunki będą zwyczajne, ich życie seksualne ograniczy się do sypialni i zgaszonego światła. Wrogów brygidka nie posiada, gdyż mało kto uznałby ją za zagrożenie dla swoich planów.
Jako się rzekło jest brygidka wytworem powszechnej fobii na Mary Sue i pogoni za oryginalnością. Zmęczeni ratującymi świat bohaterami sięgamy do codzienności – i słusznie, bo przecież nie wszyscy lubią fantastykę. Ale nawet zwykła uczennica polskiego liceum musi mieć w sobie coś, co czyni ją godną uwagi i uczynienia główna bohaterką. A absolutna przeciętność i nijakość oryginalne nie są. Przypomnijmy sobie, czego szukamy w fikcji? Odskoczni od naszego szarego życia. Wzorów do naśladowania. Wątpiłabym czy średnia statystyczna jest czymś, co warto naśladować. Owszem bohater powinien być w jakimś stopniu nam bliski, byśmy wczuwając się w niego i wraz z nim pokonując przeciwności losu (lub też tym przeciwnościom ulegając) przeżyli swoiste katharsis. Jeśli postać nawet z przeciwnościami nie walczy, szansy na katharsis nie ma. Bo cóż to za rada – „omijaj problemy szerokim łukiem”? Wybitnie nieżyciowa, bo w życiu prędzej czy później natrafimy na problem, wobec którego nasza obojętność stanie się bezskuteczna. I tu właśnie leży podstawowa wada brygidki – przy całym swym dążeniu do hiperralizmu staje się nierealna. Zwłaszcza na płaszczyźnie teorii literatury, na której broni się tylko jako awangardowy konstrukt, efekt pewnej okresowej tendencji wśród twórców.
Tekstów o szkodliwości Mary Sue powstają w internecie setki. Trąbi się o tym, jakby niezwykli bohaterowie byli czymś złym, jakimś, nieprzymierzając, kolejnym sposobem, za pomocą którego Żydzi/masoni/komuniści/ojciec Rydzyk/Bill Gates (niepotrzebne skreślić) próbowali zawładnąć światem. Innymi słowy – złem wcielonym, przed którym należy świat zbawić. O ironio losu, chciałoby się zakrzyknąć, przecież to ta wzgardzona Mary Sue zawsze ratowała nas przed złem! Od Heraklesa, poprzez Beowulfa, króla Artura, bohaterów powieści Sienkiewicza i Tolkiena aż do komiksowych superbohaterów – bohaterowie zawsze istnieli, reprezentując nas samych, jeśli istnieje zbiorowa podświadomość, to właśnie Bohaterowie są jej wytworem, nie brygidki. Walka Bohatera ze Złem reprezentuje naszą własną walkę z przeciwnościami losu. I wcale nie będzie istotne, czy owo Zło będzie rzeczywistym Władcą Ciemności, czy tylko problemami psychicznymi czy życiowymi (Bo Bohater nie musi mieć przedrostka „super”, może być zwykłym człowiekiem postawionym przed chociażby problemem bezrobocia) – Bohater staje się Bohaterem dlatego właśnie, że ma odwagę przeciw nim wystąpić. Jego zwycięstwo daje nam wiarę we własne możliwości. Brygidka z jej świadomą, bierną bezsilnością nigdy do walki nie stanie, bo i sam autor nigdy nie stworzy okoliczności, które by ją do tego zmusiły (Bohater może walki nie chcieć – lecz musi do niej stanąć, bo tego wymagają prawa rządzące każdą opowieścią). Zamiast katharsis czy podbudowania wiary w nasze własne siły dostajemy monotonię i nijakość.
W campbellowskim schemacie opowieści o Bohaterze nie ma ani słowa o brygidce. Brygidka we wszystkich legendach była jednym z szarych obywateli, w których imieniu Bohater walczył ze złem. Zawsze posłusznie czekała na triumf reprezentowanego przez Bohatera Dobra. Dziś brygidce udało się to, czego Zło próbowało bezskutecznie dokonać przez wieki – krzycząc „Zabić Maryśkę!” brutalnie kopnęła Bohatera i zajęła jego miejsce. To, że Bohater jeszcze nie odzyskał swojej mocy wynika wyłącznie z tego, że jest zdezorientowany – brygidka bowiem nie mieści się w żadnym z zakorzenionych w naszej kulturze archetypów. Na szczęście jednak Bohater nie byłby sobą, gdyby nie miało udać mu się w końcu pokonać uzurpatorki. Stoją za nim bowiem tysiące lat mitologii, tradycji literackiej, komiksu, filmu, dodatkowo zaś sztab kulturo- i religioznawców. Za brygidką opowiada się jedynie garstka zwolenników awangardy, a awangarda, jak pokazuje historia literatury, jest zjawiskiem przemijającym.
Więc teraz przemyśl raz jeszcze: Pozbawiłeś twojego bohatera jego wyjątkowości. Czy nie zubożyłeś tym samym historii, która narodziła się w twojej głowie? Pokonałeś niewyważoną, nazbyt wspaniałą Mary Sue – sprawdź teraz, czy nie przegiąłeś w drugą stronę. Bo tak naprawdę dobra postać może mieć i cechy Mary Sue i brygidki – najważniejsze jest, by była przy tym równocześnie naturalna, jak i godna uwagi. Niech twój bohater nie będzie wszechmocny i niezwyciężony, ale pamiętaj, że ta niezwykłość, tak ostatnio piętnowana, przez wieki z powodzeniem funkcjonowała w literaturze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 12:53, 09 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Ze skrajności w skrajność. Osobiście nie mam ochoty czytać ani o nudnych bohaterach, ani o zbyt idealnych, bo jednak faktowi, że Mary Sue istnieje i wnerwia nie da się zaprzeczyć – kiedy na pierwszej stronie dowiaduję się, że bohaterka jest piękna, ma tragiczną przeszłość, czuje się okropnie samotna, ale jednocześnie sama odcina od świata i już po zaledwie paru zdaniach, na które najczęściej składa się opis wyglądu wpada na swoją Wielką Miłość, na ogół w postaci chłopca, który zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia, tudzież zna i kocha ją od dawna, a ona jest z początku bardzo niemiła… mhm. Natychmiast wciskam taki mały, czerwony krzyżyk.
Ale z drugiej strony niektórzy naprawdę doszukują się MS tam, gdzie jej nie ma. No i marysuizm jest pojęciem względnym – czasem opowiadania z wydawałoby się typową Mary Sue są świetnie i bohaterka nawet taką MS się nie wydaje, choć w teście na marysuizm dostałaby mnóstwo punktów.
Ale nikt mnie nie przekona, że wyjątkowo piękna, wszechmocna dziewczyna, która już w pociągu do Hogwartu zostaje najlepszą przyjaciółką Hermiony, a wkrótce potem musi wybierać pomiędzy miłością Draco i Pottera, która to wreszcie ma pokonać Voldemorta zamiast Chłopca, Który Przeżył, a cała jej historia jest głównie tylko i wyłącznie jej dylematami miłosnymi, nie jest Mary Sue i przyjemnie się o takiej czyta… ale to moja opinia.
Ciekawy tekst An. Pojęcie brygidki sama wymyśliłaś, czy też może już także weszło w słownik literacki, a ja jak zwykle jestem opóźniona?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 13:03, 09 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Pojęcia tego nauczyła mnie Meadager Szalona, kto je wymyślił - nie wiem. Spytam Maeady jak ją złapię.
Ja marysiek klasycznych i prawdziwych nie bronię - ale z nich przynajmniej można się pośmiać...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Feng6
Ołówek
Dołączył: 30 Wrz 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:34, 30 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
wzruszajacex(
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|