Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Żyć szybko. Umierać młodo. [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Black Blow
Ołówek


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brightwood
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:49, 07 Wrz 2009    Temat postu: Żyć szybko. Umierać młodo. [M]

(Dla mojej ukochanej, która widzi w moich tekstach tyle plusów ile ja minusów.)

Nazywam się Sebastian Bilski. Przeżyłem w życiu sporo. Może, aż zanadto biorąc pod uwagę okoliczności i wiek, ale generalnie powinienem bardziej się pilnować. Teraz muszę dźwigać za sobą te przeklęte kule, nawet gdy mam ochotę sięgnąć po pilota od telewizora, leżącego kilka metrów dalej. Cholera. Człowiekowi odechciewa się żyć.
Jestem znany. Ludzie mnie szanują jak bohatera, choć powinni na mnie spluwać z obrzydzeniem. Był taki moment, że miałem większą szerokość geograficzną umiłowanych mi ludzi niż Jan Paweł II, co było już totalnym debilizmem. Ale czy mi to przeszkadzało? Czy kiedykolwiek spróbowałem zlekceważyć i ubliżyć opinii tłumu? Nie. Mając za wrogów służby publiczne, musiałem żyć w zgodzie z cywilnymi ludźmi. Inaczej zostałbym pożarty jak paczka Pedigree przez głodnego psa. Ale co się będę zajmował gadaniem na bzdurne tematy. Rozjaśnię tę sytuację.

Jesień, 2009 roku. Miałem wtedy dosłownie dziewiętnaście lat, a już pałałem chęcią bycia tak twardym, tak szybkim i tak efektownym połączeniem Johna Dillingera i George'a Junga od kiedy obejrzałem oba te filmy oparte na prawdziwych historiach ich bohaterów. W obu zresztą główne role wyżej wymienionych postaci zagrał Johnny Depp, co bardzo mi odpowiadało, bo był to chyba jedyny hollywoodzki aktor, który nie denerwował mnie swoimi wypowiedziami w mediach. On grał. Naprawdę grał o czym większość pseudo aktorów nie miała pojęcia. Ale nie o Deppie chce mówić.
Na temat Johna Dillingera wiedziałem prawie wszystko. Przeczytałem o nim wszystkie obecne wtedy artykuły, obejrzałem wspomniany film, który nosił tytuł "Wrogowie Publiczni" i przeczytałem książkę Bryana Burrough'a o tym samym tytule. O Jungu wiedziałem trochę mniej - ograniczyłem się do filmu Blow, artykułów oraz wywiadu z nim samym w więziennej celi. Czy to była moja obsesja? Przez pewien czas na pewno. Chciałem wiedzieć jak to było, że dzięki swojej przebiegłości i inteligencji stali się najbardziej znanymi przestępcami Ameryki. I wbrew pozorom nie byli jakimiś mordercami z Al-Kaidy, ale po prostu potrafili manipulować otoczeniem. Dillinger - wróg publiczny numer jeden, najbardziej znany bankowy złodziej w dziejach. Przy nim chowali się nawet Bonnie i Clyde oraz "Dziecięca Twarz" Nelson. Z kolei Jung potrafił zawierać takie znajomości, że handel nielegalnymi środkami (oczywiście, że chodzi o narkotyki) był dla niego jak handel ziemniakami na targu. Forsa była. Kobieta była. Kłopotów nie było. Czego chcieć więcej?
Cholernie usiłowałem być taki jak oni, chciałem żeby świat był w moim władaniu. Pierwszym zakrętem w moim życiu, który zapoczątkował wielkie skrzyżowanie, był tatuaż na moim przedramieniu. Przedstawiał on orła z rozprostowanymi skrzydłami. W moim mniemaniu znaczyło to nieustanne dążenie do spełnienia własnych marzeń, ale skąd się u mnie wziął taki pomysł - do tej pory nie wiem. Pierwszy sklep jaki obrobiłem był warzywniakiem. Tak, możecie się śmiać, ale to były pierwsze kroki w kierunku dna, z którego nie ma wyjścia. Zarobiłem wtedy trzy stówy i dwa jabłka, co było dla mnie olśnieniem marzeń. Matce wmówiłem, że poszedłem do pracy i dostałem pierwszą wypłatę. Była szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa, chyba dopiero po raz drugi w swoim życiu. Pierwszy raz był wtedy gdy umarł ojciec. Gdy umarł człowiek, który bez przerwy ją siniaczył i poniżał. Mnie też. Jak zginął? Mowią, że spadł wprost na kark z wysokiej budowy w trakcie sprawdzania świeżego stropu. Ja w to nie wierzę, wisiał kilku poważnym gościom sporą sumkę. Ale po co wierzyciel miałby zabijać? Nie wyciągnął pieniędzy z gościa zanim żył, więc jaka jest szansa, że wyciągnie je po jego śmierci? Nie wiem. Nie będę się bawił w detektywa. Akurat odejście ojca było jak zbawienie. Stałem się wtedy naprawdę wolny i niezależny, czułem się panem własnego losu, a celem w moim życiu było przemienić się z przeciętnego, ulicznego chłopca we wzbudzającego respekt poważnego kolesia, posiadającego kilka ładnych zer na koncie i srebrne ferrari. Według was to marzenia idioty, zwłaszcza dla biednego chłopaczyny z Polski. Nie dla mnie. Nie traktowałem tego jak marzenie, raczej jak coś co i tak jest kwestią czasu. Tak jak ja powinno myśleć więcej osób, szczególnie ludzi, którzy brykają na co dzień wózkiem inwalidzkim i mają wielkie marzenie by w końcu z niego wstać. To nie jest marzenie idiotów. Ja wtedy głęboko w to wierzyłem i postanowiłem kontynuować co zacząłęm. Kolejnym celem był jubiler, mający zakład zaledwie sto metrów od mojego domu. Oczywiście przodownikiem napadu był Gąba. Siedział dwanaście lat za rozbój i napad, więc nauczył się tego i owego za więziennymi kratami. Zebrał kilku swoich kumpli i zapytał mnie czy mam ochotę to zrobić. Byłem okropnie podniecony, więc bez wahania się zgodziłem. Spotkaliśmy się o tej umówionej dwunastej w nocy- każdy w bluzie z kapturem i ruszyliśmy naprzeciwko tysiącom złotych jakie tam na nas czekały. Chyba nic nie mogło nas powstrzymać. Gąba z łatwościa otworzył drzwi, a wraz z naszą pomocą staranował kraty. Weszliśmy do środka, naciągając głęboko kaptury na twarz, bo z każdego kąta sufitu dobiegało nas szkło kamery. Frytek i Maniu rozbili dwie gabloty i zaczęliśmy pakować biżuterię do dwóch worków, które podarował nam Gąba. Wszystko szło idealnie i wprost wymarzenie, aż do oślepienia nas policyjnym kogutem z zewnątrz. To wszystko trawło ułamek sekundy, psiaki wbiegli do sklepu i pokładli każdego na ziemię, skuwając nam ręce. Gąba nie mógł zrozumieć jakim cudem pojawili się tak szybko. Wiedzieliśmy, że w drzwiach nie było systemu alarmowego. Dopiero po paru latach dowiedziałem się, że to Frytek nas sprzedał. Psy zinfiltrowały go wcześniej, wiedząc, że jest najlepszym kumplem Gąby. Chcieli mieć na byłego skazańca oko i przestraszony Frytek się zgodził. Powiedział policjii o napadzie kilka dni wcześniej i dlatego niebiescy pojawili się tak szybko. Dostałem za to osiem lat. Matka była w szoku, sądziła, że po śmierci ojca wychowa mnie jak należy. Po kilku miesiącach spędzonych w więzieniu, dostałem list, że matka nie żyje. Serce nie wytrzymało. Jedyne co po sobie pozostawiła to stara glinianka i masa długów. Wtedy coś we mnie pękło. Nie płakałem, bo chyba nigdy matki nie kochałem. Owszem przez pewien czas uważałem ją za wzór, ale straciła w moich oczach gdy pozwoliła się poniżać ojcu i gdy nie reagowała na jego pastwienie się nade mną. Nie kochałem jej, ale też nie nienawidziłem, była dla mnie po prostu jak powietrze. Jedyne co mnie zabolało po jej śmierci, to świadomość, że zostałem całkiem sam. Z tego co widziałem, nie posiadałem żadnych krewnych, bo rodzice nigdy o nich nie mówili. Nie miała dokąd wracać. Dlatego postanowiłem, że wyjde z mamra bogatszy. Bogatszy o bezcenną wiedzę. I tak było. Spotkałem kilku porządnych gości, na przykład Franca, który miał obejście w interesach i napadach. Wiedział co, gdzie i jak. Szybko podłapałem jego instrukcję i gdy wyszedłem na wolność, nawiązałem współpracę z jego kumplami. Byłem bardziej gotowy do spełnienia marzeń jak nigdy wcześniej. Czułem, że byłem kimś.
Lato 2018. Mój dorobek to szesnaście napadów i piętnaście tysięcy złotych na plusie. Dzięki intrukcjom Francy wiedziałem jak szybko wykiwać psów, zarabiając przy tym niezłe pieniądze. Kupiłem sobie duże mieszkanie, gdzie co wieczór zapraszałem jakąś fajną dziwkę by pieprzyć ją z ogromną satysfakcją. Kochałem moje życie. Świadomość, że codziennie łamię prawo, dawała mi niezłego kopa, który z kolei mobilizował do dalszego działania. Byłem od tego uzależniony, podobnie jak od palenia fajek, które zacząłem jarać od momentu wyjścia z mamra. Czułem, że narkotyki do dla mnie zbliżający się statek i chcąc nie chcąc będę musiał wziąć udział w tym rejsie. Zakochałem się na dodatek w jednej z dziewczyn, Karolinie, którą spotkałem na przypadkowej imprezie. Była ładna, wysoka i posiadała długie brązowe włosy co niezwykle mi się podobało. Jedna randka... druga... i była moja. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że była to jedyna osoba, którą naprawdę kochałem. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, ale ona mimo, że wiedziała kim jestem, nie próbowała mnie od tego odciąć. Akceptowała to i to nie pieniądze były jej motywem, bo nie brała ich ode mnie dużo. Sama zarabiała sporo i to jej wystarczało do codziennego życia. Urodziła mi piękną córeczkę, a później została moją żoną.
Wszystko zaczęło się komplikować gdy psy odkryły moją tożsamość. Stałem się poszukiwanym zbiegiem, także nie mogłem pokazywać się już na mieście. Miałem jednak wokół siebie kilku zaprzyjaźnionych kumpli, w tym i France, który wyszedł na wolność pięć lat wcześniej. Rabowałem dalej, już banki. Mieliśmy kilka niezawodnych systemów i zawsze wychodziliśmy cało z opresji. Miałem na koncie kilka milionów i fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Jednak życie zaczęło się sypać. Zaczęło się od Karoliny, która oświadczyła iż ma tego wszystkiego już dosyć. Nie wierzyłem w to co mówi.
-Tyle lat nie miałaś nic przeciwko, a teraz nagle zwracasz się do mnie z taką prośba?
-Masz już trzydziestkę na karku, a ja chcę spokojnie wychować dziecko. Julka musi mieć ojca.
-Przecież ma.
-Dopóki nie wyląduje w więzieniu, albo w piachu.
Tu trzeba było się z nią zgodzić. Powiedziałem jej, żeby wytrzymała jeszcze kilka skoków. Wtedy zarobię pieniądze, które powinny nam wystarczyć do końca życia, wtedy będziemy już konketnie ustawieni. Było to z mojej strony oczywiście łgarstwo, bo dobrze zdawałem sobie sprawę, że pieniądze zarabiane przez nią w zupełności by nam wystarczyły. Kochałem to co robiłem, byłem maniakiem i wpadłem w pułapkę własnych słabości. Choć pewnie dla Julki byłbym w stanie skończyć z tym gównem, jeśli tylko Karolina codziennie by mi to wypominała. Ale ona przyjęła do wiadomości moją decyzję i nie odzywała się więcej już na ten temat, chodziła tylko bez przerwy zła. Postanowiłem zrobić to co powiedziałem - kilka dobrych skoków i koniec. Oczywisty koniec.
Za moją głowę wyznaczoną pięć milionów euro, bo byłem poszukiwany nie tyle w Polsce co i w kilku innych państwach Europy, były to: Niemcy, Anglia, Wielka Brytania, Włochy, Ukraina i Austria. Zyskałem opinię jednego z najgroźniejszych przestępców obecnych czasów, choć w ciągu trzydziestu trzech lat życia zabiłem zaledwie kilku policjantów.
Najgorsze przyszło rok później. W ciągu napadu na Bank Zachodni w Poznaniu, Kuna - mój wspólnik - za bardzo przejął się swoją rolą i zaczął strzelać na prawo i lewo, zabijając kilkunastu cywilów oraz wszystkich przestraszonych ochroniarzy. Trwało to zbyt długo, także pozwoliliśmy policji spokojnie przyjachać do banku i otoczyć nas ze wszystkich stron. Mimo okropnej strzelaniny, zostaliśmy ujęci, a ja ranny w kilku miejscach. Franca i Kuna zginęli.
Zima 2024. Zostałem skazany na dożywocie. Moja żona która była obecna na sali rozpraw, kręciła tylko głową, a na jej twarzy - oprócz łez - było widać rozżalenie i irytację. Wszystko potoczyło się za szybko, ale dopiero wtedy ujrzałem jak bardzo jestem popularny. Masa paparazzi przed wyjściem z sądu oraz rzesze fanów, który co chwilę skandowali moje nazwisko. Nie mając zbytnio dużego wyboru, zacząłem pozować do zdjęć będąc skuty kajdankami i machając do tłumu. Gazety prześligały się w newsach na temat mojego schwytania, FAKT napisał nawet, że przybyłem z dalekiej kosmicznej podróży. Wszystko to było bardziej śmieszne niż wkurzające, a ja wiedziałem, że długo nie posiedzę. Nie miałem na to czasu. Goniło mnie życie.
Chcieli mnie usadowić we Wronkach, ale ostatni tydzień miałem spędzić w małym areszcie w Warszawie, gdzie oprócz mnie siedział jeden morderca, jeden drobny złodziejaszek i jeden pedofil, którego ten morderca zatłukł następnego dnia na śmierć. Zabrali gościa z celi i zostałem sam z drobnym złodziejaszkiem, który wyglądał jak sklonowanie king konga z godzillą. Nie umiał kraść, to prawda, bo wpadł na maleńkim sklepie w śródmieściu, ale jego pomoc mogła być dla mnie zbawieniem. Wszystko dokładnie obmyśliliśmy. Zwabiliśmy strażnika do celi pod pretekstem zawału serca, które aktorsko zagrał Godzilla. Wtedy łapiąc go obaj, wyjęliśmy broń zza jego pazuchy i skierowaliśmy się w kierunku drzwi, za którymi zapewne stały dziesiątki mundurowych.
-Nie uda wam się- powtarzał straźnik.- Jesteście otoczeni ze wszystkich stron.
-Zamknij się, albo odstrzelę ci łeb.
Usłyszeliśmy jak ktoś nadchodzi z drugiej strony drzwi. Schowaliśmy się za ścianą i czekaliśmy by uderzyć. Drzwi otworzyły się i wszedł kapitan, rozglądając się dookoła. Przez chwilę patrzył jak zamurowany na pustą celę, a potem Godzilla złapał go od tyłu i wyjmując broń zza paska, przystawił mu lufę do głowy.
-Ilu jest pana ludzi na zewnątrz?- zapytałem grzecznie.
-Nie uda ci się, Bilski. Zbyt dużo.
Chciałem dać mu coś do zrozumienia.
-Kapitanie, próbuję być grzecznym, ale nawet pan wie, że i tak się stąd wydostanę. Jeśli nie będzie pan ze mną współpracował to pana zabiję, a potem odnajdę żonę wraz z dziećmi i również poderżnę im gardła. Czy tego pan chce?
Kapitan przełknął głośno ślinę. Wyjaśnił, że jest tam sześciu ludzi, którzy stoją przed samym wyjściem. Byłem zdziwiony tak małą liczbą policjantów, sądziłem, że ktoś taki jak ja zasługuje na prawdziwą obławę psiaków. Cóż, wszystko szło po mojej myśli. Wyszliśmy na zewnątrz, a mundurowi przeżyli szok, gdy zobaczyli jak targam jednego policjanta na muszce, a Godzilla samego kapitana, który na mój rozkaz krzyczał im żeby się nie zbliżali. Wykonali posłusznie jego polecenie, a my wsiadając do samochodu kapitana, odjechaliśmy daleko, znikając w rozkrzyczanej i rozjechanej samochodami Warszawie. Gdy po piętnastu minutach drogi nie ujrzeliśmy żadnego radiowozu za nami, porzuciliśmy samochód kapitana i przywiązując obu policjantów do muru oraz zabierając im ubranie, pomknęliśmy w miasto. Szybko dostrzegliśmy małego Volkswagena, stojącego na chodniku i po kilkunastu minutach jechaliśmy już do mojej kryjówki, zadowoleni i szczęśliwi z własnego dokonania. Nie minęło czterdzieści minut jak media w całej Polsce żyły już tylko jednym newsem: Bilski uciekł ze strzeżonego aresztu w Warszawie. Czy minister sprawiedliwości poda się do dymisji?
Na miejscu byliśmy kilka godzin później. Karolina od razu rzuciła mi się w ramiona, ale wykrzyczała żebym z tym skończył. Chciała gdzieś wyjechać, chciała uciec od całego tego zamętu. Przyrzekłem jej, że to ostatni rok. Potem pakujemy manatki i jedziemy na Kubę. A może i dalej. Patrzyła mi przez chwilę w oczy, a potem się zgodziła. Obiecałem, że nigdy więcej nie dam się złapać.
W ciągu kilku następnych miesięcy nagroda wzrosła o kolejne pięć milionów. Do współpracy z polską policją wyznaczono kilku przedstawicieli Scotland Yardu. Dochodzenie miał prowadzić Ashton Wellington, zastępca dyrektora czegoś tam. Oczywiście totalnie to zlekceważyłem z czego nie jestem dzisiaj dumny i dalej rabowałem, by zarobić odpowiednio wysoką kwotę. Moim łupem padały kolejne banki: w Łodzi, w Berlinie, we Frankfurcie i w Katowicach. Policja nie wiedziała czego ma szukać, nie wiedziała co ma robić, co dawało mi odpowiednią przewagę. Byłem z siebie bardziej dumny niż kiedykolwiek, miałem wokół siebie grupę zaufanych ludzi, których nazywano Gangiem Bilskiego. Porównywano mnie do Dillingera, do Clyda, do Nelsona i Pretty Boy Floyda. Niekiedy widziałem także artykuły które stawiały mnie w jednym świetle razem z Al Capone czy fikcyjnym Ojcem Chrzestym. Czułem olbrzymią satysfakcję, ciekawe co by powiedział mój ojciec, gdyby mnie takiego zobaczył.
Rok dobiegał końca, a ja dalej nie umiałem przestać. Choć ostatecznie się zawziąłem i oznajumiłem moim kompanów, że to koniec. Miałem trzydzieści pięć lat i sporo na sumieniu, także postanowiłem wyjechać wraz z rodziną daleko stąd. Wszyscy przeżyli lekki szok, a największy Karpiu, który za nic w świecie nie mógł zrozumieć mojej decyzji. Wytłumaczyłem mu, że obiecałen Karolinie więc poprosił mnie o jeszcze jeden skok. Ostatni. Zgodziłem się.
Odbył się dwa tygodnie później, w Poznaniu. Zajęło nam to kilka minut, a byliśmy obłowieni po pachy. Wracaliśmy do kryjówki jak zwycięzcy, którzy nieświadomowie mieli niedługo zostać pokonani. Wysiadłem przed domem z samochodu i zawołałem Karolinę. Nie odpowiedziała. Sądziłem, że może siedzi z Julką i nie słyszy, także wszedłem do środka. Gdy otworzyłem drzwi od razu poznałem, że coś jest nie tak. Stała wystraszona, patrząc na mnie, a Julia siedziała na łóżku, płacząc. Zrobiłem pytającą minę, a wtedy usłyszałem strzały dochodzące z ogrodu. Wyjrzałem przez okno i ujrzałem jak moi kompani padają jeden po drugim po ostrzelaniu przez policję i Scotland Yard. Karpiu dostał kilka porcji z maszynowego i padł jak marionetka. To samo stało się z Godzillą, który padając martwy na maskę samochodu, wgniótł ją jakby uderzył w nią tir.
-Co zrobiłaś?!- krzyknąłem do Karoliny.
-Nic... kazali mi tu siedzieć cicho bo mnie zabiją...
Nie było czasu. Zabrałem Julkę i chwyciłem Karolinę za rękę. Wybiegliśmy tylnim wyjściem, przechodząc przez płot. Usłyszałem z tyłu krzyki jakiegoś policjanta: GDZIE JEST BILSKI? A potem śmiech Żurawia - jednego z kompanów - i jego odpowiedź: DALEKO, SKURWYSYNIE...
Czując do niego ogromną wdzięczność przemknąłem z moją rodziną przez uliczkę obok kilku następnych domów. Wszędzie słyszałem wycie syren. Moje doskonałe życie się rozpadało.
-Zaczekaj tu- poleciłem Karolinie i pogładziłem Julię po głowie.- Sprawdzę wyjście na ulicę.
Usłyszałem jak Julia pyta co się dzieje. Zakradłem się zza róg i wyjrzałem głowę. Nie było śladu policji. Chciałem zawołać Karolinę, ale usłyszałem jej krzyk. Obejrzałem się i ze strachem zobaczyłem jak kilku funkcjonariuszy łapie ją, zabierając jej Julkę. Chciałęm wybiec do niej, rozstrzelać sukinsynów. Bezradnie patrzyłem jak je zabierają, znikając za szczytem domku. Usiadłem na chodniku i zacząłem płakać. Beczałem jak dziecko, mając już gdzieś czy zostanę schwytany czy nie. Straciłem to co było dla mnie najważniejsze, straciłem swoje życie i podobnie jak po śmierci matki zostałem całkiem sam. To było dobijające.
Minęło kilka dni. Spałem w tym czasie na ulicy, wyglądałem jak menel, niczym nie przypominałem tego kolesia, który jeszcze kilka tygodni temu był jednym z najbogatszych Polaków. Poszedłem do baraku dla bezdomnych gdzie nikt mnie nie poznał, a mogłem umyć się, ogolić i wypachnieć. Postanowiłem zrobić coś, co widziałem tylko w filmie, a nigdy na mejscu Dillingera bym się chyba na to nie odważył. Za zaskórniaki pożyczone z domu opieki, kupiłem kapelusz i okulary, kierując się do posterunku policji. Wszedłem jak gdyby nigdy nic do środka i rozejrzałem się dokładnie - listy gończe dalej wisiały, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Przeszedłem się wzdłuż biura, mijając sporo ludzi i widząc z daleka postać Ashtona Wellingtona, który rozmawiał przez telefon. Miałem ochotę podejśc do niego i napluć mu w twarz, ale szybko się opamiętałem. Zawróciłem i wyszedłem na zewnątrz nie wiedząc co dalej robić. Chciałem zobaczyć Karolinę i Julię, ale wiedziałem, że to narazie niemożliwe. Usiadłem na ławce i przypomniałem sobie ostatnie sceny z Wrogów Publicznych. Dillinger godzi się ze śmiercią, bo woli umrzeć niż przesiedzieć resztę życie w zamknięciu. A co wybiorę ja? Jestem na tyle odważny by zostawić ten świat? Aktualne życie było do dupy, nie zamierzałem spędzić jego reszty w rynsztoku. Poklepałem kieszeń. Wciąż spoczywał tam mój pistolet, którego nie użyłem w czasie obławy na dom. Poruszyłem się i wkładając rękę do kieszeni, położyłem na nim palce. W tym momencie zobaczyłem jak Wellington wychodzi z posterunku, kierując się do samochodu. Powoli wstałem i zrobiłem w jego kierunku kilka kroków, odstraszając pobliskie gołębie, który wzbiły się panicznie w powietrze. Anglik spojrzał w moim kierunku i na chwilę zamarł. Szybko wyjąłem pistolet, ale on był szybszy. Rozległ się huk i poczułem jak kolano pęka mi na pół. Ugiąłem się, ale sięgnąłem pistolet i strzeliłem. Trafiłem jednak w szybę jego wozu, która rozprysła się na kawałki. Wellington strzelił jeszcze raz i trafił mnie w pierś, a siła uderzenia rzuciła mnie do tyłu. Upadłem na plecy i natychmiast poczułem ciepłą krew. Wszytko zaczęło się rozmazywać. Słyszałem tylko jakieś krzyki: BILSKI! ZABILI BILSKIEGO! Straciłem przytomność. Kapelusz spadł mi z głowy.

Jakoś przeżyłem. Wylądowałem w więzieniu o zaostrzonym rygorze, ponownie skazany na dożywocie. Pisali o mnie książki, kręcili filmy... a ja siedziałem sam w celi, dziwiąc się jak to możliwe, że kula Wellingtona mnie nie zabiła. Złych diabli nie biorą... Moja żona umarła pięć lat później na raka krtani. Córka nie chciała mnie widzieć. Całe moje życie się zawaliło, mimo, że przecież miałem dopiero czterdzieści lat. Teraz mam sześćdziesiąt i moje życie ponownie nabrało sensu. Dostałem list od Julki, zamierza mnie odwiedzić wraz z mężem i dwoma synami. Byłem cholernie szczęśliwy, pragnąłem zatańczyć w celi, ale kolano mi na to nie pozwalało. Żyłem jak John Dillinger, skończyłem jak George Jung. Ideologia mojej młodości stała się faktem, tylko nie wiedziałem czy jestem zadowolony z życie czy nie. Wszystkie pieniądze zarobione dzięki filmom i książkom wzorowanym na podstawie mojego życia mam zamiar przelać na konto córki. Mi już nie będą potrzebne. Jak to mówił Dillinger, żyłem szybko, ale nie umarłem młodo. Dlaczego? Tego nie wie chyba nawet sam Ashton Wellington.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Black Blow dnia Pon 23:29, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Skarbonka
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:51, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Purystom i sztywniakom-estetykom ciężko jest czytać opowiadanie, w którym tak rażąco przedstawia się pewna niekonsekwencja, jeśli chodzi o styl. Przymknę na to oko, bo mam świadomość, że dzieło jest pisane w 1 osobie l.p, niczym wspomnienia i nic mi do tego, w jaki sposób mówi autor. Ale zwracam uwagę: Bilski raz wypowiada się jak dres, a za drugim razem niemalże jak erudyta.
Za dużo Deppa, za bardzo inspirowane popkulturą, przewidywalne i zwykłe, wszystko było w filmach. Dobrze, że odwołałeś się do nich.
"mając już gdzieś czy zostanę schwytany czy nie. Straciłem to co było dla mnie najważniejsze, straciłem swoje życie i podobnie jak po śmierci matki zostałem całkiem sam. To było dobijające. "
"Córka nie chciała mnie widzieć."

Ten wcześniejszy film Deppa widziałem Wink Dlatego taki plagiacik tudzież zaczerpnięcie nie zrobiło na mnie wrażenia, bo... to już było. Mogłeś nawiązać np. do "Chłopców z ferajny" Scorsese - gdzie młodzian chce być jak miejscy gangsterzy. To dopiero klasyk.

No i zabieram się za najłatwiejsze pojedyncze wychwytywanie błędów: (i nie obchodzi mnie już, że Bilski mówi czasami po "mafijnemu")

Cytat:
bo z każdego kąta sufitu dobiegało nas szkło kamery

Trochę to przekombinowane i wyrafinowane. Przepisz Smile
Cytat:
zaczęliśmy pakować biżuterię do dwóch worków, które podarował nam Gąba

Podarował??? To słowo pasuje tutaj jak pewien wyraz na "k" do konstytucji Very Happy Oczywiście, według mnie. Mógł być tak wspaniałomyślny i obdarowywać ludzi workami jak rasowy Mikołaj.
Cytat:
psiaki wbiegli do sklepu i pokładli każdego na ziemię

Kolokwialne i niepoprawne. Chodzi mi o "wbiegli". A "psiaki" to grzybki leśne.
Cytat:
Dlatego postanowiłem, że wyjde

mówi się Ę, masz też błąd literowo-klawiszowy w wyrazie " trawło". Zwracaj uwagę na to, co czasem pokazuje Word i Forum - bo tu też podkreśla na czerwono.
Cytat:
gdzie co wieczór zapraszałem jakąś fajną dziwkę by pieprzyć ją z ogromną satysfakcją

Oj, bo się pogniewamy.
Cytat:
Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, ale ona mimo, że wiedziała kim jestem

Przecinek po "mimo" nie jest potrzebny. Raczej po wyrazie "ona".
Cytat:
Akceptowała to i to nie pieniądze

Wyrwałem trochę z kontekstu, ale domyślisz się, gdzie to jest. Albo powtórzenie, albo brak znaczka interpunkcyjnego.
Cytat:
poszukiwanym zbiegiem

Chyba nie uciekł z więzienia... zły dobór słówka.
Cytat:
Anglia, Wielka Brytania

bez jednego lub bez drugiego.
Cytat:
i jeden pedofil, którego ten morderca zatłukł następnego dnia na śmierć.

1) Oglądałeś "Symetrię"?
2) Dlaczego akurat teraz zabił? Takie naciągane Smile
3) A jak Bilski zagroził, że zabije komuś dzieci, bodajże strażnikowi... morderca się nie zdenerwował? hmm
Cytat:
rzuciła mi się w ramiona, ale wykrzyczała żebym z tym skończył

Skończ z tym! Tzn z tą naiwnością Smile
Cytat:
Chciała gdzieś wyjechać, chciała uciec

Powtórzenie wyrazu "chciała" - przepraszam, że tak wyrywam z kontekstu, mam nadzieję, że znajdziesz odpowiedni fragment.
Cytat:

Porównywano mnie do Dillingera, do Clyda, do Nelsona i Pretty Boy Floyda.

A gdzie Lansky, Bugsy Siegel, Montana, Camonte? Smile Wiem, że opowiadanie to w 80% Johnny Depp, ale trochę oryginalności i zaskoczenia, wiedzy o przestępczości i filmach mogłoby się przydać.
Cytat:
nieświadomowie

nieświadomie zrobiłeś błąd. To chyba pośpiech.
Cytat:
tylnim

Błąd fonetyczny często popełniany. TYLNYM! Smile Nawet jeśli wiesz, to niech Bilski wie także.

To koniec. Dobre strony to ładne przeplatanie Hollywood i polskiej rzeczywistości. Jakże Gąba i Maniu nie są podobni do tych bohaterów i ideałów zza oceanu? Długie, a to znaczy, że masz chęć do pisania - to dobrze rokuje na przyszłość. No i styl - gdy nie jest spod znaku polskiego bmw, dość ładnie się czyta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Pon 14:53, 07 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Coin
Piórko Wróbla


Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Czyśćca.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:22, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Cóż, ogólnie mi się podobało. Ale jeśli chodzi o to, jak Bilski to wszystko opowiadał... Nie wiem, coś mi tu nie pasi. Confused
Rzeczywiście, posługuje się językiem wielce wyszukanym, ale po chwili mówi tak, jakby się go z teledysku Pei wzięło.
Błędów wytykac nie będę, o tych najważniejszych wspomniał Pierre.

Trochę rzuciły mi się w oczy wzmianki o Poznaniu... Mieszkaniec, miłośnik, czy zbieg okoliczności? Wink

Nie sądzisz, że kilka zdań, nie wnoszących właściwie nic, powtarzających poprzedni komentarz, i stwierdzenie "coś mi tu nie pasi" to żadna wypowiedź? Bo ja mam poważne wątpliwości.
Mal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Black Blow
Ołówek


Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brightwood
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:45, 08 Wrz 2009    Temat postu:

Trochę mi głupio za te w/w błędy, no ale każdy z nas je popełnia. Następnym razem postaram się poprawić i dziękuję za ich wychwycenie. A, że Bilski raz mówi jak filozof, a raz jak typowy dres... cóż chciałem połączyć inteligencję z podwórkiem, ale wyszło mi totalne nieporozumienie... zobaczymy jak to wyjdzie na następnym opowiadaniu. Jeszcze raz dzięki.

P.S. Co do Poznania to całkowity zbieg okoliczności. Nie umniejszając jednak, że to bardzo ładne miasto Smile Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin