Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Tradycja [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Taka jedna
Kałamarz


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:11, 09 Kwi 2010    Temat postu: Tradycja [M]

Dawno nic nie pisałam i pod wpływem snu powstało coś takiego. Liczę na konstruktywne komentarze i krytykę. Chciałabym się uczyć na błędach,a nic tak w tym nie pomaga, jak wskazanie ich przez inne osoby. Życzę miłego czytania.

_______________________



Ostro ściągnął lejce i mruknął uspokajająco. Książę po raz kolejny zganił się w myślach za swą głupotę, nie powinien jechać konno. Zsiadł z siwka i poklepał go po chrapach. Chłopiec rozejrzał się uważnie po okolicy. Ciszę, co chwilę, przerywał świergot ptaków grasujących między koronami. Wśród drzew szeleściły opadłe liście, gałęzie trzaskały pod kopytami ogiera. Las miał barwę brzydkiej szarości, zgniłej zieleni i brązu zeschłego listowia. Po dwóch godzinach niezmordowanego przedzierania się przez krzaki, chłopiec odczuwał nieliche zmęczenie. Żal mu było zostawiać tam Szelmę, ale koń tylko utrudniał wyprawę i opóźniał marsz. Otaczające, Siegfrieda, ciemności zaczęły się pogłębiać, towarzyszyło mu coraz więcej cieni. Zmęczenie i niewiara dopadły w końcu księcia. Strach ogarniał jego duszę na samą myśl, że mógłby nocować w puszczy. Zmusił się do marszu, by jak najszybciej dotrzeć do zamku. Zamczysko było starą posiadłością jego rodziny, prapradziad przekazał go siostrom Czczącym Wielkiego Wi. Zakonnice założyły w niej szkołę dla dobrze urodzonych panien, każdy następca tronu winien wybrać się tam w poszukiwaniu małżonki. Tylko tyle dowiedział się Siegfried przed wyjazdem z rodzinnego Silinoru. Pan ojciec powiedział mu, że powinien kierować się na południe aż zobaczy niebieskawy blask światła. Chłopak sklął w duchu rodziciela za precyzyjne wskazówki. Nic nie mógł poradzić, wyprawa do zamku, jak i nadawanie potomkom przygłupich imion była rodzinną tradycją. Siegfried przesunął wzrokiem po widnokręgu i oczy zabłysły mu z radości. Daleko od niego, za ścianą drzew, migotało mdło, niebieskie światełko. Im bliżej był, tym wyraźniej widział mury zamku odcinające się na granacie nieba. Chłopiec poczuł na karku dziwne mrowienie, miał wrażenie, że ktoś uporczywie się w niego wpatruje. Gwałtownie obrócił się i kopnął w najbliższy krzak, usłyszał tylko skrzek obrażonego ptaka. Coś szarpnęło go za nogawkę i odcharknęło. Siegfried z przerażeniem opuścił wzrok i zobaczył coś co kilkadziesiąt lat temu zapewne było krasnoludem. Teraz było bardzo pokrzywionym, starym i niesamowicie śmierdzącym stworzeniem.
- Siegfried? Czekałem na ciebie, chłopcze - wychrypiał pokrak, między kolejnymi charknięciami.
Księcia ogarnęła panika. W skąpych opowieściach przodków nie było o tym mowy. Owszem, pojawiał się zamek, księżniczki i trudna podróż, ale nie obrzydliwe, zgrzybiałę stworzenia.
- Może chociaż tobie przemówię do rozsądku.
Starzec z trudem podrapał się po tyłku, splunął znowu i zawiesił wzrok na chłopcu. Potrafił wyodrębnić cechy twarzy, które z pewnością odziedziczył po przodkach z linii męskiej. Mocno zaznaczone łuki brwiowe, ciekawy, zielonkawy kolor oczu, długi, prosty nos i wąskie, wygięte w grymasie usta. Włosy i cerę chłopiec musiał mieć po matce, bardzo jasna skóra i kasztanowe, kręcone włosy. Mazo postanowił nie trzymać księcia dłużej w niepewności.
- Chciałem wyjaśnić ci po co tutaj przybyłeś i jakie jest twoje zadanie. Znając rodzinę jego książęcej mości to nie znasz nawet początku tej historii - rzekł z ironią i zarechotał. - Siadaj, więc i słuchaj - wskazał mu pień. Dłoń miał bardzo brudną i pomarszczoną.
Siegfried postanowił niesprzeciwiać się i zrobił to co mu kazano. Uważał to za odpowiednią chwilę do wypoczynku.
- Synu, wszystko zaczęło się, gdy twój pradziad... Nie, źle mówię. Gdy twój prapradziad oddał siostrzyczkom zamek, by mogły założyć szkołę. Zakonnice chętnie przystały na tę propozycję i w niedługim czasie do miasta zaczęły zjeżdżać się panny, bo postarać się miejsce. Komnaty zapełniały się szybko i niewiele zostało ich na miesiąc przed rozpoczęciem nauki. Niespodziewanie przyjechał do zamczyska kupiec z dwiema córkami. Dziewczęta były piękne, jak poranek, młode, dobrze wychowane. Bliźniaczki, miały jednak mocno odrębne charaktery. Anna była istnym aniołem - dobre, pokorne dziewczę, każdemu nieba chciała przychylić, za to o Marii mówili, że opętana, że diabeł zamieszkał w jej duszy. Ojciec nie mógł sobie poradzić z córeczką, ale nie potrafił oddać tylko jednej, po kryjomu liczył, że siostry odprawią egzorcyzmy i wrócą mu dziewczynę całą, zdrową i niebiańską. Opiekunki przyjęły zaliczkę i ani się nie spostrzegły, a kupca wywiało. Byłem tam wtedy odpowiedzialny za zapalanie latarni, która miała wskazywać drogę do zamku. To jej światło dzisiaj cię tu sprowadziło. Na czym skończyłem? A, wiem. Nauka dziewcząt przebywała zgodnie z planem i ich przyszłość zapowiadała się świetlanie. Jedynie awantury, które robiła Maria zakłócały spokój panien. Nigdy nie wiedziały co ją rozwścieczy. Mogła być to rozwiązana wstążeczka przy pantofelku lub karne sprzątanie komnaty jadalnej. Wszystko zależało od jej humoru. Czasem ataki nienastępowany całymi tygodniami, co według niektórych zwiastowało poprawę, często po takim okresie Maria dostawała szału każdego dnia. Były to wariacje nie do okiełznania.
Podczas pełni, w okolicach majowego balu przybył do zamku następca tronu Silinoru. Młody książę został wysłany przez swego ojca na poszukiwanie odpowiedniej panienki, którą mógłby poślubić. Stary książę postanowił, że nie będzie decydował za syna, ale nie da mu też w pełni wolnego wyboru. Mógł wziąć tylko wychowankę sióstr. Na balu mógł przebierać w prawie setce dziewcząt, lecz od początku było pewne, która wpadnie mu w oko. Myślisz pewnie, że Maria? Ależ skąd! Pokochał Anusię i nie skłamię jeśli powiem, ze nawet porywać ją chciał. Niestety, jak to zwykle bywa obie bliźniaczki zauroczyły się blond książątkiem. Przyznasz pewnie rację swemu przodkowi, gdy wybrał tą z ogładą. Wybuchowy charakter Marii nie był dla niego. Marysia kręciła się w tańcu wokół księcia, ukazywała wdzięki, uśmiechała się, dygała, lecz nic nie pomagało. A Annę, po raz pierwszy w życiu zżerała zazdrość, która kłóciła się z jej naturą i miłości, którą darzyła siostrę. Rozumiesz już dylemat siostrzyczek. Lecz, jak to zazwyczaj składa się w takich historiach, z tej całej miłości siedemnastoletnia Aneczka, niespodziewanie, zachodzi w ciążę czym przysparza księciu kolejnych kłopotów. Twój dziad zawinął płaszczem i zwiał pod skrzydła mamusi tylko się za nim kurzyło. Wydawało się, że Maria zapomniała o Romualdzie i całą swą uwagę poświęca siostrze. Nikt nie wie o co w końcu bliźniaczkom poszło, ale znaleźliśmy zapłakaną Annę w podziemiach, która próbowała ukryć ciało Marii. Najprawdopodobniej zadźgała ją grzebień do włosów. Mniszki przeklęły dziewczynę i wygnały ją z zamku. Resztę chyba sam znasz.
Książę milczał przez cała opowieść, siedział na pniu zsiniały ze zgrozy. Cała ta historia wydawała mu się niemożliwa. Bardzo powoli uniósł głowę i przerażonymi oczami spojrzał na Mazo.
- Dokończ, proszę - wykrztusił przez ściśnięte gardło.
- Spodziewałem się, że nic nie wiesz. Pamiętaj, gdy dokończę opowieść, zgaszę, latarnię a wtedy nastanie dzień. Gdy pierwsze promienie przebiją się przez drzewa zawrócisz do zamku i nigdy tu nie wrócisz. Słyszysz, chłopcze?!
Siegfried kiwnął lekko głową. Wiedział już, że tam nie pojedzie, nie przekroczy murów zamku. Nie żałował.
- Odnalazłem Annę, mieszkała w lesie i tam, w samotności, urodziła córkę. Sama nie przeżyła porodu, lecz dała życie potomkini Silinoru. Wziąłem małą i zaniosłem do zamku, ukryłem jej tożsamość przed siostrami. Obawiam się, że inaczej nie wychowałyby kogoś kogo same naznaczyły i do końca istnienia zbrudziły krew. Otóż Lidia była złą krwią, córka z nieprawego łoża, przeklętą i dzieckiem kobiety, która zabiła własną siostrę, a później chlapała się w jej krwi. Przez cały swój szesnastoletni żywot była bardzo podobna do swej zmarłej ciotki, co martwiło zakonnice, lecz niczego nie podejrzewały. Pewnie mi nie uwierzysz, lecz historia powtórzyła się.
Do szkoły przybył prawowity następca tronu, twój dziad. W poszukiwaniu żony, oczywiście. Bawi w zamku kilka miesięcy, a potem ucieka zostawiając Lidię w brzemiennym stanie. W Silinorze poślubia, jakąś księżniczkę, której imienia nie pomnę. Kobieta po jakimś czasie rodzi mu następcę tronu. Tymczasem u nas Lidia puchnie i wpada w humorki, a ja chcąc nie chcąc powiedziałem mniszkom, jak się sprawy mają i czyją ona jest córką. Siostrzyczki miały nadzieję, ze w kolejnych pokoleniach ich piętno zaniknie, lecz ogromnie nie chciały by dzieckiem zajęła się jego matka. Gdy dziewczyna trwała w połogu poderżnęły jej gardło, a jej córkę postanowiły wyhodować sobie i w odpowiednim czasie ubiegać się dla niej o tron. Niestety i te plany nie powiodły się. Dziewczyna rosła i stawała się najgorszym stworzeniem, jakie było dane oglądać temu światu. Dziewczę odziedziczyło wszystkie najlepsze cechy urody, jakie mogła po przodkach. Swoja drogą, była do ciebie bardzo podobna. Lecz charakterek miała nielichy, a w dodatku posiadała niewyjaśnione, przez nas, zdolności magiczne. Potrafiła rozpieprzyć komnatę bez mrugnięcia okiem, a potem wmawiać, że to nie ona. Czekaliśmy, aż Ivett dorośnie do odpowiedniego wieku i będzie mogła zostać księżniczką. Niestety, nie mogliśmy wiedzieć, jakie plany macie w Silinorze. Okazało się, że zrobiliście sobie z tego rodzinną tradycję! W dodatku, żaden z książąt nie wiedział po co tu jedzie, ale tu już działała rzła krewr1;. One po prostu przyciągały wasz ród, więc jak się domyślasz, po nie długim czasie przyjechał tu twój ojciec i historia powtórzyła się. Lecz tym razem, książę chciał wykazać się szlachetnością i ciężarną Ivett zabrać ze sobą do pałacu. Tu na drodze stanęły mu siostry i surowo nakazały mu milczenie i ożenek w Silinorze. Chłopak był młody, zgodził się bez szemrania, a cały honor uleciał z niego i strzelił, jak bańka mydlana.
Dzięki Wielkiemu Wi, siostry tym razem nie musiały uciekać się do morderstwa. Dziewczyna nie przeżyła porodu, prosiła tylko, by dać córce na imię Silina. Teraz już wszystko rozumiesz? Przyjechałeś tu, po 18 latach od narodzin bękarta twojego ojca. W zamku czeka na ciebie ponad sto panien, które rodzice po historii z bliźniaczkami, oddają do szkoły jeszcze chętniej. Wśród nich jest Silina, twoja przyrodnia siostra. Wolałbym, jednak, żeby umarła bezpotomnie i zakończyła tę opowieść śmierci na tym etapie. Na tobie się to zakończy, obiecałeś mi, ze tu nie wrócisz. A teraz żegnaj, za kilka minut wzejdzie słońce, a płomień musi zgasnąć.
Mazo powstał, a kości zachrzęściły mu obrzydliwie. Popatrzył wyczekująco na Siegfrieda.
- Idź już chłopcze, daleka droga przed tobą.
Książę czuł się, jak gdyby jego ciało skamieniało. Podniósł się z pniaczka i otrzepał ubranie z opadłych liści.
- Żegnaj, dziwne stworzenie. Obyśmy już nigdy więcej się nie zobaczyli - rzekł, a krasnolud kiwnął mu głową.
Siegfried szedł, a suche liście kruszyły mu się pod stopami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mała_mi
Gęsie Pióro


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:30, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Dobra. Postanowiłam przeciwdziałać stagnacji, komentując po prostu teksty. To chyba najlepsze lekarstwo, prawda?

Hmm powiem ci, Takajedna, że mam trochę mieszane odczucia na temat tego tekstu.


Początek jest bardzo obiecujący. Uważam, że opis podróży księcia jest ciekawy i sprawnie napisany. Do tej części nie mam zastrzeżeń, bo naprawdę mi się podobała.


Potem opowiadanie nieco się psuje. Mam wrażenie, że zabrakło ci wytrwałości, żeby wszystko napisać jak należy.
Cała opowieść krasnoluda jest dla mnie trochę nudnawa. Robi się z tego streszczenie a nie opowiadanie. Cała masa informacji, bardzo skondensowana. Za dużo tego wszystkiego w zbyt krótkim czasie. Nie można się wczuć w tą opowieść.
Wywód krasnoluda po prostu mnie zmęczył.

Widać, że masz trochę problemów z interpunkcją. Literówek kilka się wkradło nieładnych.


Cytat:
działała rzła krewr1


Ta jest szczególnie paskudna :p


Tak jak mówiłam wcześniej, uczucia mam mieszane. Do momentu spotkania krasnoluda opowiadanie bardzo mi się podoba, potem jest nieco gorzej. Wiec tak pół na pół. Podoba mi się i nie podoba jednocześnie :p

Pozdrawiam Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Taka jedna
Kałamarz


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:09, 13 Kwi 2010    Temat postu:

Dziękuję wszystkim Smile

Mała_mi: Faktycznie, trochę zawaliłam po opisie lasu, bo w głębi duszy obawiam się wielopartówek i nudy, jaka może w nich po któryms odcinku zapanować. Dla tego tekstu przyjdzie jeszcze czas i poprawię go, rozszerzę, a teraz poprawie literówki i poczekam na wenę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin