janek_kowalski
Kałamarz
Dołączył: 28 Lis 2010
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:14, 30 Lis 2010 Temat postu: Pożegnanie z Marią w Jelczu-Laskowicach [M] |
|
|
Słownik:
- ocharać- slg. opluć
- sweter w serek- taki z wzorem w romby, jakoś tak.
Tekst zawiera kilka "miekkich" wulgaryzmów.
Opowiadanie.
wwwNazywam się Mario Albinos- normalnie- w dowodzie- Marian, ale u nas we wiosce, w Rogoźnie, na podwórku, siarą, wiochą straszną, jest imię mieć jak z kabaretu.
wwwUczę w Jelczu, w liceum, Wok-u. A teraz stoje tu, tu teraz, na tym przystanku: zimno- zgryzam zęby, gil z nosa cieknie, farba błękitna się łuszczy, tabliczka z rozkładem- ocharana, kupa w środku, w wiacie, nasrał ktoś widocznie, kaprys miejscowych. Stoję i patrze, sól mojego życia, ogólnie tak odbieram życie- przez ustawienie się i patrzenie. Przez świat idę staniem i patrzeniem. No to stoję i patrzę. I widzę: Jelcz Laskowice podświetlony na niebiesko i czarny las.
wwwStoję, autobus ósma czternaście, uciekam. Spływam z Jelcza. 30 minut do Wrocławia. Ile? Pół godziny drogi. Ruchem jednostajnym prostoliniowym. Mnie to satysfakcjonuje. 30 minut drogi od Marii. Szerokiej drogi.
wwwPoznałem ją na "warsztatach artystycznych". Profesor od reklamy mawiał, barokowo i dowcipnie, że nazwać wydarzenie artystycznym warsztatem to dno- siara i poruta. Mokre gówno, jak tu na przystanku gdzie wiata kabriolet. No więc stoję i współprowadzę warsztaty artystyczne. Gapie się na twarze, twarze jak z Jelcza ale jakby zewsząd, niby wszystkie różne a na prawdę takie same. Warsztaty z animacji poklatkowej. Fajne mam buty najki czerwone- myślę- patrzcie bo to się nosi (nosi!) absolwent kulturoznawstwa UWr specjalizacja filmoznawstwo (znawstwo!), patrzcie- myślę- jaki mam popielaty sweter w serek i spodnie-pełna-awangarda, ekstrawagancja-arogancja wschodnio europejska Francja! Prawdziwy hipster. Ja! Mario Albinos o Żęłmołucie- wam mówię, o wachlarzu możliwości, że animacja: materiałów sypkich, aktorska, kombinowana, żeby macbooka mieć, że po zajęciach z dziewczętami przećwiczymy opcję iStopMotion- śmiech- oczko, nóżka, bucik! I ciach.
wwwWeszła. Ona. Maria. Znowu jestem Marian. Marian z Rogoźna. Stopa w najkach ementalerem trąci, pod pachą dziurka, mała dziurka. Niby mała dziurka a ogromna dziura. Niby nic a tragedia. Mokro lepko gorąco pot! A Maria? Świeżość! Rzeźkość! Szpicbergeński szron, winterfresh przegryzany w styczniu na Kamczatce, ciekły azot. Ona! Przy niej botoksowa truskawka z jogobelli- zgnilizną, zielona herbata z limonką- stęchlizną. Oczy, zielone oczy. I twarz, twarz, twarz! Sześć miliardów, miliardów nosków, miliardów ust, ale jedna twarz, ale usta Marii, ale oczy...
wwwSiedzę, odwrót, niech Sasza opowie że statyw konieczny, ja się zamykam, patrzę w płytki PCV, żuk zasuwa po przekątnej, swobodnie i owadzio, też się zasunę, zasunę rozporek jaźni, pod pachą się schowam- gorąco! gdyby ktoś krzyknął- żuku, podnieś odnóżę!- Proszę bardzo, nie mam dziury pod odnóżem!- Siedzę? Skamieniałem, nie ja już siędzę a kamień, nie warsztaty artystyczne, chyba archeologiczne, śmiech na sali, to we mnie się śmieją, Sasza mówi, że sztywny statyw. Aluzja! aluzja do mnie, że kamienny gorset, kamienna twarz, spływa ciurkiem pot po skamielinie. Palant, paleozoik, z triasu, z jury się urwał! Płynie stróżka, czerwony strumień, najki się rozpuściły, żuk myje nogi w czerwieni i mówi, że 3 dnia była szarańcza.
wwwKoniec. Wychodzą. Maria wyjdzie, będzie koniec. Wychodzą Jelczanki, wychodzą Laskowiczanki, Sasza się zwija, Maria zostaje. Uśmiecha się do kamienia.
wwwMiesiąc później się śmialiśmy. Że nie było tak źle, że miałem nawet modny sweter i ładne włosy, że w płytkę PCV patrzyłem i może o niebieskich migdałach marzyłem,
może czas odmierzałem,
albo śniłem,
i że Maria miała śliczne małe ucho prawe, lewego dotąd nie poznałem, lewe jest tajemnicą.
wwwZasypiała, głowę kładła na moim ramieniu, później trochę niżej, w innych miejscach- na ramieniu niewygodnie. I zasypiała mi. Mieszkaliśmy w miękkim, purpurowym, lub bardziej czerwonym, futerale. Żyliśmy waniliowym gazowanym czymś co w sumie było niczym ale ile można o motylach w trzewiach?
www Wżyna się w dupe gwóźdź, zardzewiałość, smarki kapią, przejeżdża pomalowany pomarańczową olejną Star. Kłęby: dymu, kurzu, w oczy mi jakby popiołem sypie, w usta, w środek, w żołądek, gródki pod powiekami. Porozcieram. Zgrabiały mi graby, dobrze, że nie palę. Siedzę na rurze, na rurze deska, deska to ławka. Przemonięty Mario, do nitki, nitka- byłaby tu Mariem, ulewą- Maria. I przeszła. Jak każda.
www Wsiadam do autosanu albo sana, stary model ale kształt mi się podoba. I wielka szyba. Usiąść na pierwszym miejscu. Nie mogę. Zajęte. Facet ze smarami na wąsach. Obok brązowy neseser. W serek. Odjeżdżam. Na fotelu za plecami kierowcy. Moje pożegnanie z Marią.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez janek_kowalski dnia Czw 13:54, 02 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|