Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Bajka o Pięknym Aniele [M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

Mikael
Ołówek


Dołączył: 13 Paź 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica

PostWysłany: Śro 18:31, 07 Lis 2007    Temat postu: Bajka o Pięknym Aniele [M]

Raguelowi, który pewnie nigdy nie istniał…
A może?

BAJKA O PIĘKNYM ANIELE

W jednym ze Wszechświatów Pana, wśród miriad anielskich istnień żył wyjątkowy Skrzydlaty. Od jego kobaltowych, szerokich skrzydeł bił blask tak ogromny, że we wszystkich siedmiu Niebach powtarzano plotki, jakoby miał on być zrodzony z woli samego Pana, nie, jak pozostali, ze śpiewu Metatrona. Mało tego. Ariel, bo tak na imię miał ów Anioł, posiadał niezwykły nawet jak na Skrzydlatego talent. Jego łzy zbierane skrupulatnie przez do naczynia i podawane śmiertelnikom przywracały im zdrowie i siły niezależnie od trawiącej ich choroby. Nikogo więc nie dziwiło, że Pan często zapraszał do siebie Ariela, by toczyć z nim rozmaite dysputy i nawet najczystszy ze Skrzydlatych – Archanioł Gabriel nie mógł poskromić swej zazdrości.
Ariel – Ulubiony Anioł Pana.
Tak go nazywali.
Pewnego dnia Ariel zstąpił na ziemię, by wypełnić misję powierzoną mu przez samego Stworzyciela. Wylądował na dachu szpitala, ściskając w dłoni zwitek pergaminu z zapisanym nań numerem Sali. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy wkroczył pewnym krokiem do oznaczonego numerem siódmym pokoju. Na zimnym, metalowym łóżku leżał przeraźliwie chudy mężczyzna. Czarne pasy krępowały jego ruchy. Ze spodni wystawała mu przewód pełen żółtego moczu. W usta wetkniętą miał grubą rurę przez którą pielęgniarka podawała mu posiłek – rozgniecione parówki.
Ariel zbliżył się powoli do mężczyzny. Pielęgniarka nie mogła go dostrzec. Tylko gdy wychodząc, przeszła przez Anioła, zatrzymała się na chwilę. Jasne, kobaltowe pióra musnęły jej twarz. Po chwili pogwizdując jakąś znaną melodię wyszła z sali. Ariel i mężczyzna zostali sami. Skrzydlaty pochylił się nad łóżkiem, by odczytać dane z karty choroby. Wtedy mężczyzna otworzył szerzej oczy i szarpnął się gwałtownie. Anioł zbliżył się do śmiertelnika, który nie oderwał odeń wzroku. Widział go! Ariel ostrożnie wysunął rurkę z ust chorego.
- Kim jesteś – spytał słabym głosem mężczyzna.
- Jestem Ulubionym Aniołem Pana.
- Jesteś piękny.
Ariel wbił wzrok w podłogę, nie mogąc znieść okropnego widoku. Dopiero z bliska dostrzegł podkrążone oczy i zapadnięte policzki chorego.
- Tak – wyszeptał. – Dlaczego się tu znalazłeś?
W tej chwili, jakby głos Skrzydlatego dodał mu sił, mężczyzna zerwał pasy i powoli usiadł na łóżku. Z trudem podwinął rękaw i pokazał Aniołowi naznaczone setkami igieł przedramiona.
- Rozumiem.
Mężczyzna jednak nie przerwał obnażania się. Podciągnął koszulę i pokazał Aniołowi podziurawioną skórę opinającą żebra.
Podwinął nogawki spodni, by odsłonić okaleczone łydki. Ariel cofnął się. W oczach mężczyzny zalśniły łzy.
- Pomożesz mi, prawda, Ulubiony Aniele Pana? Proszę…
Skrzydlaty wiedział, co robić. Gdy już miał sięgnąć po wsuniętą w kieszeń obszernej szaty karafkę, zawahał się.
„Ta istota jest tak żałosna. Nawet nie wiedziała, kiedy sięgnęła dna. A teraz jest tutaj, pełna bólu i rozpaczy. Spaliła za sobą wszystkie mosty. Odrzuciła Pana. Zmarnowała drobny odłamek Pańskiego blasku. Spłonęła na daremno. Tak nie powinno być.”
- Pomożesz mi? – ponowił pytanie mężczyzna.
Ariel przełknął łzy i przytaknął.
- Połóż się – polecił swoim aksamitnym głosem, a gdy mężczyzna znów rozciągnął się na łóżku, Anioł nakrył go kołdrą, jednocześnie delikatnie wyciągając spod jego głowy poduszkę.
- Śpij, istoto. Zamknij oczy i śpij – powiedział drżącym głosem, przykrywając twarz chorego poduszką. Docisnął ją i, by dodać sobie sił, powtórzył swoją ulubioną modlitwę.
„Aniele Boży, Stróżu mój, Ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy…”
Mężczyzna poruszył gwałtownie nogami, ale nie próbował się wyrywać.
„… Strzeż duszy, ciała mego i zachowaj mnie do żywota wiecznego. Amen.”
Gdy Ariel skończył, narkoman wydał ostatnie tchnienie, a jego dusza rozpłynęła się w powietrzu. Skrzydlaty padł półprzytomny na krzesło. Miał ochotę zwymiotować. Jedyne, co trzymało go przy życiu to nieustannie powtarzana mantra.
„Spełniłeś wolę Najwyższego, Ulubiony Aniele Pana. Taka była jego wola. Zrobiłeś dobrze…”
Minęły milenia, kilka wiosen i zarazem krótka chwila. Ariel powrócił do Nieba i z dumą przekroczył Bramę Piotrową. Przez chwilę wydawało mu się, że Klucznik patrzy na niego jakoś dziwnie, inaczej niż na co dzień, ale, wytłumaczywszy to zazdrością, Ariel pozdrowił go wesoło i skierował swego kroki ku Ogrodom Eden, w których zwykł o tej porze przebywać Pan. Po drodze mijał Skrzydlatych rozmaitej rangi. Zapamiętał zwłaszcza moment, gdy jeden z Aniołów Chóru Potęg pozdrowił go jako pierwszy, co było nie tyle pogwałceniem pewnych reguł rządzących Niebem, co wyrazem ogromnego szacunku. Gdy Ariel dotarł do porośniętych gęstą winoroślą bram Ogrodów, skłonił się dworsko dwóm, strzegącym bramy Cherubom i wszedł do środka. Pan siedział, jak zwykle pod małą jabłonką, co od zawsze wprawiało Ariela w swoiste zdumienie.
„Dlaczego wśród tylu pięknych drzew, bogatych w owoce sadów i bezkresnych, wiecznie zielonych łąk, Pan wybrał właśnie tą małą, skarlałą jabłoń?”
Anioł zbliżył się do Pana i przyklęknął na oba kolana. Najwyższy, zazwyczaj od razu karzący mu wstać, milczał. Ariel pewny, że Stworzyciel się zamyślił, postanowił zaznaczyć swoją obecność.
- Panie Boże, już jestem – powiedział.
- Widzę.
Anioł zmarszczył brwi, zaskoczony dziwnym zachowaniem Pana, jednak nie odezwał się ponownie. Wiatr poruszał powoli suchymi gałązkami jabłonki. Małe, z pewnością cierpkie owoce dyndały żałośnie na cienkich badylach.
- Czy wykonałeś, powierzoną ci misję? – zapytał Stworzyciel.
- Tak, Panie Boże. Zrobiłem dokładnie to, co mi kazałeś. Wypełniłem twoją wolę.
Tym razem to Bóg zmarszczył brwi.
- A jaka była moja wola?
- Zakończyć cierpienie tej żałosnej istoty. Nie pozwolić jej zatruwać innych. Niech jeden chwast nie psuje plonu, bo Pan oddzieli ziarna od plew.
Bóg milczał przez chwilę. W końcu się odezwał.
- Wiesz, co to za drzewo?
Ariel odruchowo podniósł głowę i spojrzał na poskręcane, czarne gałęzie.
- Jabłoń – odpowiedział.
- Nie, mój drogi. Nie każde drzewo, które rodzi jabłka jest jabłonią. Za każdym stoi jego historia, rozumiesz mnie? – Ariel zaprzeczył. – To drzewo także ma swoją historię, jak ty, czy nawet ja. Pewnego ciepłego dnia, przed wiekami ktoś zerwał z niego owoc, ale tylko jeden. To jedno jabłko, zmieniło bieg wszystkiego. Po nim nic już nie było tak, jak być powinno. Czy wiesz kto zerwał to jabłko?
Anioł przytaknął ruchem głowy.
- A ty, mój drogi? Czy ty potrafisz odróżniać dobro od zła?
- Jako Skrzydlaty jestem posłuszny woli Pana, Panie Boże. Spełniam twoje rozkazy, a w nich nie może być zła.
- Dziś również spełniłeś moją wolę?
- Tak – potwierdził Ariel.
- Zatem chodź ze mną, chciałbym ci coś pokazać.
Bóg i Anioł wstali i ruszyli w stronę Nieba. Po drodze rozmaici Skrzydlaci wszystkich chórów padali na kolana, by oddać hołd swemu Panu. Tylko idący obok Ariel wypinał dumnie pierś i prężyć kobaltowe skrzydła, powtarzając w myślach swój chwalebny przydomek.
„Ariel, Ulubiony Anioł Pana”
Stworzyciel przeszedł Siódmy Krąg Nieba i nie zatrzymał się. Potem, nie zatrzymawszy się, przemierzył Szósty – siedzibę Najwyższych Chórów, Piąty – Krainę Chórów Średnich, Czwarty – miejsce pracy Aniołów najniższych, Trzeci – Krainę Tych, którzy umarli i Drugi – Świat tych, którzy się jeszcze nie narodzili. Najwyższy zatrzymał się dopiero przy zamkniętej bramie Pierwszego Kręgu Nieba, gdzie wstępu nie miał nikt poza Nim Samym. Stworzyciel pchnął szczerozłote skrzydła i brama otworzyła się.
- Wejdź, proszę.
Ariel postąpił nieśmiało kilka kroków i przekroczył prób Pierwszego, Sekretnego Kręgu. Na początku blask oślepił go. Usłyszał tylko ciche skrzypnięcie zamykanej za nim bramy.
- Panie Boże, jesteś tu? – spytał ocierając załzawione oczy.
- Tak, jestem – odpowiedział mu Pan.
Blask zelżał, a Ariel rozchylił powieki.
Pierwszy krąg wypełniały pod brzegi, ustawione wzdłuż niekończącej się drogi, dusze śmiertelnych. Jednak nie były to zwykłe, losowo wybrane dusze. Kobieta najbliżej Anioła czołgała się po ziemi, wlokąc za sobą bezwładne nogi. Tuż za nią trędowaty chłopiec pozbawiony nosa i uszu próbował wepchnąć się w kolejkę, by jak najszybciej dotrzeć do miejsca, z którego bił ten niezwykły blask. Jednak starszy mężczyzna uzbrojony w nóż, zatrzymywał go, raz po raz wbijając ostrze w jego pokryte wrzodami plecy. Ariel cofnął się o krok złożył ciasno skrzydła, by nie dotknąć obrzydliwych ciał.
Na końcu drogi na dusze czekała cudowna istota, która mogłaby dać ziemi więcej ciepła i blasku niż tysiąc słońc. Odziany w purpurową szatę, oślepiony Skrzydlaty o stu parach płonących skrzydeł pracował nieustannie. Jego ciężki, brudny od krwi miecz nieprzerwanie ścinał głowy kolejnych dusz. Zaszyte usta powtarzały bezdźwięcznie słowa, wstrząsające całym Kręgiem.
- „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Stare zamienię na nowe. Cierpienie obrócę w Niebyt. Blask wniosę do Zranionych Serc.”
- Metatron – wyszeptał Ariel, niezdolny do wypowiedzenia czegokolwiek więcej.
- Spójrz tam – polecił Pan.
Droga, którą podążały dusze wcale nie kończyła się, jak myślał Anioł, pod mieczem Metatrona. Ciągnęła się dalej. Pozbawione głów ciała wędrowały dalej, aż do krateru wypełnionego Żywym Ogniem. Wpadały doń, by po chwili w absolutnej ciszy wynurzyć się w nowej formie. Sparaliżowana kobieta stała się smagłą anielicą, o powabnych udach. Gdy tylko ujrzała swoje ciało, obróciła się w powietrzu kilkukrotnie i wybuchła radosnym śmiechem. Trędowaty chłopiec stał się tłuściutkim, rozkosznym Amorem, a mężczyzna z nożem – dumnym Aniołem Armii Zastępów Pańskich.
- Arielu, czy dziś również wypełniłeś moją wolę?
Piękny Anioł o kobaltowych skrzydłach milczał.
- Mój Ulubiony Aniele, rozumiesz, co dzisiaj zrobiłeś?
Ariel padł na kolana i zalał się łzami. Chciał przytulić się do szaty Najwyższego, poczuć Jego Blask, ale pierwszy raz bał się go dotknąć. Czuł się brudny. Czuł się niegodny. W tej samej chwili po ziemi nieopodal potoczyła się głowa mężczyzny ze szpitala.
- Rozumiesz już, kim byłeś?
Piękny Anioł przytaknął, a z jego gardła dobył się żałosny szloch.
- Zatem wracaj do Szóstego Kręgu – powiedział łagodnie Pan. – I nie mów nikomu, co tutaj zobaczyłeś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Aylya
Uczciwa Łachudra


Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 495
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zza granicy absurdu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:00, 07 Lis 2007    Temat postu:

Podobało mi się. Naprawdę - jestem pod wrażeniem.
Styl bardzo dobry, dojrzały i profesjonalny - żadnych zgrzytów. Jedna może literówka i jeden niepotrzebny przecinek - ale jakoś mi umknęły po drodze, i teraz nie mogę ich znaleźć. Sama tematyka również przypadła mi do gustu. Dziwna rzecz, ale dotychczas, kiedy spotykałam się z tekstem nawiązującym do Nieba, czy Piekła - była to parodia, jak w przypadku powieści Gaimana i Pratchetta - "Dobry Omen". To chyba świadczy o moim ograniczeniu, ale cóż.
I wspomne jeszcze, że wyjątkowo spodobały mi się opisy Nieba, tak samo jak celowość całej historii - bez zbędnych słów, wszystko dążyło do zakończenia.
Pozdrawiam i Weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mad Len
Zielona Wiedźma


Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z komórki na miotły
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:41, 08 Lis 2007    Temat postu:

Hm.
A ja... mam trochę mieszane uczucia.
Pomysł jest w gruncie rzeczy całkiem dobry, choć akurat ja już spotkałam się kiedyś z czymś podobnym. Wykonanie też niezłe: raczej nie widziałam większych błędów, styl dobry... choć moim zdaniem wymaga jeszcze dopracowania. Możliwe, że specjalnei jest właśnie taki - w końcu to ma być bajka - ale i tak miejscami wydawał mi się trochę za suchy.

Niemniej jest całkiem dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Paya
Gęsie Pióro


Dołączył: 01 Lip 2007
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nigdziebądź
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:20, 10 Lis 2007    Temat postu:

Bardzo mi się podobało. Nie mogę się do niczego przyczepić, bo mało siedzę w literaturze o takiej tematyce, więc dla mnie twoja bajka była czymś oryginalnym i nowym. Na błędy rzadko zwracam uwagę, jeżeli sam błąd nie rzuci mi się w oczy. A jak mi się nie rzuca, to po co go na siłę szukać ? Wink Miło spędziłam czas czytając twoją opowieść.
Przyłączam się do życzeń Aylyi. Niech Wen będzie z tobą!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin