Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
wilandra
Ołówek
Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 13:48, 01 Sie 2007 Temat postu: Vita saepius regitur fortuna quam sapientia [M] |
|
|
Znalazłam się tu przypadkiem, ale jak wiadomo nic nie dzieję sie przypadkiem, więc zamieszczam tu swoje opowiadanie.Pomysł może nie najoryginalniejszy, cóż. (To moje pierwsze opowiadanie, więc litości...)
Vita saepius regitur fortuna quam sapientia
Wiadomo, życie pisze nam różne scenariusze. Często stajemy przed dylematem, czy to na pewno jest jeszcze życie, a może to już sen. Ma to wiele wspólnego z szekspirowskim „Snem nocy letniej”, gdzie jawa miesza się ze snem. Ale czy w naszym życiu nie zdarza się przypadkiem tak, że często nie wiemy, dlaczego nasze decyzje i działanie determinowane jest właśnie w taki, a nie inny sposób?. Czyż tak trudno jest zamknąć na chwilę oczy i poddać się temu czarowi, w tak prozaicznej rzeczywistości?
Listopadowe wieczory nigdy nie należą do wesołych. Prawie każdego dnia widok z okna zasłaniają krople deszczu usiłujące wedrzeć się w szybę i pozostać tam na zawsze. Taki sam nastrój udzielał się dwudziestosiedmioletniej Matyldzie, która siedziała na parapecie jednego z okna warszawskich bloków i wyglądała na zalane ulice. Myślała o tym, co będzie z nią i jej czteroletnią córeczką. Skazana na samotność żony – żołnierza, każdego wieczoru patrzy przez okno, mając nadzieję na jego rychły powrót. To już drugi rok, gdy nie ma żadnych wiadomości od niego. Po co włączyła wtedy ten cholerny internet i na jednym z portali informacyjnych przeczytała, że partyzanci iraccy porwali dziesięciu polskich żołnierzy, w tym jej męża. Dlaczego pozwoliła mu wyjechać? Przecież Tomasz na pewno zostałby, gdyby go o to poprosiła. Co powie dziecku gdy zacznie pytać się o ojca? Czy ma go oszukać? Albo milczeć? Nie, milczenie nie wchodziło w grę. Milczeć można o nikczemnych łajdakach, a nie o Tomaszu. Przecież razem postanowili, że wyjedzie. Za zarobione pieniądze mieli kupić dom pod warszawą z dużym tarasem i ogródkiem pełnym róż. Teraz została tylko ona i Anulka, same w M-5, gdzieś w centrum Warszawy. Nagle zadzwoniła jej komórka. Nie, nie odbierze. To pewnie znowu matka, albo któryś z przyjaciół, próbujący ją pocieszyć. Nie chce teraz rozmawiać. Głęboko wierzy, że Tomasz jeszcze wróci. Przecież czułaby, gdyby umarł. Wierzy, że żyje. Musi wierzyć. Telefon przestał dzwonić. Automatyczna sekretarka włączyła się. Od wyjazdu męża nie zmieniła nawet nagranego powitania. Choć inni już go pogrzebali, ona nie, bo on żyje. Chwilę zadumy przerwał nieznajomy głos:
- Tu Ministerstwo Obrony Narodowej, ktoś widział pani męża na granicy irackiej. Nie ustaliliśmy tylko czy to on. Prosimy o cierpliwość.
Matylda, zsunęła się po ścianie na podłogę, z ręki wypadł jej nieśmiertelnik męża, który otrzymała ze wszystkimi jego rzeczami. Był jednak niekompletny. Brakowało połowy. Z oczu popłynęły jej łzy. Spojrzała w okno. Jakaś postać wpatrywała się w okno jej. Przypominała Tomka. Nie zauważyła jej wcześniej. Wybiegła na zewnątrz klatki. Nikogo jednak tam już nie było. Tylko rzęsisty deszcz i przerażające zimno. Wróciła do domu, zaparzyła kawę i włączyła komputer, który pokryty był dwuletnim kurzem, dwuletnim znakiem czasu, walki o nadzieję i walki z codziennością. Chciała znaleźć w internecie cokolwiek na jego temat, może coś powiedzą. Wiadomości jednak nie było. Zasnęła nad klawiaturą.
Obudził ją telefon. Matylda nerwowym ruchem odebrała telefon. Chciała, aby ktoś z Ministerstwa w słuchawce potwierdził, że to był jej mąż. Była to jednak Jolka, która zadzwoniła tylko, aby zapytać się, czy czegoś nie potrzebuje. Matylda stanowczo odmówiła. Podeszła do okna. Nad ziemią unosiła się mgła. Na ławce, tam gdzie wczoraj siedział ten sam mężczyzna. Teraz jej już nie ucieknie. Wybiegła z klatki, ale i tym razem nikogo już tam nie był. Za to zauważyła sąsiada powracającego ze spaceru z psem.
- Widział pan tego faceta?- zapytała się Matylda.
- Nie – odpowiedział jej.
- Ale przecież poszedł on w pana stronę...
- Nikogo nie widziałem pani Matyldo. Proszę wrócić do domu. Przeziębi sie pani w tej samej bluzce - powtórzył sąsiad, odchodząc jednak spojrzał w jej stronę - Biedna kobieta. Nie pogodziła się jeszcze ze śmiercią męża - myślał.
Matylda wróciła do domu. Jej córeczka już wstała. Ubrała ją i poszły razem na spacer do parku. Musiała się przejść. W parku umówiła się z Jolką. Gdy dotarły na miejsce, Jolka już tam była. Anulka pobiegła do piaskownicy do innych dzieci. Matylda opowiedziała Jolce, o tym, co się stało. O tym, że widziała dziwnego faceta, który patrzył sie w okno, że ktoś widział na granicy Tomka. Nagle Anulka zniknęła. Nie było jej razem z innymi dziećmi w piaskownicy, nie było jej również na ulubionej huśtawce. Nagle Matylda zobaczyła ją, jak rozmawia z obcym facetem. Tym samym, którego widziała już dwa razy przez okno.
Może to jakiś porywacz?- myślała Matylda.
Podbiegła po córkę. Nie mogła i jej stracić. Tajemniczego faceta jednak już tam nie było.
-Z kim rozmawiałaś?- zapytała się.
-Ten pan mówi, że tatuś wróci!- powiedziała Anulka sepleniąc.
-Co masz w rączce? - zapytała zauważając w rękach Anulki kawałek jakiegoś metalu.
-Ten pan mi to dał – powiedziała uśmiechając się.
Był to brakujący kawałek nieśmiertelnika jej męża. Tak to był ten brakujący kawałek, ten który dawał jej nadzieję. Wyjęła go z ręki córki, wzięła ją za rękę i wróciły do domu. Gdy była przed drzwiami zauważyła odsuniętą wycieraczkę. Drzwi były uchylone.
-„Czyżbym zapomniała je zamknąć?” - myślała.
Z wnętrza mieszkania dobiegały jakieś odgłosy. Ktoś tam był. Pewnym ruchem otworzyła drzwi mieszkania. W korytarzu stał Tomasz. Jej Tomasz.
-Kochanie wróciłem! - powiedział.
Anulka wyskoczyła z wózka i podbiegła do ojca.
-Tatuś.
Matylda milczała. Z oczu zaczęły płynąć jej łzy. Tylko ona wierzyła w to, że wróci. I nic jej się nie wydawało. Jej mąż wrócił. Omdlała osunęła się na podłogę. Poczuła nagle przerażając ból. Widziała tylko długi tunel zakończony światłem, w który weszła. Czuła się wspaniale, spokojnie. Trafiła do białego pokoju z wielkim oknem. Zauważyła Tomasza i małą Anulkę pochylonych nad nią. czyżby stało się to, co przeczuwała od dłuszego momentu? czyżby umarła? Nagle zaczęły dobiegać czyjś głos..
- Pani anno, budzimy się. jest pani w szpitalu, miala pani operację. miała pani szczęście, że do nas trafiła...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Adria
Ołówek
Dołączył: 16 Lut 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 22:32, 16 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
To zaczynamy
Cytat: | - Pani anno, budzimy się. | "Anno" powinno być z wielkiej litery.
Cytat: | jest pani w szpitalu, miala pani operację. | "Jest" też z wielkiej. "Miała" a nie "miala".
Cytat: | czyżby stało się to, co przeczuwała od dłuszego momentu |
"Dłuższego", zjadłaś "ż". "Czyżby" też z wielkiej.
Często zdania nie zaczynają się z wielkich liter. Masz dużo powtórzeń. Często występuje wyraz "mąż" "sen" i to dość blisko siebie. Dobrze by było je czymś zastąpić. Pomysł jest niezły, ale wykonanie ciut gorsze. Nie rozumiem końcówki. Ogólnie tekst jest niezrozumiały. Brakuje w nim spójności. Jeśli nad tym popracujesz, to na pewno będzie lepiej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|