Kącik Złamanych Piór - Forum literackie

Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna
 

 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja  Profil   

Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

 
Ukryty[M]


 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość

edgar20
Stalówka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pon 12:20, 30 Cze 2008    Temat postu: Ukryty[M]

Grzegorz Korman szedł przez wysoką sale, w której mieścił się klub „Hajgard”.
Spoglądał mdłym wzrokiem na ludzi tańczących wokół niego, muzyka płynąca z głośników ustawionych w różnych miejscach ogromnego pomieszczenia ogłuszała, rozbłyski świateł sprawiały, iż wszystko w koło pulsowało i było niemal czarno białe jedynymi kolorowymi akcentami był przecinające powietrze lasery o zielonej oraz niebieskiej barwie.
W całym klubie czuło się woń papierosów, alkoholu i tak zwanych kadzideł, ich niewidzialne dla oka, lecz odczuwalne dla powonienia opary unosiły się wszędzie wyzwalając zupełnie niesamowite wizje. „Święty dym” sprawiał niemal wszystkim ludziom przyjemność, lecz nie każdemu. Grzegorz należał do tej drugiej grupy populacji, bardzo niewielkiej a nawet śmiesznie małej, bo stanowiącej zaledwie jedną setną procenta ogółu. Mózg Kormana pod wpływem narkotycznych oparów szalał, przenosiły go one w świat sennych koszmarów ludzie tańczący obok zamieniali się w dziwaczne bestie, demony, niewyobrażalne wręcz stwory.
Dziewczyna, która podeszła do Grzegorza i uśmiechnęła się, uległa metamorfozie jej twarz zamieniła się w paszcze pełną ostrych kłów i małych języków z osadzonymi na nich igłami. Korman pocił się ze strachu próbował zarazem opanować lęk, wiedział, iż to, co widzi nie jest prawdą, lecz obłudą, koszmarem śnionym na jawie pod wpływem narkotyku ciągle dostarczanego do organizmu w raz z każdym oddechem. Chwiał się na nogach krocząc powoli przed siebie w stronę baru gdzie miał się spotkać ze swoją dziewczyną Marii. Wyciągnął z kieszeni marynarki paczkę papierosów i włożył jednego do ust, grzebał po kieszeniach szukając zapalniczki jednak w żadnej z nich nie mógł jej znaleźć. Niepostrzeżenie podeszła doń istota przypominająca kraba o wielkich czerwonych szczypcach i długich czułkach, oczy jej były małe i czarne. Stwór wziął w szczypce zapalniczkę i przypalił nią końcówkę papierosa.
-Dzięki- powiedział Grzegorz drżącym głosem
Krab spojrzał na Kormana ze zdziwieniem, po czym uśmiechnął się szyderczo i odszedł. „Wiem, że to tylko sen, śnię na jawie widzę to, czego nie ma” pomyślał.
Doszedł do miejsca gdzie „Święty dym” miał mniejsze stężenie, więc i halucynacje osłabły przynajmniej tak sądził, jednak, kiedy spojrzał na lustrzaną ścianę rozpościerającą się na prawo od lady baru nie ujrzał tam nie siebie, ale ciemno zielonego humanoidalnego stwora pokrytego oślizgłą skórą o długich ramionach i wielkiej głowie. Przeraził się i odwrócił na pięcie w drugą stronę. Podszedł do baru i usiadł na wysokim metalowym krześle, ballad lady baru podświetlony był od zewnątrz na jaskrawo zielono.
-Coś podać- zapytał barman bezpośredni jak gdyby znali się od lat.
„Wyglądał jak człowiek” Grzegorz odsapnął z ulgą, halucynację minęły
-Proszę pana podać coś- ponaglał barman
-Tak, tak- odparł wzbudzony z zamyślenia- Wódkę z tonikiem.
Barman odszedł, aby przygotować drinka. Korman rozglądał się, się szukając wzrokiem Marii, ale nigdzie jej nie było. Rozpoznałby ją nawet z daleka, ponieważ wyróżniał się w śród tłumu nie przeciętną urodą i naturalnym nieprzemienionym przez operacje plastyczne wyglądem, miała także niezwykle rzadkie w dzisiejszych czasach, bo nie modne rude włosy. Dla Grzegorza była ideałem urody, lecz jej charakter nie należał do ideału, często wybuchała złości z byle powodu, miewała stany depresyjne, podczas których próbował popełniać samobójstwo, często zdarzało się jej przedawkować narkotyki lub alkohol.
Barman podszedł do Grzegorza i podał mu szklaneczkę wódki z tonikiem, ten upił łyczek smakował dość dziwnie acz całkiem nieźle, drink nie przypominał w smaku tych, które niegdyś pił. Nagle obraz przed oczyma zamglił się, teraz Grzegorz wiedział, dlaczego drink smakował dziwnie, ponieważ dodano doń jakiegoś specyfiku o właściwościach narkotycznych. Mgła, która przed chwilą zasłaniała mu obraz świata opadła, ujrzał dziwaczne stwory -niby ryby pływające w powietrzu, człapały one bezecnymi maluczkimi pyszczkami. Jedna z nich podpłynęła do Grzegorza, machając płetwami w powietrzu, kiedy była tuż przed nim zatrzymała się i zawisłą w powietrzu, ku jego zdziwieniu spostrzegł, iż się uśmiecha szyderczo do niego mrugając prawym oczkiem. Później jej buzia zmienił wyraz na nieco bardziej poważny.
-Źle się pan czuje- zapytała
Korman niemal natychmiast zorientował się, że owa ryba jest w rzeczywistości barmanem. Zacisnął zęby ze złości i powiedział przez nie:
-Ty zasrańcu, czego dosypałeś mi do drinka
-Przepraszam pana- odpowiedziała rybka, śmiesznie ruszając pyszczkiem- ale nie wiedziałem że pan nie będzie zadowolony- rzekła błagalnym głosem rybka
-Wiesz, co teraz widzę
-Nie –odpowiedziała przelękłym głosem rybka
-Jesteś rybą, machasz małymi beznadziejnymi płetewkami w powietrzu i kłapiesz bez sensu tym pyszczkiem, wydaję mi się, że zaraz się udusisz
-Ale się naćpałeś gdybym wiedział …bardzo przepraszam
-Ile to będzie działać- zapytał Grzegorz
-Ile wypiłeś
-Trochę łyczek- powiedział
-Więc kilka minut, pewnie zaraz przestanie działać.
Ryba odpłynęła, Korman odprowadził ją wzrokiem, w połowie drogi przez bar ryba przeistoczyła się w człowieka. Mając pewności, iż już wszystko wróciło do normy zsiadł z krzesła i rozejrzał się czy gdzieś w pobliżu nie ma Marii, miał nadzieję, lecz nie ujrzał jej. Muzyka zdawał się być coraz głośniejsza wręcz dokuczliwa, dźwięczała w uszach które aż bolały od nadmiaru decybeli, tłum tańczący po drugiej stronie sali pulsował w jej rytmie odurzony narkotykami i alkoholem, Korman patrzył na pląsający spazmatycznie tumult po czym odwrócił głowę i usiadł na krześle.
-Przepraszam- zwrócił się do barmana.
Ten usłyszał go pomimo tego, iż stał w dosyć znacznej odległości, przez chwilę się zawahał, lecz podszedł do Grzegorza.
-O, co chodzi- Powiedział z kwaśną miną barman
-Widział pan dziewczynę, wysoką o rudych włosach i jasnej cerze. Miałem się z nią spotkać czekam a jej niema, pomyślałem, więc że może była tu, ale gdzieś poszła…
-Dobrze – przerwał barman ten monolog – widziałem ją, zabawiał się z kilkoma facetami myślałem, że to jakaś…zresztą nie wiem może to nie była ona, ma pan jakieś zdjęcie.
Grzegorz w pośpiechu sięgnął po portfel, w którym miał zdjęcie swojej ukochanej. Podał go barmanowi, ten spojrzał.
-To była ona- zapytał Korman
-Tak to ta kobieta- oznajmił
-Wie pan gdzie jest
-Widzi pan tę lustrzana ścianę – Korman przytaknął głową – w miejscu gdzie pomiędzy lustrami jest metrowy odcinek niby ściany pomalowanej na czarno w rzeczywistości to hologram wejdzie pan w „ścianę” za nią jest korytarz na końcu są drzwi bez klamki wystarczy je popchnąć. Zrozumiał pan.
-Tak
-Niech pan uważa wyglądali podejrzanie- oznajmił
- Dziękuję- powiedział i poszedł
Przez kilka minut szukał wejścia idąc obok luster, znalazł je i wszedł zatapiając się w hologram. W korytarzu było niezwykle ciemno, lecz gdy uczynił kilka kroków na przód podłoga rozbłysła słabo niebieskim światłem, ujrzał drzwi, ich słaby zarys był ledwo widoczny na tle czarnej ściany. Ruszył ku nim, będąc już przed wejściem zatrzymał się i popchnął je.Za nimi krył się następny korytarz, jego ściany pokryte były różnymi stale zmieniającymi się i mieszającymi barwami, podobnie przedstawiała się podłoga. „A o tym barman nie wspominał” pomyślał Korman. Tunel skręcał to w lewo to w prawo Grzegorz szedł nim starając się nie dotykać ścian, wreszcie dotarł do końca tego labiryntu. Ściana przed oczyma Korman przeistoczyła się w drzwi otworzył jej pchniecie podobnie jak to uczynił z poprzednimi, oślepiło go jasne białe światło wydobywające się z tajemniczego pomieszczenia. Po chwili jego wzrok przywykł do niesamowitej jasności bijącej za drzwi. Z lękiem i dziwnym poczuciem, iż może się stać coś złego przekroczył próg.
W środku pomieszczenia na wielkim białym okrągłym łożu leżała naga kobieta, Grzegorz rozpoznał ją natychmiast. Marii spoczywała tam pośrodku pokoju i była całkowicie naga, jej włosy układały się nad głową niczym płomień. Grzegorz podszedł do niej, chyba nie słyszała jego kroków, ponieważ nadal leżała na wznak.
-Marii to ja Grzegorz – powiedział w nadziei, że jej oczy otworzą się
Jednak nie zareagowała. Podszedł jeszcze bliżej i zwrócił się do swej ukochanej jeszcze raz, jednak nie otrzymał odpowiedzi.
Ujrzawszy ją z bliska spostrzegł, że na jej twarzy maluje się coś w rodzaju niemego orgazmu, mieście twarzy napinały się w różne grymasy, oddech miała płytki i szybki jakby się kochała. Usiadł obok niej i chwycił jej dłoń, kiedy lekko ją podniósł zobaczył rurkę, przez którą do jej organizmu dostawał się jakiś płyn. Delikatnie wyciągnął igłę z ręki Marii ta natychmiast otworzyła oczy, wyglądała na zdenerwowaną.
-Co tak szybko panowie- powiedziała przeciągając się i przycierając oczy
Gdy zorientowała się, iż obok niej siedzi Grzegorz, niemal podskoczyła ze zdziwienia i zawstydzenia, twarz Marii poczerwieniała. Potem jakby coś sobie przypomniała, sięgała dłonią do miejsca na głowie gdzie chrząstka ucha spotyka się z głową, szarpnęła i oderwała małą elektrodę. Spojrzała na Grzegorz z nieskrywanym wyrzutem.
-Dlaczego to zrobiłeś- powiedziała ze złością
-Bałem się o ciebie – odparł
Przez chwilę zastanawiała się, co robić.
- Wyjdź stąd, bo będziemy mieć problemy- krzyknęła
Patrzała na nią zastanawiał się, dlaczego tak się zachowuje niczego nie rozumiał a może nie chciał zrozumieć, bała się prawdy, tak czy inaczej postanowił ją poznać nawet, jeśli miałaby się to skończyć czymś przykrym dla niego i dla Marii.
-Proszę cię odejdź spotkamy się przy barze- ponaglała go błagalnym głosem
- Wyjdę powiedz mi tylko, o co chodzi
- Dobrze wiesz, o co chodzi- spojrzała na niego z niesamowitą złością
„Tak wiem, o co chodzi tylko, dlaczego…” pomyślał, wiedział, o jaka sprawę chodziło, poczuł w sercu lekkie ukłucie.
-Wyjdź wyjaśnię ci to później –powiedziała
Wstał i wyszedł, miał już dosyć tych beznadziejnych wyjaśnień, jakimi karmiła go Marii. Od lat zdarzały się jej takie wpadki, zdradzała go on dobrze o tym wiedział, lecz trwał przy niej i chciał wierzyć, iż w jej kłamstwa, parszywe kłamstwa, zawsze dawał im wiarę, sam nie wiedział, dlaczego. Kochał ją zbyt mocno, aby nie móc wybaczyć zdrady.
„To był tylko myśli, zdradziła go z myślami” dumał idąc przez korytarz barw, lecz zaraz potem uświadomił sobie, że myśli te pochodzą jednak od innych żywych mężczyzn, wiec nie ma teoretycznie żadnego znaczenia-ponieważ różni się to tylko sposobem dostarczania impulsów do mózgu, niczym więcej.
Stał już może dwa metry od lady baru, kiedy Marii wyszła zza hologramu i rozejrzała się do koła. Dostrzegła Grzegorza poczęła coś wykrzykiwać w jego kierunku, lecz przez hałas panujący w klubie docierały do Kormana tylko szczątki informacji, dopiero, gdy podeszła bliżej usłyszał, co takiego miała do powiedzenia.
-Ty pierdolony skurwielu- wrzeszczała – Nie zapłacili przez ciebie.
Nie chciał już niczego, nic go poruszało w tym, co powiedziała Marii, pragnął tylko jednego wyjść z stąd jak najprędzej, uświadomił sobie, że to koniec tej miłości o ile istniał w jego sercu sekundę temu to w tym momencie zgasła bez po wrotnie.
Szedł prędko ile miał sił w nogach, miał nadzieję, iż nie zobaczy halucynacji powstających w jego świadomości pod wpływem narkotyku unoszącego się niemal wszędzie, regularnie przyspieszał kroku aż zaczął biec, nadal słyszał za sobą obraźliwe słowa pod swoim adresem wygłaszane przez Marii, biegła ona za nim, lecz zaprzestała pościgu po kilku metrach.
Pędząc przed siebie Korman usiłował wymijać tańczących naćpanych „Świętym dymem” ludzi. Z kilkoma zderzył się ramionami. Nagle jakby z pod ziemi wyrósł mały facet, tym razem Grzegorzowi nie udało się wyhamować czy też zmienić toru, uderzył w niskiego mężczyznę z taką siłą, że ten padł na ziemię, Korman zresztą także. Obaj leżeli na ziemi, przewróconemu było wszystko jedno- leżał sobie pogrążony w narkotycznym śnie – przewracającemu było zaś zwyczajnie głupio, spojrzał on na człowieka, którego powalił na ziemię, wyglądał on jak wielki karaluch.
-Dlaczego ty nie wyglądasz jak zwierzę tylko …- zastanawiał się i przyglądał uważnie- Jak kosmita. Stary, kim ty jesteś. – powiedział wybałuszając oczy.
W tych wielkich oczach karalucha ujrzał…
Grzegorz podniósł się i odbiegł przerażony niczym dziecko, zatrzymał się dopiero na parkingu klubu znajdującym się sto metrów nad ziemią. Kilkadziesiąt metrów przed parkingiem w powietrzu przemieszczały się setki Ariersów, przebiegała tędy droga powietrzna, kilkadziesiąt metrów poniżej Ariersy sunęły tysięcznym stadem po takiej samej powietrznej ścieżce. Zaskoczyła go, rzecz, o której pomyślał- wiedział, że się nie powiedzie a mimo to postanowił spróbować. Podjął decyzję niemal automatycznie, skoczył. Stało się jednak to, co myślał, swobodny spadek trwał krótko, robot ratowniczy zjawił się w kilka setnych sekundy rotując mu życie. Niestety w gigantopolis Balitica popełnienie samobójstwa graniczyło z cudem, podobnie jak zresztą w całej Europie- Buddojaniskiej.


-Dlaczego chciał pan się zabić- zapytał funkcjonariusz.
Na jego młodej wypielęgnowanej twarzy malował się znudzenie.
-Nie wiem, to był impuls- wystękał Grzegorz
-Impuls, hmm- zamruczał funkcjonariusz
Wstając zapytał Kormana czy nie chce kawy. Przesłuchiwany przytaknął głową. Funkcjonariusz wyszedł.

-Co pan o tym myśli- zapytał wchodząc do pokoju obok.
Łysy mężczyzna stojący przed monitorem plazmstowym grubości cienkiej kartki papieru, wpatrywał się on w obraz wyświetlany na ekranie przedstawiający siedzącego na krześle w sąsiednim pokoju mężczyznę.
-Ech- westchnął ciężko odwracając się w stronę młodzieńca stojącego za nim- Wypuścimy go prokurator nie przedstawił zarzutu sądzę, że mówi prawdę.
-Wydaję mi się to dziwne, impuls owszem może powodować takie zachowania, lecz zwykle przedtem dzieję się coś, co ów impuls prowokuje, jakieś zdarzenie.- Stwierdził młodzik
-A skąd pan wie czy tak owe jak pan to ujął „zdarzenie” nie miało miejsca- zapytał
-O niczym takim nie mówił- rzekł spokojnie
- Być może jest tak, że on nie pamięta tego zdarzenia, możliwe jest także, że stało się to za sprawą narkotyków, pewnie miał jakąś wizje coś strasznego, co go przeraziło lub przywołało zatarte wspomnienia- mówił sięgając po biomiplastyczny kubek stojący na stole o metr przed nim. Upił łyk kawy- To był ten impuls, przez który chciał odebrać sobie życie. Ale może nie mam racji i jest on zwyczajnym szaleńcem.
-Przepraszam szefie –artykułował funkcjonariusz nalewając kawy z automatu do biomiplastycznego kubka.
- Gustaw, proszę mówmy sobie po imieniu- zaproponował szef
-No więc Gustaw- zaczął i poczuł się trochę nie swojo, nigdy nie zwracał się po imieniu do przełożonego jednakże ten nowy szef miał takie zasady i trzeba się było do nich dostosować- o ile wiem to pierwszy od pięćdziesięciu lat przypadek samobójstwa w tym mieście.
- Martin- powiedział ale zatrzymał się nagle Gustaw- tak masz na imię?- Zapytał
-Tak- odpowiedział twierdząco
- Masz rację- wrócił do rozpoczętego tematu- masz rację nie wypuścimy go. Gdy skończysz przesłuchanie i sporządzisz raport skierujemy tego delikwenta do psychologa, psychiatry a może nawet telepaty. Znasz jakiegoś prawda
Martin zawahał się, nie chciał mieszać swojej dziewczyny w tak nieprzyjemną sprawę, a jednak z drugiej strony możliwość awansu była kusząca i przyniosłaby korzyści nie tylko jemu, ale także narzeczonej będącej najzdolniejszym telepatą w obrębie miasta.
-Więc – zapytał ponownie Gustaw
-No jasne, że znam taką osobę- odparł
-A mogę wiedzieć, kim ona jest
-To moja dziewczyna –odpowiedział z dumą, jego oczy zabłysły
-Ciekaw jestem jak ty z nią żyjesz Martin . Ona potrafi przewidzieć każdy twój ruch, czyż nie tak.
-Przepraszam, muszę już iść do niego- powiedział i wyszedł w ręku dwa kubki
„Gustaw miał rację” życie z Wiktorią było trudne, przewidywał wszelkie jego ruchy, kontrolowała życie prywatne i służbowe, jednak bycie z nią razem miało także swoje plusy pomogła rozwiązać wiele spraw i niczego za to nie chciała tylko tyle, aby z nią być żeby jej nie opuszczać i Martin trwał przy niej pomimo trudności jednak czuł się już zmęczony tym związkiem, to trwało zbyt długo.

Martin wszedł do pokoju, Grzegorz siedział na krześle, skute ręce trzymał pod stołem. Spojrzał podejrzliwie na funkcjonariusza siadającego po drugiej stronie stołu.
„Długo go nie było” pomyślał.
-Proszę kawa- rzekł Martin podsuwając biomipalstykowy kubek z kawą
Korman wyciągnął skute ręce spod stołu skute ręce, wziął kubek i upił nieco kawy.
-Już lepiej- powiedział oblizując wargi
-Jeśli już jak sam powiedziałeś jest ci lepiej to skończmy to przesłuchanie. Posłuchaj prokuratura chciał cię oskarżyć o próbę popełnienia samobójstwa, co jak wiesz w miastach Europy jest surowo zabronione, ale miałeś szczęście okazało się, że środki narkotyczne wywołują u ciebie tak zwane „ujemne efekty”, więc ci odpuścili, ale za to dostaniesz skierowanie do psychologa, psychiatry, jeżeli będzie potrzeba i być może do telepaty, jeśli dwa wcześniejsze środki zawiodą.
-W, czym ma mi pomóc taka terapia- zapytał zdziwiony
-No w…- jękną- W zostaniu normalnym człowiekiem
-Kim według pana jest normalny człowiek- wykrzyczał –Co?! pieprzony ćpun tak! Pierdole taką normalność.
-Spokojnie- powiedział nakazując- Rozmowa jest nagrywana i może pan zostać oskarżony o dyskryminację. Wie pan, o co chodzi, prawda
-Tak wiem- odrzekł tłumiąc gniew Grzegorz
-Proszę słuchać wykasujemy ten fragment nagrania, jeżeli pan się podda terapii, dobrze
-Na, czym ona będzie polegać- zapytał
- Powiem prawdę nie wiem, na czym ona polega, pański przypadek jest pierwszym od 50 lat.
-Jak to – zdumiał się – przecież są ludzie, którzy podobnie jak ja odczuwają skutki działania narkotyków.
-No tak, lecz żaden z nich nie próbował popełnić samobójstwa- Powiedział Martin- wytłumaczył.
-Teraz już tak- odpowiedział nie będąc pewien tego, co mówi
-Zgadza się, więc pan na naszą propozycje- zapytał, Martin
- Zgadzam się – rzekł Grzegorz
Nie był tym wcale zachwycony, obawiał się tego, co może go spotkać z ręki tych psychologów, psychiatrów. Lecz z zaskoczeniem dla siebie stwierdził, iż najbardziej boi się telepaty. Niepewność, co do słuszności decyzji, którą podjął narastała w nim.


Psycholog siedział na drewnianym fotelu pokrytym zieloną skórą, ustawionym przed niski szklanym stołem po drugiej stronie wisiała w powietrzu na antygrawitacyjnych wspornikach zielona leżanka podobnie jak fotel pokryta była zielona skórą. Grzegorz leżał na niej wyciągnięty i zrelaksowany, wpatrywał się w okno, które w połowie było zasłonięte czarną kotarą, promienie słońca o złotawej barwie padły na jego twarz i szczyt wysokiej pulki z książkami. Psycholog zapalił lampkę stojącą na komodzie pod ścianą zaraz obok drzewka cytrynowego, wisiało na nim kila niedojrzałych zielonych owoców, Grzegorz spoglądał właśnie na nie, kiedy psycholog zwrócił się doń:
-Ma pan na imię Grzegorz- nazwisko Korman tak, ja mam na imię Impam Rely i będę pańskim psychologiem, jeżeli oczywiście odnajdziemy jakąkolwiek dolegliwość, mam nadzieję, że się tak nie stanie- Proszę powiedz mi jak się teraz czujesz.
-W porządku
- A więc jesteś odprężony
-Tak – odpowiedział ledwo powstrzymując się od ziewnięcia, głos psychologa działał uspokajająco, wręcz usypiająco.
-Ciekaw jestem powodów twego przybycia tutaj. Powiedz, dlaczego tu jesteś- rzekł Impam
- Chciałem popełnić samobójstwo- powiedział sucho Grzegorz
Psycholog skrzywił się, jego grymas wyglądał śmiesznie- przypominał w nim buldoga angielskiego
-A, z jakiego powodu podają pan taką decyzję, co panem powodowało- teraz na jego twarzy malowało się zdziwienie pomieszane z lękiem
- Przez kobietę, moją dziewczynę, zdradziła mnie…- przerwał
Odwracając głowę w stronę psychologa ujrzał, jaką satysfakcję sprawiało mu wyciąganie z ludzi tak osobistych historii, Korman poczuł odrazę do swojego terapeuty.
- Dobrze słyszeć tak konkretną odpowiedź już się bałem, że będzie pan kręcił i wymyślał niestworzone historie. Jest pan zdrowy- mówił coraz szybciej- zapewne zadziałały na pana narkotyki i to z stąd ta próba samobójcza- to, w jaki sposób teraz mówił było komiczne a nawet żałosne- ci policjanci chyba oszaleli- powiedział teraz jakby do siebie.
Grzegorz uśmiechną się był zaskoczony tymi słowami, ale z drugiej strony zdziwiło go to, że rozmowa trwała tak krótko. Gdy zwrócił wzrok na terapeutę spostrzegł, że ten jest przerażony, tylko, dlaczego? Nie chciało się mu nad tym myśleć wolał uciec stąd zanim tamten się rozmyśli.
-Mogę już iść- spytał
- Proszę? A tak może pan
Grzegorz zerwał się na równe nogi i podążył, czym prędzej w stronę drzwi, już chciał wychodzić, gdy nagle dopadł go stłumiony głos Impama.
-Przepraszam ale musi pan przyjść jeszcze jutro dajmy na to o 13:00
-Dlaczego- zapytał
Psycholog stanął jak wryty i przełkną ślinę, z jakiegoś nie wiadomego powodu drżał. „Chyba jest chory na epilepsje” pomyślał Korman.
- To formalność- powiedział
-Dobrze, więc jutro o 13:00- odpowiedział znużonym głosem
Wyszedł.

Ariers pędził w szaleńczym tempie po drodze powietrznej, pośród innych mu podobnych. Wznoszące się na wysokości jednego kilometra drapacze chmur zdawały się nie mieć początku, ich podstawy były ukryte pod trującą pierzynką żółtawej mgły, same szczyty zaś lśniły w odbijającym się od nich świetle słonecznym. Ariers skręcał samo czynie według wprowadzonego wcześniej do komputera pokładowego toru lotu. To w lewo to w prawo znów w lewo, płyną wśród ariersów i lśniących wieżowców wykonanych z bioszkła i chemistali, niezwykle lekkich i wytrzymałych materiałów. Grzegorz lecąc podziwiał te wspaniałe konstrukcje i chociaż mieszkał tu całe życie to nadal nie mógł się nadziwić jak wspaniałe dzieła są wznoszone przez ten wcale prymitywny gatunek, stojący tak nisko na gałęzi ewolucyjnej. „Ludzie małpy, które zeszły z drzew kilka milionów lat temu teraz tak wspaniałe budowle” pomyślał, i naraz skrzywił się zdziwiony swym tokiem rozumowania, powinien być raczej dumny z tego, iż jest człowiekiem, lecz nie odczuwał tego tak, pogardzał sam. Poczuł się dziwnie jakby zaraz miało do czegoś dojść, zdrętwiał wyczekując…
Nagle z bezwolności wyrwały go słowa komputera:
-396 aerostrada jest zakorkowana zdarzył się wypadek- powiedział syntezowanym głosem komputer.
- Wprowadź odpowiednie korekty- odrzekł Korman
Komputer poczynił odpowiednie obliczenia i utworzył w swej pamięci nową trasę lotu. Ariers wznosił się na wyższą o poziom drogę powietrzną sygnalizując jednocześnie zmianę położenia -centrali prowadzenia ruchu powietrznego, ta automatycznie nakierowywała pojazd w odpowiednie miejsce w drodze powietrznej, na którą wchodził. Teraz, gdy już Grzegorz płyną razem z innymi na wyższej o poziom aerostradzie, pomyślał, że jego życie jest bez nadziejne stało się ono takie w chwili, kiedy zwolniono go z pracy, przedtem pracował jako dziennika w jednej z gazet tego miasta, nie chciał jednak o tym myśleć wspominać, bo, po co? Było nie ma koniec. Jutro znowu czekało go to samo, wizyta u psychologa i powrót do pustego mieszkania, no i jeszcze ta przejażdżka przez znienawidzone miasto, z wszystkich tych rzeczy jednak najbardziej przerażała go perspektywa samotności, Marii zdradziła, jednak nie mógł o niej zapomnieć, uczucie do tej kobiety fatalnej nadal się w nim tliło, chociaż nie tak silne- jednak nadal ją kochał, może to przez sentyment może przez to, że nikogo innego nie miał, sam nie wiedział, dlaczego, z jednej strony był gotów na wszystko, aby ją odzyskać, ale z drugiej wiedział, iż to nie miałoby żadnego sensu.
Na wyświetlaczu umieszczonym po prawej stronie jakieś dziesięć centymetrów od nie ruchomej od lat kierownicy, pojawił się pysk żółtego psa.
-Cześć Grzegorz- powiedział pies
-No cześć Jens- odrzekł Korman z zakłopotaniem
Zapomniał niemal, że jego przyjaciel przeszedł właśnie niezbędny dla każdego buddojinisty zabieg „reinkarnacji” i jego jaźń została przeniesiona do ciała klonowanego nieco zmienionego pod względem fizycznym psa, Grzegorz nie wiedział, na czym dokładnie owe zmiany polegały przyglądał się kumplowi, lecz nie mógł ich dostrzec.
-Więc jednak pies- zaśmiał się
- Tak – przytakną Jens- pieprzony naćpany telepata zobaczył we mnie psa
Głos Jensa brzmiał dziwnie jakoś nie podobnie jednak Korman nie mógł stwierdzić, dlaczego
-Wiesz zawsze lepsze to niż robak- kpił Grzegorz
-Żartuj sobie zobaczymy, kim ty zostaniesz po „reinkarnacji”
- Postaram się, aby mnie to ominęło.
- No Dobrze nie mówmy o tym- powiedział Jens – Może wpadłbyś do mnie, bo ja niestety jestem teraz uziemiony.
-Ok. Mogę teraz? To chyba będzie po drodze
-Jasne- odparł
Wydało się, iż jest Jens zadowolony, wręcz szczęśliwy.

Wyświetlacz zgasł Grzegorz wprowadził do komputera ariersa odpowiedni namiary. Maszyna opadł i po kilku manewrach odnalazła ów budynek, we frunęła do parkingu wieżowca. Grzegorz wysiadł z aerostatu, kiedy ten spoczął na ziemi, skierował się prosto do windy, jej drzwi znajdowały się po przeciwnej stronie pomieszczenia, parking wieżowca wielki jak dwa boiska piłkarskie umieszczony na pięćsetnym jego metrze moloch z zewnątrz przypominał paszczę ogromnego potwora, jego wnętrze zaś nieskazitelni białe i czyste przynosiło na myśl człowiekowi salę operacyjną lub laboratorium, sterylnie czyste wnętrze niemal oślepiało stojącego w środku - pośród tych białych ścian i podłogi człeka. Na tle ścian i podłogi wyróżniał się sufit strzelała od niego czerń będąca niemal jak ta kosmiczna tyle, że na tym „nieboskłonie” nie widniał gwiazdy, lecz tysiące kamer i mikrofonów szczerzących bezpieczeństwa i ładu społecznego. Grzegorz czuł na sobie wzrok tysiąca sztucznych oczu wodzących za nim bez ustanku, od kiedy staną na wypolerowanej posadzce parkingu. Podszedł do wejścia windy i staną przed nimi oczekując identyfikacji. Z malutkiego otworu w ścianie wysuną się cienki drucik o metalicznej barwie, gnący niczym żywy wąż zbliżył się do lewego oka Kormana i rozpoczął identyfikację. Nagle odsuną się jakby zdziwiony. Dźwięk z ukrytego gdzieś w ścianie głośnika zapytał.
- Czy w jakiś sposób zmieniał pan strukturę tęczówki.
Grzegorz zdziwił się, ale i zaniepokoił.
- Nie- odpowiedział z godnie prawdą
- Czy uszkodził pan w jakiś sposób gałkę oczną- zapytał maszyna beznamiętnym głosem.
-Tak- skłamał, poczuł iż przecząca odpowiedź mogła by mu zaszkodzić.
Przez moment maszyna jakby się zastanawiała, po czym cienki drut zaczął badać prawe oko. Znowu te same pytania, odpowiedź także.
-Proszę okazać dokumenty na przykład dowód osobisty. Niech pan się uda do lekarza w celu zbadania oczu- wystawiła opinię maszyna
Okazał, więc jej dowód tak jak tego chciała. Drut znikł w ścianie a drzwi windy otwarły się. Grzegorz wszedł do wewnątrz i zatopił się w ciekłej bańce. Stał na podeście umieszczonym podobnie jak on w środku tej kropli.
-Gdzie pan sobie życzy – mówił miły kobiecy głos
Oczywiście Korman słyszał go tylko w swojej głowie. Substancja, w której był zatopiony przewodziła w jakiś sposób myśli, była psychoaktywna, ale służyła przede wszystkim zapewnieniu bezpieczeństwa przewożonej weń osobie.
-Do Jensa Hurta, proszę- pomyślał
Bańka ruszyła z ogromną prędkością, lecz Grzegorz niczego nie poczuł. Nie pierwszy raz jechał taka windą. Zawsze zastanawiał się, w jaki sposób uwięzionemu we wnętrzu banki człowiekowi udaje się nie udusić, wiedza jego na ten temat była zbyt skromna. „W końcu jestem tylko bezrobotnym dziennikarzem na zasiłku”. To jego bezrobocie trwało już rok, a on nadal nie mógł znaleźć sobie odpowiedniej pracy i pomyśleć, że to wszystko przez jeden artykuł o wojnie stoczonej sto pięćdziesiąt lat wcześniej. Bańka stanęła przed drzwiami te rozsunęły się na boki.
- Proszę wychodzić- oznajmiła winda
Grzegorz uczynił powolny krok do przodu, jego ruchy krępowała ciecz bańki zapewniająca bezpieczeństwo ( jednak miały swoje wady te super bezpieczne windy) wypadł z bańki niemal przewracając się. Drzwi syknęły przy zamknięciu. Jens podszedł do Grzegorza machając ogonem.
„Ma strasznie wielką głowę jak na psa” pomyślał
-Cześć stary- powiedział Jens podając łapę
Grzegorz zawahał się, lecz uścisną łapę mówiąc:
-Cześć i jak tam po „reinkarnacji
-Nieźle, chociaż przeszkadza brak rąk- mówił metalicznym przetworzonym głosem, Korman zrozumiał to dopiero teraz- „przecież pies nie może mówić” pomyślał. Głosem Jensa był syntezator podczepiony pod mózg, dźwięk wydobywał się z małego głośniczka umieszczonego na obroży.
-Chodźmy do salonu, przecież nie będziemy tak stać- powiedział Jens ostentacyjnie machając ogonem
Przeszli do salonu. Półką z książkami odkurzał humanoidalny robot.
-Czego byś się napił- mówił pies
-Martini- odpowiedział Grzegorz
-Alfred- zwrócił się do robota- Przynieś nam martini
Robot wykonał zwrot i pomaszerował do kuchni, po minucie wrócił podał drinki, oczywiście Jensowi w misce i odszedł bez słowa.
-Niegrzecznego masz robota- rzekł z uśmiechem Korman
-No wiesz on nigdy nie musiał słuchać psa, to jest dla niego jakby trochę upokarzające-pochylił się nad miska pełną martini i wychlapał kilka łyków
-Czy ty możesz pić alkohol
Jens wyprostował się i spojrzał na Kormana
-Tak mogę pić a zresztą za tydzień wracam do ludzkiej postaci
-Nie wiem, nie wiem ciało psa to nie ciało człowieka uważaj, bo się szybko upijesz
- Dobra już nie piję Ok.! A jak tam u ciebie masz już robotę.
-Nie jeszcze nie, chociaż cięgle szukam- odpowiedział Grzegorz, w jego głosie obecna była gorycz.
Rozmowę przerwał im ekran plazmstowy, który włączył się samodzielnie, na ekranie widniał napis audycja obowiązkowa, potem znikł i ukazał się reporter stojący na platformie ruchomej wiszącej przy którymś z budynków aerostrady 396.
-„Dziś w godzinach po południowych na aeroistradzie 396 nieznani sprawcy przeprowadzili zamach samobójczy. Zginęło w nim jedenaście tysięcy niewinnych ludzi, władze podejrzewają, że za zamachem stoi nieznana wcześniej organizacja przestępcza. Z aerostrady 396 mówił dla państwa…
Robot wyłączył ekran jakby chciał zrobić na złość.
-Ten robot zaczyna mnie drażnić- rykną metalicznym głosem Jens, warcząc przy tym
- Spokojnie stary to tylko maszyna- powiedział uśmiechając się
- Tak masz rację, już się uspokoiłem, a propos tego zamachu, przecież to na drodze4 do twojego mieszkania tak?
- Tak, ale komputer pokładowy zameldował mnie tylko o korku.
„ Jaka szkoda że go posłuchałem” pomyślał Korman i ogarnęło go wewnętrzne obrzydzeniem do siebie. To było dziwne.
-Być może zamach miał miejsce później, ale miałeś szczęście, nieprawdopodobne, ja bym pewnie zginą, bo nigdy się nie słucham komputera.
Jens bełkotał coraz głośniej i coraz mniej wyraźnie, Grzegorz w końcu przestał go rozumieć. Schlał się psia krew.

Następnego dnia Grzegorz zjawił się w budynku „Opieki zdrowia psychicznego” w punkt o 13:00 i natychmiast skierował swe kroki do pokoju psychologa, z którym miał wątpliwą przyjemności wczoraj rozmawiać.
Wszedł, w środku panował półmrok, ale zobaczył, że ktoś siedzi na fotelu. Nagle do pokoju przez rozsuwające się kotary wpadło światło. Na fotelu nie siedział psycholog, lecz jakaś kobieta ubrana w czarny żakiet brunetka o śniadej twarzy i lekko zadartym nosie. Założyła nogę na nogę i powiedziała.
-Niech pan siądzie
Usiadł a właściwie rozłożył się na sofie.
-Proszę usiąść prosto i podać mi dłonie, nie jestem psychologiem, ale telepatą.
Grzegorz usiadł prosto i podał dłonie kobiecie był zaskoczony tym, co się dzieje.
-Mama na imię Wiktoria, pan
-Grzegorz
-Nie myśl o niczym konkretnym- mówiła – niech twoje myśli płyną swobodnie
Położyła swoje dłonie na jego i w jednej chwili poczuł jak przez jego ciało płynie prąd, Wiktoria zaczęła się trząść i szczekać zębami, poczym odskoczyła krzycząc przeraźliwie. Grzegorza ogarnęło odrętwienie podobne do tego, którego doświadczył wracając do mieszkania w arjersie.
-Niech pan tu zaczeka – powiedziała wychodząc
„Coś znowu nie tak” pomyślał, był zaniepokojony reakcją telepatki, co ujrzała, jaką tajemnicę skrywał jego umysł.
Holl był pełen ludzi Wiktoria dopiero tu poczuła się bezpiecznie nie mogła wieżyc w to co ujrzała i poczuła nigdy nie spotkała się z takim dziwacznym i nie ludzkim tworem, miała wrażenie że istota ta mogła by zgładzić cała świat gdyby tylko miała taką możliwość, zło które od niej biło przerażało nawet ją w żadnym z wcześniejszych przypadków, począwszy od zboczeńców i zbrodniarzy a skończywszy na psychopatach nie miała tak wysokiego poczucia występowania czegoś co odbierała jako zło. Natężenie uczuć, które można by określić jako nienawiść i odraza połączona z chęcią mordu u tego „człowieka” powinna sprawić, iż jego zachowanie się winno być zupełnie inne od tego jak się przedstawia, powinien raczej rzucać się i krzyczeć próbować mnie zabić, a jednak gdyby nie badanie nigdy nie zorientowałaby się, rozpoznałaby w owym Grzegorzu jedynie najzwyklejszego człowieka.
„A może on nie jest człowiekiem” wydało się jej to głupie, ale nie znajdowała innego wytłumaczenia od właśnie takiego. Zastanawiała się, co teraz może zrobić –Zadzwonić do Martina – powiedziała sama do siebie. To było jedyne wyjście, jakie przyszło jej do głowy, teraz Martin mógł się wreszcie odwdzięczyć za te wszystkie przysługi, nawet więcej musiał.

Psycholog wszedł do biura komendanta policji Gustawa, miał nie wesołą minę, wyglądał jak dziecko, któremu odebrano zabawkę.
- Proszę siadać- rzekł Gustaw
Impam jednak usiadł wcześniej.
- Wczoraj- rozedrganym głosem -ten facet, którego podesłałeś mi wczoraj…- przerwał – przemienił się! Rany boskie nigdy czegoś takiego nie widziałem, dosłownie zmienił kształt.
Psycholog trząsł się jego ręce ledwo pozostawały na podłokietnika krzesła.
-Niech się pan uspokoi może jest pan zmęczony
-Rany boskie nie rób ze mnie świra- niemal płakał – on nie jest człowiekiem to nie człowiek!!!- Krzyczał na całe gardło
Do gabinetu wbiegli trzej funkcjonariusze i jeden robot porządkowy. Psycholog zerwał się z krzesła, lecz bez trudu został pochwycony przez robota, który usadził go z powrotem na krześle.
-Panie Rely proszę się uspokoić- powiedział Gustaw usiłując zapanować nad sytuacją.
Trzech policjantów obserwowało sytuację podśmiewając się, po chwili niemal cały komisariat przybył na miejsce zdarzenia, Gustaw uspokajał, psycholog krzyczał reszta się gapiła i tylko robot wykonywał swoją pracę, przyglądając się tej grotesce.
-Wyjdźcie wszyscy z stąd- podniósł głos Gustaw
Wszyscy stojący wokół biura jak i w nim zamilkli a później w ciszy jak skarcone dzieci odeszli.
-Wynieś mi go stąd- powiedział Gustaw do robota porządkowego

Martin wyszedł z windy i pędził przez komisariat niczym błyskawica, przed wejściem do biura szefa przystaną i poprawił krawat oraz marynarkę tak jakby chciał wejść na eleganckie przyjęcie. Otworzył drzwi i do jego uszu dobiegł dziwnie stłumiony krzyk, to psycholog ściskany przez robota coś śpiewał, lecz maszyna chwyciła go tak, że w połowie zakrywała mu usta, kiedy wyrwał się nieznacznie rozdarł się głośno:
-On nie jest człowiekiem, o nie, o nie
- O czym on mówi?- Zapytał Martin
- Nie wiem- oświadczył Gustaw- Chciałeś coś powiedzieć
- Tak mamy nowe wieści o tym Kormanie Grzegorzu
-Co znowu? Rany boskie
- Posłuchaj, telepata poinformował mnie, że ten gość może nie być człowiekiem tylko gościem z przestrzeni
-Czyli kosmitą tak?
-Tak, a jak wiesz po wojnie wprowadzono bezwzględny zakaz pobytu dla tak owych „gości z przestrzeni”
- Wiem o tym, ale Martin posłuchaj minęło już prawie sto pięćdziesiąt lat od wojny jak by się on tu uchował myślę, że telepata się zwyczajnie pomylił
-Możliwe myślę jednak, iż powinniśmy my to zbadać
-Niestety nie mogę ci pozwolić na działanie bez zgody prokuratora, zresztą on i tak nie wydałby zgody taka akcja kosztuje a nasz wydział ma ostatnio problemy z finansami
- Więc
- Niestety nie, ale zawsze możesz spróbować wyjaśnić tą sprawę tylko proszę już nie mówmy o tym jestem zmęczony, przez ten wybuch na 396 mamy spore problemy ludzie się boją a nie ma czego
- Rozumiem – powiedział
Martin wyszedł był skonsternowany zachowaniem szefa, jednak na jego miejscu postąpiłby pewnie tak samo, bo przecież argumenty, jakie przedstawił brzmiały niezbyt przekonująco, „bo tak powiedział jakiś telepata”.
Robot nadal trzymał psychologa, ale ten już był spokojny to znaczy nie śpiewał i nie krzyczał, trochę się szarpał, lecz po chwili zabrakło mu już sił i przestał. Gustaw podszedł do robota i wyłączył go za pomocą karty służbowej, Impam spadł na ziemię z trzaskiem na twarzy malowało mu się zdziwienie.
-Myślę teraz, że mogłem sprowadzić Grzegorza tutaj, no, ale nic sam się do niego pofatyguje
-A, więc jednak wieży pan swojemu przełożonemu, więc tak i mnie- uśmiechnął się szeroko
- Nie wieżę ja to wiem mój drogi
-Skąd pan wie- zaniepokoił się
- Sam jestem jednym z nich
-Czyli- zapytał drżącym głosem, Impam lecz już wiedział, o co chodzi
- Jestem obcym kochany – powiedział
-Rany boskie nie!- Płakał miotając się po podłodze czuł się bezradny wobec zastanej sytuacji myślał, iż oszalał, że to nie dzieje się naprawdę, strach paraliżował go, cicho szlochał.
Gustaw wyszedł zastanawiając w swoim biurze przerażonego psychologa, śmiał się w duszy nad losem ludzi, wiedział, iż już niedługo dokona się zemsta za przegrana wojnę sto pięćdziesiąt lat temu wtedy Proksowie przegrali, lecz teraz miało stać się inaczej, „bomba” pozostawiona tu półtora wieku temu niedługo miała eksplodować i rozpętać piekło na Ziemi.

Mieszkanie było urządzone w stylu anachronicznym na meblach stały ustawione w rzędzie nikomu nie potrzebne, chociaż wcale ładne przedmioty, drobne ozdóbki i figurki z porcelany. Wiktoria siedziała wtulona w Martina, jej spokojna twarz skrywała niepokój.
-Wiesz- mówiła- myślę, że ten Grzegorz z pewnością nie jest człowiekiem
- Wierze ci, ale nie masz na to żadnych dowodów
Odchyliła się od niego i spojrzała nań z wyrzutem.
- Nie musisz udawać, że mi wierzysz- powiedziała
-Przejrzałaś mnie? Jeśli tak to się pomyliłaś
- Przepraszam, ale boje się…- zamilkła nagle
-Czego?- zapytał
-Bo widzisz czuje, że on nie jest jedyny, że oni mogą narobić wiele złego. Myślę, że on nie wie, kim jest może jest tak, że to tylko część większej układanki, ale nie wiem to tylko moje odczucia i niejasne wizje.
-W tym mieście są trzy miliardy ludzi jak znaleźć tych ukrytych obcych pośród nas przecież zewnętrznie oni się od nas nie różnią.
-Nie wiem przecież każdego nie sprawdzimy możemy tylko spróbować powstrzymać tego Kormana trzeba mieć jakiś sensowny dowód żeby, chociaż jakieś przypuszczenia.
Ucichli, jak mogli znaleźć jakiś sensowny dowód? Wyjścia zdawało się nie być żadnego. Nagle Martin otworzył usta.
-Zaraz! kiedy Wszedłem do gabinetu szefa psycholog był trzymany przez robota i coś krzyczał o tym że „on nie jest człowiekiem” nie wiem kogo miał na myśli ale z pewnością Kormana
- Może oszalał – roześmiała się, lecz na jej twarzy nadal była widoczna gorycz
- To byłby jakiś niesamowity przypadek, pomyśl ten psycholog dzień przed rozmawiał z Kormanem, owszem prawdopodobne jest także załamanie nerwowe, lecz aż taki przypadek a przecież ty także zobaczyłaś w nim nieludzką istotę.
- Coś w tym jest, ale jeśli tak to, dlaczego ten twój szef nie zgodził się na zatrzymanie tego „czegoś”- zawahała się- przecież istnieje taki przepis o ile wiem został ustalony zaraz po wojnie z Prosami, gdzieś o tym czytałam zaraz poczekaj.
Poszła do swojego biura, aby odnaleźć przeglądarkę prasową, z plazmstu. Po piętnastu minutach wygrzebała nareszcie przeglądarkę i wróciła z nią do Martina, położyła cienki ekran na drewnianym stole usiadł na sofie, wpisała elektropisem odpowiednią frazę-„Wojna z Proksami” na ekranie natychmiast wyświetlił się pierwszy artykuł jego tytuł brzmiał „150 lat po apokalipsie” cała treść nie tyle mówiła o tej nieszczęsnej wojnie o ile wyśmiewała jej naiwną łatwo wierność i głupotę oraz słabość wobec wielkość Proksyjskich najeźdźców, artykuł ów sugerował nawet, iż źle się stało, że ludzkość ostatecznie zwyciężyła. Martin spojrzał na duł artykułu, aby sprawdzić, jaki szarlatan wypisał takie brednie. Zląkł się:
Grzegorz Korman.
-Spójrz powiedział do Wiktori
Ta zrobiła dziwną minę jakby chciała wydać z siebie krzyk, ale nagle go stłumiła.
-Pójdę do tego Kormana ty zostań tu i nikogo nie wpuszczaj- powiedział
Wyciągną z sejfu broń bała się, chociaż tego nie okazywał, ale dla Wiktorii to było całkiem jasne.
-Uważaj na siebie- powiedział podchodząc do niego
- Będę uważał.
Objął ją i pocałował, potem wyszedł.

Gustaw wszedł do mieszkania Grzegorza Kormana, ten wyszedł z pokoju na holl będąc przekonanym, że to Jens przybył z rewizytą, kiedy jednak ujrzał przed sobą wysokiego łysego człowieka w pelerynie stanął jak wryty.
-Kim pan jest-zapytał drżącym
- Jestem niemal tobą- odparł uśmiechając się
Gustaw podszedł do Grzegorza i wystawił ku jego tworzy rozwarta dłoń powędrował z niej ku twarzy świetlisty promień, wszedł on do wnętrza przez wszystkie otwory twarzy a także poprzez oczy. Po kilku sekunda Gustaw opuścił podniesione ramie.
-Wiesz teraz, kim jesteś- zapytał w dziwnym języku
-Tak – odpowiedział w tym samej mowie
Bez słowa wyszli z mieszkania.
Pół godziny po tym zdarzeniu w mieszkaniu Kormana zjawił się Martin nie znalazł podejrzanego pomyślał, iż tamten udał się do któregoś ze znajomych. Odnalazł plazmstowy wideofon i wybrał pierwszy numer od góry. No plazmstowym ekranie ukazała się pysk psa.
-Cześć...- zaczął ale nie dokończył, był zaskoczony- Kim pan jest – zapytał
-Funkcjonariuszem nazywam się Matrtin Lagerbach, pański przyjaciel jest w niebezpieczeństwie- skłamał- wie pan gdzie aktualnie przebywa
- Nie mam pojęcia… nie wiem jak mógłbym pomóc
Martin wyłączył się to nie miało sensu. Mógłby zrobić jeszcze jedno na komisariat i przekonać szefa, aby wszczął poszukiwania, liczył, że teraz się uda. Wyskoczył z mieszkania jak błyskawica i już po chwili pędził swoim ariersem do komisariatu.

Wbiegł- pędził jak szalony, parking, winda, holl. Wreszcie dostał się do biura i stanął jak wryty wszyscy policjanci leżeli na podłodze, ponad sto osób zdawało się być trupami a nawet chyba byli trupami, nie oddychali a także nie poruszali się. Na środku pomieszczenia stało, co spostrzegł dopiero później, sześć osób, znał tylko dwie- Kormana i Szefa. Grupa tych ludzi stał w kręgu trzymając się za ręce. Martin dobył broni jednak było za późno, stojący w kręgu przeistoczyli się w ogromną białą kulę, Martin, lecz na nic to się nie zdało, kula z pistoletu stopiła się z Lagerbachem stało się to samo, w chwile po tym nastąpiła gwałtowna eksplozja.

Tego dnia Ziemskie miasta zakrył popiół ze zniszczonych wybuchami budynków, były to zwykle placówki wojska i policji a także szpitale. A statki Proksów były tuż, tuż. Ale to był dopiero początek…



Hm, hm, hm. Opowiadanie nie jest rozłożone na kilka postów, mieści się w jednym. Prawidłowe oznaczenie to "M", nie "Z". Już poprawiłam.
Chyba spojrzę do regulaminu działów twórczych. Ale do tej pory wydawał mi się klarowny.
Ayl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna -> Archiwum opowiadań / Archiwum - zakończone i miniatury Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

 
Regulamin