Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Bellanin
Kałamarz
Dołączył: 31 Maj 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ropczyce Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 9:33, 16 Cze 2009 Temat postu: Śmiertelna przyjaźń [M] |
|
|
Przyznaję bez bicia tekst nie widział bety. Debiutuję. Nie tylko na forum, ale i w internecie. Tak naprawdę nie wiem co robię. Moją głupotę można by porównać prędkości do protonów pędzących w akceleratorach. No, bo ja umysł ścisły jestem... Jednakże jak to mówią raz kozie śmierć. Więcej nie piszę bo tekst ma się bronić sam. Tak, wyszła mi Mary Sue.
Często się jej przyglądałem. Właściwie, co w tym dziwnego? Byliśmy wrogami i musieliśmy się obserwować. Staliśmy po różnych stronach barykady i każdy to wiedział. Zresztą zbyt się różniliśmy i nawet gdyby nie było tej całej wojny, nie mieliśmy szans się zaprzyjaźnić. Ja otaczałem się grupką swoich ziomków, ona wybrała całkiem inne towarzystwo. Często się kłóciliśmy, a nasze pojedynki słowne obserwowały tłumy. Potem często dochodziło do rękoczynów. Była niezwykle silne, czego nieraz dowiodła, pozostawiając mnie całego posiniaczonego.
Nic w tym dziwnego. W końcu była dziewczynką od burzy. Jako jedyna kobieta w historii uczęszczała na nauki i zamiast uczyć się, jak prowadzić gospodarstwo dowiadywała się, jak posługiwać się mieczem i jak wygląda kodeks rycerski. To tylko dodawało jej chwały i sławy. I uroku. Jeśli przez dziesięć lat nie widujesz żadnych kobiet, to ta jedyna dostępna powoduje zawrót głowy. Nawet jeśli nie jest szczególnie piękna. Miała dziwaczną urodę. Była rumiana i wysoka, nie to co nasze dziewczęta, wyglądające jakby byle wietrzyk miał je porwać. Szczuplejsza, czy raczej bardziej sprawna od innych o małych oczach koloru trawy i czarnych, krótkich włosach w niczym nie przypominała naszego ideału kobiety. Miała też niezwykle długie i smukłe palce. To chyba właśnie je zapamiętałem najlepiej.
Naprawdę każdy był gotów się z nią zaprzyjaźnić. Dla wielu byłoby to jak spełnienie marzeń. Tych co tytułowali się jej przyjaciółmi było czterech. To sprawiało, że nigdy nie była sama.
Obserwowałem każdy jej ruch i potknięcie. Wiedziałem o której rozpoczyna ćwiczenia, co je na kolację i ile godzin sypia. Znałem każdy z jej dziwacznych odruchów. Na przykład, gdy się zastanawiała całkiem nieświadomie przygryzała dolną wargę, a kiedy była rozbawiona zawsze odrzucała do tyłu włosy. Tak po prawdzie znałem ją naprawdę dobrze. Zawsze trzymała dystans. Nawet swoim przyjaciołom nie pozwalała podchodzić zbyt blisko. Nigdy też niczego im nie mówiła. Wszystko jedno, czy chodziło o złe samopoczucie, nocną wędrówkę, czy sprawę wagi państwowej. Oni i tak niczego nie wiedzieli. Nigdy nie okazywała przy nich uczuć. Gdy na co dzień jej twarz była niezwykle mimiczna, idealnie odzwierciedlając uczucia to w momencie rozmów z przyjaciółmi przypominała maskę- bez żadnych uczuć jedynie chłodny profesjonalizm. Może dlatego nigdy nie zauważali, jak się czuje. Kiedy coś sobie zrobiła, nie zdawali sobie z tego sprawy. Czasem miałem wrażenie, że tylko ja widzę, jak często jest wyobijana, lub ma połamane żebra. Inni tego nie zauważali. Nigdy nie zastanawiałem się jak działa ich przyjaźń i na jakiej podstawie ją zbudowali. Przyjąłem ją jak coś oczywistego- tak jak reszta świata.
A potem przyszła wojna. Dotychczas, co prawda zdawaliśmy sobie z niej sprawę, ale wtedy wpadła w nasze poukładane życie z hukiem, burząc wszystkie nasze plany. Tylko nie jej, bo ona zawsze wiązała z nią przyszłość. Wojna trwała trzy lata. Niejedną zniweczyła przyjaźń, nie jedną osobę ukazała jako zdrajcę. Ale oni i ich dziwne więzy przetrwały.
Zabrzmi to śmiesznie, ale nic nie pamiętam z decydującej walki, choć byłem tam i walczyłem. Wierząc w ideały, które nam wpojono wszyscy poszliśmy na tę bitwę. Wszyscy, bez względu na to, czy byliśmy "ci źli", czy "ci dobrzy", szliśmy gotowi na śmierć. Nie byłem wyjątkiem. Wierząc w ideały głoszone przez dowódcę zabijałem, postrzegany jako "ten zły". J wtedy ją zobaczyłem. Wojna zmieniła nas wszystkich, ale ona... Wyglądała niczym w opowieściach, jakimi straszy się małe dzieci. Pół twarzy przykrywały blizny po poparzeniu. Popękane naczynka tworzyły narośl, a oko nie otwierało się do końca, przez zdeformowaną powiekę. Drugie pół twarzy, prawie wcale się nie zmieniło. Przybyło tylko kilka nowych blizn. Jej smukłe palce pokrywała siateczka głębszych blizn, a same dłonie zawinięte były starymi bandażami, spod których wyłaniały się rozległe, niewyleczone rany. A mimo to przyszła... A za nią niczym mur, stali czterej przyjaciele. Widząc ją i jej poświęcenie, wiedziałem, że przegramy. I postąpiłam taj, jak postąpiłby każdy tchórz- bo nigdy nie byłem materiałem na bohatera. Zmieniłem strony. Co było później, nie pamiętam. Wpadłem jakby w trans, z którego wybudził mnie dopiero dźwięk trąb.
Zobaczyłem ją, osuwającą się na kolana i mojego byłego dowódcę leżącego na ziemi. On nie żył, ona umierała. Przez chwilę dostrzegłem jej spojrzenie. I wtedy zrozumiałem, że ona przez całe życie szukała przyjaciela, a ci którzy zawsze jej towarzyszyli, byli tylko namiastką tego, czego poszukiwała. A ona szukała kogoś, komu mogłaby powiedzieć, że się boi, kogoś, kto nie patrzyłby na nią jak na bóstwo i nie szukał w niej ideału. Kogoś, komu mogłaby zaufać i kto pomógłby jej choć częściowo uwolnić się od tego ciężaru. I w końcu kogoś, kto by ją poznał i zrozumiał.
Czasem, ale tylko czasem, mam wrażenie, że byłem jedynym, który choć częściowo spełniał te warunki, że jako jedyny zbliżyłem się do możliwości zostania jej przyjacielem. A dziś opisując tę historię doszedłem do jeszcze nowego wniosku. Zapewne jutro wyda mi się idiotyzmem, ale dziś doszedłem do wniosku, że ona w końcu znalazła przyjaciółkę. A została nią ta, która przyniosła ukojenie i zrozumienie, ta która ją bardzo dobrze zrozumiała i zawsze była blisko, czasem nawet zbyt blisko. Ta której mogła powierzyć własne życie- i zrobiła to. Ta która jako pierwsza uwolniła ją od ciężaru obowiązku. Dziś doszedłem do wniosku, że ona- nasza bohaterka i dziewczynka od burzy miała przyjaciółkę. Tragiczną, pustą i tak... melodramatyczną- śmierć.
Choć wielu się ze mną nie zgodzi, a do reszty nie dotrze sens tej opowieści, ja wreszcie jestem spokojny. Bo w końcu- po trzydziestu latach odnalazłem jej przyjaciela.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Bellanin dnia Wto 9:42, 16 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Agatelle
Stalówka
Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 14:27, 20 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Znalazłam kilka błędów:
"Była niezwykle silne, czego nieraz dowiodła, pozostawiając mnie całego posiniaczonego." Była niezwykle silna.
"Tych co tytułowali się jej przyjaciółmi było czterech." Tu chyba brak przecinka przed co.
"Czasem miałem wrażenie, że tylko ja widzę, jak często jest wyobijana, lub ma połamane żebra." Zbędny przed lub. Dodatkowo poobijana zamiast wyobijana.
Jeszcze kilka literówek i brak spacji.
Opowiadanie jak na debiut jest bardzo dobre. Tylko kuje mnie nieco zdanie: "Tragiczną, pustą i tak... melodramatyczną- śmierć.". Sądzę, że całość wyglądałaby lepiej bez niego, bo w końcu idzie się domyśleć, że chodziło o śmierć. Mam nadzieję, że jeszcze coś dodasz.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agatelle dnia Sob 14:31, 20 Cze 2009, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|