Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
![Forum Kącik Złamanych Piór Strona Główna](http://malaria_deicide.w.interii.pl/logo.jpg)
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Marazes
Ołówek
Dołączył: 19 Lis 2006
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:26, 26 Lut 2007 Temat postu: Przekręt |
|
|
Nowy Jork, ogromna metropolia. Dla milionów ludzi marzenie, dla kolejnych milionów dom, a dla tysięcy ekonomicznych gigantów raj pełen inwestycji.
Lało jak z cebra. Nad Manhattanem zawisły burzowe, ciemnogranatowe chmury. Mimo wczesnej pory panował mrok rozjaśniany jedynie pojedynczymi błyskawicami, a głośne grzmoty górowały nad codziennym zgiełkiem nowojorskich ulic. Krople spadające z nieba, dudniąc niemiłosiernie rozbijały się o sporą szybę jednej z restauracji nieopodal parku. Tuż za nią, przy swym stoliku siedział samotnie Frank Ebdon. Pogrążony w nastroju pełnym nostalgii i zadumy zastanawiał się jak bardzo są mu obcy współcześni ludzie.
Ludzie w ciągłym biegu po pieniądze. Jakby był to sprint na olimpiadzie. Bez przerwy i z mnóstwem wyrzeczeń, a meta zbliży się dopiero po emeryturze gdy stracone lata młodości nie wrócą, nawet za cenę całego zarobionego majątku.
Zapieprzają przez życie jak te żółte taksóweczki na Times Square nie spoglądając we wsteczne lusterko i nie zatrzymując się na światłach, pomyślał.
Oczywiście zdawał sobie sprawę, że istnieją jeszcze stworzenia potrafiące spojrzeć na siebie z dystansem i obserwować świat nie używając różowych szkieł. Nie spiesząc się, ciesząc każdą chwilą, a mimo to odnosząc nie mniejsze sukcesy niż ci pracoholicy.
Leniwie popijając gorzką i zimną już herbatę obserwował ludzi przemykających pospiesznie na zewnątrz. Tempo na chodnikach było nieco szybsze niż zazwyczaj. Z reguły nagleni przez czas tym razem popędzani przez gigantyczną ulewę na plecach.
Para murzyńskich małolatów z piłką do koszykówki biegła przykrywając głowy rękoma i rozchlapując na około wodę z kałuż.
Ebdon uwielbiał przypatrywać się ludziom. Robił to w restauracjach, zawsze rezerwując stolik przy oknie, ale najbardziej kochał siadać na miejskiej ławce i… po prostu obserwować.
Był brany za dziwaka od zawsze i w każdym środowisku, czy we wczesnych latach szkolnych, czy w rodzinie, czy kiedykolwiek i gdziekolwiek indziej. Jednak w branży cieszył się wielkim szacunkiem nawet wśród wrogów. „Franka się kocha, albo nienawidzi” – mawiał jego najlepszy przyjaciel i wspólnik Michael.
Biurokrata mknący równym, szybkim krokiem zgrabnie omijając kałuże i uskakując niczym górska kozica przed falami wody wzbudzonymi przez koła samochodów. Wszystko, aby nie poplamić nogawek.
Wystrojona damulka, około czterdziestki w różowym żakieciku, próbująca nie zgubić czołówki modnych kreacji. Ebdon widział jej twarz jedynie przez kilka sekund, na dodatek w biegu, ale to wystarczyło by mógł stwierdzić, że połowę pensji przeznacza na kremy maskujące zmarszczki, solarium i inne tego typu diabelstwa. Wszystko, aby wyglądać o dziesięć lat młodziej, niestety z odwrotnym skutkiem.
- Czy podać coś jeszcze? – spytał kelner nachylając się nad stolikiem i trzymając notatnik z ołówkiem w najwyższej gotowości.
- Nie… dziękuję – odparł przeciągle Frank jakby dopiero wstał z łóżka.
Dokończył herbatę, a pustą filiżankę wraz ze spodkiem przesunął na skraj blatu. Kelner zabrał „prezent” i powędrował w stronę baru.
Spojrzał na swego złotego rolex’a. Wskazówki powoli wlokły się w stronę dziewiątej rano. Jeszcze minuta.
- Raz… dwa… trzy… - wyliczał cicho pod nosem.
Wybiła punkt dziewiąta.
Młoda dziewczyna jedną ręką przyciskała plik papierów do piersi, a w drugiej kurczowo trzymała parasolkę. Niezależnie od pogody, zawsze w butach na wysokim obcasie. Jak co dzień rano przebiegła przez pasy na czerwonym świetle. Być może o jeden raz za dużo.
To był błąd, największy w jej życiu…
Klakson czerwonego nissana, pisk opon, odgłos ciała odbijającego się od maski i w końcu trzask szyby. Kartki pofrunęły do góry by spiralnym lotem opaść porozrzucane po całej jezdni. Rozklekotana parasolka leżała gdzieś przy krawężniku.
Tłum gapiów, pomimo burzy, błyskawicznie, niczym sępy, zleciał się nad odrzuconym na kilka metrów ciałem dziewczyny. Restauracja natychmiast wypełniła się dwa razy głośniejszymi szmerami i szczękiem zastawy spowodowanym agresywnym ruchem konsumentów. Kilka osób podbiegło nawet do okna by wypatrzyć, co się stało.
- Widział to pan?! – zapytała podekscytowana, starsza kobieta z babcinym, purpurowym makijażem.
- Owszem… - odparł niewzruszony.
- I siedzi pan sobie spokojnie?! – rzekł nieco zbulwersowany, niski, a na dodatek tłuściutki i łysiejący mężczyzna.
Kusiła go odpowiedź jednym z filozoficznych aforyzmów, które tak lubił. Wstrzymał się jednak.
- To moja praca – odpowiedział tajemniczo i posępnie.
Kobieta oczywiście nie wiedziała, o co chodzi i uznała Franka za dziwaka. Znowu… Nie obchodziło go to, co mówią inni.
By bardziej „pogrążyć” Ebdona wydała z siebie dźwięk podobny do parsknięcia konia, lecz o wiele bardziej złowieszczy, bo przepełniony pogardą.
Jeśli pasy lub poduszka powietrzna zadziałały, wysiądzie i złapie się za głowę, mówił do siebie w myślach.
Kierowca wypadł z samochodu łapiąc się za głowę i pospiesznie wyciągając telefon komórkowy.
Frank Ebdon wyprostował się w krześle, a dłonią już sięgał do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął telefon i począł wpatrywać się w wyświetlacz, który momentalnie ożył. Odebrał wpatrując się w kierowcę, który zatykał palcem ucho.
- Mów.
- Pogotowie?! Zgłaszam wypadek obok Central Parku na początku dziewięćdziesiątej szóstej – ledwie słyszał glos przebijający się przez szumy, trzaski i wielkomiejski hałas.
- Odwróć się – teraz patrzył na plecy kierowcy.
- Tak, dziewięćdziesiąta szósta.
- Obrażenia?
- Chyba w głowę, ale nie jestem pewien stanu.
- Dobra, zobaczymy się później. Bez odbioru – zakończył i przerwał połączenie.
Kierowca również schował telefon i zginął gdzieś w tłumie gapiów.
Drugi etap zakończony, pomyślał Ebdon. Wstał, zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł z lokalu pozostawiając zapłatę na stoliku.
***
- Spokojnie, spokojnie Michael! Mówiłem, jeden telefon i po kłopocie. Ledwo wróciłem do domu. Nie tak się umawialiśmy.
- Wiem… siedzieć spokojnie.
- Właśnie. Zaraz porozmawiam z komendantem i wpadniesz do mnie. A tak w ogóle, to nieźle załatwiłeś tę sekretareczkę.
- Dzięki – zarechotał Michael – Ja też nie sądziłem, że jedno stuknięcie nissanem i to jeszcze przy tak małej prędkości wyeliminuje ją z gry.
- No dobra, kończę i za kwadrans jesteś u mnie.
- Mam nadzieję, na razie.
- Trzymaj się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/softmetal/images/spacer.gif) |
|
![](http://picsrv.fora.pl/subSilver/images/spacer.gif) |
Ewan_McTeagle
Ołówek
Dołączył: 16 Kwi 2007
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Wto 23:52, 01 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
No cóż ogólnie mam wrażenie deja vu... po pierwsze historyjka bardzo cieniutka, moim zdaniem. Poza tym język; wszelkie metafory oraz warstwa stylistyczna niezwykle pobieżne, banalne wręcz. Ogólnie nieszkodliwy kawałek, szybko sięczyta, ale ani dialogi, ani opisy nie przykuwają uwagi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
![](http://picsrv.fora.pl/softmetal/images/spacer.gif) |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|