Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Barni
Ołówek
Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Wysłany: Śro 15:13, 15 Paź 2008 Temat postu: Opowieści z Barni / Ace(r) Ventura [Harry Potter] [NZ] |
|
|
Witam ja was drodzy forumowicze. xd Daję tutaj pierwszy (i wcale, ale to wcale nie ostatni) rozdział fan ficka, który tworzy się już od dobrych sześciu miesięcy. Co jeszcze? Jest niby w Hogwarcie, z różdżkami i eliksirami. Ale głównie stawiamy na humor. Humor, który może i nie trafi do każdego, bo jest specyficzny. Jak ktoś lubi idiotyczne żarty, to chyba tutaj może to znaleźć. A więc - niniejszym łapcie, rozdział pierwszy.
Rozdział łan
Deszcz bębnił z impetem o szyby pędzącego pociągu, kiedy wysoki blondyn wchodził do jednego z przedziałów, pochylając głowę, aby nie uderzyć w futrynę. Przedział, w którym spokojnie zmieściłoby się dziesięć osób był okupowany przez grupę jego najlepszych przyjaciół. Barni – bo tak wszyscy na niego mówili – był nietypowym Ślizgonem. Od czasu otworzenia Hogwartu, rzadkością było, aby ślizgon przyjaźnił się z krukonami czy gryfonami. Na twarzy Barneya Ollivandera, oszpeconej nieco zbyt krzywym nosem, gościł szeroki uśmiech, jednak spełzł z nich po chwili, aby ustąpić miejsca zainteresowaniu. Rozległ się jęk zawodu, a wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku Pittiego Crusera. Szesnastoletni blondyn trzymał w ręku bierkę i patrzył smutnymi oczami na podłogę, po której turlały się inne patyczki.
- I całą moją koncentrację szlag trafił, cfelu! – krzyknął Pitti w kierunku Barneya. Ten tylko uśmiechnął się krzywo i usiadł pomiędzy niedbale siedzącym Acerem Risusem, a Pepe Szeriffem, przeszkadzając im w burzliwej dyskusji na temat tego, czy kruki powinny być kastrowane, czy też nie.
- Nie zgadniecie kogo widziałem w jednym z przedziałów.
- Obawiam się, że zgadniemy. – mruknął pod nosem Kris, który właśnie wygarniał bierki spod jednego z siedzeń – Czyżbyś mówił o młodym Potterze? Też go widziałem. Porterów dwóch.. co nie? James i.. właściwie to jak on ma na imię?
- Albus Severus Potter – odezwał się znad ‘Proroka Codziennego’ Drake Hikaru. – Jest tu o nim całkiem pokaźni artykuł.. oczywiście napisała go Skeeter. „Czy syn przerośnie tatusia? Czy Harry Potter zniknie w cieniu swoich synów? W tym roku edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie rozpoczął drugi syn Harrego Potter, Albus Severus Potter. Nosi imiona po dwóch czarodziejach, którzy mieli ogromny wpływ na wydarzenia mające miejsce niespełna dwadzieścia lat temu. Czy nie okryje ich hańbą, idąc w ślady ojca i łamiąc wszystkie możliwe zasady?” Eh. A o tym, że Potter jest bohaterem, że uratował społeczność czarodziejów pokonując Voldemorta, to już wspomnieć nie raczyła. Czasami mam wrażenie, że ta baba nigdy się nie zmieni.
- Cholerne bierki! – rzekł zdenerwowanym głosem Kris, sięgając po różdżkę. – Lumos! - mruknął pod nosem, a na czubku jego różdżki zapaliło się jaskrawe światło. Przy jej pomocy zaczął kontynuować poszukiwania.
- Eh.. durniu. – mruknął, siedzący dotąd cicho Bobercik. Odgarnął z czoła ciemne włosy i sięgnął po swoją różdżkę. –Accio bierki Pittiego!- rzekł głośno, a spod -jednego z siedzeń wyleciało kilka bierek. Złapał je zręcznie i z lekko zażenowaną miną podał Krisowi. Kris był o tyle nietypowy, że wszyscy zwracali się do niego po nazwisku, rzadko się zdarzało, aby użyli imienia Matsuiama. Pewnie dlatego, że Bobercik kiedyś uznał je za zbyt gejowskie Po chwili cała trójka powróciła do gry, Drake zniknął za ‘Prorokiem Codziennym’ , a Pepe tępo wpatrywał się w okno.
- Jesteś mi winien pojedynek, frycu- mruknął Acer do Barneya, uśmiechając się lekko pod nosem – Za to, że zgarnąłeś mi w zeszłym roku znicza sprzed nosa, nie zapomniałeś?
- No! Fartuchu jeden! – wtrącił się Pitti, odrywając wzrok od bierek. Kiedy mowa była o Quidittchu, nawet bierki stawały się nieważne. Chłopak zawsze liczył, że pochwalą jego, według własnej opinii, błyskotliwe komentarze. Pitti Cruser od pierwszego komentowanego meczu zdobył sympatię kibiców. Jednak nie było to spowodowane jego talentem, a głupawymi odzywkami, które uważał za inteligentne.
- Zwalniamy.. – mruknął Pepe wciąż wpatrując się w okno, o które bębnił deszcz. Cały dzień był pochmurny i szary, lecz teraz było wyjątkowo ciemno – Ale pogoda…. – dodał jakby do siebie.
Czerwona lokomotywa wjechała na stację w Hogosmade, jedynej wiosce w całości zamieszkiwanej przez czarodziejów. Z wagonów, zasłaniają twarze przed wiatrem, wysypali się rozgadani uczniowie, odziani w czarne szaty. Gromada dziewcząt i chłopców w wieku od jedenastu do siedemnastu lat zaczęła się powoli przesuwać ku miejscu, w którym stały powozy. Pojazdy te były o tyle nietypowe, że ciągnęły je za sobą niewidzialne dla większości oczu potwory. Mniej więcej w połowie drogi oddzielili się pierwszoroczniacy, aby przepłynąć do Hogwartu na łodziach. Reszta uczniów w żwawym tempie uwinęła się z wsiadaniem do powozów, które powoli potoczyły się ku wielkiemu zamkowi, szkole Magii i Czarodziejstwa. Kris, Bobercik, Pitti i Barni usiedli razem, w jednym z czarnych pojazdów, w którym słychać było bębniący o niego deszcz.. Nie rozmawiali zbyt wiele, myślami byli już w Wielkiej Sali, gdzie stały suto zastawione stoły.
Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się na oścież , i stanął w nich niski, nieco pyzaty mężczyzna. Neville Longbotom, nauczyciel zielarstwa wprowadził pierwszoroczniaków do Wielkiej Sali. Przy czterech długich stołach, rozstawionych równolegle do siebie, siedzieli uczniowie, teraz wszystkie twarze zwróciły się w kierunku dużych drewnianych drzwi. Rozległy się podniecone głosy, jednak po chwili ucichły, jak i wszelkie inne rozmowy. Pitti schował bierki za pazuchę. Neville postawił taboret przed stołem nauczycielskim , a na nim położył Tiarę Przydziału. Rozdarcie przy górze tiary otworzyło się, a ta zaśpiewała skrzekliwym głosem:
- Dziś nie będzie pouczenia,
wiem, że chcecie do jedzenia!
Więc nie będę wam marudzić,
by nie głodzić i nie nudzić!
Kiedy skończyła, na twarzach uczniów malowały się wesołe uśmiechy. Znikły, ustępując miejsca zaciekawieniu, kiedy znów odezwał się Neville.
-Wyczytanych uczniów proszę, aby usiedli i założyli tiarę. Zrozumiane? Jina Aberthof!
Z tłumu wyszła mała dziewczynka o rudych włosach i piegowatej, pyzatej twarzy. Usiadła niepewnie na stołku, zakładając sobie zniszczoną tiarę na głowę. Na chwilę zapanowała wszechobecna cisza, jednak po krótkim czasie rozdarcie znów się rozszerzyło.
-HUFFELPUFF!
Przydzielanie wlekło się jak zawsze, stopniowo nasilały się rozmowy. Jednak, gdy rozległ się okrzyk „Albus Potter” , gwar ucichł, a wszystkie twarze znów zwróciły się w kierunku tiary przydziału. Z małej już grupki oczekujących wyszedł niski, czarnowłosy chłopiec. Zielone, przerażone, oczy wbite były w tiarę przydziału. Usiadł i niepewnie nałożył ją na głowę. Wszystkie jego wątpliwości i obawy rozwiały się, gdy w Sali rozległ się donośny okrzyk „Gryffindor!” Barni zauważył tłum wiwatujących uczniów, przy stole w przeciwnym końcu sali. Uśmiechnął się na widok klaszczącego Pepe i Drake’a. Mógłby przysiąc, że kiedy młody Potter przechodził koło stołu nauczycielskiego, jego ojciec- nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią- pokazał mu uniesiony w górę kciuk. Kiedy przydzielani byli ostatni uczniowie, młody Ollviander omiótł wzrokiem salę, w poszukiwaniu pozostałych przyjaciół. Odliczył wszystkich poza Krisem, ale nie miał czasu nad rozmyślaniem nad tym, czemu go tam nie ma, gdyż półmiski dookoła niego napełniły się jedzeniem. Kiedy już wszyscy się najedli i napili powstał dyrektor.
-Witajcie uczniowie. – rzekł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Wyglądał na około czterdziestu lat. – Nie będę was zanudzać przemowami, zwrócę się tylko do pierwszoroczniaków: Jestem Christopher McBrianold, dyrektor Hogwartu i pragnę was poinformować , iż wejście do lasu na skraju błoni jest stanowczo zakazane. Dodatkowo chciałbym przedstawić wszystkim uczniom nowego nauczyciela transmutacji. Profesor McGonagall przeszła na emeryturę, a na jej miejscu pragnę serdecznie powitać Serafina Terry’ego.
Kiedy dyrektor to powiedział, wstał młody mężczyzna. Odgarnął z czoła czarne włosy, po czym obdarzył wszystkich uczniów serdecznym uśmiechem. Skinął lekko głową, i usiadł.
-Dodatkowo, chciałbym pogratulować parze nowych prefektów naczelnych.
Barni kątem oka zauważył, że Pepe wypina dumnie pierś, na której połyskiwała nowiutka oznaka z literą PN. Kiedy znowu przeniósł wzrok na dyrektora, ten już siedział. Uczniowie powoli wstawali od stołów, a po chwili całą gromadą udali się do swoich pokoi wspólnych. Barney Ollivander przeciskał się przez tłum, aby dopaść Pepe i pogratulować mu odznaki. W międzyczasie natknął się na Acera Risusa. Chłopak uśmiechnął się do niego swoim, sławnym już, uśmiechem.
- Jutro na błoniach, pamiętaj.
- Jasne.
W pokoju wspólnym Slytherinu długo trwały rozmowy, uczniowie opowiadali sobie o wakacjach i wymieniali nadziejami dotyczącymi nadchodzącego roku szkolnego. Barni jednak nie miał siły tego słuchać, udał się do swojego dormitorium i wyczerpany runął na łóżko. Nie minęło pięć minut, a spał w najlepsze.
Acer otworzył oczy i zobaczył szare pręgi światła przebijające się przez małą szczelinę w płótnach błękitnego baldachimu nad jego głową. Przewrócił się na bok z powrotem zamykając oczy, jeszcze wcześnie, pomyślał próbując znowu zasnąć. Nagle pośród sennej, porannej ciszy rozległ się dziki krzyk, znajomy krzyk zresztą. Kiedy wolną ręką odchylił zasłony znad łóżka jego zaspanym oczom ukazał się Pitti, który klął na czym świat stoi.
-Co jest? – zapytał cicho Acer gramoląc się z łóżka. Usiadł na skraju i powoli przecierał oczy, gdy podniósł wzrok z zadowoleniem stwierdził, że typowa mgiełka występująca przy zbyt wczesnej pobudce zaczęła znikać ustępując ostremu widokowi krzyczącego młodzieńca w okularach. Rozczochrane blond włosy opadały mu na czoło nadając mu wygląd nastroszonej sowy.
- Gdzie są moje bierki?! Gdzie?! – jakby zza ściany Acer słyszał głos przyjaciela przeplatany licznymi przekleństwami, jednak zaraz po wzroku, także słuch wrócił do normalnego stanu i chłopak poczuł, że jest w pełni obudzony.
- Próbowałeś Accio? – zapytał zażenowany zbyt wczesnym otworzeniem oczu.
Kątem oka dostrzegł, że Pitti narobił tyle hałasu, że reszta chłopców z dormitorium zaczęła wystawiać głowy z łóżek sprawdzając co się dzieje.
- Pewnie że tak! Czy ty masz mnie za debila? Nie działa! – krzyknął blondyn coraz bardziej rozeźlony. Acer szczerze chciał odpowiedzieć „tak” ale w duchu machnął ręką. Czuł, że skończyłoby się to tylko wymianą przekleństw.
Chcąc nie chcąc Acer jeszcze w piżamie ruszył na poszukiwanie bierek. Znalazły się stosunkowo szybko, ponieważ były w szufladzie Pittiego, który nie miał pojęcia kiedy je tam włożył, ponieważ uparcie twierdził, że zostawił je na stoliku nocnym.
Chłopcy ubrali się i zeszli do pokoju wspólnego Ravenclawu, było to duże, okrągłe pomieszczenie w niebiesko-brązowych barwach. Za oknem rozciągały się pasma górskie daleko za Hogwartem. Minęli ten widok przyzwyczajeni do niego. Już mieli wychodzić z pokoju wspólnego gdy ze schodów schodziła znajoma postać.
- To wy narobiliście takiego hałasu? – zapytał rozczochrany Bobercik rozżalonym głosem. Po jego minie widać było, że zna odpowiedź więc Acer nie zrozumiał po co się pyta.
Obaj wzruszyli ramionami wiedząc, że co nie powiedzą i tak wszystko Bob zwali na nich.
- Gdzie Kris? – zapytał Pitti gładząc czuprynę i poprawiając okulary,
- Śpi snem sprawiedliwego – stwierdził Bob – nawet się nie przekręcił podczas tych waszych wrzasków – cała trójka uśmiechnęła się mimowolnie kierując się do Wielkiej Sali.
Cała droga minęła im na opowiadaniu sobie co robili w wakacje, więc bardzo szybko minęli długie korytarze, niezliczone ilości zbrój i posągów, gdy nagle rozmowa zeszła im na tegoroczne rozgrywki Quidditcha. Wchodzili już do Wielkiej Sali gdy Bob rozglądając się jak jeszcze w niej pusto, zapytał
- Pitti nadal jesteś komentatorem?
- Chyba tak, a co? – zapytał zdziwiony pytaniem kolegi.
- Bo przez twoje komentarze ze śmiechu nie mogę utrzymać kafla – mruknął siadając przy jednym ze stołów, który aż uginał się od potraw. Acer uśmiechnął się pod nosem przy wspomnieniu zabawnych ale jakże trafnych komentarzy Pittiego, nakładając sobie zapiekankę. Dalszy ciąg rozmowy jakby przestał dobiegać do jego uszu.
Sklepienie odzwierciedlało niebo nad nimi, ponieważ było zaczarowane. Prawie żadnej chmury, słońce świeciło mocno, koniec lata miał w sobie wiele uroku.
Nad talerzem dostrzegł Barniego, który kierował się w stronę stołu ślizgonów. Trudno go było nie zauważyć, był niewiarygodnie wysoki jak na czwartą klasę. Kiedy ich zobaczył machnął ręką z uśmiechem i odwrócił wzrok. Niewiele brakowało, abym złapał znicza przed nim, pomyślał, wygrali dziesięcioma punktami, farciarze. Nie wiedział czy to po prostu szczęście czy Barni miał lepszą miotłę. To że młody ślizgon mógł być lepszym szukającym, nawet nie przechodziło Acerowi przez myśl.
Z tych rozmyślań wyrwał go głos Pittiego.
- Acer, w tym roku masz złapać znicza przed tym lamusem. – powiedział pokazując palcem w stronę stołu Slytherinu.
- Jasne – odpowiedział, nie musiał się domyślać, że chodzi o Barniego – właśnie nad tym myślałem...
Niestety przerwał mu dziki krzyk Bobercika patrzącego na Krisa, który właśnie podchodził do ich stołu.
- Kris jest prefektem! – krzyczał Bobercik z prawie obłąkańczym uśmiechem na twarzy, pokazując pierś przyjaciela. – to dlatego wczoraj się na ucztę spóźniłeś, a potem znowu zniknąłeś!
Acer odwrócił wzrok od zapiekanki i spojrzał na Krisa. Faktycznie, pomyślał. Na piersi młodego krukona zobaczył srebrną odznakę z dużym P w środku. Świeżo upieczony prefekt nie wyglądał aby ta odznaka robiła mu jakąś różnicę, choć Acer mógł przysiąc, że zobaczył błysk dumy w jego oczach.
- Cześć – usłyszeli od czarnowłosego chłopca.
- Dzień dobry panie prefekt! – odpowiedzieli chórem Acer i Bobercik. Pitti niestety miał usta zbyt zapchane ziemniakami aby coś powiedzieć, więc tylko jęknął cicho w odpowiedzi.
Kris mruknął coś czego cała trójka nie mogła dosłyszeć.
Do Wielkiej Sali zaczęła schodzić się reszta uczniów i powoli robiło się tłoczno. Acer był przyzwyczajony do tego, miło mu było powrócić po wakacjach w mury Hogwartu. Przed nim pojawił się wypełniony arkusz z planem zajęć, spojrzał i zobaczył, że pierwsza lekcja to transmutacja. Ciekawe kto go teraz naucza, pomyślał, w tamtym roku odeszła na emeryturę stara profesor McGonnagall. Choć była surowa i dużo wymagała miło ją wspominał.
Nagle poczuł jak ktoś go szturcha w ramię.
- Chodźmy już na tą transmutację – powiedział Pitti. Acer wyczuł, że idzie na lekcje z taką samą chęcią jak i on. On i Pitti byli znani wśród grona pedagogicznego ze swojego lenistwa, niedbalstwa, odporności na wiedzę i radości jaką czerpią z każdego dzwonka na przerwę. Choć wyniki mieli marne, na egzaminach zawsze wypadali dobrze, często nawet powyżej przeciętnej.
Gdy weszli do klasy i zajęli swe miejsca w ostatniej ławce, zobaczyli, że za katedrą stoi już wykładowca. Był to młody mężczyzna o serdecznej twarzy, poczciwym uśmiechu i długimi, połyskującymi, czarnymi włosami. Stał dumnie wyprostowany, uśmiechając się do wszystkich. Był typem człowieka, którego już po wyglądzie ocenia się, że nie da się nie lubić.
- Ale nam geja przydzieli w tym roku – stwierdził Pitti, pokazując, że zawsze musi mieć zdanie inne niż wszyscy. Acer roześmiał się cicho, patrząc na nowego profesora.
- Witajcie – po sali rozległ się głęboki głos mężczyzny – nazywam się Serafin Terry i jestem waszym nowym profesorem transmutacji. Na dzisiejszej lekcji chcę wam powiedzieć, że cieszę, że wybraliście ten przedmiot na owutemy i zapoznam was z tym co będziemy przerabiać w tym roku...
W tym momencie Acer poczuł jak głos wykładowcy przestaje docierać do uszu, a jakby biegł dalej, gdzieś obok. Spojrzał na Pittiego, który z otwartymi ustami patrzył za okno niewidzącymi oczami. Acer szturchnął go i patrzył jak przyjaciel wraca na Ziemię.
- Wyciągaj te bierki bo mnie ten Serafin zanudzi – powiedział zanim Pitti zdążył się odezwać. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie i sięgnął do torby. Cała lekcja zeszła im na grze, przekleństwach i cichych okrzykach radości po zwycięstwie.
Acer sam nie bardzo wiedział co się działo na późniejszych lekcjach, pamiętał jak w walce na pióra z Pittim połamał ostatnie i nie ma czym pisać i jak przez pół lekcji zaklęć patrzył na jedną z dziewczyn z klasy. Reszta jakby mu umknęła. Odzyskał świadomość gdy po lekcjach schodzili do Wielkiej Sali na obiad. Spojrzał w sklepienie, które było ciemnoszare, westchnął cicho. Przy stole zobaczył już Krisa i Bobercika, którzy rozmawiali zawzięcie o tegorocznych sumach. Był dziwnie senny i znudzony, więc nawet nie zauważył gdy obok niego usiadł wysoki, blond włosy ślizgon.
- Cześć – przywitał się Barni – to co Acer, dzisiaj o 22? – zapytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
Zaspany i ociężały umysł Acera zaczął powoli trawić informację, by wreszcie ożywić się i ruszyć jak maszyna parowa.
- Jasne – odpowiedział uśmiechnięty – na błoniach przy cieplarniach?
- Nie ma sprawy – powiedział Barni po czym wstał – na razie – pożegnał się i odszedł do swojego stołu, Acer jeszcze chwilę odprowadzał go wzrokiem, wyobrażając sobie dzisiejszy pojedynek.
Przez resztę dnia był nieobecny i zamyślony, dlatego rozmowy Pittiego, Krisa i Boba czy o Quidditchu czy o czymkolwiek innym nie interesowały go i przegrał wszystkie partie bierek na co Pitti bardzo się uskarżał.
- Hej Ace – Acer usłyszał bliżej nie zlokalizowany dźwięk, gdy otworzył oczy stwierdził, że siedzi w swoim ulubionym fotelu, rozejrzał się zdziwiony i zobaczył błysk okularów.
- Musiałeś zasnąć – powiedział Pitti – chodź zaraz dziesiąta.
Acer przetarł oczy i mruknął ciche podziękowanie. Upewnił się, że różdżka znajduje się w kieszeni i wstał. Obaj skierowali się do dużych drewnianych drzwi. Acer był okropnie zaspany więc cała droga minęła mu zaskakująco szybko, a i tajne wyjście, które wraz z Pittim znaleźli dwa lata temu nie dłużyło się tak okropnie jak zwykle. Wyszli za cieplarniami, poczuli jak zimne krople deszczu na twarzach.
- Pada – stwierdził ziewając Acer.
- Godna podziwu spostrzegawczość - mruknął Pitti co Acer postanowił przemilczeć. Gdy wyszli przed cieplarnie usłyszeli znajomy głos.
- Myślałem, że speniałeś – powiedział Barni wychodząc spod dachu, pod którym chował się przed deszczem.
- Chciałbyś
Stanęli naprzeciwko siebie wyciągając różdżki. Było okropnie ciemno, księżyc ledwo przebijał się przez ołowiane chmury. Chłopcom to wystarczyło aby widzieć się wzajemnie. Pitti odszedł schować się przed niemiłosiernie siąpiącym deszczem.
- Jak zwykle bez sekundantów? – zapytał ślizgon.
- Oczywiście – mruknął z nikłym uśmiechem Acer.
- Gotów? – ponownie zapytał ślizgon, Acer odpowiedział kiwnięciem głową.
Równocześnie w ten sam sposób ruszyli różdżkami, błysnęło i przeciwnicy wisieli głową w dół. Obaj mieli przez chwilę bardzo głupie miny.
- Nie tak to sobie wyobrażałem – mruknął Barni na co Acer machnął ręką.
- Ja tam mogę i tak – powiedział czując jak krew zaczyna napływać mu do twarzy.
Znowu rozległy się krzyki i błyski, jako że nie mogli się poruszać pozostawało im tylko do ochrony zaklęcie tarczy. Parę zaklęć trafiło, więc ani Barni ani Acer nie wyglądali najlepiej.
-Expelliarmus! – ponownie krzyknęli równocześnie, ale zaklęcia odbiły się od siebie. Jedno prawie trafiło w Pittiego co ten skomentował głośnym jękiem.
- Petrificus totalus! – krzyknął ślizgon, Acer w tym momencie podciągnął całe ciało i uniknął zaklęcia, szybką się prostując krukon krzyknął
- Drętwota! – czerwony promień uderzył Barniego prosto w klatkę piersiową. Ciało bezwładnie uderzyło w ścianę cieplarni aż huknęło. Acer poczuł, że to nie przyniesie niczego dobrego.
Po chwili między nich wpadła starsza kobieta owinięta w zwiewne szale, z ogromnymi okularami na nosie, które strasznie powiększały jej oczy. Acer zaklął w duchu, gdy już wiedział co się szykuje.
- Co tu się dzieje?! – krzyknęła nagle stara profesor Trelawney – pojedynki! Pierwszy dzień szkoły i już pojedynki! – krzyczała okropnie piskliwym głosem na co Acer mimowolnie krzywił się.
Pani profesor machnęła różdżką w jego stronę i spadł na śliską od wody trawę, brudząc całą szatę.
- Ennervate! – krzyknęła kierując różdżkę w ślizgona, który po chwili otworzył oczy i wstał z wyraźnym grymasem na twarzy. Na czole robił się już spory guz i strup. Kiedy zobaczył profesor Trelawney mina mu zrzedła jeszcze bardziej.
- No tak... – mruknęła – Risus i Ollivander, mogłam się tego spodziewać – powiedziała patrząc na chłopców. Acer czuł ból pod żebrami w miejscu gdzie ugodziło go zaklęcie ślizgona. – Z wami zawsze jest ten młody Cruser, gdzie on? – Pitti, który właśnie próbował się wymknąć poczuł, że jest za późno.
- Mam cię! – krzyknęła stara Trelawney – co ty tu robisz?
- Pilnuje żeby się nie pozabijali – mruknął urażony swoją nieudaną ucieczką. Pani profesor widocznie ta odpowiedź usatysfakcjonowała, bo machnęła ręką, że może sobie iść. Pitti nie czekał na więcej tylko zniknął czym prędzej za cieplarniami.
Acer w duchu zaprzysiągł sobie, że tego mu nie daruje niestety więcej nic nie mógł zrobić, bo znowu odezwała się Trelawney.
- Macie u mnie szlaban – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją. Acer gdy jeszcze uczył się wróżbiarstwa czerpał wiele radości z przerywania lekcji swoimi głupimi odzywkami. Wiedział, że to się na nim odbije i klął na siebie w myślach gdy nagle znowu dobiegł go głos nie lubianej pani profesor. – Jutro o dwudziestej macie być pod moim gabinetem, do tego czasu coś wam wymyślę. A teraz marsz za mną do skrzydła szpitalnego.
Acer i Barni z bardzo ponurymi minami kulejąc, jęcząc i stękając powłóczyli się z Trelawney. Choć gdy ich oczy spotkały się uśmiechnęli się szeroko, a Acer ruszając ustami bezgłośnie powiedział „wygrałem”.
Acer i Barni stali pod wierzbą bijącą, wpatrując się tępo w kołysane wiatrem gałęzie. Drzewo, stojące w ciemnościach, oświetlane jedynie promieniami z różdżek, wyglądało dość majestatycznie. Barney przełknął głośno ślinę. Przejechał ręką po czole, chcąc zetrzeć z niego pot, jednak uświadomił sobie, iż ma na nim bandaż.
- Nie mogę uwierzyć, że Trelawney nas wyczaiła..- mruknął chłopak, nie odrywając wzroku od drzewa.
- Nic by się nie stało, gdybyś tak nie wykrzykiwał tych inkantacji!- Acer spojrzał na niego z pogardą, jednak po chwili w jego oczach zapaliły się wesołe ogniki. - Myślą, że będę stąd wykurzał Bachanki... to są w błędzie. - Po tych słowach wolnym krokiem podszedł do wierzby bijącej. Barni niewiele myśląc poszedł zanim. Po chwili usłyszał podekscytowany głos Acera.
-Frycu! Obczaj to !
Barni odwrócił się i w pierwszej chwili nie zrozumiał co się stało. Głośnie chlaśnięcie, piekący ból na twarzy i donośny śmiech jego towarzysza. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że dostał z naprężonej gałęzi. Niewiele myśląc dopadł do innej gałęzi i nim Acer zdążył zareagować, został ugodzony gałęzią w ramię. Zrobił kilka kroków w tył i uniósł wyżej różdżkę.
-Wingardium Leviosa!- rzekł stanowczo, celując nią w grubą gałąź. Ta poruszyła się, a kiedy chłopak zamaszystym ruchem przeniósł rękę na kolegę, a będąca pod wpływem zaklęcia gałąź również pomknęła ku Barniemu. Czasu na reakcję było mało, ale prawdziwy Ślizgon sprosta nie takim rzeczom. Różdżka Barneya również była już gotowa do działania.
-Diffindo!- rozległ się dźwięk szybko łamanego drewna i gruby, drewniany pal padł na ziemię, tuż pod stopami chłopca.
-Frycek... chyba przesadziłeś- rzekł niepewnie Acer, patrząc na poruszające się niespokojnie gałęzie. Po chwili jedna z nich, grubości średniej wielkości pnia, pomknęła ku chłopcom. Padli na ziemię, unikając ciosu. Poczuli silny podmuch wiatru nad głowami, kiedy drewniana śmierć przeleciała tuż nad nimi. Wstali niepewnie, licząc że to już koniec. Lecz Bijąca Wierzba nie była z tych, które łatwo odpuszczają. Dziesiątki małych gałązek okładało dwójkę przerażonych uczniów po całym ciele. Po chwili stało się to, czego najbardziej się obawiali. Wielka, gruba jak Snorlax gałąź ruszyła w ich kierunku z zawrotną szybkością. Była niespełna pół metra od nich, gdy oboje poczuli szarpnięcie. Nieprzygotowani na taki obrót sprawy padli na ziemię kilka metrów poza zasięgiem wierzby. Spojrzeli w górę i zobaczyli nad sobą Neville'a Longbotoma. Uśmiechnęli się do siebie, widząc, że jednak im się poszczęściło. Gdyby to był inny nauczyciel, byłoby z nimi źle. Ale profesor Longbotom był zawsze wyrozumiały. Teraz jednak miał poważną, zdenerwowaną minę.
-Zniszczyliście Wierzbę Bijącą..
-I pomyśleć, że kazał nam tylko przepisywać!- krzyknął uradowany Acer, prostując się na krześle, aby zerknąć na pergamin kolegi. Zauważył, że Barni prawie już skończył swoją robotę, podczas gdy mu zostało jeszcze dobre pół strony - Frycek! Jak ty żeś to tak szybko przepisał?
- Gdybyś nie tracił czasu na okrzyki radości i dziękowanie niebiosom, że zesłały nam profesora Longbotoma też byś już skończył. - odpowiedział, odkładając pióro i unosząc pergamin. -No! Na już skończyłem. Pozwolisz, że nie będę na ciebie czekał.. już pewnie grubo po północy, kimnę się.
Chłopak wyszedł z klasy i zaspany ruszył ku lochom, do dormitorium Ślizgonów, ale zdążył jeszcze za sobą usłyszeć ciche "o ty geju".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Barni dnia Śro 15:16, 15 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:49, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Niniejszym, mimo iż modem nie jestem, to mnie szlag jasny trafia i stwierdzić muszę że:
a) na fanfiction jest osobny dział
b) użytkownik się nie przywitał
c) jest to najzwyklejsza w świecie reklama.
Barni napisał: | Kuniec. Dzięki za przeczytanie, o ile ktoś przebrnął. Jeżeli przebrnął i się spodobało, to serdecznie zapraszam na poeciodsiedmiurzyci.fora.pl, gdzie jest tego trochę więcej niż jeden rozdział. | Bo jak inaczej można nazwać coś takiego?
d) na potwierdzenie tego faktu mogę powiedzieć, iż rzeczony użytkownik identyczny post wkleił na forum Nasze Opowiadania. Post jest kropka w kropkę, przecinek w przecinek, emotka w emotkę identyczny.
EDIT: Aha, chwilę później szanowny użytkownik zmienił nieco swój post modyfikując słowo "koniec" na "kuniec" oraz emotkę "XD" zmienił na "xd". Nie mogę więc już twierdzić, że post jest identyczny. Cóż.
I jako że opowiadanie zostało przeniesione przez Miyę, to podpunkt a jest już nieważny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Śro 17:53, 15 Paź 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Miya
Jawny Koszmar
Dołączył: 23 Lip 2007
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: ze światów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:50, 15 Paź 2008 Temat postu: |
|
|
Temat przeniesiony tam, gdzie jego miejsce, czyli do fanfików.
Podpisano: Miya - wiedźma z granatem.
A Mad się wtrąca i uprasza o nie zamieszczanie durnych reklam na końcu wklejanych historii. I reklamę kasuje, a na konto użytkownika wędruje ostrzeżenie za umieszczenie opowiadania w niewłaściwym dziale.
PS. Ja wiem, że Barnia to z założenia idiotyczna książka i ff do niej pewnie musi być podobny, ale na litość Merlina "rozdział łan"?! Jeśli ktoś da radę to przeczytać, to naprawdę podziwiam wytrwałość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|