Richard Scott
Ołówek
Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:30, 22 Gru 2008 Temat postu: [NZ] Zanim nastał świt |
|
|
Prolog
Świecąc latarką szybko pokonała dystans dzielący ją od telefonu. Podniosła słuchawkę i przysłuchała się, licząc na szczęśliwy uśmiech losu.
Cisza.
Zaklęła pod nosem. Oglądnęła się dookoła, rozjaśniając przedmioty grodzące pomieszczenie. Gdyby teraz, zupełnie przez przypadek nasunął się pomysł na ucieczkę, to z całą pewnością, jutro złożyłaby odpowiednie papiery na biurku szefowej i pieprzyła tę cholerną robotę. Zawsze, kiedy działo się coś, co mogło wskazać istotne dowody w sprawie, Maria najmniej się tego spodziewała. Detektyw winien być gotowy przed dwadzieścia cztery godziny na dobę. Maria nie była. Wolała wertować internetowe witryny w poszukiwaniu towarzyskich ofert. Panowie, reklamujący swoje usługi byli przynajmniej bezpieczni. Nie mogli wyrządzić jej żadnej krzywdy. Prędzej ona im. Ta robota przysporzyła jej mięśniom na tyle dobrego, że była w stanie pokazać niejednemu dużemu chłoptasiowi, gdzie jego miejsce. I że powinien szanować płeć przeciwną; w przeciwnym razie przyjdzie mu spotkać się z Maria.
Zrobiła kilka szybkich kroków w stronę drzwi przywartych starym fotelem. Sumienie podpowiadało jej, że ten wieczór, to czas do zastanowienia się nad drogą, którą obrała. Ale Maria nie miała czasu na myślenie. Przynajmniej w kwestii swojego dotychczasowego życia. Chciała po prostu skończyć z tą robotą. Zamknąć rozdział i zacząć pisać następny. Nie żałowała żadnych dotychczasowych wyborów. Oprócz jednego.
Jej umysł grodziły przeplatające się wizję ucieczki. Mieszały się ze sobą w ten sposób, że nie mogła scalić żadnego realnego rozwiązania. Była zbyt zdenerwowana. Rozpięła kilka guzików koszuli tuż pod szyją, a w rękaw wytarła kropelki potu występującego na czole. Czuła, jak między jej skórą a podkoszulkiem tworzy się sklejająca warstwa, wydająca zapach torturujący nozdrza. A do tego, to gówno, w którym się znalazła…
Rutynowa akcja. Przyglądanie się obiektowi. Śledzenie ruchów. I przedsięwzięcie wszelakich środków, doprowadzających do zyskania wiedzy przydatnej klientowi. Bez zbędnego pieprzenia. To znaczy ryzykowania zdrowia, a tym bardziej życia. Nikt nie wykładał na biurko aż tak poważnej sumy, by czuła się zmuszona to stąpania po cieniutkiej krawędzi. W każdej chwili mogła spaść. Pieniędzy nie było nawet na tyle, by można było zapewnić dobry… spadochron. Amortyzować upadek? Nie, lepiej było nawet do niego nie doprowadzać.
Kiedy przekraczała próg domu, nawet na myśl jej nie przyszło, że kilka minut później, ktoś zdetonuje ładunek wybuchowy znajdujący się wewnątrz. Eksplozja zagłuszyła ją na kilka minut. Maria nie pamiętała, gdzie była, gdy to się wydarzyło. Straciła przytomność. Jedynym obrazem, jaki zarejestrował umysł był widok zadymionego pomieszczenia i przygniecionych nóg, w chwili, kiedy się ocknęła. Znajdującym się tuż obok głowy, grubym kawałkiem drewna podważyła część łóżka przywierającą piszczele, po czym podciągnęła nogi ku pośladkom. Skóra powyżej linii kostki była porozcinana, a w niektórych miejscach tkwiły odłamki drewna. W prawdzie niewielkie, ale bardzo boleśnie uwierające, kiedy dotykając starała się ocenić obrażenia.
W prawdzie niewielkie, ale bardzo boleśnie uwierające, kiedy dotykając starała się ocenić obrażenia. Podwinęła porwane nogawki i próbowała skupić myśli. Po kilku minutach, przy pomocy latarki, którą trzymała przypiętą do spodni, starała się odnaleźć wyjście. Do tej pory bezskutecznie.
Fotel nie stanowił zbytniej zapory. Objęła go rękoma, przypominający przy tym budowniczego siłującego się z kilkoma workami cementu, po czym, opierając swój ciężar przede wszystkim na nogach pchnęła go delikatnie w prawo. Sprawdziła, jak daleko się przesunął. Zdawało się, że było to dobry metr… W rzeczywistości jednak zaledwie parę centymetrów.
Spróbowała raz jeszcze.
Tym razem prąc na niego aż do czerwoności, udało się zmienić położenie wystarczająco, aby podjąć próbę otworzenia drzwi. Były zamknięte, co nie wywołało na jej twarzy zaskoczenia; spodziewała się tego. Najprawdopodobniej, ktoś zadbał o to, żeby nie mogła wyjść z budynku, zanim całkowicie runie, pomagając jej przy tym stać się historią.
Maria nie była przygotowana na śmierć. Oczywiście dopuszczała taką opcję, ale nie chciała o tym myśleć. Szukała rozwiązania. Najlepiej tajemniczego wyjścia, gdzie po przekręceniu głowy pozłacanego posągu lwa, ściana, na której wisiał obraz przedstawiający siedemnastowiecznego władcę podpierającego dłonią biodro, z lekko ugiętą do przodu nogą, poruszyłaby się, odkrywając w ten sposób tunel wybudowany przez właściciela tego domu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|