Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Sanai
Orle Pióro
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z planety Pandora Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 0:00, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Mad Len, co do boga Iluminati masz rację - wzięłam go z jednej z internetowych gier. Wiedz, że cały czas rozwijam to opowiadanie i staram się robić to jak najlepiej.
Pierre, w tym zdaniu "kim jestem. I nic tego nie zmieni." chodziło mi o to, że on przypomniał jej, że jest nekromantą, jej wrogiem. Jeśli zaś chodzi o erotykę, takie sceny pojawiają się teraz w prawie każdej książce. Ale miło, że ci się podoba
Kolejny rozdział w takim razie. Znów krótki, ale teraz zupełnie inny epizod.
----------------------------------------
{5} Syn banity
- Zabłądziliśmy... Wszechmocny Agaiusie, zlituj się nad nami... Zabłądziliśmy...
- Tallfarze, nie pleć głupstw - skarcił Yeniel swojego oddanego sługę. - I nie wypowiadaj imienia naszego boga na głos. Prędzej czy później znajdziemy ich. Przeklęte łachudry zapłacą mi za wszystko...
Rozejrzał się. Nekromanci stali zdezorientowani, otoczeni zewsząd przez wysokie sosny. Że też musiałem przyjąć do siebie takie fajtłapy, pomyślał gniewnie. Kątem oka zauważył Nathelę, która szła w jego stronę, prowadząc na smyczy wielkiego czarnego cerbera. Dziewczyna prezentowała się niezwykle urodziwie w czarnym kostiumie ze skóry. Yeniel czasem żałował, że przyjął do gildii tak piękną dziewczynę, która powinna cieszyć się normalnym życiem. Lecz wtedy musiałby ją zabić, a tego by nie zniósł.
- Nathira znalazła ich trop po zachodniej stronie lasu - oznajmiła rzeczowo Nathela. Cerber nerwowo plątał jej się pod nogami i węszył w powietrzu.
- Doskonale - Yeniel uśmiechnął się przebiegle. - Ruszamy na zachód! A ty, kochana, już niebawem będziesz mogła sama wymierzyć karę tej nieudacznicy, która odebrała ci Eriana.
Usatysfakcjonowana taką wizją nekromantka udała się z powrotem na zachód. Za nią i za ujadającym dziko cerberem ruszyli pozostali. Tallfar, jeden z najwierniejszych sług Yeniela, wciąż gorączkowo modlił się do kościstego boga, lecz tym razem w myślach. Wszyscy wierzyli w to, że prowadzi ich jego łaska i już wkrótce znajdą odpowiedni sposób, aby mu za nią podziękować.
W klasztorze zapanował istny chaos. Kapłani Iluminati biegali tam i z powrotem, szukając Sanai i modląc się za nią. Domyślano się, że uprowadzili ją nekromanci. Sama nie opuściłaby murów klasztoru na tak długo. Tego dnia z Usefa jakby uszło życie. Ethera zaś udawała skruszoną, ale w głębi duszy cieszyła się ze zniknięcia swojej podopiecznej i gratulowała nekromantom Yeniela dobrej roboty.
Jednak kapłani postanowili nie ustawać w poszukiwaniach dziewczyny. Doskonale wiedzieli, że Sanai przyjaźni się z niejakim Ellandilem, synem Liana, kahardańskiego banity. Czym prędzej go wezwali, aby im pomógł.
Rosły młodzieniec o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach stawił się w klasztorze z samego rana. Dla przyjaciółki z dzieciństwa, która była mu siostrą, mógł nawet wskoczyć w ognie piekielne. Dlatego też, stojąc przed zafrasowanym obliczem najwyższego kapłana i wysłuchując jego podejrzeń, coraz bardziej rzedła mu mina.
- Ale jak to? Przecież Sanai nigdy nie opuszcza murów klasztoru. Do dziś pamiętam, jak Ethera na nią wrzeszczała za tamto nasze spotkanie...
- W tym właśnie sęk, drogi chłopcze, że nie opuszczała tego budynku na tak długo - odpowiedział Usef zmęczonym głosem, krążąc po swoim pokoju z założonymi z tyłu rękami.
Nagle Ellandil się ożywił, a w jego oczach pojawił się blask nadziei.
- A może to nie jest tak, jak sądzicie? Może po prostu wyszła do jakiejś swojej koleżanki? Nie miała żadnej?
Starzec pokręcił głową.
- Nie. My, kapłani Iluminati, uparcie dążymy do uzyskania wstępu do królestwa naszego boga. Nie mamy czasu na relacje międzyludzkie. Wiem, że to przykre, ale taka jest prawda. To te psy Yeniela na pewno ją porwały. I dlatego chciałem się z tobą zobaczyć, synu Liana - Usef zatrzymał się nagle i spojrzał na chłopaka lśniącymi błękitnymi oczami. - Chciałbym, abyś nam pomógł ją odnaleźć. Gdziekolwiek ona jest. Wiem, że osiem lat temu Ethera okrutnie postąpiła, rozdzielając was, lecz proszę cię w jej imieniu o wybaczenie i o tę jedną jedyną przysługę.
Ellandil rozpromienił się.
- Och, Usefie... Nie musisz mnie za nic przepraszać. To był dobrowolny wybór Sanai i nie winię jej za to - wstał z krzesła, podszedł do kapłana i położywszy mu dłoń na ramieniu, spojrzał nań błyszczącymi oczami. - Odnajdę ją i sprowadzę z powrotem. Tutaj jest jej dom. Gdzież byłoby jej lepiej?
Niespodziewanie sam odpowiedział sobie na to pytanie w myślach: przy mnie, w moim domu... i w moim łożu. Nie wiedząc dlaczego, to stwierdzenie sprawiło, że zrobiło mu się gorąco w sercu, a łzy napłynęły do oczu. Usef pokiwał głową i również dotknął jego ramienia.
- Zali ruszaj w drogę, dzielny chłopcze. I niechaj prowadzą cię siła i łaska Iluminati.
Ellandil skłonił się, ujął dłoń starca i ucałował jego pierścień. Potem odwrócił się i wyszedł szybkim krokiem. Tymczasem Ethera, cały czas przysłuchująca się ich rozmowie, spiorunowała Usefa morderczym wzrokiem.
- Jesteś okrutny...
- Nie, moja droga. To ty jesteś okrutna. Możesz być pewna, że już niebawem zapłacisz za swoje spiskowanie z Yenielem.
Ellandil czym prędzej wskoczył na swojego śnieżnobiałego wierzchowca i ruszył przed siebie galopem, nie chcąc tracić cennego czasu. Nie wiedział, w którą stronę miał się udać, lecz starał się słuchać głosu swego serca, który nigdy go nie zawiódł. Zamknął więc oczy i słuchając stukotu końskich kopyt, starał się skupić na przywołaniu obrazu Sanai. Delikatna twarz w kształcie serca, wielkie oczy jak szmaragdy, w których, gdyby chciał, ujrzałby bezgraniczną miłość, usta rozciągnięte w słodkim i niewinnym uśmiechu, który tak kochał od najmłodszych lat, kaskada płomiennorudych włosów, w których pragnął znów zatopić palce... Ciekawe, jak teraz wygląda, pomyślał i mimowolnie się uśmiechnął. Oboje zawsze żyli w miłości siostrzano-braterskiej, lecz teraz coś się zmieniło, przynajmniej ze strony Ellandila. Kochał ją, ale jako kobietę, już nie jak siostrę. Żałował, że jego ojciec skazany był za przypadkowe morderstwo na dożywotnią banicję i nie mógł już nigdy wrócić do Kahardu. Byłby z niego dumny, bo oto jego syn wyruszał teraz na ważną misję do gildii nekromantów. Ellandil miał tylko nadzieję, że Sanai jest cała i zdrowa, i że nikt nie zdobył jej serca. Skoro była kapłanką, to na pewno usilnie się wzbraniała przed żywieniem uczuć do kogokolwiek, a do nekromantów mogła czuć jedynie wstręt i nienawiść.
Tylko dlaczego nekromanta miałby zabiegać o jej względy, o względy swojego wroga? Ellandil zaśmiał się, gdy o tym pomyślał, lecz po chwili umilkł i wstrzymał oddech. Niespodziewanie serce zaczęło mu walić jak oszalałe ze strachu, nie tyle o Sanai co o to, że ten niegodziwiec, który ją porwał, mógł ukraść jej uczucia. A może... może nawet i niewinność? Może zdążył już skalać ją swoimi podłymi czynami?
Myśląc o tym, chłopak był coraz bardziej wściekły. Prawie nienawistnie kopnął swojego konia w bok, a ten zarżał głośno i pogalopował jeszcze szybciej. Tylko gdzież oni są?, zastanawiał się Ellandil, który z niewiadomych powodów zaczynał powoli tracić cały zapał. I wtedy przypomniał sobie słowa Usefa. Siła i łaska Iluminati... Dokąd mam się udać?, pytał w myślach Ojca Światłości. Nagle ściągnął wodze, a koń zatrzymał się na środku polany, przez którą brnął.
- Odpowiedz mi, gdzie mam ich szukać!!! - ryknął chłopak w niebo. Po jego policzkach spłynęły łzy.
Jednak Iluminati pozostał głuchy na jego prośby, więc ruszył w stronę wciąż wschodzącego słońca. Zawsze wskazywało prawidłowy kierunek. I dawało światło... Światło! Może to właśnie była wskazówka boga? Ellandil, syn Liana, banity wygnanego przed laty z Kahardu, podziękował Iluminati w głębi duszy i pognał w stronę słońca, aby odnaleźć i ocalić swoją jedyną prawdziwą miłość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 11:39, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
To o czytaniu, to akurat było do Airel. Ehem, sądzę, że komentarz odnośnie koloru czekolady, gdy nie czytało się tekstu, zdecydowanie można podciągnąć pod „nic nie wnoszący”. Na przyszłość takie wypowiedzi polecą.
No dobrze, biorę się za kolejne rozdziały. To teraz będę ględzić… Na początek nie mogę się oprzeć i muszę zacytować, bo to zdanie mnie zabiło, wskrzesiło, zrzuciło z krzesła i wbiło w podłogę:
Cytat: | - Nie krzycz, to nic ci się nie stanie... Odpowiedz na moje pytanie: dlaczego wy, kapłani Iluminati, nie pozwalacie nam, członkom Zakonu Ciemności, przejąć władzy w Kahardzie?! |
…wiem, czepiam się, ale mimo wszystko… zastanów się, czy to na pewno dobrze brzmi? Te nekromanta musi być niedorozwinięty, skoro zadaje takie pytania. Po pierwsze, po co mu w ogóle odpowiedź, po drugie, jest chyba całkiem jasna.
Mam naprawdę mocno mieszane uczucia co do tego tekstu. Nie mogę powiedzieć, że jest zły. Właściwie miejscami robi się nawet interesująco, a skoro zdecydowałam się czytać dalej, coś jednak w sobie ma. Nie zmienia to jednak faktu, że przy niektórych fragmentach chce mi się po prostu śmiać, poza tym wszystko jest dosyć przewidywalne, przynajmniej do tej pory.
Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to nie przepadam za Sanai. Wydaje mi się, że po prostu brak jej charakteru, a to, że poszła na spotkanie z nekromantą, jest dla mnie szczytem głupoty. Czego ona się spodziewała? Pierwsze określenie, jakiego bym w stosunku do niej użyła to naiwność. Zaraz na drugim miejscu stałaby głupota. Ale dobrze, założę, że to przeznaczenie, czy coś w tym stylu. Chociaż odnoszę wrażenie, że jeśli chciałaś wpakować Sanai w ręce nekromantów, mogłabyś to załatwić jakoś inaczej. Nie wiem, mogliby ją na przykład porwać w czasie walki, wyszłoby bardziej realistycznie i ciekawie.
Czytam, czytam dalej i dochodzę do wniosku, że robię to, bo sam pomysł na tę historię wydaje mi się interesujący. Jest dobry i gdyby odpowiednio go rozwinąć, mogłoby z tego wyjść coś naprawdę świetnego, zdecydowanie ma potencjał. Niestety, moim skromnym zdaniem, wykonanie szwankuje. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po pierwsze za bardzo się spieszysz, zupełnie tak, jakbyś jak najszybciej chciała dotrzeć do jakiegoś konkretnego momentu, a gdy wreszcie ci się udaje, pędem zmierzasz do następnego. Sądzę, że powinnaś bardziej się przyłożyć, dokładnie przemyśleć to, o czym chcesz pisać. Pomogłoby to przede wszystkim uniknąć wielu nielogiczności, o których już wspominał Enigmatyczny, a także ogólnie ulepszyło tekst. Postaraj się bardziej przy następnych rozdziałach, a właściwie najlepiej dla tej historii byłoby, gdybyś napisała ją od nowa, choć akurat rozumiem, dlaczego możesz nie chcieć robić czegoś takiego.
Jeśli chodzi o erotykę – fragment na tyle łagodny, że nie każę przenosić do działu erotyków, ale mimo wszystko proszę o uprzedzenie, że w tekście pojawiają się takie wątki. Porządek musi być.
Tak przy okazji, ostatni rozdział wydaje mi się lepszy od poprzednich.
Cóż, najpoważniejszą wadą tej historii jest niedopracowanie. Sama w sobie jest dosyć ciekawa i mogłaby nawet być całkiem dobra, ale zdecydowanie wymaga więcej uwagi.
Pozdrawiam. M.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sanai
Orle Pióro
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z planety Pandora Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:13, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dodam szósty i jak na razie ostatni rozdział (ostatni, bo tyle tylko na razie napisałam). Jak dokończę siódmy i napiszę pozostałe, to będę je tu wklejać.
----------------------------------------------------------------------------
{6} Przeprosiny
Kaza już od dłuższego czasu dobijała się do drzwi pokoju, w którym zamknęła się Sanai. Zarządzony przez Eriana trening opóźniał się niemiłosiernie.
- Sanai - Kaza przyłożyła policzek do drzwi. - Wyjdź, proszę. Mamy razem trenować, czyż nie?
Przez kilka chwil czekała, aż kapłanka coś odpowie, lecz ta wciąż milczała, więc Kaza westchnęła, oparła się plecami o ścianę i zaczęła obracać w dłoniach dwa krótkie miecze.
- Jak sobie chcesz - sarknęła po chwili i poszła do salonu, gdzie czekali nekromanci. Tymczasem Sanai siedziała skulona na łożu, na którym nocą przeżywała miłosne uniesienia, i lśniącymi oczami wpatrywała się w wyczarowaną przez siebie kulę ognia. Robiła to, ponieważ musiała skupić myśli na czymś poza Erianem. Dlaczego jej to powiedział? Dlaczego dała się uwieść jego silnym ramionom, czułym słówkom i słodkim pocałunkom? Po co w ogóle pobiegła wtedy na granicę Kahardu, tak jak tego chciał? Usef pewnie umierał ze strachu o nią.
Dość tego! Nie będzie już ufać Erianowi, nie ulegnie jego urokowi. Przez jego arogancję i egoizm nie jest już godna miana Dziecka Światłości. Jednak nie mogła siedzieć na łóżku, które wciąż pachniało jego męskością. Otarła więc łzy, wstała i wyszedłszy z pokoju, poszła prosto do salonu, który zdążył już opustoszeć i przeistoczyć się w salę treningową. Stanęła w progu i z podziwem obserwowała Kazę odpierającą ataki Eriana i Imarela. Nie miała pojęcia, że ta dziewczyna tak umiejętnie posługiwała się białą bronią. Przynajmniej ona potrafiła... Trenujący poruszali się tak zwinnie, że ich walka wyglądała raczej jak zmysłowy taniec. Dopiero kiedy dziewczyna zatrzymała ostrza mieczy kilka milimetrów od gardeł atakujących, wszyscy spojrzeli na Sanai. Kaza od razu się rozpromieniła.
- Jednak jesteś!
Kapłanka kiwnęła głową i przekroczyła próg.
- Teraz magia przeciw magii.
Zaskoczyła ich. Co chciała przez to osiągnąć?
Erian zbliżył się do niej, patrząc jej prosto w oczy. Sanai miała się na baczności - nie mogła dać mu się zwieść. Poczuła przyjemne ciepło, kiedy musnął palcami jej policzek. Potem odsunął się i stanął na drugim końcu sali. Oboje przez długą chwilę mierzyli się wzrokiem. Imarel i Kaza wycofali się w obawie przed wielkim wybuchem - wiadomo było, że dojdzie do tego, gdy magia śmierci zetknie się z magią ognia. Sanai zaciskała dłonie w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie. Zaraz da nauczkę temu podłemu szczurowi, już za momencik...
- Mogę coś zasugerować? - wtrącił nagle Imarel. Wzdrygnął się, kiedy skierowali na niego spojrzenia. - Nie lepiej trenować magię na dworze? Tutaj jest drewniana podłoga...
Rzeczywiście, miał rację. Wprawdzie usunęli z salonu wszystkie drewniane przedmioty, lecz sama podłoga mogła się zapalić od kul ognia. Erian za bardzo szanował swoich zmarłych rodziców, aby niszczyć ich dom, więc wyszedł na zewnątrz, a pozostali podążyli za nim.
Na dworze zerwała się wichura. Niebo znów zasnuły ciemne chmury. Zaczęło kropić. Jednak Sanai i Erian nie zwracali na to uwagi. Wpatrywali się w siebie z dwóch przeciwnych krańców podwórza, jakby chcieli się pożreć. Ukryci pod dachem Kaza i Imarel obserwowali w napięciu tę scenkę. I Erian, i Sanai zaciskali pięści, gromadząc w sobie moc. Niemal w tym samym momencie wykrzyknęli zaklęcia:
- Ignis Inflexibilis!
- Reisa du rakr!
Wielki ogień, który buchnął z wyciągniętych dłoni kapłanki, złączył się z jaskrawozielonym promieniem nekromanty. Oboje przez dłuższą chwilę siłowali się na moce. Imarel i Kaza osłonili sobie oczy przed oślepiającym blaskiem. Po chwili Sanai i Erian ustąpili, zmęczeni nadmiernym zużyciem energii.
- Tchórz - syknęła mściwie dziewczyna, po czym ruszyła szybkim krokiem do domu. Nekromanci posłali sobie zdumione spojrzenia.
Sanai znów zamknęła się w swoim pokoju i, mimo ostrzeżeń Eriana, pozwoliła sobie na chwilę słabości i wybuchła głośnym szlochem. I nagle usłyszała pukanie do drzwi i stłumiony głos zza nich.
- Sanai, otwórz!
Jak po czymś takim on waży się tu przychodzić? Dziewczyna zamilkła, by pomyślał, że zasnęła albo wcale jej tam nie ma. Jednak on nie dał za wygraną - wyważył drzwi, wparował do pokoju i stanął nad nią.
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym - fuknęła i odwróciła się do niego tyłem. Próbował jej dotknąć, zanurzyć palce w jej aksamitnych włosach, ale odsunęła się, kiedy ledwo go poczuła. Westchnąwszy ciężko, usiadł na łóżku i przybrał najsłodszy ton głosu, na jaki było go stać.
- Wiem, że uważasz mnie za śmiecia albo nawet za kogoś gorszego, ale chciałem szczerze cię przeprosić za to, co powiedziałem rano. Prawda jest taka, że od samego początku oszukiwałem sam siebie. Możesz mi nie wierzyć, ale wiedz, że nie żałuję tego, że sprowadziłem cię do gildii.
Przez cały czas starała się nie słuchać jego słów, lecz tak się nie dało. Pod przymkniętymi powiekami poczuła piekące łzy. Jednak szybko się opanowała i odrzekła lodowato:
- Kłamiesz. Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś podobnego. Zhańbiłeś mnie. Nienawidzę cię z całej duszy.
Erian się zniecierpliwił.
- Och, zamilcz! Czy ty naprawdę jesteś taka głupia, czy tylko udajesz?
Sanai mimowolnie odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy. Jej twarz znalazła się bardzo blisko niego. Serce znów jej przyspieszyło. Z wahaniem oparła się czołem o czoło Eriana.
- Ty też oszukujesz sama siebie, Sanai - wyszeptał. - Tak naprawdę nigdy nie byłaś wierząca. Nie chciałaś być Dzieckiem Światłości. Tak jak ja zostałaś zmuszona, lecz z czasem pokochałaś takie życie. Daj sobie szansę na prawdziwe szczęście.
To powiedziawszy, nekromanta namiętnie ją pocałował. Świat Sanai znów wywrócił się do góry nogami. Z łatwością poddała się pieszczocie jego miękkich ust. Może i był aroganckim dupkiem, ale potrafił uwieść kobietę i zamącić jej w głowie. Sanai podejrzewała nawet, że to było coś więcej niż zwykłe pożądanie. Erian obsypywał ją czułymi pocałunkami, szeptając jej imię, gdy nagle usłyszeli głośne pukanie do głównych drzwi. Zaskoczeni spojrzeli na siebie, po czym wstali i wyszli z pokoju. Imarel i Kaza już zdążyli otworzyć przybyszowi drzwi. Sanai wstrzymała oddech na jego widok. Czy to był...?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 16:10, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Szczerze mówiąc wymiękłam przy początku drugiego rozdziału.
Rozdział pierwszy spowodował powstanie kilku pytań: po pierwsze, dlaczego Sanai dopiero spytała o wysłanie do klasztoru? Po drugie: dlaczego mała dziewczynka mówi co najmniej jak nastolatka? Jej słowa o rodzicach "nie jesteście tacy starzy" wcale nie brzmią, jakby wypowiadało je dziecko. Dla dzieci każdy po dwunastym roku życia jest dorosły, a po trzydziestym - stary. Poza tym dlaczego, skoro narrator wyraźnie opowiada wszystko jakby z perspektywy dziewczynki, nazywa rodziców imionami? Dzieci rzadko tak robią, nawet gdy są dorosłe. Tym bardziej rzadko zachwycają się pięknem budynku.
Za krótki opis podróży - nic nie było nawet o roztaczających się polach, nie wiemy, czy dróża była kręta czy prosta, wyboista czy gładka, nie wiemy kompletnie nic.
Z Enigmatycznym co do zapisu myśli się nie zgodzę - nie ma takich zasad jak w dialogach, można zapisywać, jak się chce, byle by było jasne. Ten zaproponowany zapis byłby na przykład kompletnie błędy po angielsku, gdzie tak zapisuje się dialogi.
Sam bóg Iluminati... no proszę, bez żartów. Imię to pojawia się w każdej vallherynce, każdym santicu, na dodatek jest żywcem zerżnięte z pewnego tajnego stowarzyszenia, wyjątkowo chętnie obgadywanego przez zwolenników teorii spiskowych. Do tego święcenia zaraz po przybyciu do klasztoru? A co z tak zwanym nowicjatem? Czy może to wyjątkowość Sanai sprawiła, że postanowiono ją natychmiast przyjąć, hę? Nie radzę pisać o jakiejkolwiek religii, nawet wymyślonej, nie mając kompletnie żadnego o religiach pojęcia. Do tego nie wystarczy wyobraźnia, ośmieszasz się tylko i pokazujesz kompletną ignorancję.
Sama Sanai jest zwinna, inteligentna i na sam widok najwyraźniej ludzie myślą "ona ma potencjał do magii!", a czary dziewczęciu udają się od pierwszego podejścia. Rudowłosa, szmaragdowooka Sanai, dziecko-geniusz. I oczywiście wyrasta z niej piękna kobieta, bo jakże by inaczej. Pfeh.
A panu Pierre'owi de Ronsard nie polecam doszukiwać się symbolizmu w do bólu zwyczajnych fantasy. W Simsach też można się doszukiwać, co nie znaczy że tam są jakieś niesamowite symbole i głębsza treść. Ani tym bardziej nie polecam popisywać się znajomością zaawansowanych pojęć.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Śro 16:11, 19 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Skarbonka Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:48, 19 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cytat: | przeistoczyć się w salę treningową |
Wydaje mi się, że na tle całości to brzmi zbyt nowocześnie, chociaż słowa są, paradoksalnie, neutralne.
Także
Cytat: | Zaraz da nauczkę temu podłemu szczurowi, już za momencik... |
Troszkę frywolnie i potocznie, tzn ten "momencik" Ale jako że piszesz z perspektywy głównej bohaterki, nie brzmi to bynajmniej ni niepoważnie ni przaśnie. Powiem jak nauczyciel: pamiętaj o stylu PS. nie opisuj żadnych nowych religii, dopóki nie skończysz czegoś w rodzaju religioznawstwa. W końcu literatura to dział ścisły.
Cytat: | - Wiem, że uważasz mnie za śmiecia |
Oj, oj. Zupełnie do tej podniosłości i baśniowości nie pasuje
No właśnie... kto? Czekam na dalszą część. 5 i 6 rozdział dopracowane, ulepszone. Mnie się podoba. Może i fantastyki nigdy nie czytałem, trudno. Ale, Sanai, potrafisz pisać, musisz to wiedzieć. Szczególnie cenię wytrwałość w pisaniu - co przy moim słomianym zapale jest wielkim przymiotem. Jestem ciekaw, jak byś się sprawdziła w innych gatunkach. Bo rzeczywiście, do fantasy jestem nastawiony optymistycznie i na to, co nowe, jestem otwarty.
Cytat: | A panu Pierre'owi de Ronsard nie polecam doszukiwać się symbolizmu w do bólu zwyczajnych fantasy. W Simsach też można się doszukiwać, co nie znaczy że tam są jakieś niesamowite symbole i głębsza treść. Ani tym bardziej nie polecam popisywać się znajomością zaawansowanych pojęć. |
Jeśli tylko będę chciał, będę się doszukiwał głębi w krótkich ogłoszeniach reklamowych, napisach w toaletach i ulotkach farmaceutycznych. "Przemiana" to bezsensowne opowiadanie o robalu, prawda? Cała proza jest prosta do bólu Poza tym mam prośbę, aby nie robić analizy analizy i interpretacji interpretacji, tylko dzieła literackiego.
To literatura. Wolność. I pozytywów w tym do bólu zwyczajnym utworze także będę szukał. Bo takowe widzę. Dodam: subiektywnie - i na tym się zatrzymam.
"ona ma potencjał do magii!" - o Sanai
"Ona ma potencjał do tworzenia literatury" - o Sanai
Ważne, że pisze składnie i wyciąga wnioski po krytyce Enigmatycznego (choć jak on się wypowie, to pewnie coś znajdzie, co przeoczyłem). Już pomijam fabułę, bo prosta, może i nie do końca przemyślana, na co wielu zwraca uwagę. Choć każdy znajdzie pewnie coś ukrytego. Na miłość boską, Marot też wydaje się łopatologiczny, Erazm banalny, a Montaigne przewidywalny. A Lem? Takie opowiadanko o altruistach i misjonarzu? Wielka literatura?
Sanai, wybij sobie z głowy, że już traktuję Cię jako nie wiadomo kogo! Broń Boże Pisz, kończ to NZ i zabieraj się, jeśli możesz, za coś innego, co będę mógł ostrzej ocenić.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Pierre de Ronsard dnia Czw 0:05, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mad Len
Zielona Wiedźma
Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 1011
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z komórki na miotły Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 9:37, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Cóż, Mal, Pierre ma racje, jak chce, może doszukiwać się symboliki nawet w reklamie Vanisha. Ja tutaj żadnej nie widzę, ale każdy ma swoje własne zdanie. Mi osobiście porównywanie Sanai do Lema wydaje się przesadzone, ale jego wola.
O ile rozdział piąty nawet mi się podobał, o tyle szósty zawodzi na całej długości. Znów zbytni pośpiech, zbyt słodko, opisy, które pozostawiają zbyt wiele do życzenia i bohaterka, która zachowuje się wręcz irracjonalnie. Przykro mi. Tę część przeczytałam na siłę, ale ciągle wierzę, że masz potencjał. Ty i to opowiadanie.
Co ci mogę radzić? Przyłóż się. To raz. I czytaj. To dwa. Najlepiej książki prawdziwe, ale w Internecie też jest wiele ciekawych opowiadań. W ten sposób najwięcej można się nauczyć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pierre de Ronsard
Moderator z ludzką twarzą
Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 752
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Skarbonka Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:40, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Hmmm, tylko jak znaleźć w Internecie dobre opowiadanie? Czytać Lill... albo ebooki
Nie porównuję Sanai do Lema, dałem tylko przykład jak z prostego opowiadania można wyciągnąć ukryte przesłanie. Lem jest za dobry, inaczej Dick nie oskarżałby go o to, że jego nazwisko to inicjały Lenin-Engels-Marks. (Ciekawe, co by powiedział o Melu Gibsonie? - tu nazwiska układają się chronologicznie)
Ten pisarz to światowa czołówka, tak jak Ronsard Tyle o Lemie. Dlaczego ja każde niedociągnięcie traktuję jako zabieg literacki, tego chyba nie jestem w stanie wytłumaczyć. Szanuję też Sanai (bohaterkę) i innych bohaterów takich, jacy są. Opisy też bym dodał, ze względów estetycznych - ale napisane zręcznie, ponieważ nudne i ciągnące się opisy zamieszczone tylko po to, aby były - niewiele wniosą. Powołajmy się na naszą wyobraźnię i dopowiadajmy sobie to, czego nie ma Co jeszcze? Jakiś element trzeci, nowy bohater, między tych Iluminatów i Nekromantów. Powrót Ethery? Szkoda, że na forum nie widać akapitów, wtedy można by było łatwiej odczytywać tekst. Bo akcja jest strasznie szybka, nawet wtedy, kiedy bohaterowie nic nie czynią.
PS. Mam pytanie. Malaria napisałaś, że Illuminati przewija się
Cytat: | w każdej vallherynce, każdym santicu, na dodatek jest żywcem zerżnięte z pewnego tajnego stowarzyszenia |
A nie jest to właściwie jakaś reguła? I dlaczego karcić za to Sanai, a nie innych ?
"Hmmm, tylko jak znaleźć w Internecie dobre opowiadanie? Czytać Lill... albo ebooki" - nad tym Pierre, to ja właśnie pracuję;p M.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sanai
Orle Pióro
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z planety Pandora Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 11:39, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Hmm, no tak. Pierre, dzięki, że tak mnie bronisz, ale nie musisz Jeśli chodzi o te inne opowiadania, to wkleiłam do tego działu kilka fragmentów bodajże. Np. "Naznaczeni", "Piekielne bliźnięta", "Narzeczona księcia ciemności" (nazywam to klasykiem, bo napisałam dawno temu ), "Ulotność chwili" (nawet nie wiem, co to jest, pod żadnym pozorem wcale nie jest emo), "Ostatnie kuszenie diabła"... i chyba tyle. Także jak chcesz, to sobie poczytaj
Naprawdę widzicie w tym... czymś potencjał? O matko i córko... Nie sądzę, żeby to się nadawało na książkę, którą można by zekranizować (co jest moim marzeniem - zobaczyć ekranizację którejś ze swoich powieści).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sanai dnia Czw 11:41, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:49, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Panie Pierre de Ronsard, irytuje mnie traktowanie utworku początkującego pisarzątka jako dzieła rangi światowej, negowanie błędów i zgrzytów z tej racji, to wszystko, a także pańska niestrudzona kampania popisywania się znajomością zawiłości literatury. Nie sądzę, by zawiłości literatury w jakikolwiek sposób pomogły autorce rozwinąć swoje pisanie i doprowadzić je do wysokiego poziomu, podobnie jak usprawiedliwianie każdego błędu. Dla mnie takie komentarze są kompletnie jałowe i szlag by mnie trafiał, jakbym widziała coś takiego pod moim utworem.
A poza tym Dan Brown nie napisał absolutnie NIC nowego. Iluminaci najsłynniejszym tajnym zakonem byli już przed nim, a podobno najmniejsza świadomość astrologii i czytanie regularnie "Wróżki" bądź "Gwiazd" sprawia, że jego książki wyglądają, jakby bazował na artykułach z tych pism i niczym więcej. Nawet moja matka, daleko będąca za mną w tyle w tej tematyce, po przeczytaniu jego dzieł uznała je za nieodkrywcze i w zasadzie nieoryginalne. Osobiście nie czytałam, wolałam nie marnować czasu.
Sanai napisał: | Drobna uwaga do komentarza Enigmatycznego - wiem, że denerwują cię te wszystkie braki odstępów itp., ale ja tego w wordzie nie pisałam, lecz na blogu, który uparcie skleja mi słowa. | To absolutnie cię nie tłumaczy. Szacunek do czytelnika tutaj leży i kwiczy, jeżeli nawet nie chciało ci się przejrzeć tekstu przed rzuceniem go łaskawie innym.
Nieważne jednak, ja się kłócić nie zamierzam, jestem tu i czytam po to, by cosik pomóc każdemu, kto chce swoje pisanie rozwinąć. Tak więc, powtórzę: Illuminati to bóg z erpegów, chociaż okej, gra jest na licencji GNU. Ale ośmieszaniem się jest trzymanie się tej nazwy. Nie lepiej wymyślić własną, zamiast wtryniać czyjąś? Nie może być na przykład Ilen-Mey albo Ilunae, albo cokolwiek? Chociażby Imilatui - toż to zwykły anagram imienia Iluminati.
Zaś co do postaci Sanai: moim zdaniem postać naciągana. Nie chce iść do klasztoru, ale doznaje oświecenia i nagle bycie w klasztorze jest jej marzeniem...? Nie lepiej byłoby na początku dać jej niechęć, potem dodać lekką fascynację, pozwalać bohaterce stopniowo przekonywać się do boga? Pozwolić jej na sceptyczne podejście i niepowodzenia?
Sanai napisał: | - Nie krzycz, to nic ci się nie stanie... Odpowiedz na moje pytanie: dlaczego wy, kapłani Iluminati, nie pozwalacie nam, członkom Zakonu Ciemności, przejąć władzy w Kahardzie?! | Realizm i naturalność tego stwierdzenia powaliły mnie na ziemię i zmusiły do niekontrolowanego rechotu. I do tego te komplemeniki "Zali do zobaczenia, piękna Sanai" i przystojny nekromanta - czy ja tu węszę romance? Taaaak! Goool! Zły, przystojny nekromanta Erian ma być jej wielką miłością wedle słów wieszczki! Ah, i Erian zaprasza Sanai na randkę w Noc Martwych przy świetle pełni, jakie to romantique!
Sanai napisał: | czy posiadał jakąś nad-przyrodzoną moc | nadprzyrodzoną
Sanai napisał: | Twoim pierwszym zadaniem będzie umycie moich pleców przed snem... | Co za straszny los spotkał biedną kapłankę! Będzie musiała umyć plecy nekromancie!
No dobrze. Teraz na serio spróbuję nie wyśmiewać opowiadania i wskazać braki i plusy. Potencjał bez wątpienia jest - inaczej nie czytałoby się tego szybko i nawet względnie przyjemnie, ale nie sądzę, by miała go ta historia - przynajmniej tak przebiegająca, z tak zachowującymi się postaciami. Romans fantastyczny kompletnie do mnie nie przemawia, a jedynie śmieszy, zwłaszcza oparty na banalnych wątkach. Dlaczego wszystko jest tak do bólu jasne i przewidywalne? Dlaczego robisz te trójkąciki miłosne typu Erian, Ellandil i Sanai albo Sanai, Nathela i Erian? Dlaczego wszyscy tu mają coś do wszystkich? Dlaczego o rodzicach Sanai było dopiero, gdy zginęli - i to tak późno? Mam wrażenie, jakby opowieść pisana była na żywioł, co ci aktualnie wpadnie do głowy, a odkrywasz każdą tajemnicę, byle o niej nie zapomnieć albo się nie rozmyślić w następnym rozdziale.
Brakuje opisów - nie ma wiele o przyrodzie, o rzeźbie terenu, wygląd budynków, postaci też potraktowany jest po łebkach, o bohaterach wiemy tyle, że są urodziwi, jakie mają włosy i oczy. Sanai ma nos prosty czy zagięty, długi czy może drobny? A brwi jakie ma, cienkie, nadające twarzy wyraz zaciekawienia a może proste i nieco gniewne? Historia leci na łeb, na szyję, jakbyś za wszelką cenę chciała dotrzeć już do końca. Zwolnij! Studium psychiki bohaterów, ich wahania, wątpliwości, uczucia, gesty, specyficzne powiedzonka, a nawet podziwianie listków na drzewie na pewno się przyda. Może przestaną być tak płytcy i podniesie im się IQ. Na uwagę zasługuje też moment, w którym się przedstawiają - brzmi to kompletnie nienaturalnie.
Ukrycie się w domu rodzinnym bez wątpienia było nierozsądne - gdzie będą szukać zbiegów najpierw, jak nie w domu rodzinnym?
Bohaterowie są kompletnie pozbawieni charakteru, jak kiepscy aktorzy - po prostu nierealistyczni. Sanai jest głupia, naiwna, a traktowana przez wszystkich jak zesłaniec boży, dlaczego poświęca swoją cnotę dla faceta, którego dopiero poznała i nawet nie napisałaś, że faktycznie ona go pragnie? Na dodatek zastanawia się, o co chodzi, mimo iż zna przepowiednię wieszczki - amnezję dziewczyna ma, czy co? Gdyby jeszcze faktycznie w Sanai obudził się ogień, okej. Ale nigdzie nie wspomniałaś o jakimkolwiek pożądaniu. I ta miłość od pierwszego wejrzenia...? Jeśli Sanai ma być faktycznie porywcza i szybciej-robi-niż-myśli i poddająca się uczuciom, niech będzie taka od samego początku. Jeśli Erian ma być zimnym draniem o sporym libido, niech oszczędzi sobie słodzenia i faktycznie taki będzie, a niech jego miłość do Sanai ma podłoże nie słodzenia, a faktycznej pasji, do której z czasem wkrada się też chęć nie tylko zawłaszczenia sobie dziewczyny, ale i opieki nad nią - przecież jest nekromantą, Tym Złym. Natheli taka pasja na pewno też by się przydała, pasują mi do niej ponadto bicze i skórzane ciuszki, jeśli już trzymamy się tematyki łóżkowo-miłosnej. Dlaczego Usef tak zmarkotniał, on też coś do Sanai czuje? Jako najwyższy kapłan powinien mieć więcej stoickiego spokoju, do życia mieć pewien dystans i rozsądnie podchodzić do poszukiwań Sanai - skoro jest kapłanem, niech pyta swego boga - na tak wysokim stanowisku religijnym powinien mieć już pewne duchowe oświecenie za sobą i pewien majestat. Zaś Ellandil zamiast z zadziwiającą trafnością wyobrażać sobie różne rzeczy, niech Sanai darzy łagodniejszym uczuciem - może niech będzie raczej łagodnym chłopakiem, powiedzmy obdarzonym pewnymi zdolnościami jasnowidzenia, ale z racji bycia synem banity nie może być prawdziwym wieszczem? Niech będą różni, niech każdy odczuwa inaczej, ma swoje lepsze i gorsze strony, swoje ograniczenia. Dopracuj postacie i twórz historię pod postacie, a nie postacie pod historię.
Nie wiem, co ci poradzić na początek, nad czym poradzić ci, byś się skupiła. Pomyśl o postaciach - nadaj im charakter i kształtuj ich zachowania wedle tego charakteru. Poznaj je, zrozum ich motywy, ich przeszłość, wszystko co wpływa na ich życie, sposób myślenia. Spraw, by byli od siebie różni, by łączyły ich różnorakie relacje, zależności. Przy okazji nie leć z historią - musisz ich ukazać, jak i otoczenie, by nie byli zawieszeni w próżni. Mogę służyć paroma informacjami o religiach, może coś pomoże - obecnie religie są ukazane słabo, nieciekawie i nie mają typowego religiom majestatu i wrażenia trwałych podstaw. I opisuj świat - fantasy to odmienny świat, który musisz dopracować w każdym calu, by także sprawiał wrażenie stałości i trwałości, a nie był tylko tłem. Postacie muszą mieć oparcie na tym świecie, muszą w chwili słabości znaleźć drzewo, o które się oprą, a nie padnie ono, okazując się tekturową atrapą.
Mam nadzieję, że wyciągniesz coś z mojego komentarza - naprawdę masz pewien potencjał i szkoda byłoby go zmarnować.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Czw 14:51, 20 Sie 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sanai
Orle Pióro
Dołączył: 15 Lip 2009
Posty: 195
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/5 Skąd: z planety Pandora Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:36, 20 Sie 2009 Temat postu: |
|
|
Dziękuję, Malario, za ten szczery i wyczerpujący komentarz. Tak, masz rację, powinnam się do tego bardziej przyłożyć. I chyba wiem, co zrobię. Napiszę to od nowa. Mam już pewien pomysł, jak to wszystko zacząć.
Także nie kończę siódmego rozdziału, ale robię wszystko od nowa.
"Mroczny sekret Kahardu" (być może nazwa też ulegnie zmianie), podejście trzecie, wersja ostateczna.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|