Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 22:22, 02 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Teamaker, chciałabym zauważyć, że na świecie istnieją piękni ludzie - to raz. A skoro istnieją, czemu nie pisać o nich?
Dwa - dopasowywanie bohaterki do oczekiwań czytelniczek, zwłaszcza nastoletnich, bo to te zwykle mają kompleksy, nigdy nie owocuje niczym dobrym. Niestety, jeśli będziemy tworzyć bohaterkę przeciętną, z którą taka czytelniczka ma się identyfikować, a potem jeszcze damy jej superfaceta (bo nasza czytelniczka chce wierzyć, że ona, będąc przeciętną, na swego księcia z bajki trafi i tak) - wyjdzie nam coś pokroju Belli i Edka. Wiem, drastyczny przykład - ale niestety, jest to przykład postaci, które w gusta, o których piszesz się wpasowują idealnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Teamaker
Kałamarz
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 6:30, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Wydaje mi się po prostu, że pokazanie bohaterki jako idealnie pięknej, niegłupiej i jednocześnie sympatycznej, jest dość trudne. Przyznaję, nie powinnam była tak szybko wysuwać podejrzeń, że ta konkretna próba może nie być udana, kiedy właściwie nic na to nie wskazuje.
Może po prostu brakuje mi postaci przeciętnej urody. Jakoś nie mogę na takie trafić.
Co do dopasowywania bohaterki do czytelniczek - jestem przekonana, że da się to zrobić dobrze. Zawsze można ominąć wątek romantyczny
Poza tym postać, która nie została obdarzona nadzwyczajną urodą, wcale nie musi być przeciętna. Chciałoby się teraz rozpisać o przywiązywaniu zbyt dużej wagi do wyglądu zewnętrznego, ale to byłaby hipokryzja z mojej strony.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 8:26, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Nawet, jeśli jest piękna i inteligentna i sympatyczna, nie musi mieć samych zalet. Patrzysz strasznie powierzchownie, moja droga. Są wady, o których się zazwyczaj zapomina, a które uzupełnią każdą postać. Egocentryzm, hipokryzja (ano hipokryzja, hipokryzja: to ty się wyglądu czepiłaś, ergo - ty przykładasz do niego wagę) - chociażby. Każdy na nie cierpi. Ładnie je podkreślisz - już masz żywą postać.
Dodatkowo dobrze wykreowana postać przede wszystkim "żyje" - ewoluuje, zmienia się, ponosi konsekwencje swoich czynów, zarówno te pozytywne, jak i negatywne
Poza tym ja nie wiem, jak Mała Mi, ale ja osobiście NIGDY nie tworzę postaci z konkretnym założeniem "ma być taka a taka, ma wywoływać takie a takie odczucia w czytelniku". Postać przyłazi z całym dobrodziejstwem inwentarza, wyglądem, charakterem, zachowaniem, a czytelnik sam decyduje, czy ją lubi, czy nie. Jestem przeciwna tworzeniu postaci pod czytelnika. Ba, jestem przeciwna pisaniu czegokolwiek pod czytelnika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Teamaker
Kałamarz
Dołączył: 28 Lut 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 14:23, 03 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
Oczywiście, że nie musi mieć samych zalet, jednak kombinacji tych trzech, które wymieniłaś, trudno przeciwstawić równoważne wady. Zwłaszcza, że mogą się wykluczać - na przykład dla mnie egocentryk nigdy nie będzie sympatyczny.
Cytat: | ano hipokryzja, hipokryzja: to ty się wyglądu czepiłaś, ergo - ty przykładasz do niego wagę |
Wiem. Tak właśnie napisałam, tylko trochę mniej dobitnie
Cytat: | Dodatkowo dobrze wykreowana postać przede wszystkim "żyje" - ewoluuje, zmienia się, ponosi konsekwencje swoich czynów, zarówno te pozytywne, jak i negatywne |
Zgadzam się w zupełności. Szkoda tylko, że postaciom płci żeńskiej rzadko zdarzają się zewnętrzne zmiany na gorsze. Konsekwencje psychologiczne i emocjonalne takiego procesu mogłyby być bardzo ciekawe.
A ja biorę pod uwagę czytelnika. W końcu także dla niego piszę. Chcę go zaskoczyć, stworzyć jak najbardziej oryginalne postaci, o których nieprędko zapomni. Nie chodzi tu nawet o to, żeby natychmiast zapałał do nich sympatią, ale niech będą dla niego rozpoznawalne, wyraźnie rysują mu się przed oczami, nie ze względu na wygląd zewnętrzny, ale ciekawą, wiarygodną osobowość.
Rzecz w tym, że powierzchowność ma duży wpływ na to, jak człowiek jest odbierany. Uważam, że postać przeciętna czy brzydka może się spotkać z dużo bardziej interesującymi reakcjami na jej osobę, niż bohater lub bohaterka o nieskazitelnej urodzie. A na tym, jakie postać ma relacje z innymi, można budować kompleksowy charakter.
An-Nah, jeśli masz ochotę kontynuować tę dyskusję, proponuję przerzucić się na PW. Chyba za bardzo odbiegłyśmy już od tematu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Teamaker dnia Śro 14:26, 03 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mała_mi
Gęsie Pióro
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 15:25, 21 Mar 2010 Temat postu: |
|
|
- Podaj mi piwo, kotku! - Na dźwięk słów wypowiedzianych przez gardłowy, męski głos, Shira gwałtownie odwróciła się i spojrzała na klienta w sposób tak surowy, że na chwile zbiła go z tropu. Z jego ust znikł nonszalancki uśmieszek, a wzrok wyrażał coś na kształt lekkiego zaskoczenia.
- Nie nauczyła cię matka kultury? - wysyczała przez zęby. - Znasz takie trudne słowo jak proszę?
- Przepraszam - odparł zdziwiony. - Możesz podać mi to piwo?
Utoczyła pienistego napoju do dużego, szklanego kufla i podała klientowi.
- Dzięki, tygrysico. - Mrugnął do niej i bezceremonialnie, z wyraźnym zadowoleniem omiótł wzrokiem jej kształtną sylwetkę. Gdy odszedł, usłyszała w oddali jego głos:
- Ale ostra! Stary, chyba się zakochałem.
Co za palant, pomyślała. Nienawidzę tej roboty, przysięgam, że kiedyś tu zeświruję.
Jak w każdy piątek, „Chimera” wypełniona była ludźmi po brzegi. Poprzez ryk muzyki przebijały się strzępy rozmów i głośne chichoty tłoczących przy stolikach klientów. Niektórzy z nich, pokrzepieni alkoholem, wyruszyli na parkiet, by dziko podrygiwać w rytm dudniącej muzyki. Inni tłoczyli się w kolejce do baru, nie pozwalając Shirze nawet na chwilę odpoczynku. Z każdą godziną, wraz ze wzrostem stężenia alkoholu we krwi, stawali się coraz głośniejsi i coraz bardziej irytujący.
Shira westchnęła głęboko, starając się opanować złość. Czuła się fatalnie. Zapach dymu papierosowego nieprzyjemnie drażnił jej nozdrza. Głośne dźwięki muzyki odbijały się od ścian i drgając wwiercały boleśnie do głowy. Nie mogąc oprzeć się pokusie, co kilka minut zerkała na zegarek. Czas wlókł się niemiłosiernie.
- Jak tam, Shira? - zapytał jej szef, Tom. - Wszystko w porządku?
- Nie - odparła krótko. – Bolą mnie nogi, łupie głowa i chyba zaraz się zerzygam od tego dymu.
- Celuj do kosza na śmieci, jeśli możesz. Nie zapaskudź podłogi.
- Jasne, dzięki za troskę. - Skrzywiła się. Tom zachichotał krótko i zniknął na zapleczu.
Shira omiotła wzrokiem tłoczących w kolejce do baru klientów i poczuła narastającą frustrację.
Nie mam na to dzisiaj siły, pomyślała.
Chcąc chociaż na chwilę ulżyć ociężałym powiekom, przymknęła oczy. W jej myślach błysnęło jaskrawe światło. Poczuła gwałtowny zawrót głowy. Nogi ugięły się pod nią, a na czoło wystąpiły krople zimnego potu. Kurczowo trzymając się kontuaru, otarła rękawem wilgotną twarz.
- Shira? - usłyszała w oddali głos szefa. - Co ci jest?
Nie odpowiedziała. Blada jak ściana, chwiejnym krokiem ruszyła w stronę toalety, usytuowanej na drugim końcu lokalu. Z trudem przepychała się przez tłum pogrążonych w rytmicznych podrygach ludzi. Intensywny zapach potu i alkoholu przyprawiał ją o mdłości.
Poczuła nagle rozdzierający głowę ból. Przeszył całą jej czaszkę, od kości potylicznej, aż po czołową. Był tak silny, że powalił ją na kolana. Ręce zacisnęły się mocno na głowie, wplecione we włosy palce poruszały nerwowo. Z gardła Shiry wydobył się krzyk, tak głośny, że zdołał przebić się przez ryk muzyki. Teraz już wszyscy patrzyli na skuloną postać, klęczącą na środku parkietu. Ona sama powoli traciła świadomość. Tłum, który otaczał ją ciasnym kręgiem, blaknął z każdą sekundą. Postaci rozmywały się, a ich głosy zdawały być coraz bardziej odległe i przytłumione. Potem odpłynęła całkowicie. Wszystko dookoła pogrążyło się w mroku i głuchej ciszy. Klęczała wciąż na kamiennej podłodze, jej oddech był ciężki i przyspieszony. Mimo ciemności miała wrażenie, że tuż obok niej ktoś jest. I nie miała na myśli ludzi, którzy przed chwileczką gapili się na nią szeroko otwartymi oczami. Czuła na sobie przygniatający wzrok obcej postaci czającej się w mroku. Nie widziała jej, lecz słyszała czyjś spokojny, równy oddech.
Z ciemności wyłonił się mężczyzna. Połowa jego twarzy zeszpecona była bliznami po oparzeniach, drugą połowę można by uznać za ładną, gdyby nie wyraz perwersyjnego triumfu bijący z jego oczu oraz paskudny uśmiech, obnażający nienaturalnie ukształtowaną szczękę. Nie miał siekaczy, ani zębów trzonowych, zamiast tego, jego usta wypełnione były szeregiem cienkich, ostro zakończonych kłów. Zbliżał się do Shiry bardzo powoli, jakby rozkoszując jej strachem, który wzmagał się z każdym stawianym przez niego krokiem. Ciemne włosy mężczyzny opadły na czoło, gdy schylił głowę, by z satysfakcją spojrzeć prosto w wystraszone oczy dziewczyny. Był tak blisko, że mogła widzieć każdy por w jego skórze.
A potem, w jednej chwili, wszystko powróciło do normy. Mężczyzna zniknął, a ciemność rozproszyła się, odsłaniając wnętrze „Chimery” i zdziwione, lekko wystraszone twarze klientów. Tuż obok niej klęczał Tom.
- Wszystko w porządku? Wezwałem pogotowie, już tutaj jadą - powiedział drżącym głosem. W jego oczach można była wyczytać niepokój.
- Jakie pogotowie? Nic mi nie jest, wszystko przeszło.
- Co ci przeszło? Przecież ty krwawisz! Chodź, trzeba cię opatrzyć – powiedział, pomagając podnieść się jej na nogi.
Shira dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jej ręce całe umazane były krwią, która obficie sączyła się z rany na jej lewej dłoni. Musiała skaleczyć się o szkło kufla, który rozbiła upadając na podłogę.
- Nic mi nie jest, potrafię iść sama - wysyczała ze złością, gdy Tom próbował ją podtrzymywać. Była zła i musiała w jakiś sposób dać temu upust. Czuła się upokorzona wiedząc, że ci wszyscy ludzie, łącznie z pracownikami baru i jej szefem, musieli być świadkami takiej sceny.
***
- Proszę pana? - Cichy głos przerwał jego sen, delikatne dłonie złapały za ramię, lekko potrząsając. Otworzył oczy, by zobaczyć wystraszoną twarz służącej.
- Co się stało? - zapytał poirytowany. - Dlaczego mnie budzisz?
- Ma pan gościa - odparła, pokornie spuszczając wzrok.
- Która godzina? Kogo tu przywiało o tej porze?
- Posłańca Wielkiej Regentki. Czeka w salonie.
Posłaniec Gabrielle? O tej porze? Ciekawe...
- Nalegał, żeby osobiście przekazać wiadomość - dodała.
- Powiedz mu, że już do niego idę. - Dziewczyna dygnęła i pośpiesznie opuściła pokój.
Chwilę później wkroczył do salonu, ze zdziwieniem rozpoznając posłańca Wielkiej Regentki jako członka jej przybocznej gwardii.
- Co się dzieję? - zapytał zdumiony.
- Proszę o wybaczenie, że śmiem niepokoić pana o tak późnej porze. Działam z polecenia Wielkiej Regentki. Pani Gabrielle prosi o jak najszybsze stawienie się w jej rezydencji.
- Czy stało się coś poważnego? - Jego głos był pełen niepokoju.
- Jedyne co wiem, to że pośpiech jest bardzo wskazany.
- Rozumiem, wyruszam niezwłocznie.
***
Sam nie spał jeszcze, kiedy donośne łomotanie do drzwi rozległo się głuchym łoskotem. Jego oczy zabłysnęły podejrzliwie.
Goście? O tej godzinie? Chyba nie na herbatkę...
Wyciągnął z szuflady biurka wojskowy, automatycznie otwierany scyzoryk i wsadził do kieszeni spodni.
Przezorny zawsze ubezpieczony, pomyślał zbliżając się do drzwi, które po raz kolejny zadrżały pod naporem siarczystego łomotu.
Zobaczmy któż to taki niecierpliwy.
Otworzył drzwi. Przez jego twarz przebiegło lekkie zdumienie, gdy zobaczył kwadratową twarz członka przybocznej gwardii Najwyższej Regentki.
- Pani Gabrielle wzywa cię w trybie natychmiastowym do swojej siedziby - wypalił bez przywitania.
Mnie? W środku nocy? Do siebie? Nabrała nagłej ochoty na szybki numerek, czy co?
- W jakiej sprawie? - zapytał podejrzliwie.
- W ważnej – uciął posłaniec.
***
Gabrielle omiotła wzrokiem wszystkich przybyłych. Ich twarze wyrażały głównie zaciekawienie, choć wyczuwała w nich także odrobinę niepokoju. Patrzyli na siebie nawzajem z mieszaniną podejrzliwości i zdziwienia. Najwięcej nieufności wzbudzał oczywiście Sam - jedyny spoza grona Najwyższych Dostojników. Siedział milczący, odseparowany od pozostałych. Jego długie, czarne włosy opadły na twarz, uniemożliwiając odczytanie jej wyrazu. Była jednak pewna, że musi zżerać go ciekawość.
- Dziękuję wszystkim za przybycie - oznajmiła jedwabistym głosem. - Wiecie, że nie fatygowałabym was tutaj w środku nocy, gdyby sprawa nie była poważna.
Na ich twarzach pojawiło się napięcie. Sam wpatrywał się w nią z lekko przymrużonymi powiekami, jego niezwykłe oczy zapłonęły ciekawością.
- Nasze londyńskie przedsięwzięcie zostało zdemaskowane - powiedziała poważnym tonem. - Obiekt został zlokalizowany.
Po sali przemknął pomruk wzburzenia. Słowa Gabrielle napełniły ich nerwowością i rozgorączkowaniem. Jedynie Sam przyjął tą wiadomość w całkowicie bez emocjonalny sposób.
- Czy Estor został powiadomiony? - zapytał wzburzonym tonem czerwonowłosy dostojnik.
- Nie, bałam się nawiązać z nim bezpośredni kontakt. Obawiam się, że nasze źródła komunikacji mogą być monitorowane.
- A więc co zamierzamy zrobić?
- Wysłać posłańca. - Omiotła wzrokiem tłumik. - Właśnie dlatego wezwałam tutaj ciebie. - Jej spojrzenie padło na Sama.
- Po co? - zapytał poirytowany. - Zdaję się, że jestem tutaj jedynym, który nie wie co chodzi.
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Póki co, musisz niezwłocznie udać się do Londynu. Chodź, wyjaśnię ci wszystko po drodze.
Szybkim krokiem opuścili pokój. Gdy ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nimi z głuchym łoskotem, pomieszczenie zabrzęczało chórem oburzonych głosów.
***
Powietrze było chłodne, deptak ciągnący się wzdłuż rzeki kompletnie opustoszały. Ponad szczytami gór dryfowały ciemne chmury. Wiatr przepychał je po niebie, co jakiś czas pozwalając księżycowi nieśmiało wychylić się spoza czarnych kłębów.
Shira siedziała na ławce. Przy bladym świetle latarni, niemal na oślep, rysowała twarz mężczyzny. Robiła to prawie mechanicznie. Znała te rysy na pamięć, potrafiła odtworzyć każdy, nawet najdrobniejszy szczegół poparzonej twarzy, która przez ostatnie dni nieustannie ją prześladowała. Szef Shiry dał jej przymusowy urlop po tym, jak po raz drugi w tym samym tygodniu wykrzykując niezrozumiałe dla nikogo słowa, runęła na podłogę zatłoczonego baru.
- Jesteś przemęczona, weź urlop, potrzebujesz odpoczynku - mówił Tom stanowczym głosem.
- Nie jestem przemęczona, nic mi nie jest! Obiecuję, że już nigdy się to nie powtórzy - próbowała go przekonywać, ale w jej głosie brzmiał brak wiary we własne słowa.
Wybacz, ale nie dopuszczę do tego, żeby taka akcja znowu się powtórzyła. To odstrasza klientów, oni się ciebie boja!
- Co ty gadasz? Dlaczego mieliby się mnie bać!?
- Shira, widziałem w życiu różne rzeczy, ale te twoje ataki to coś naprawdę przerażającego. Czy ty wiesz jak ty wyglądałaś? Jakby cię sam szatan opętał! Idź, zobacz jaka jest frekwencja na sali. Prawie wszyscy uciekli stąd w przerażeniu. Do diabła, sam mam ciarki na całym ciele. Nie wiedziałem czy mam dzwonić po lekarza, czy po egzorcystę. Słuchaj - dodał łagodniejszym tonem. - Naprawdę nie wiem co mam ci powiedzieć. Ja się tym ludziom w ogóle nie dziwię, że uciekli.
- Dobrze - powiedziała. - Mogę odejść, jeśli to sugerujesz.
- Nie Shira, nie chcę, żebyś odchodziła. Po prostu myślę, że jesteś za bardzo przemęczona. Weź urlop, odpocznij przez jakiś czas i wróć, kiedy poczujesz się na siłach.
- W porządku, jak chcesz - rzuciła sucho i wyszła.
Była wściekła, ale tak naprawdę wiedziała doskonale, że nie powinna mieć do Toma żadnych pretensji.
Kolejny raz w życiu pomyślała o tym, jak bardzo bezwartościowe życie wiedzie. Miała dwadzieścia pięć lat i żadnych perspektyw. Czy naprawdę powinna przejmować się tym, że wymuszono na niej urlop w tym zapyziałym barze? Przecież stać ją na coś więcej, niż rozlewanie piwa. Poza tym te wszystkie oferty, które jej złożono. Dlaczego tak uparcie je odrzucała? Czy nie byłoby rozsądniej chwycić byka za rogi? Przecież nie ma nic do stracenia, a wszystko do zyskania.
Wróciła do domu i wygrzebała ze śmietnika wizytówkę, którą kilka dni wcześniej wręczył jej Christian Smith.
- Raz kozie śmierć - powiedziała cicho, biorąc do ręki telefon.
- Nie rób tego, nie wolno ci. - Irytujący głos w jej głowie znowu się odezwał.
- Zamknij się - odpowiedziała, wystukując numer.
- Nie możesz tego zrobić, proszę odłóż słuchawkę i przestań się wygłupiać. Odłóż słuchawkę! Nie wolno ci do niego dzwonić!
- Zamknij się!!! Zrobię co mi się podoba, przestań się wtrącać w moje życie do cholery! - wykrzyczała ze złością, a potem nagle zamilkła. Gwałtownym ruchem odłożyła słuchawkę. Na jej twarzy malowało się przerażenie.
- Boże, ja zwariowałam, kłócę się sama ze sobą - wymruczała pod nosem, zasłaniając twarz rękami. - Tom miał rację. Potrzebuje odpoczynku. Inaczej do reszty zeświruję.
Tego samego wieczora spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i udała się na dworzec. Sama do końca nie była pewna celu swojej podróży. Stanęła więc przed tablicą odjazdów, nie zastanawiając się długo, wybrała pierwszy pociąg, który na niej figurował.
I tak znalazła się tutaj. Wyjeżdżając, łudziła się, że ucieczka z miasta pozwoli jej zapomnieć o problemach. Jakaś naiwna część jej podświadomości wierzyła, że rzeczywiście źródłem ich wszystkich jest przemęczenie.
Gwałtowny podmuch wiatru rozwiał jej włosy. Wraz z nim przywędrowało uczucie głębokiego niepokoju. Spojrzała na swój rysunek. Był perfekcyjny. Każdy najmniejszy szczegół twarzy odwzorowała z niesamowitą wiernością. Nawet oczy posiadały ten sam, zły, triumfujący wyraz. Włoski na jej karku zjeżyły się delikatnie, a wzdłuż kręgosłupa prześliznął strumień zimnych dreszczy. Ogarnęło ją irracjonalne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Badawczo rozejrzała się dookoła. W pobliżu nie było żywej duszy.
Ja naprawdę zaczynam wariować, pomyślała gorzko. Nikogo tutaj nie ma idiotko! Nikt się tutaj na ciebie nie czai. Ty głupia, obłąkana wariatko!
Zmięła portret i rzuciła przed siebie. Porwana przez wiatr kartka poszybowała wzdłuż deptaku. Shira z furią kopnęła w stojącą obok niej donice. Iskierki bólu przebiegły przed stopę.
- Niech to się wreszcie skończy do cholery - wysyczała.
W odpowiedzi oświetlające deptak latarnie na ułamek sekundy rozjarzyły się i zgasły z głośnym trzaskiem. Ulica pogrążyła się w ciemnościach. Nikłe promienie księżyca rzucały światło na pokraczne, kołyszące grubymi konarami drzewa. Pomiędzy nimi, jakby z podziemi, wyrosły ciemne sylwetki. Ciało Shiry zalało nagłe uczucie gorąca, krople potu oblepiły pobladłe czoło, a serce załomotało w piersiach, sprawiając dotkliwy ból.
No i szlag, wykrakałam sobie towarzystwo. Kim oni, do diabła, są?, pomyślała ze zgrozą. W panice rozejrzała się dookoła, cieniste postaci otaczały ją ze wszystkich stron.
***
Sam stał pośrodku niewielkiej polanki otoczonej szeregiem strzelistych drzew. Jego oczy pulsowały złowrogim blaskiem.
Czy ja naprawdę wyglądam na chłopca na posyłki? - irytował się w myślach. Na ciecia od czarnej roboty? Nadstawiam karku dla tej królowej pieprzonego lodu, a ona wysyła mnie tutaj bez słowa wyjaśnienia. Sprawa wagi państwowej, też mi coś.
Zagłębił rękę w prawej kieszeni. Jego palce wyczuły nieduży, owalny przedmiot o rozmiarze zbliżonym do zwykłej monety - Medalion Skariasza. Wyciągnął go i wymruczał pod nosem krótkie, niezrozumiałe słowo. Gładka powierzchnia amuletu, pokryła się drobnymi znakami.
- Dalej niż myślałem - powiedział z niepokojem.
***
- Nie bój się - powiedział głos rozsądku.
Jak mam się nie bać do cholery, pomyślała Shira.
- Nie pozwolę im cię skrzywdzić.
Pieprzenie. Głupia podświadomość.
Drgnęła, gdy na ramieniu poczuła delikatny dotyk dłoni.
- Nie odwracaj się - ktoś wyszeptał wprost do jej ucha. Poczuła na szyi czyjś ciepły oddech. Nie mogąc oprzeć się pokusie, obróciła głowę. Oczy rozszerzyły jej się ze zdziwienia, gdy ujrzała twarz rudowłosego mężczyzny. Przez ułamek sekundy przyglądała mu się z lekko rozszerzonymi ustami. Jego rysy miały w sobie coś wyjątkowo niepokojącego, coś czego Shira, mimo usilnych starań, nie była w stanie zidentyfikować.
- Nie odwracaj się, powiedziałem - wysyczał, prostując szyję dziewczyny. - Oni mnie nie widzą. Weź to. - Wepchnął jej do ręki małą, metalową monetę. - Miej to przy sobie. Jeśli nadarzy się okazja, uciekaj.
- Ale kim ty...
- Nie ma na to czasu - uciął.
Napastnicy zacieśnili krąg. Shira rozejrzała się dookoła. Było ich sześciu. Niewidzialna ręka zakleszczyła się na jej żołądku, serce łomotało tak szybko i tak głośno, że słyszała jego dudnienie mimo huczącego w koronach drzew wiatru.
- Kiedy podejdą bliżej, rzucisz się na ziemię. Na mój znak - wyszeptał rudowłosy.
Shira, zbyt przerażona by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, skinęła tylko głową.
Przybysze znajdowali się już na tyle blisko, że przestali być jedynie cienistymi sylwetkami. Teraz była w stanie rozróżnić nawet rysy ich twarzy. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w oblicza napastników – dziwne, nieludzkie, jakby wyjęte z jednego z jej koszmarów.
To nie możliwe, pomyślała, to znowu mój chory sen. Wariatka!
- Teraz! - wykrzyczał rudowłosy i pchnął Shirę na ziemię. Upadła jak szmaciana lalka, jej głowa z impetem uderzyła o krawężnik. Poczuła przeszywający ból w czaszce i obraz rozmazał się jej przed oczami. Przetarła oczy, chcąc odzyskać ostrość widzenia, lecz wciąż nie mogła dostrzec przed sobą nic poza masą rozmazanych plam. Coś ciepłego i mokrego oblepiało jej twarz. Dotknęła substancji, by przekonać się, że lepka ciecz płynąca po jej twarzy, była krwią. Z wysiłkiem podniosła się na kolana. W głowie huczało jak w ulu, osłabione ciało z trudem utrzymywało równowagę. Shira z całych sił walczyła z przygniatającą sennością. Kolorowe kleksy wirowały przed jej oczami, w oddali słyszała przytłumione krzyki i szczęk metalu.
Zapadła ciemność. Rozmazane plamy zniknęły, ustępując miejsca czerni, a głucha, przygniatająca cisza, wchłonęła odgłosy walki. Ustał nawet wiatr, który jeszcze przed chwilą zawodził głośno ponad dachami pobliskich domów. Zupełnie jakby ktoś wyłączył nagle głos.
Przed oczami Shiry pojawił się mężczyzna. Jego poparzone oblicze wykrzywiało się do niej w uśmiechu eksponującym szereg ostrych jak igły kłów. W jego wzroku widziała łapczywość. Przypominał drapieżnika, patrzącego na kawał soczystego mięsa. Zbliżał się do Shiry bardzo powoli. Z każdym stawianym przez niego krokiem, strach w oczach dziewczyny stawał się coraz wyraźniejszy. On zdawał się to dostrzegać i czerpać z tego sadystyczną radość. Stanął tuż przed klęczącą dziewczyną, ujął jej głowę w dłonie i bez najmniejszego wysiłku uniósł lekko w górę, tak by pochyliwszy się nieznacznie do przodu, mógł spojrzeć prosto w jej wypełnione strachem oczy. Kolana Shiry oderwały się od ziemi, stopy bezwładnie spoczywały na asfalcie.
- Mam cię - wyszeptał.
Była pewna, że to już koniec. Patrząc w bezlitosne oczy mężczyzny, przygotowywała się na śmierć. Zacisnęła powieki, nie chcąc patrzeć w jego stalowe ślepia i w myślach żegnała się ze swoim życiem. A potem, znów usłyszała w oddali zgrzyt metalu i przeciągły krzyk. Uścisk napastnika zelżał, kolejny raz bezwładnie upadła na ziemię. Później była już tylko ciemność.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mała_mi dnia Śro 17:16, 07 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:31, 05 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Mała_Mi napisał: | - Dzięki<przecinek> tygrysico | Z tymi przecinkami to masz trochę problemów, stale uciekają ; )
Mała_Mi napisał: | co jakiś czas pozwalając księżycowi, nieśmiało wychylić się spoza czarnych kłębów | O, tu uciekł ten przecinek i siedzi sobie zupełnie niepotrzebnie.
Pierwszy fragment: mam kilka "ale". Tom pojawił się znikąd. Lepiej chyba byłoby wspomnieć, że przyszedł, wyszedł z zaplecza, podszedł, cokolwiek, a dopiero potem dać jego kwestię, hm?
Tak czy inaczej - zaczyna się jazda. Tajemniczy osobnik, regentka, napad Shiry - węszę tutaj ciekawy pomysł, oby tylko nie wyszło coś prozaicznego. Aczkolwiek żeby bardziej dozować napięcie i ciekawość czytelnika, proponowałabym w scenkach z posłańcem najpierw jakiś upierdliwy, irytujący opisik, który by je przeciągnął. Coś o pokoju, osobach.
Podświadomość Shiry, tudzież Głos, Który Odzywa Się W Jej Głowie zaczyna mieć charakter. Niby zaborczy, ale jednak się o nią troszczy, a nie tylko odbiera jej szanse na lepszą pracę. Może wie co robi?
Opowieść na razie balansuje nieco na krawędzi. Może wpaść w szpony sztampy albo wynieść się na wyżyny. Osobiście wolałabym, żeby więcej było przeciągania, konkretnych opisów, dyskretnych, ale niepokojących przesłanek. Wtedy byłoby do granicy dalej i ciężej byłoby ją przekroczyć. Jednak jest to tylko moje zdanie i nic więcej.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mała_mi
Gęsie Pióro
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:24, 07 Kwi 2010 Temat postu: |
|
|
Kolejny raz dziękuje za komentarz.
Hmm może rzeczywiście Tom wyskoczył trochę jak Filip z konopi :p
Co do scen z posłańcem, to podałam tak mało szczegółów, bo nie chciałam zdradzac niektórych rzeczy zbyt wcześnie. Ale jakiś opisik chyba rzeczywiście by się przydał. Postaram się coś wymyślic, jak tylko odzyskam mój komputer. Bo tak się nieszczęśliwie złożyło, że w ciągu dwóch tygodni zepsułam dwa komputery
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mała_mi
Gęsie Pióro
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:55, 16 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
To jest rozdział drugi. A właściwie jego początek. Ehh ciekawa jestem co mi z tego wyszło...
Sen stawał się coraz płytszy. Bardzo powoli i niechętnie wypuszczał ją ze swoich objęć. Z wolna do odrętwiałego mózgu Shiry poczynały dopływać sygnały z otoczenia. Słyszała jakieś przytłumione dźwięki, strzępy dziwnych rozmów, w których dopiero po chwili rozpoznała dialogi telewizyjnych postaci. W jej uszach dźwięczał dobiegający z oddali, metaliczny zgrzyt naczyń, nozdrza wypełniał dziwny, trudny do zidentyfikowania zapach. Ktoś był w pokoju obok. Emily! Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko cichy jęk. Czuła przeraźliwą suchość w ustach, miała wrażenie, jakby jej gardło było jedną, wielką, rozpaloną pochodnią.
Boże, dlaczego powieki są takie ciężkie, pomyślała ze złością, próbując je unieść.
W końcu, choć z wielkim trudem, zdołała otworzyć oczy. Ostre światło na chwilę oślepiło ją, sprawiając nieznośny ból. Gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności, zobaczyła pochylającą się nad nią, niewyraźną sylwetkę.
Emily? Nie, to mężczyzna, pomyślała.
- Kim jesteś? - wychrypiała, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Nieznajomy uniósł delikatnie jej głowę i przystawił do ust kubek o bardzo podejrzanej i cuchnącej zawartości.
- Wypij to - powiedział stanowczo.
Odwróciła głowę, zaciskając usta.
Odwal się człowieku, myślała, nie mam zamiaru pić żadnego cuchnącego świństwa, serwowanego przez kompletnie obcego faceta.
- Wypij, albo to w ciebie wmuszę - oznajmił niskim, spokojnym głosem.
Spróbuj tylko, pomyślała, mocniej zaciskając wargi.
- Sama tego chciałaś. - Poczuła jak szorstkie palce zaciskają się na jej nosie. Próbowała się wyrywać, ale mocne dłonie zakleszczyły ją w żelaznym uścisku, kompletnie uniemożliwiając ruch. W końcu gdy zabrakło jej powietrza, zmuszona była otworzyć usta. Natychmiast wpłynęła do nich ciepła, obrzydliwa ciesz. Zakrztusiła się, mając wrażenie, że za chwilę zwymiotuje. Z ulgą poczuła, że nieznajomy odrywa kubek od jej ust i uwalnia nos.
- Co to było? - wysyczała ze złością. - Kim ty w ogóle jes... - urwała, wydając zduszony okrzyk, gdy jej wzrok padł na twarz mężczyzny.
To nie jest człowiek, pomyślała, patrząc na demoniczne oblicze, od którego emanowała aura mistycznej siły. Rysy jego twarzy były idealne, cudownie wręcz harmonijne, jednak nie do końca ludzkie. Oczy pałały złowrogim blaskiem, który oszołomił ją i niemal całkowicie obezwładnił. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego roziskrzone tęczówki o barwie przypominającej rozżarzony do czerwoności węgiel. Zagłębiając wzrok w jego oczach, miała wrażenie, że zagląda prosto w rozedrgane płomienie. Niemal czuła ciepło bijące od jego spojrzenia. Wyglądał jak demon lub pradawne bóstwo ognia.
- O mój Boże - wykrztusiła niemal całkowicie sparaliżowana ze strachu. - Kim ty jesteś?
- Nazywam się Samael. Możesz mi mówić Sam. - Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Delikatny, ledwo zauważalny uśmiech złagodził nieco drapieżne rysy twarzy.
- Nie. - Pokiwała głową. - Nie pytałam o twoje imię. Pytałam kim jesteś. - Jej głos był rozedrgany i piskliwy.
Uśmiech znikł, twarz Samaela stężała w wyrazie zamyślenia.
- To chyba nie jest odpowiedni moment – powiedział po chwili zadumy. - Nie odpowiem ci teraz, jesteś na to zbyt słaba.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała nieco odważniej, chociaż całe jej ciało drżało z nerwów.
- Nie bój się mnie. Nie zrobię ci krzywdy – Zerknął na jej rozdygotane ręce.
Nozdrza Shiry zafalowały, oczy zmrużyły się w wyrazie podejrzliwości.
- Jestem tu, żeby cię chronić. Gdybym chciał ci zrobić krzywdę, zrobiłbym to już dawno temu.
- Chronić przed czym? - zapytała, choć nie była pewna, czy naprawdę chce znać odpowiedź.
- Wywar z korzenia Hiue. - Wskazał palcem stojący na nocnej szafce kubek. - Ohydny prawda? Ale bardzo skuteczny. Ma właściwości pokrzepiające i przeciwbólowe.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie – powiedziała cicho. Samael zdawał się tego słyszeć. Podszedł do wiszącego na ścianie, plazmowego telewizora i nacisnął guzik. Telewizyjne postacie pochłonęła czerń.
Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Wyglądał jak hotelowy apartament - jasny, przestronny, urządzony ze smakiem i elegancją, jednak w całkowicie bezosobowy sposób. Miodowe ściany ozdabiały obrazy martwej natury, na mahoniowych meblach, prócz dwóch dorodnych kaktusów, nie było żadnych bibelotów.
- Najlepiej będzie, jeśli położysz się jeszcze na chwilę spać – powiedział Samael. - Sen dobrze ci zrobi.
- Co? - wykrztusiła, czując jak kumuluje się w niej złość i irytacja. - Jak mam teraz niby zasnąć? Nie zasnę, dopóki nie dowiem się co się tutaj dzieje! Kim ty jesteś? Czego ode mnie chcesz? Kto mnie wczoraj zaatakował? - Chciała wstać, lecz Samael pchnął ją delikatnie na łóżko.
- Sen naprawdę dobrze ci zrobi - powtórzył stanowczo i musnął palami jej czoło.
Powieki Shiry zrobiły się ciężkie, myśli, które uparcie krążyły jej po głowie, zbladły i stały się nieistotne. Zamknęła oczy i zapadła w głęboki sen.
Leży na zielonej, usianej stokrotkami łące. Lekki wietrzyk delikatnie muska jej twarz i rozwiewa włosy. Obok niej pasie się krowa. Shira obserwuje ją z rozbawieniem. Zwierzę wygląda dziwnie. Niemal kwadratowy tułów osadzony jest na cienkich jak patyczki nogach. Oczy tkwiące w nieproporcjonalnie małej, podłużnej głowie spoglądają na Shirę z wyraźną wyższością.
Ale ma dziwne ślepia, przemyka jej przez głowę. Jakieś takie... niekrowie. Dziwne, jakby ludzkie.
Wstaje, żeby dokładniej przyjrzeć się zwierzęciu i uświadamia sobie, że jego sierść jest równie nietypowa jak oczy.
Jest zielona! I ma pomarańczowe łaty!
- Co się gapisz? - pyta krowa.
- Po to mam oczy – odpiera zaczepnie Shira, opierając dłonie na biodrach.
Krasula kręci głową z oburzeniem, obraca się do dziewczyny zadkiem i wraca do przeżuwania trawy.
Ale numer, myśli Shira z ekscytacją. Zielona, gadająca krowa! Muszę opowiedzieć o tym mamie!
Rusza przed siebie. Omija szerokim łukiem podejrzanego kota, który świdruje ją oczami i przyspiesza kroku. Biegnie, podskakując radośnie, za każdym razem coraz wyżej.
Potrafię latać, myśli, uśmiechając się szeroko i frunie do góry.
Unosi się w powietrzu, szybuje wysoko ponad odległymi dachami wieżowców. Ludzie przypominają stada mrówek, a samochody przywodzą jej na myśl chłopięce zabawki. Z tej perspektywy całe miasto wygląda dziwnie. Całkowicie nierealnie, jak tekturowa makieta.
Wiatr rozwiewa jej włosy, mroźny pęd powietrza uderza w zaczerwienione od zimna policzki. Białe płatki śniegu wirują wokół głowy, ograniczając widoczność.
Ja się unoszę w powietrzu, myśli oszołomiona. To przecież nie możliwe! Ludzie nie potrafią latać.
Słyszy trzepot skrzydeł, dziwny, jakby rozpaczliwy furkot. Wirujące dookoła płatki śniegu przybierają szkarłatną barwę. Trzepot skrzydeł milknie. Czuje falę napływającego przerażenia. Cisza jest zła, nienawidzi jej.
Wszystko dookoła zalewa mrok. Z ciemności wyłania się mężczyzna. Wykrzywia poparzoną twarz i uśmiecha się podstępnie.
- Choć do Morriego, złotko. Morrie nie zrobi ci krzywdy. - Oblizuje lubieżnie usta, jego dłoń zaciska się mocno na rękojeści długiego, naznaczonego czerwonymi plamami noża.
- Shira! - z oddali dobiega dziwny głos. Dziewczyna boi się go, lecz jednocześnie cieszy się, że go słyszy.
- Shira! Obudź się! Obudź się do jasnej cholery! – Ktoś brutalnie potrząsał jej ramieniem. Zdezorientowana wrzasnęła głośno i zerwała się z posłania.
- Morrie! On ma na imię Morrie! - wykrzyczała, próbując uspokoić przyspieszony oddech.
Samael zesztywniał. Zaskoczenie na jego twarzy mieszało się z niedowierzaniem.
- Skąd znasz to imię? - zapytał.
- Ze snów - powiedziała po chwili milczenia. - Widuję go w snach.
- W snach? - Zmarszczył czoło. - Jak on w nich wygląda?
Jak pieprzony antychryst, pomyślała i sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnęła z niej zmiętoloną, złożoną w drobną kostkę kartkę. Jej dłonie niechętnie rozwinęły papier. Z poprzecinanej liniami, białej powierzchni strony patrzył na nią łapczywie bohater jej koszmarów.
W ostatnich dniach niemal obsesyjnie rysowała jego twarz na każdym najmniejszym skrawku papieru, który wpadł jej w ręce.
Podała kartkę Samaelowi, bacznie obserwując jego reakcje. Szczęki Sama zacisnęły się mocno, usta wykrzywiły w ledwo zauważalnym grymasie niesmaku.
- Co się z nim wtedy stało? - zapytała, wskazując palcem portret.
- Kiedy wtedy? - Spojrzał na nią z ukosa.
- Nad rzeką, kiedy napadli na mnie.
- Mówisz o Morrim? - upewnił się.
- Tak.
- Jego tam przecież wtedy nie było. - Zmarszczył brwi.
- Jak to nie było? - prychnęła.
- Po prostu. Nie było go tam - powtórzył dobitnie.
- Był – wysyczała. – On i jego obrzydliwa, poparzona gęba. Co się z nim stało?
- Kotku, nie spieraj się ze mną, dobrze? Morriego tam nie było, rozumiesz? Uderzyłaś się mocno w głowę i straciłaś przytomność. Kiedy się zjawiłem, spałaś sobie słodko z krawężnikiem zamiast poduszki. Przespałaś całą zabawę. Nie przeżył nikt, kto znalazł się na tamtym deptaku. A Morriego, niestety, tam nie było. Możesz uwierzyć, że bym go zapamiętał.
Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
A więc to tak, pomyślała, gdy spłynęło na nią olśnienie. To była tylko kolejna, zasrana wizja.
Teraz uświadomiła to sobie z pełną przejrzystością. Nagła ciemność, przygniatająca cisza, postać wyłaniająca się znikąd. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć? Jak mogła myśleć, że to się zdarzyło naprawdę?
- Masz rację. Nie było go tam – przyznała. - To była tylko wizja. - Odsłoniła schowaną w dłoniach twarz. - Ale to było takie realne... Myślałam, że tam był. Chryste! Wiedziałam, że przestanę w końcu odróżniać fikcję od rzeczywistości!
Spojrzała na niego zmęczonym, nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Ty też jesteś majakiem? - zapytała.
- Nie, obawiam się, że ja jestem prawdziwy.
Wzięła głęboki oddech i wypuściła powoli powietrze.
- Więc kim jesteś?
Sam westchnął, przysunął stojące w rogu apartamentu drewniane, staroświeckie krzesło i usiadł na nim wygodnie. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Jednego z nich wsadził do ust. Koniuszek fajki rozjarzył się sam z siebie, gdy tylko dotknął warg Samaela.
Niezła sztuczka, co? - zapytał, obserwując bacznie reakcję Shiry, która, mimo że jej żołądkiem targnął nagły skurcz, starała się zachować kamienną twarz.
Sam zaciągnął się głęboko, lekko odchylił do tyłu głowę i wypuścił dym przez nos.
- Jeśli sztuczka z papierosem wytrąciła cię z równowagi, idę o zakład, że nie spodoba ci się to, co zamierzam za chwilę powiedzieć.
- Do rzeczy - przerwała mu.
- Spokojnie. - Odgarnął z czoła kosmyki czarnych, połyskujących włosów, które wyśliznęły się z jego końskiego ogona. - Muszę wprowadzić odpowiednią atmosferę. Nie chcę, żebyś dostała ataku serca. Ludzie są strasznie delikatni.
- Kim jesteś? - powtórzyła nieznającym sprzeciwu tonem.
Sam włożył do ust dymiącego papierosa. Przez chwilę palił w milczeniu.
- Czy uwierzysz mi jeśli powiem, że jestem aniołem?
- Nie – odparła krótko.
- No to lepiej uwierz. - To krótkie zdanie, wypowiedziane było z takim przekonaniem, że jego dźwięk niemal boleśnie zadźwięczał w jej uszach.
Shira obserwowała czujnie twarz Samaela, starając się wyczytać w niej fałsz. Jego oblicze pozostało jednak spokojne, żaden mięsień mimiczny nie drgnął.
- Samael z rodu Ash, anioł szału i zamętu, władca szóstego Sefirotu Gewurah, do usług. – Uśmiechnął się do niej czarująco i lekko skłonił.
Patrzyła na niego tępo, jakby nie zrozumiała jego słów. W milczeniu wstała z łóżka, podeszła do ozdobionego amarantowymi zasłonami okna i wyjrzała na zewnątrz. Widok był malowniczy. Ponad błękitnym jeziorkiem i otaczającą go gęstwą lasu, wznosiły się groźne szczyty gór. Ośnieżone wierzchołki zanurzone były w pulchnych, kłębiastych chmurach.
Dziwne, w mieście, do którego przyjechała z Londynu, nie było takich gór.
Pomasowała skronie, chcąc złagodzić ból, który pulsował w jej głowie od natłoku myśli.
- Więc chcesz mi powiedzieć, że jesteś aniołem? - Odwróciła się gwałtownie w stronę Samaela.
- Tak. - Sam wciąż siedział wygodnie rozparty na krześle.
- To gdzie, do cholery, masz skrzydła? - zapytała niemal oskarżycielsko.
- Znikłem je.
- Znikłeś? - Zmarszczyła brwi.
- Są dosyć pokaźnych rozmiarów. Byłoby mi tu z nimi niewygodnie.
Przez jakiś czas patrzyła w milczeniu na rozpościerający się za oknem krajobraz. W myślach starała się zanalizować wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Czuła się kompletnie skołowana i zagubiona. Nie potrafiła zaufać nawet swoim własnym zmysłom. Zbyt wiele razy w ostatnim czasie ją zawodziły.
Czy ja już do reszty oszalałam? - westchnęła w duchu. Przecież to nie może być prawda. Po prostu nie może. To sen, kolejny z moich koszmarów. Do diabła, dlaczego tak realistyczny? Dlaczego nie mogę się obudzić?
- Nie jesteś człowiekiem - powiedziała, czując, że powinna przerwać ciszę. - Przecież widzę, że nim nie jesteś. - Omiotła wzrokiem jego sylwetkę. - Ale w anioła nie uwierzę. Wiesz dlaczego? Bo aniołowie nie istnieją! Od osiemnastu pieprzonych lat jestem zagorzałą ateistką. Prędzej uwierzę w ufoludka z kosmosu niż w jakiegoś pieprzonego archanioła Gabryjela.
- Przykro mi, że zburzyłem twój światopogląd – powiedział leniwym tonem.
- Nie wyglądasz jak anioł. - Kolejny raz zlustrowała go spojrzeniem.
- A widziałaś kiedyś jakiegoś? - zakpił. - Spodziewałaś się blondynka w białej kiecce i sandałach, co? Przykro mi, że cię rozczarowałem.
- Czego ode mnie chcesz? Dlaczego tu jesteś?
- Żeby cię ochraniać.
- Ochraniać przed czym?
- Przed twoim znajomym z koszmarów. I wszystkimi, którzy są na jego skinienie. I tymi, na których skinienie jest sam Morrie.
- Ale...- zawahała się – czego oni ode mnie chcą?
- Nie wiem. – Cień irytacji przebiegł po jego twarzy. - Wysłano mnie tu w pośpiechu, praktycznie bez słowa wyjaśnienia. Wiem jedynie, że z jakiegoś powodu, jesteś dla naszego królestwa cenna. I nie pytaj mnie jaki pożytek może mieć Regentka Królestwa z Ziemianki. Niestety, nie zostałem w to wtajemniczony.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mała_mi dnia Pon 12:49, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
An-Nah
Czarodziejskie Pióro
Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 431
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: własna Dziedzina Paradoksu Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 15:02, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
No i fabuła się zawiązuje I to bardzo ładnie.
Oczywiście, cała masa scen oczywistych, takich, które już się gdzieś pojawiały - bohater wysłany by obronić/przyprowadzić bohaterkę, tajemniczy napastnicy, walka, wizje tajemniczego antagonisty. Ale czy nie tak właśnie układają się tego typu historie? A przy tym zachowanie Shiry w tym wszystkim jest niesamowicie naturalne - dziewczyna ani nie odrzuca tego, co się dzieje, ani nie akceptuje znienacka, jest ostrożna, ale zdaje sobie sprawę z tego, że to wszystko prawda. Jest w tym niesamowicie zwyczajna.
I znów anioły. Popularne chyba ostatnio, mnie to nie przeszkadza, lubię ładnie wykorzystaną angeologię, a ty, zdaje się idziesz raczej w stronę angeologii judaistycznej i kabały? Sefiry Jak miło Powiedz, z zainteresowania naukowego, inspirujesz się w tym względzie jakimś konkretnym opracowaniem? Bo jeśli tak, sama chętnie bym po nie sięgnęła.
Historia wciąga, czekam na więcej Uwag krytycznych brak, no dobra, może tylko mam cichą nadzieję na brak romansu między Shirą i Samaelem (to byłoby za oczywiste jak na mój gust), ale i tak sądzę, że jeśli się na to zdecydujesz, wyjdziesz z tego z wdziękiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mała_mi
Gęsie Pióro
Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 21:40, 17 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Romans Shiry z Samaelem? To by była zbyt oczywista oczywistość Podzielam twoją nadzieję, liczę na to, że nic takiego nie wpadnie mi nigdy do głowy :p
Żadnym konkretnym opracowaniem się nie inspiruje. Szczerze mówiąc, przetrzepuję głównie internet.
Tak, wiem – anioły to temat popularny. Ale co ja na to poradzę, że mam do nich taką słabość
Co to ja jeszcze chciałam napisać? Aha, już wiem. Bardzo się cieszę, że zachowanie Shiry wydało ci się naturalne.
Dziękuje za komentarz i pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|