Kącik Złamanych Piór
- Forum literackie
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
|
Autor |
Wiadomość |
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:44, 01 Maj 2008 Temat postu: Królowa Hien [fanfik Serja Tankiana, NZ] |
|
|
A niech tam. Mogę i wrzucić. Chociaż jakoś tak...
Wiem, wiem, że porażająco nudne.
Co do pana Takiana, to nie będzie go dużo, spokojnie można go traktować jako bohatera, o którym nie trzeba wiedzieć więcej niż o innych.
--------------------------------------------------
Prolog
Joanne Kashmir przestawiła gońca na szachownicy. Z głośników telewizora leciał monotonny szum informacji o najnowszych wydarzeniach. Wykonała wulgarny gest w kierunku jednego z polityków, produkujących się na ekranie. Po chwili jednak wróciła spojrzeniem na układ figur.
-Szach mat -powiedziała niskim, matowym głosem, przestawiając wieżę, dając niezwykle zręcznego i ładnego mata. Grała czarnymi. A raczej wygrała.
Żółtawe światło lampy obwieszonej szkiełkami oświetlało jej rudą grzywę, wydobywając z niej sztucznie złocisty blask. Joanne była dość młodo wyglądającą kobietą o bladej, pociągłej twarzy upstrzonej piegami. Była również dumną posiadaczką lekko kręconych włosów, a także niewielkiego tatuażu na twarzy. Na każdym policzku miała po dwie grube kreski, zwężające się ku końcom, co nieco psuło ogólne wrażenie, że jest to osoba skromna, nie wyróżniająca się specjalnie niczym.
Prosta suknia do kostek, bez rękawów, nieco obcisła na biodrach, dodawała jej i tak wysokiej sylwetce wzrostu i wyszczuplała, a całość jej osoby sprawiała wręcz wisielcze wrażenie. Na nadgarstkach miała sporo srebrnych bransoletek. Gdyby nie kreski na twarzy, wyglądałaby jak typowa poważna, szanowna kobieta.
Siedziała po turecku na płowej sofie, bawiąc się zbitym białym hetmanem, obracając figurę w długich palcach, ukrywając go w dużych, chudych dłoniach. Zawsze musiała coś w nich mieć, były zbyt niespokojne, ruchliwe, przypominały nieco blade pająki. Na dodatek zawsze wilgotne pająki.
A jednak było w tej kobiecie coś pogańskiego, czego nie mogła zamaskować grzeczna suknia, nienaganne maniery, stonowane kolory ani gładko rozczesane włosy. Może chodziło o wielkie oczy, pod prostymi, gniewnymi brwiami, nieco prześwitujące zza soczewek kontaktowych w kolorze wyblakłego niebieskiego, bliższemu szarości, może chodziło o oczy, opalizujące i hipnotyczne? A może po prostu ludzie potrafią jeszcze coś wyczuć intuicją.
On potrafił bez wątpienia.
Zresztą w tym otoczeniu nietrudno, by spod nienagannego, spokojnego i harmonijnego wystroju także wyglądało coś dzikiego, ukazując się w niewielkich ozdóbkach, zdobieniach i pamiątkach z licznych podróży. To nadawało charakter jej mieszkaniu, gdyby to znikło, cały dom stałby się potwornie bezosobowy, jakby mieszkająca w nim osoba kompletnie nie posiadała czegoś takiego jak osobowość i specyfika osobnicza.
W kącie naprzeciwko drzwi siedział wysoki, długi kot z ciemnego, czerwonawego drewna, z przechyloną głową. Przy oknie zaś, na mocno wysłużonej komodzie stały trzy figurki podobnej barwy, przedstawiające galopujące konie, postawione na etnicznym obrusiku. Tuż obok prosta szafa na książki, która teoretycznie powinna być przeszklona, ale Joanne nie dbała o szyby. Pewnie to z nich zrobiła wiszący na żyrandolu stelaż z umocowanymi i wiszącymi szkiełkami. Niektóre z owych szkiełek były przydymione, jakby trzymała je nad świecą.
Na półkach, przed głęboko wciśniętymi książkami stały różne rzeczy, które mogła nabyć w rozmaitych okolicznościach. Kamienny słoń, z mniejszym słonikiem w środku, z tego, co pamiętał, pochodził z wyprawy do Europy, kupiła go na giełdzie minerałów w Polsce. Odrobinę dalej był nabyty w Anglii wysoki dzbanek, czy garnek, w którym znajdował się pęk kłosów jakiejś nadmorskiej trawy. Za tym ukrywały się książki w nieznanym mu języku bądź językach.
Półkę niżej były, na szczęście, po angielsku, i, jak zdążył się nieraz przekonać, w kobiecym stylu, ale mądre i warte czytania. Tych, razem z małą skrzynką przykrytą szydełkową serwetką, strzegł piesek siedzący na owej szkatułce i wpatrywał się czujnie w przestrzeń. Był także Muminek, jak również drewniany, malowany żołnierzyk-strażnik jakiegoś pałacu, kolorowa tandeta dla turystów, ale on pilnował już propagandy, gdyż półki Joanne były pełne książek promujących jakiś sposób myślenia, bądź też przestawiających brutalną prawdę o świecie. Tak więc był i "Koniec Europy", było "Ani życie, ani wojna", a także znane "No Logo", zwane biblią alterglobalistów, oraz cała masa tomów proekologicznych, prolewicowych, feministycznych, a także historycznych. Ze szczególnym akcentem na te książki poświęcone reżimom. Jeszcze niżej można było dostrzec parę nazwisk znanych filozofów i całkiem sporo albumów z obrazami znanych i mniej znanych malarzy.
Jedna noga szafy na książki stała na leżącym na skos szorstkim, wyblakłym dywanie, który lata świetności miał już dawno za sobą. Bardzo nieprzyjemny dywan, nieco tandetny, ale w sumie dosyć ładny. Prezentował styl pamiątek dla turystów.
Tuż obok szafy, również jedną nogą na owym dywanie stał regał, pełen kaset z filmami zgrywanymi z telewizji, podpisanymi pochyłym, drobnym pismem. Prawdziwa filmoteka, pełna różnorakich filmów ze wszelkich krajów. Teraz nagrywała tutejsze, ale pewnie za pół roku albo nawet następnego dnia zniknie i odnajdzie się w Indiach. Chociaż oczywiście bardziej prawdopodobne były kraje z chłodnym klimatem, gdyż szło lato, a ona nie znosiła skrajnych temperatur.
-Na pewno chcesz niedługo wyjechać? -spytał, siląc się na obojętny ton.
-Tak. Mógłbyś pojechać ze mną.
-Pracuję, w przeciwieństwie do ciebie.
-Nagrywanie i pisanie. Możesz nagrywać i pisać wszędzie -burknęła zsuwając wszystkie pionki z szachownicy, odwróciła ją i, starannie ułożywszy w środku wszystkie figury, zamknęła.
-Ja, wyobraź sobie…
-Dobra, ucisz się -przerwała mu. -Ja pracuję.
-Faktycznie wspaniała praca -stwierdził ironicznie. -Siedzenie nad kartami.
-Przynajmniej robię to, co umiem -stwierdziła beznamiętnie i wzruszyła ramionami. -Ale po tak długim czasie nie będziemy mieli o czym gadać.
-Przecież wyjeżdżasz tylko na parę miesięcy, nie marudź.
-Na parę lat, o ile kiedykolwiek tutaj wrócę.
-Jak to na parę lat? Mówiłaś, że wrócisz szybko!
-Cóż.
Obojętność tej kobiety momentami wręcz go przerażała. Nie można jej było odmówić ani inteligencji, ani mądrości, ani pewnej urody, raczej oryginalnej niż szczególnie pięknej, ale zawsze pozostawała zimna jak sopel lodu. Wierzył jednak, że za tą lodową otoczką jest czujący, ciepły człowiek. Może i był, ale nie udało mu się do niego dotrzeć, wciąż miał przed sobą tą samą królową śniegu, która nie miała najmniejszego zamiaru się przywiązywać do nikogo.
Rozmawiali dużo, nawet mieli podobne poglądy. Spędzali trochę czasu, a jednak Joanne była wciąż taka sama - lodowata, z nienagannymi manierami i wyglądem, z pogańską szamanką przeświecającą zza szarych soczewek kontaktowych. To dzikie wejrzenie można interpretować zarówno jako naturalną dla niektórych ludzi przenikliwość, jak i początki obłędu.
A teraz mówiła mu, że ot, tak sobie wyjeżdża na zawsze.
Chyba miał jej dość. A niech jedzie w cholerę.
Na fanficki przeznaczone są osobne działy.
Proszę o informacje, czy Tankian to film, książka czy może coś zupełnie innego, wtedy przeniosę do właściwego działu. Do tego czasu temat zamykam. Mad.
Przeniesione. Mad.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 11:45, 10 Maj 2008 Temat postu: Rozdział I "Ciemnogród" cz. I |
|
|
Rozumiem, że i tak nikt nie przeczytał ani nie przeczyta... szkoda. Ale dodam jeszcze jedną część, w nadziei, że po prostu wszyscy zgodnie przeoczyli.
-----------------------------------
Rozdział I "Ciemnogród" cz. I
Barbara była średniego wzrostu kobietą o jasnobrązowych włosach, zawsze zaplecionych w warkocz, z wyjątkiem tych porannych chwil, kiedy włosy myła i czesała. Na nosie nosiła okulary, jednak tylko z przyzwyczajenia, bo od dobrych szesnastu lat ich nie potrzebowała. Nieco zadarty, drobny nosek niektórym mógłby przypominać kartofelka, bardzo niewyrośniętego, ale kartofelka.
Wyglądała młodo, cerę miała nieskazitelną, twarz świeżą, i tylko ciężkie powieki osoby niedosypiającej psuły jej młodzieńczy wygląd. Wydawała się raczej studentką jedzącą za dużo słodyczy, niż pracującą gospodynią i głową rodziny. Ubiór też na to nie wskazywał. Niechlujna czarna bluzka z nazwą jakiegoś zespołu, opinająca się nieco na biuście, jakby pożyczona od młodszej siostry. Na szerokich biodrach zawsze miała obszerne spodnie, przytrzymywane paskiem, ukrywające nieco zbyt grube uda i krągłe pośladki. Niezmiennie przywodziła na myśl kogoś, kto rozpaczliwie chce schudnąć, ale nie może.
W tej chwili siedziała przy komputerze i pisała coś zawzięcie, ze skupieniem spoglądając to w ekran, to na klawiaturę. Długie rządki drobnych, czarnych literek zapełniały ekran średnich rozmiarów. Na pasku zadań migała uparcie jakaś wiadomość przesłana dzięki komunikatorowi internetowemu.
Pukanie do drzwi przerwało pracę kobiecie.
- Proszę - odpowiedziała niezbyt przytomnie.
Do pokoju, jak do lwiej jamy, ostrożnie zajrzała dziewczyna zadziwiająco podobna do Barbary, mogąca uchodzić za jej córkę. Była tylko o wiele szczuplejsza, wręcz chuda. Ale linia ust, teraz zaciśniętych, była idealnie taka sama, podobnie jak duże, bladoniebieskie oczy, wiecznie zdziwione, wyglądające niezwykle pociesznie, będąc ozdobionymi ostrym, czarnym makijażem wykonanym średnio wprawną ręką. Nastolatka miała również takie same, jasnobrązowe, gęste włosy, rozpuszczone, zwieszające się wokół twarzy w strąkach, jakby ich właścicielka próbowała je postawić na sztorc, nasmarowawszy żelem. I prawdopodobnie tak robiła.
Ubrana była również w bluzkę jakiegoś zespołu, ale nie opinającą się na piersiach, wytarte dżinsy z kilkoma dziurami, zrobionymi prawdopodobnie za pomocą nożyczek, papieru ściernego i piły.
- Basiu, miałyśmy dziś jechać po bilety - powiedziała z wyrzutem.
- Przepraszam, Lea, zapomniałam. Przypomnij mi rano.
- To już trzeci raz - warknęła dziewczyna, ściągając brwi gniewnie, splatając ręce na piesi i tupiąc stopą obutą w glan. - Dasz mi kasę i pojadę sama.
- Dobrze, siostrzyczko - ulegle zgodziła się Barbara.
Lea wyszła tupiąc ciężko buciorami, a po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi i w mieszkaniu zrobiło się całkiem cicho.
Barbara przyłożyła dłoń do czoła, jakby chciała sprawdzić gorączkę. Bolała ją już głowa od pisania. Ale to lubiła. Nie były to może powieści wysokich lotów, ale Lea uważała inaczej i ganiała biedną siostrę po wydawnictwach.
Napisze jeszcze tylko jedną stronę i pójdzie spać. Należy jej się to, przecież wytrwale pracuje i nawet nie narzeka na marną płacę. Jeszcze tylko akapit do końca i na chwilę odłoży pisanie. Powróci do pisania za pięć minut.
Odsunęła klawiaturę i ułożyła się na biurku, podpierając głowę ręką. Przymknęła oczy, by dać im chwilę odpocząć. Po chwili już spała smacznie, pochrapując cicho, a światło ekranu oświetlało jej sylwetkę, rzucającą cień na resztę pokoju.
W ciemności trudno się rozeznać, lecz można było spokojnie powiedzieć, że jest to pokój mały i zagracony, zastawiony dużą ilością pudeł, jakby lokatorka dopiero się wprowadziła. Niektóre z nich były puste, a ich zawartość bezładnie leżała na półkach, w marnym świetle monitora wydając się książkami albo albumami na zdjęcia.
Całą ścianę pokoju pokrywał ogromniasty, lecz pusty regał ze sklejki, który aż się prosił, by zrobić z niego biblioteczkę domową. Na tym regale stała paprotka, usychająca z braku wody, zdana na łaskę, a raczej na pamięć sióstr.
Po przeciwległej stronie był materac na czterech nogach, szumnie nazywany przez Barbarę łóżkiem. Nawet w mroku wyglądał na twardy i niewygodny, trudno się dziwić więc, że kobieta drzemiąca na biurku, wolała je od leżyska.
W pomieszczeniu także była szafa, stała przy oknie, skutecznie broniąc pokoju przed jakimikolwiek spojrzeniami z zewnątrz. I trwała tak na posterunku, mimo iż na przeciwko pustkami i grzybem na ścianie świeciła wnęka. Zgodnie z zasadami przyzwoitości ów grzyb należałoby zasłonić szafą.
Wtłoczone w przestrzeń między szafą a łóżkiem, w samym kącie stało biurko i drewniane, skrzypiące krzesło. Żeby się tam dostać, trzeba było przeciskać się pod stolikiem, między kablami komputera, wyjątkowo splątanymi i utrudniającymi przejście.
Uroczego wrażenia dopełniały odrapane drzwi, niegdyś nieskazitelnie białe, teraz raczej w białoszarawe plamy, z szybą, a raczej plastikiem zamiast niej, który to plastik nawet nie próbował udawać szkła, tylko trwał tak wygięty, jakby go ktoś trafił czymś gorącym.
Do tego kobieta, śpiąca z otwartymi ustami i ręką na klawiaturze, z długim warkoczem przewieszonym przez ramię, coraz to układająca się wygodniej i pochrapująca. Czasami chrapnięcie nagle się urywało i następowała chwila bezdechu, by później denerwujący odgłos mógł zabrzmieć jeszcze głośniej.
A komunikator na pasku zadań nadal migał, zostawiony sam sobie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Craig Liath
Chybotliwy Bard
Dołączył: 01 Kwi 2007
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wypełzło spod dywanu
|
Wysłany: Wto 20:11, 24 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Mmh...Przeczytałam i nie wiem jak skomentować.
Moich jakże ukochanych błędów, nie zauważyłam.
Natomiast jeśli chodzi o treść samą w sobie, to mam zgryza.
Styl przyjemny, szybko się czyta...Podoba się, a owszem. Jednak mimo, że do tej pory opublikowany tekst do krótkich nie należy, to nie mogę o nim nic więcej powiedzieć. Czemu? A no temu, że czekam na rozwój akcji. Ba! Ja jej wręcz żądam!
Wiem, że opublikowałaś to już kawał czasu temu...Ale może są jednak jakieś szanse (choćby tyci, tyci) na kontynuację? <maślane spojrzenie nr 34 i 1/2>
Pozdrawiam, Chybotliwa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hien
Różowy Dyktator Hieni
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 1826
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 7 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo. Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:17, 24 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Ojej, to Królowa Hien nadal tu jest! O_o Myślałam, że wykasowałam
Królową Hien dopracowuję od dłuższego czasu, tkwię ciągle w trzecim rozdziale i bez notatek gubię w zawiłościach bohaterów, powolnej akcji i głębokiej symboliki, jaką w tym pomyśle odkryłam dzięki lekcjom polskiego. Aż się zdziwiłam, że udało mi się umieścić w groteskowej historyjce tyle egzystencjalno-filozoficzno-symbolicznych płaszczyzn...
Ale dobrze, mogę rzucić ciąg dalszy, każda rada się przyda w tej opowieści, więc liczę na rady, oj liczę ^^
_______________________________
Rozdział I "Ciemnogród" cz. II i III
W pracy była sporo przed czasem, świt był jeszcze daleko i nawet niebo na wschodzie się nie zaczęło rozjaśniać. Zawsze przychodziła wcześniej. Wyjęła z wyświechtanej torebki tubkę i wycisnęła z niej ostatnie resztki kremu. Rozsmarowała sobie je na twarzy i rękach. Teraz musiała chwilę poczekać, aż tłusta warstwa wsiąknie i będzie można brać się do pracy.
Spojrzała wokół siebie, na oświetlone słabym światłem energooszczędnej żarówki sprzęty. Nie było tu najczyściej, ale jak dotąd nikt się nie czepiał. Garnki były czyste, naleśniki smaczne i nie narzekano. W kącie stał, również czysty, gar rozmiaru XXL. Żadnego teflonu wprawdzie się tu nie znajdzie, ale garnki i stare patelnie, wyszorowane na błysk, spełniały swoje zadanie bez zarzutu.
Sufit jednak pozostawiał sporo do życzenia - był ciemny, podobnie jak od dawien dawna nie myte kafelki na ścianach i podłodze. Chociaż patrząc na wysokość pomieszczenia, ciężko byłoby je wszystkie myć, gdyż ciągnęły się aż pod samo sklepienie, które, ze względu na to, iż lokal mieścił się w dość starej kamienicy, było poza zasięgiem ludzkiej ręki, nawet wspomaganej wysokim, barowym stołkiem.
Zatarła ręce, sprawdzając, czy krem już się wchłonął, wstała i udała się do chłodni, sprawdzić, czy wszystko jest i czy niczego nie brakuje. Nigdy wprawdzie nie zdarzyło się, żeby jakiegoś produktu zabrakło, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz i Barbara musiała wiedzieć wcześniej, by zaradzić tej tragedii, jaką byłby brak naleśników czy kotletów.
Sprawdziwszy wszystkie zapasy, przekonawszy się, że wszystko jest, i to nawet na swoim miejscu, usiadła na krześle i oparła się na stoliku. Była wciąż zmęczona po niemal całonocnym pisaniu, a pierwsi klienci przychodzili najwcześniej o siódmej, zatem miała jeszcze z godzinę na odpoczynek. Przymknęła oczy i zasnęła.
- Dzień dobry. Jak się pani miewa? - spytała pierwszą klientkę, uśmiechając się blado.
- A dziń dobry, dziń dobry. Wi pani, gorzej bywało, a i lepiej tyż - odpowiedziała starsza kobiecina, z dobrotliwą twarzą pokrytą siecią zmarszczek. - Są już naleśniki?
- Z serem?
- Tak, tak, z serem, jak zwykle.
- Są, za chwilkę będą gotowe.
Barbara wróciła do kuchni, podeszła do wielkiej kuchenki i przyjrzała się złociście przypieczonym naleśnikom, leniwie smażącym się na ogniu. Dźgnęła jeden widelcem i zajrzała pod spód. Można uznać, że się już zrobiły. Sięgnęła po talerz, przełożyła je nań. Wzięła jeszcze tylko nóż i widelec i wyszła z kuchni.
Staruszka nadal stała przy ladzie barowej, czekając na swoje śniadanie. Materiałową chustką polerowała swoje ogromne okulary o grubych szkłach, nie dbając o to, że wcale ich w ten sposób nie czyści.
- Proszę i życzę smacznego. - Barbara postawiła talerz tuż przez kobietą i uśmiechnęła się ciepło.
- Dzieńkuje bardzo - odpowiedziała starowina, założyła brudne okulary, schowała chustkę do kieszeni i wzięła talerz drżącymi rękami. Powoli odwróciła się i ostrożnie zrobiła kilka kroków w kierunku najbliższego stolika.
Chwilę stała, jakby nie bardzo wiedząc, jak usiąść, żeby posiłek się nie zsunął i nie spadł na niezamiecioną podłogę. W końcu jednak jakoś dała sobie radę bez pomocy i zaczęła powoli kroić nożem jeden z naleśników, aż ser wyszedł na wierzch.
Patrząc na to, Barbara nie mogła powstrzymać skojarzenia z wnętrznościami wychodzącymi na wierzch, kiedy przyciśnie się przeciętego na pół człowieka. Od takich skojarzeń miała jednak wieczory pełne pisania opowieści, tchnących grozą i perwersją. Martwiło ją tylko to, jak Lea dostała się do tych tworów, bo że je przeczytała, to było pewne. Inaczej nie przebąkiwałaby o wydaniu w jakimś szanowanym wydawnictwie.
Staruszka odniosła talerz i postawiła przy okienku, za którym z reguły czaiła się osoba odpowiedzialna za zmywanie.
- Bardzo dzieńkuje, pani Basiu, było pyszne - powiedziała jeszcze kobiecina i wyszła, pewnie by zdążyć na poranne nabożeństwo.
W barze zrobiło się jakoś tak smętnie cicho. Tylko jakaś mucha obijała się o szybę, nie pojmując, że w ten sposób na pewno się nie wydostanie. Krzesła z jasnego drewna stały nienagannie prosto, ustawione po cztery przy stoliku z blatem ze sklejki. Podłoga pokryta była jasnobrązowymi panelami i wymagała szybkiego umycia, albo chociaż zamiecenia. Przydałaby się jej także renowacja. Na ścianach, pokrytych wyblakłą zieloną farbą, wisiało parę obrazków, nie przedstawiających zbytniej wartości artystycznej, ale trochę ozdabiających to niezbyt ładne wnętrze.
Nieco bardziej zielone od ścian były krzesła przy barze, odrapane i nie cieszące się specjalną popularnością wśród gości. Może dlatego, że nie były zbyt wygodne, naprawiane wiele razy i chybotliwe. Niemniej jednak miały swoich amatorów, a właściwie jednego amatora.
Barbara wróciła do kuchni, doglądnęła kolejnej porcji naleśników i poszła zmyć talerz po emerytce. Założyła gumowe rękawice i sięgnęła po płyn do mycia naczyń, w myślach narzekając na poranki. Rano zawsze musiała sobie radzić sama, bo nie było jeszcze pomocnika. Zawsze było to mniej pracy, bo to on zajmował się naczyniami i spełniał część obowiązków kelnera.
Po chwili odstawiła talerz na bok i podreptała nieco przetrzeć stoliki, po drodze jeszcze wstawiając porcję owsianki, gdyż, jak się spodziewała, zaraz zjawi się najbardziej znienawidzony klient.
Gdy tylko wyszła ze szmatką w ręku, przekonała się, że ów klient już jest.
- Dzień dobry - uśmiechnął się paskudnie. W jego mniemaniu był to pewnie uśmiech uroczy. Miał z pięćdziesiąt lat, tak oceniała go Barbara, ale wyglądał na znacznie więcej, zwłaszcza biorąc pod uwagę siwe włosy i łysinę. I, co gorsza, był przekonany, że jest niesłychanie uwodzicielski i przystojny.
- Dzień dobry - odpowiedziała niechętnie.
- Co dzisiaj może mi pani polecić, pani Basiu? - spytał.
- Owsiankę - warknęła.
- Pani owsianka jest najlepsza. Ma pani czas po pracy? - Zadawał to pytanie od dobrych kilku lat.
- Nie.
- Szkoda, bardzo szkoda… - pokręcił głową ze smutkiem i usiadł na wysokim, barowym krześle. Jedyny amator tych krzeseł, nigdy nie mogła ani nie chciała zrozumieć, jak wytrzymywał na czymś tak potwornie niewygodnym.
I tak od dziesięciu lat. Ci sami klienci, te same pytania, te same potrawy do zrobienia. Właściwie nigdy do tego małego barku mlecznego nie zajrzał nikt nowy, nieznany i nie zamówił żadnego z nieco bardziej egzotycznych dań.
Czasami Barbara miała dość tej monotonii, ile w końcu można tak żyć? Pocieszała się jednak, że skończy pracę jak tylko Lea będzie mogła już się utrzymywać sama. Przecież nie może teraz odebrać siostrze szans na porządną edukację, której ona sama nie miała. No, chyba, że za wykształcenie uznać kiepsko zdaną maturę.
***
Ostatni klient wyszedł. Lokal można uznać za zamknięty. Wzięła szmatkę i zaczęła przecierać wszystkie stoliki, by rano były czyste, i żeby mogła w spokoju zająć się przygotowaniami do pracy.
Pod ścianą postawiła szczotkę. Kiedyś trzeba zamieść, a szef już ją ochrzanił za nieróbstwo i brudną podłogę. Tego dnia musiała zostać dłużej i doprowadzić chociaż reprezentacyjną część baru do względnej czystości.
Ktoś wszedł, mocno trzaskając drzwiami. Barbara podniosła głowę znad stolika.
Na środku stała młoda kobieta, rozglądając się ze zdegustowaniem. Jej wzrok zatrzymał się na obrazkach na ścianach i po wyrazie, jaki pojawił się na jej twarzy, można było się domyślić, że owo jej zdegustowanie sięgnęło już zenitu. Dziewczyna była blada, wydawać by się mogło, że nawet zbyt blada, by to mogło być naturalnie. W każdym razie dość mocno kontrastowało z jaskrawoczerwoną czapką z pomponem.
- Zamknięte - oznajmiła Barbara. - Proszę przyjść jutro.
- Widzę, że zamknięte - odpowiedziała kobieta, strzepując roztapiające się płatki śniegu z ciemnobrązowych włosów, chrzęszcząc pierścionkami na zadbanych dłoniach. Przy twarzy miała dwa jasne, platynowe pasemka, najwyraźniej tlenione.
- To proszę przyjść jutro - powtórzyła Barbara głośniej.
- Daj mi jakieś piwo czy czegoś - rzekła panna intruz z nieco obcym akcentem, podeszła do barowego krzesła i usiadła na nim. Na ladzie położyła banknot dwudziestozłotowy.
- Nie sprzedajemy piwa.
- Trudno, to coś ciepłego.
- Bar jest już zamknięty.
- Według kartki na drzwiach, jest do ósmej. Jest za jeden - warknęła kobieta.
- Co pani zamawia? - spytała Barbara, dając sobie już spokój.
- Herbatę. Reszta nie trzeba.
Barbara wyszła do kuchni. Nie podobała jej się ta osoba, była zbyt pewna siebie. Poza tym Barbara nie lubiła obcokrajowców. Powinni trzymać się swoich terenów, a nie wypuszczać w polskie ziemie. A już na pewno nie powinni być tak aroganccy, przecież to, że mogą w ogóle przyjechać, to łaska ze strony Polaków, że ich przyjmują. I absolutnie nie wolno im kaleczyć języka polskiego, wszak to świętokradztwo.
Zaparzyła herbatę. Wyszła z kuchni i postawiła szklankę przed klientką.
- Dziękuję. Słyszałaś może o tym serii morderstw ostatnio? - spytała tamta.
- Nie - burknęła Barbara, wzięła szmatkę i ruszyła w kierunku jednego ze stolików.
- Dziwnie, ostatnio wszędzie o tym trąbią. Jakiś nieznane sprawca zabija ludzi i ofiary są bez krwi w ogóle. Aż dziwne, że to człowiek robi. Można pomyśleć by, że to jeden z wampirów.
Kucharka upuściła ścierkę. Zaraz ją nerwowo podniosła i zaczęła szybko jeździć nią po blacie.
- Policja nie może namierzyć żaden z przestępców, podejrzewają, że ich więcej, bo miejsca zbrodni są oddalone.
- Pewnie jakaś szajka czy mafia rozwiązuje porachunki - mruknęła Barbara. - To nic niezwykłego.
- Ale żeby tak?
- To może jacyś psychopaci się skrzyknęli. Albo jeden i ten sam jeździ po kraju.
- Ale te mordy, to bardzo szybko! Za szybko, żeby mógł zabójca pojechać.
- Pewnie pojechał ekspresem.
- Ja nie sądzę. To wampir, na pewno. Tylko wampir się umie tak szybko przemieszczać i tak mordować. Te ofiary miały twarze takie… takie… - obca szukała właściwego słowa - zadowolone, jakby zjedli ptasie mleczko.
- Wampir?
- Taki jak my.
- My?
- Ty też jesteś wampirzycę, ja widzę. Tylko dziwno, że nie zauważyłaś tego w ogóle. Ta morderca jest bardzo groźna, jest bardzo… bardzo… zawzięta.
Barbara miała dość tej dziewczyny. Przyszła jakaś głupia panienka, mądrzy się, rządzi, a do tego obca. Kucharka ostatni raz przejechała szmatką po stoliku i spojrzała na zegar, wiszący nad wejściem do kuchni. Od wejścia nieznajomej minęły już dwie minuty, zatem można ją spokojnie wyprosić.
- Proszę kończyć, zaraz zamykam.
Siorbiąc niemożliwie, obca dopiła ostatni łyk, i z hukiem odstawiła szklankę, mrucząc coś w nieznanym Barbarze języku. Wzięła jaskrawoczerwoną czapkę z blatu, nałożyła ją na głowę. Na jej dłoniach znów zachrzęściły pierścionki. Zeskoczyła z krzesła barowego i ruszyła w kierunku drzwi.
- Ty nie mów, że morderca nie wampir. My wiemy, że, ale ty się nie wypieraj, że jesteś jedną z nas - powiedziała jeszcze na odchodnym, a w jej głosie zabrzmiało ledwie dosłyszalne ostrzeżenie.
- Proszę wyjść i nie wygadywać głupot - warknęła Barbara.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Oparła dłoń na klamce i obejrzała się jeszcze na kucharkę. Tamta tylko strzepnęła ścierkę i odeszła na zaplecze.
- Ciemnogród - mruknęła obca i wyszła, trzaskając drzwiami z niezwykłą siłą.
Barbara oparła się o framugę drzwi do kuchni. Ściągnęła brwi, myśląc o czymś zawzięcie, przyłożyła dłoń do czoła, przetarła twarz. Ta kobieta nie powinna tu przychodzić. Nie burzyć poczucia spokoju, nie chrzanić o jakichś mordercach.
Ruszyła powoli w kierunku chłodni. Postanowiła wyrzucić nieznajomą z myśli. Zadręczanie się nic nie da, zwłaszcza jak się jest głodnym. Tego dnia był niezwykły ruch, a ilość ludzi, jaka przeszła tego dnia przez bar, była przytłaczająca. A na dodatek Barbara nie miała nawet czasu na zjedzenie czegokolwiek.
Otworzyła spiżarnię i sięgnęła na najbliższą półkę po srebrną, szczelnie zamkniętą torebkę, pełną jakiegoś płynu, przyjemnie przelewającą się przez rękę. Kobieta rozejrzała się jeszcze po chłodni, w myśli zrobiła listę produktów do kupienia dla restauracji i zamknęła drzwi.
Sięgnęła po nożyczki i odcięła jeden róg torebki. Do jej nozdrzy doszedł kuszący, smakowity zapach. Wciągnęła go głęboko w płuca, zaciągnęła się jak dymem papierosowym. Dotąd nawet nie zdawała sobie sprawy, jak głodna była. Sięgnęła po najbliższą szklankę i zaczęła wlewać do niej czerwony płyn.
Barbara wypiła duszkiem i nalała jeszcze raz. I jeszcze raz wypiła duszkiem.
Poczuła się o wiele lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Hien dnia Wto 22:18, 24 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|
|
|